-Już nigdy więcej nie lecę samolotem!
-To co, zostajesz tu?
-Nie.....pojadę autobusem, popłyne statkiem, pójdę pieszo...
-To dotrzemy tam...za 50 lat.
-DotrzeMY?
-No jasne, przecież nie zostawię tutaj m o j e j dziewczyny!
-Weź już z tym przestań, okej?
-Sama tak powiedziałaś Sam...No ale dobra...to gdzie ty mieszkałaś?
-Ross...ja tu ostatnio byłam z 5 lat temu!
-No i....?
-Ugrrr...Ross...nie pamiętam! Mieszkałam przy ulicy....eeee....noo...Rue de Rivoli, ale jak tam dotrzeć to nie wiem!
-To co, ja mam wiedzieć?!
Ross i Samanta popatrzyli na siebie wściekle. Oboje westchneli i usiedli na krzesełkach w tym samym momencie.
-Wiesz, że to nasza pierwsza kłótnia?
-Tsa....czekaj tu chwile.
Zielonooka podeszła do jakiejś wysokiej dziewczyny.
-Excuzes-moi comment se redre à la station de métro?
****
Było już ciemno. Ross i Sam szli ciemną ulicznką. Lartarnie pojawiały się co 3-4 metry. Przy chodniku było pełno drzew.
-Rossy?-szepnęła fioletowowłosa.
-Tak?
-Bo ja się boję...
-Czego?
-Ciemności.
Chłopk zatrzymał się i spojrzał fiolewowłosej w oczy z małym...rozszczuleniem?
-Nie masz czego się bać, przecież tu jestem, prawda?
-Yhmnn...-dziewczyna dalej nie była przekonana.
Złapał ją za ręke. Popatrzyła na niego zdziwiona.
-Jako twój chłopak mam takie prawo, co? Szczególnie, że chcę ci dodać otuchy.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
-Jasne.-odpowiedziała.
-Eee... gdzie teraz?
-Prosto, potem w prawo.
I poszli dalej, przez ciemną uliczkę, ciągnąc za sobą walizki i trzymając się za ręce....
****
Zrezygnowany Ellington wszedł do swojego mieszkania. Po jaką cholere on w ogóle rozmawiał z Kelly?! No po co?Jednak z drugiej strony...on tyko z nią rozmawiał, nic takiego przecież nie zrobił. A to, że ona go cmoknęła w policzek od razu robi z niego zwyrodnialca? To ONA go pocałowała. Do tego w policzek! Prychnął. On sam był tym zdziwiony. Rydel jest zazdrosna nie wiadomo o co. Tylko oczywiście ma o co, bo Kelly to jego była! Apartament był pusty. Czyli Samanta znów jest u Lynch'ów. Szkoda, bo chciał z nią pogadać. Kto jak kto, ale ona potrafiła pocieszyć człowieka. Dobrze pamiętał jak w wakacje sziedzieli o późna w nocy w jakiś miejscu w dworku zwierzając się ze wszstkich problemów.
Wszedł do kuchni, lodówka była pełna. No tak. Musiała nakupować tyle rzeczy...no po prstu musiała...jakby nie inaczej. Nagle na blacie zauważył karteczkę. Wziął ją do ręki i zaczął czytać:
"Kochany Lingtonie! Poleciałam z Ross'em do Paryża, chodzi o moich rodziców. Nie martw się o mnie, nie wiem kiedy wrócę. Buziaki. Samanta ;)"
****
Stanęli. Przed nimi stał wielki, biały dwór:
-Twój tata był prezydentem?-zapytał zszokowany Ross.
Nigdy w życiu nie widział takiej pięknej i dużej willi.
-Nie, miał najlepszy w całej Francji sklep z czekoladą. A mama była modelką...mnie bardziej ciekawi, jak tu wejdziemy.-dodała po chwili.
Dziewczyna omiotła dwór czujnym spojrzeniem, po czym spojrzała na blondyna z zaniepokojeniem.
-Czemu tu się świeci?-szepnęła.
Blondyn nie zdążył odpowiedzieć, gdy światło zgasło.
-Wchodzimy?
-Prędzej czy później i tak ten ktoś wyjdzie, nie?
Zielonooka pociągnęła chłopaka za ręke.
-A twoja siostra była...?
-Tancerką.
-A ty umiesz tańczyć?-zaciekawił się Ross.
-Nawet.-mruknęła.-Ale nie uważasz, że nie pora na tego typu rozmowy?
Szarpnęła klamke. Drzwi otworzyły się. W całym domu było ciemno. Fioletowowłosa weszła powoli, zapalając światło i dalej trzymając blondyna za ręke. Sam blondyn był coraz bardziej urzeczony. Byli teraz w holu, który obity był perłowymi płytkami, w górze było widać żyrandol z przeźroczystych diamencików. Nie ściągając butów poszli dalej. Tym razem był to salon. Były tam cztery, ekskluzywne kanapy, stoliczek, pełno irysów i fortepian.
-Grasz?-zapytał cicho.
-Cholera jasna, Ross!! Tak gram! Tylko jeśli już zauważyłeś właśnie szukam ludzi, którzy zamieszkali w tym domu! A ty zamiast mi pomóc pytasz się mnie czy gram! A teraz jak już wiesz, to mi pomożesz, czy dalej będziesz pytał o te duperele, co?!
-No, okej, okej, nie wrzeszcz tak.
Dziewczyna westchnęła uspokajając się, poczym wzmocniła uścisk i poszła z chłopakiem na górę.
-Wejdźmy najpierw do mojego pokoju...-powiedziała.
Blondyn pokiwał głową. Zielonooka otworzyła drzwi i zapaliła światło, nikogo nie było.
-Dziwne...jak ostatnio tu byłam wyglądał tak samo...-mruknęła.
Strach w niej narastał. Ross czuł to w jej zachowaniu. Ściskała jego ręke bardzo, ale to bardzo mocno i stała naprawdę blisko niego. On sam też nie był spokojny, czy wyluzowany. Przestał zwracać uwagę na otoczenie. Nie podobała mu się ta sytuacja. W następnych pokojach też nikogo nie było, a były to dwa pokoje gościnne i pokój siostry Samanty.
-Został jeden pokój...-szepnęła.
Brązowooki spojrzał na nią.
-Sypialnia rodziców.-wytłumaczyła i głośno przełknęła ślinę.
Otworzyła drzwi. Te, jak na złość otworzyły się bardzo powoli. Para weszła również powoli do pokoju i zapaliła światło.
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!-głuchą ciszę przerwał przeraźliwy WRZASK fioletowowłosej.
Na wielkim łożu siedziała dwójka ludzi. Kobieta i mężczyzna. Kobieta była wysoka, szczupła, miała czarne włosy, długie, falowane włosy i zielone oczy, które aż jarzyły swoją intensywnością. Cera była nieskazitelnie gładka z pięknym odcieniem biszkoptu. Mężczyzna był troszkę wyższy i nie tak bardzo chudy jak kobieta, miał brązowe, lekko potargane włosy, zawadiacki uśmiech i bursztynowe oczy. Uśmiechali się lekko, zatykajác uszy. Samanta przestała wrzeszczeć i oddychała ciężko.
-R-Ross, ty też ich widzisz?
-Tak, a to źle?
-To są moi rodzice!
-Ale twoi rodzice nie żyją!!
-No właśnie!
Popatrzyli na siebie przerażeni, a rodzice Samanty zaczeli się śmiać. Zielonooka wyglądała tak, jakby zaraz miała zacząć wrzeszczeć jeszcze raz, potem zemdleć, a następnie zwariować.
-Ej, Samanta spokojnie.-zaczął łapiąc jej twarz w dłonie.-Napewno da się to jakoś racjonalnie wytłumaczyć.
-Tak, da się. Byłam na tyle wnerwiającą córką, że ci tutaj stwierdzili, że mnie postarszą, jako zadość uczynienie!
Państwo Rape zachichotali i uspokoili się.
-Spokojnie kochanie, nie jesteśmy duchami, zjawami i tymi podobnymi potworami, jesteśmy żywi.-powiedziała pani Rape. Jej głos był ciepły i melodyjny.
-Przecież zgineliście w wypadku samolotowym!
-Napewno by tak było, gdybyśmy nie spóźnili się na samolot! -powiedział pan Rape. Jego głos był głęboki i spokojny.
-Ale Adam....A to parszywa świnia! Zmyślił to! Pokazał reportaż i...wstrętny gnój! Okłamał mnie!!
Dziewczyna po bardzo długiej chwili, w której przeklinała swojego byłego uspokoiła się i uśmiechnęła.
-Tęskniłam za wami...-mruknęła po czym przytuliła się do nich. Myślałam, że nie żyjecie....przez całe cztery lata tak myślałam...-dziewczyna prawie płakała.
-No już...spokonie, nic się nie dzieje.-uspokoiła ją pani Rape.
-Ty nam tu nie becz, tylko przedstaw swojego towarzysza!-Pan Rape uśmiechnął się, a Ross tak jakby oprzytomniał.
-Ach, no tak! Ross poznaj moich rodziców, to jest mój tata Chris Rape, to moja mama Victory Rape. Mamo, tato poznajcie Ross'a, mojego prywatnego Anioła Struża....
****
Samanta otworzyła oczy. Pierwszą rzeczą jaką jej wzrok wyłapał, była mała karteczna w miejcu, w którym powinien spać Ross. Chwyciła ją i zaczęła czytać:
"Twoi rodzice są w pracy, jestem w kuchni, robię śniadanie. Jak się obudzisz to zejdź do mnie :D. Ross"
Dziewczyna z lekką niechęcią wstała z łóżka, ubrała kapcie i zeszła na dół.
Weszła do kuchni i oparła się o ściane. Przyglądała się właśnie jak Ross kroi szczypior do jajecznicy i śpiewa razem z radiem. Zielonooka nie znała tej piosenki, ale domyśliła się, że jest to piosenka R5, gdy tylko zorientowała się, że głos w radiu to głos Ross'a.
-Siema młody!-powiedziała w końcu.
Chłopak obrócił się z prędkością światła.
-Aaa...dzień dobry.-uśmiechnął się targając sobie włosy.
Dopiero teraz zauważyła, że blondyn jest w samych bokserkach. Jakoś jej to zabardzo nie przeskadzało, sama była jedynie w bieliźnie i jego podkoszulku.
-Co to za szajs?-mruknęła z uśmiechem wskazując na radio.
-Szajs? To jest dla ciebie szajs?-oburzył się.
-No tak.
-A wiesz, że to śpiewa R5?
-A wiesz, że zaczynasz gadać jak swoje fanki? A tak w ogóle tylko się z tobą przekomarzam...uwielbiam jak robisz te swoją oburzoną minę.-zaśmiała się.
-No mam nadzieje!-pogroził jej palcem i zabrał się za smażenie.
-Pomóc ci?
-Dam sobie radę.
-Jak chesz...-mruknęła i położyła głowę na blacie.
-Rossy?
-Taak?
-Czemu tak wcześnie wstałeś? To ja zawsze wstaje wcześniej...
-No cóż...raz na jakiś czas może być inaczej.
Po zjedzeniu śniadania ubrali się i stwierdzili, że pójdą na spacer. Ubrali kurtki, czapki i szaliki poczym wyszli z domu.
-No to gdzie idziemy?
-Może Wieża Eiffla?
-Okej.
****
Jednak na samej wieży tak szybko nie stanęli. Jeszcze musieli oczywiście pójść do wesołego miasteczka, zaraz później na deskorolki, a następnie do muzeum marcepanu.
-Jejku, nie wiedziałem, że ty tak dobrze znasz Paryż!
-W końcu się tu wychowałam, prawda?
-No taaak...ale trochę cię tu nie było...
-Ale wiele się nie pozmieniało, o patrz!-pokazała palcem na niebo.
-Co?-chłopak zwrócił głowę w tamtą stronę.
-Berek!-krzyknęła i pobiegła szybko w strone Wieży Eiffla.
Wbiegła do windy.
-Zamknij się, zamknij! Windo...błagam.
Niestety, Ross zdążył wbiec. Nie wychamował i przygwoździł Samante swoim ciałem. Spojrzał jej w oczy i zaczął zbliżać swoją twarz do jej twarzy.
-Ross...niepowinniśmy-szepnęła Samanta.
-Wiem-odszepnął, lecz dalej się do niej przybliżał.
-Ale Caro, Riker....
-Nie będą wiedzieć.-mruknął i wpił się w jej usta.
Jednak nie nacieszył się długo ich smakiem, ponieważ Samanta lekko go odepchnęła.
-Ross posłuchaj...jesteś naprawdę...naprawdę słodkim, mądrym i utalentowanym chłopakiem...do tego pomagasz mi, pozwalasz zapomnieć, rozśmieszasz, pocieszasz jesteś naprawdę wspaniałym przyjacielem, moim najlepszym przyjacielem, ale tylko przyjacielem. Wiem ile dziewczyn zamieniło by się teraz ze mną miejscem z pocałowaniem ręki, ale ja....ja kocham Rikera i nie chcę go skrzywdzić, do tego...dla nas to może nic nie znaczyć, ale później będziemy mieć przez to uniesienie wyrzuty sumienia.
-------------------------------------------
Hejka!
Rozdział byłby wcześniej gdyby nie to, że go zmieniałam i zmieniałam XD
Może nie jest baaardzo długi, ale nie mam za bardzo czasu na pisanie :\
Zarabiam sobie teraz u siostry, pilnując jej dzieci....mój siostrzeniec ma lat siedem, a siostrzenica pięć i co jak co, ale takie dzieci potrzebują uwagi :D
No i tak robie 8 godzinek dziennie od poniedziałku do piątku, w sobote chodzę do babci, a w niedziele jeździmy na basen, do kina itp. Itd.
Do tego wreszcie mogę zobaczyć się z moimi przyjaciółkami-Patrycją i Lily :)
Oczywiście staram się jak tylko mogę, by coś napisać.
Ten rozdział jest krótki, ale spróbuje napisać dłuższy. :)
A teraz mini pytanko dla was:
~Jakie macie plany na wakacje?
No i oczywiście co myślicie o rozdziale!
Proszę o opinię w komentarzach.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!
~Kaśka Zwana Gryzoniem
Nareszcie!!!!!!
OdpowiedzUsuńCo tu napisać?
Rozdział jak zwykle Superowy!
Czekam na nexta! :)