środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 28




**oczami Samanty**


Wrzasnęłam i zaczęłam płakać. Krzyczałam by przestał. Dalej rzucałam się na łóżku jak opentana i płakałam. A on? Śmiał się. Śmiał i wbijał nóż w coraz to czulsze miejsca. Jego rechot wypełniał całą sale. Moje łóżko, prześcieradło i pościel były już całe we krwi. A ja nadal płakałam i wrzeszczałam. Spojrzałam jeszcze raz na bezwładne ciało Rydel. Była cała we krwi. Przez kogo? Przeze mnie. Nie powinnam w tedy przed nim uciekać i tak mnie dopadł i tak mnie zabije. Nic po sobie nie pozostawie. Bo i co takiego? Wszyscy mnie znienawidzą przez co, co jej zrobił. Ja sama też się nienawidzę. Jak ja tak mogłam? Wierzyć, że wszystko będzie dobrze? To bez sensu. Kolejny krzyk wypełnił salę. Co ja takiego zrobiłam by ginąć w takich męczarniach? Kolejny wrzask cierpienia wydarł się z mojego gardła.
-Zobaczysz....znajdę Cię..-szepnął.
Coraz większy ból...coraz więcej krwi...coraz głośniejszy krzyk...
-SAM!!!-usłyszałam czyiś rozpaczony krzyk.
Bół ustał, jednak ja dalej dyszałam i czułam łzy na policzkach.
Otworzyłam oczy.
Było jasno co mnie trochę zdziwiło. Spojrzałam na swoją nogę. Nic, cała i zdrowa. Pościel była czysta. Spojrzałam w róg sali. Nie było tam Rydel. Obejrzałam całe pomieszczenie. Ani śladu JEGO. Za to był Ross. Siedział, pochylał się lekko i trzymał mnie za rękę. Jego wzrok był niespokojny, patrzył na mnie z widoczną troską i strachem.
-Wszystko w porządku?-spytał.
-Tak...to tylko zły sen.-uśmiechnęłam się blado.
-Raczej okropny koszmar...rzucałaś się na tym łóżku jak w jakimś horrorze...płakałaś, krzyczałaś...jak opentana.-szepnął cicho bacznie się mi przyglądając.-Może pójść po panią dok....
-Nie.-powiedziałam stanowczo.-Nie trzeba. Poradzę sobie.
-Sam...?
-Tak?
-Co ci się śniło?
Popatrzyłam w jego ciepłe, brązowe oczy.
Nie wiem czemu, zaczełam płakać.
-Sam....ON ci się śnił?-spytał ostrożnie.
Ja tylko pokiwałam głową i jeszcze bardziej się popłakałam.
-Biedactwo..-mruknął blondyn mocno mnie przytulając.-Nie martw się.....Jego nie ma, nie będzie go już nigdy. Obiecuje.-szeptał głaszcząc mnie po plecach.
-Ross...on...on mnie wykończy psychicznie....-szepnełam, a mój płacz przerodził się w głośny szloch.
-Nie pozwolę na to Sam...nie pozwolimy my wszyscy.
-Rossy....nie masz wpływ na moje sny.-powiedziałam już spokojniej.
Blondyn dobrze o tym wiedział.
-Ale coś na pewno da się zrobić....załatwimy ci psychologa czy coś....
-Ja..ja nie chcę. Ross.... Tyle już dla mnie zrobiiście. Przyjeliście mnie, kupiliście tyle rzeczy...
-Jak będzie trzeba to ci samolot kupimy.-zaśmiał się.-A teraz nie marudź i przestań płakać!-powiedział blondyn odrywając się ode mnie i znów siadając na krześle.-Samuś...nie wolno zamartwiać się przeszłością....nie warto, na prawdę. Uśmiechnij się.-nakazał i sam się uśmiechnął pokazując rząd białych zębów. Jednak coś mi nie pasowało w tym uśmiechu...był taki inny...smutny.
-Coś się stało Rossy?-zaniepokoiłam się.
-Nie...nic.-mruknął już nie uśmiechając się i uikając mojego wzroku.
-Rossy..proszę cię..nie kłamczaj mi tu i mów co się stało.-zarządziłam.
Nie. Tak nie będzie, on tu mnie pociesza przez jakiś głupi sen a to jemu trzeba pomóc.
Blondas utkwił we mnie swój smuty wzrok.
-Caro...Caroline....dała mi kosza. Ale ten był ostatnim....
-Poddajesz się?-spytałam z niedowierzaniem.
-A co mam zrobić? Uganiam się za nią od 5 lat! Rozumiesz? Ale co z tego, że się staram jak ona i tak ma mnie gdzieś. Bardziej się zmienić nie mogę. A jak ona mnie takiego nie chcę.....to muszę o niej zapomnieć.....-ostatnie 5 wyrazów powiedział tak jakby chciał przekonać samego siebie.
- A ja uważam, że musisz zmienić taktykę.-odpowiedziałam z uśmiechem.
Brązowooki popatrzył na mnie z zainteresowaniem wymalowanym na twarzy.
-Sam zobacz...latałeś za nią przez pięć lat i cały czas pokazywałeś, że nie jesteś dzieciakiem..ale i tak ona cię za takowego uważała i cię olewała. To teraz zrób na odwrót...to ty ją olewaj aż wreszcie sama przyjdzie do ciebie, wpadnie ci w ramiona i będziecie żyć długo i szczęśliwie, weźmiecie ślub, będziecie mieć gromadkę dzieci i razem się zestarzejecie.
Blondyn na chwilę się zawiesił. Zapewne myślał czy to w ogóle się może udać. Po chwili jednak uśmiechnął się chytrze i powiedział:
-Sam...jesteś genialna.
Zaśmiałam się krótko.
Później zaczeliśmy rozmowiać na zupełnie inne, bardziej luźne tematy co chwilę śmiejąc się i chichocząc. Ross zupełnie zapomniał o Caro a ja o Adamie.....


*-*Tydzień później*-*

Siedziałam już całkowicie ubrana na pościelonym łóżku i czekałam na moich przyjaciół. Dzisiaj wychodziłam z tego przeklętego miejsca. Rozejrzałam się ostatni raz po sali....tortur. Niestety inaczej nie mogłam nazwać tego pomieszczenia. To tutaj przeżywałam te wszystkie koszmary...to właśnie tu budziłam się z płaczem. To tu, w tej przeklętej sali rzucałam się jak opentana na swoim łóżku doprowadzając Rydel do płaczu a resztę do otempienia. Za każdym razem musiał interweniować Ross, bo tylko na jego głos się budzę. Dziwne, nie? Ale gdy próbuję mnie obudzić ktoś inny to pojawia się w moim koszmarze i jest jeszcze gorzej. Tylko Ross potrafi mnie obudzić, nikt inny. I tak właśnie siedzę sobie w tej durnej sali, w której dowiedziałam się, że mam lekkie zabużenie umysłowe spowodowane długim katowaniem mojej osoby. Na szczęście to minie z czasem i nawet nie trzeba psychologa. Jednak Ell stwierdził, że i tak do niego pójdę. Jak ja bardzo tego nie lubię...jak ktoś wydaje na mnie pieniądze. Nie lubię być zależna od kogoś. Być zależnym od kogoś znaczy być słabym, tego nauczuczył mnie "mój narzeczony". Prychnełam. Dopiero co się uwolniłam od niego a on i tak będzie mnie katować w snach. Parszywy gnojek.
Spojrzałam za okno. Nie było już słońca a padał desz...uśmiechnęłam się.
Wreszcie koniec horroru. Nagle usłyszałam pukanie.
-Proszę.-powiedziałam.
Nie minęła chwila a przede mną stał Ross.
-Gdzie reszta?-spytałam.
-Pakują się.-odpowiedział z uśmiechem.
-Pakują się?
-No tak. Dzisiaj wracamy do Los Angeles.
-To świetnie!-uśmiechnęłam się.
-Idziemy?-spytał.
-Tak.-wziełam swoją torbę i ruszyłam w stronę wyjścia.
Załatwiliśmy tylko najważniejsze rzeczy przy recepcji i już po chwili byliśmy w samochodzie.
-Ross....?-zaczęłam zapinając pasy.
-Tak?
-Czy oni się mnie boją?-spytałam spuszczając głowę.
-A czemu niby mieli by się ciebie bać?-spytał podnosząc jedną brew do góry.
-Odkąd dowiedzieli się, że mam zaburzenia umysłowe to nikt nie przyszedł do mnie...bez ciebie.
Blondyn zmarszył lekko brwi.
-Na serio tak to wygląda?-spytał.
-Tak.-pokiwałam smutno głową.
-Tu nie chodzi o to Sam....każdy stwierdził, że lepiej by było gdybym był przy tobie...bo sama wiesz dobrze, że tylko ja potrafię cię uspokoić.
-A tak w ogóle to ciekawe dlaczego, nie?
-Pewnie musimy być bratnimi duszami.....
Spojrzałam na niego przenikliwym wzrokiem.
-Ulubiona bajka?-spytałam.
-Hahaha Ulica Sezamkowa oczywiście!-zaśmiał się blondyn odpalając auto.
-Noo....to bardzo możliwe.-zaśmiałam się.
-Jak to?-spytał zdziwiony.-A Smerfy?
-Zdradzić Ci mój sekret?-spytałam konspiracyjnym szeptem.
-Dajesz.
-Ale nikomu Ani mru mru, rozumiesz?
-Tak.
-Tak na serio to ja nie lubię tych niebieskich ludzików...tylko taki kit wciskam by Riker sobie wreszcie włosy na niebiesko przefarbował.
Brązowooki zaczął się śmiać.
-No co?
-Nic, nic.
-A lubisz horrory?-spytał po chwili.
-Nie przepadam.
-Ja też.-uśmiechnął się.
-Ulubiony kolor?
-Żółty!
-Mój też!
Tego właśnie typu rozmowy towarzyszyły nam przez całą drogę.
Jechało się trochę przez ten desz ale wreszcie dojechaliśmy do domku nad jeziorem. Wyszliśmy z auta i weszliśmy szybko do domu uciekając przed deszczem.
-Jesteśmy!!-krzyknął Ross.
Sciągneliśmy buty i kurtki po czym weszliśmy do salonu.
-No dzieciaki szamiemy coś i jedziemy.-uśmiechnął się Rocky.-Dokładnie wy szamiecie, my już zjedliśmy.


***Rydel***

Gdy Ross i Samanta zjedli bardzo pożywny posiłek- naleśniki weszliśmy do przerośniętego samochodu taty w takim składzie- kierowcą został Ell, ja siedziałam obok niego za nami siedzieli Riker, Sam i Ross co mnie trochę zdziwiło...Ross nie chciał usiąść obok Caro...dziwne. A na samym końcu siedziała Caro z Rockym. Po nie całych pięciu minutach jazdy Caro odcieła się od nas zakładając słuchawki na uszy. Nie minęło pół godziny a Samanta zasnęła opierając swoją głowę na ramieniu Rikera i kładąc nogi na kolanach Ross'a. Cóż się dziwić...biedaczka mało ostatnio spała. Uśmiechnęłam sie lekko widząc jej błogi uśmiech na ustach. No cóż..najwidoczniej nie tylko nasz mały blondasek ma na nią uspokajający wpływ. Po chwili Rocky również zasnął a Ross i Riker pogrążyli się w rozmowie. Ell nie mając innego pomysłu włączył radio...zdążyliśmy usłyszeć koniec jednej z piosenek "Cholera, co ja zrobiłem, to miała być tylko przyjaźń a ja o tobie śniłem. Cholera ja chyba zwariowałem, miałem tylko lubić a pokochałem...'' Lington uśmiechnął się do mnie a ja zarumieniłam się pod jego znaczącym spojrzeniem.
-No co?-spytałam zakrywając twarz włosami.
-Ty już dobrze wiesz co!-zaśmiał się brunet skradając całusa.-Wiesz, że cię kocham?-spytał.
-Tak....ale ja ciebie bardziej!
-Smerfie....czemu ty jesteś żółty?-usłyszeliśmy głos Sam.
Zdziwieni spojrzeliśmy na nią, w sumie nie tylko my. Blondyni mieli takie śmieszne miny patrząc na nią. Spojrzałam na blondaska, który lekko zmarszczył czoło a później buchnął śmiechem przez co zbudził naszego żółtego smerfika...



----------------------------
Hej!
Tak wiem....rozdział taki sobie i do tego taki o....niczym.
Coś się w nim dzieje ale nic specjalnego...
Do tego nie zbetowany....
I nie ma prawie wgl. Rydellington.
Tamten biedaczek (czyt. Rozdział, który mi się usunął) był lepszy ale niestety nie mam siły by go pisać kropka w kropkę tak samo.
Przpraszam za jakość.....wena mi gdzieś puffła :/
I tak w ogóle też macie taką głupią pogode?
U mnie przed chwilą padałal śnieg a teraz świeci słońce i pada grad -_-



~Kaśka Zwana Gryzoniem

6 komentarzy:

  1. Ostrzegam, że ten komentarz nie będzie długi :( Brak weny :(
    Ale dłuuugi ten rozdział :D
    I rewelacyjny! ^^
    Ross działa kojąca na Sam :D
    Najlepsza tajemnica Sam XD
    To Rik przefarbuje się na niebiesko?!
    Ale by było fajnie!
    Przy ostatniej zwrotce leżę :D
    Pozdrawiam cieplutko <3
    ~Suza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje <3
      Co do Rikera...mam w planach jego niebieskie włosy ale to jeszcze nie jest pewne :)

      Usuń
  2. Super rozdział.
    ,, Smerfie....czemu ty jesteś żółty?-
    Usłyszeliśmy głos Sam" - To rozwaliło mnie na maxa! :) Ty super piszesz te rozdziały oczywiście Dark Destiny też ale z tym Smerfem było najlepsze*)!
    Ja chcę nexta! A propo następnego rozdziału kiedy next? Nie mogę się doczekać następnego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje <3 :3
      Za nexta już się zabieram, więc powinien być tak.....no jak skończę :)
      Specjalnie dla Was postaram sięjak najszybciej. ;) <3

      ~Kaśka Zwana Gryzoniem

      Usuń
    2. Nie mogę się doczekać:);)*)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń