sobota, 28 lutego 2015
Rozdział 22
Ten rozdział dedykowany jest Suzy L. - mojej najulubieńszej czytelniczki! ;)
***Sam***
Otworzyłam oczy. W pokoju panował półmrok. Czyli jednak...powrót do Adama. Rutyna wróciła. Westchnełam. Na serio? Wszystk musiało się TAK skończyć? No cóż...przynajmniej wspomnienia będą....i pare nowych blizn pewnie też. A Lynchowie? Lington? Oby nic im nie było. Wyjadą stąd i zapomną o mnie. Tak, tak będzie najlepiej, niech się nie zamartwiają. Wstałam i skierowałam się w strone kuchni. Przecież zaraz obudzi się Adam i będzie chciał śniadanie.
-Gdzie idziesz?-usłyszałam czyiś głos.
-Do kuchni.-odpowiedziałam.
-Emm.... Samy....kuchnia jest po prawej, ty teraz idziesz do drzwi wejściowych.
To nie był głos Adama. Był zbyt......przyjazy?
-Kim jesteś?-spytałam z niepokojem.
-Mówi ci coś Riker Lynch?-usłyszałam w odpowiedzi roześmiany głos.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jednak...jednak jestem nadal tutaj. W czasowym azylu. Z moimi przyjaciółmi. Uśmiechnełam się.
-To ten beznadziejny aktor, tancerz i lalusiowaty piosenkarz?
-Ja ci dam lalusiowatego piosenkarza!-poczułam jak ktoś rzuca mnie na łużko i zaczyna łaskotać.
-Przestań. Pro..proszę!-wykrztusiłam po chwili cały czas się śmiejąc.
-Przeproś.
-Prze...przepraszam!
-Grzeczna dziewczynka.-zaśmiał się blondyn schodząc ze mnie (XD~dop.aut.) i kładąc się obok mnie.
-Wiesz...myślałam, że...że jestem znów u niego.-powiedziałam cicho.
Blonyn zmarszczył czoło.
-Nie pozwoliłbym na to...przecież jestem twoim przyjacielem.
-Wiem. Ale czasem przyjaciele nie mogą nic zrobić.-stwierdziłam.
-Zwykli przyjaciele tak...ale tacy jak ja na pewno zawsze dadzą rade! Zrobię WSZYSTKO by cię uszczęśliwić.
-Wszystko?-spytałam z uśmiechem.
-Wszystko.-potwierdził.
-To przefarbuj sobię włosy na niebiesko.-zaśmiałam się.
-Co ty masz z tymi włosami co?
-Uważam, że w niebieskich włosach wyglądałbyś...
-Jak?
-Smerfnie!
Zaśmialiśmy się. Zapadła cisza.
-O co chodziło Adamowi z tą ,,sytacją z przed roku''?- spytał po bardzo długiej chwili.
Spiełam się. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała o tym powiedzieć. Ale właśnie teraz? Przełknełam głośno ślinę.
-Nie powiedziałam Rydel całej prawdy.-zaczełam.-Poroniłam tylko trzy razy...raz urodziłam. Udało mi się przetrwać. Na świat przyszła Olivia-moja córeczka. Byłam prze szczęśliwa. Gdybyś widział jej rączki, nużki te zielone oczka.... Była taka słodka. Oczywiście urodziłam w domu. Żyłam z nią całe trzy miesiące. Jednak...pewnego dnia Adam przyszedł do domu naćpany. Źle ugotowałam zupę czy coś....i on...on ją udusił!-zaczełam płakać.-Swoją własną córkę! Do trej pory męczą mnie te jej puste oczka, sine, malutkie usteczka albo jej zimne ciałko.
Riker wyraźnie się zmieszał.
-Ja..ja nie chciałem.-powiedział cicho mocno mnie przytulając.
Po chwili uspokoiłam się.
-Nie Riker, powinieneś wiedzieć takie rzeczy.-powiedziałam cicho.
-Ale ty powinnaś mi to powiedzieć z własnej woli, a ja cię do tego zmusiłem.
- Nie prawda Riker, nawet tak nie myśl.-rozkazałam.-Która godzina?
-Emm..7:08.
-Głodna jestem.-stwierdziłam.
-To idź się przebrać a ja zrobię śniadanie.-uśmiechnął się delikatnie.
Po śniadaniu, który zwalił wszystkich z łużek usiedliśmy na kanapie w salonie.
O 17:00 mam zgłosić się na komisariat, tak mi powiedział Lington. Mieliśmy jeszcze całe 8 godzin.
-To co robimy?-spytał Ross.
-Chodźmy do lasu.-powiedziała Caro.
-Do lasu?-zdziwił się Rocky.
-To może być nie zła przygoda!-poparła ją Rydel.
-Znam ten las jak mało kto! Wiem gdzie jest taka świetna polana, wiem gdzie można pokarmić sarenki...To świetny pomysł Caro!-odpowiedziałam.
-Ja nie idę.-powiedzieli od razu Ell i Rocky.
°°°°4 godzin później°°°°
***Ellington***
-No gdzieś cie byli!-prawie krzyknął Ratliff wreszcie widząc swoją paczkę.
-No właśnie!-poparł go Rocky.-Głodny jestem!
-Fajnie wiedzieć.-sarknął obłocony Riker.
-Oj no Rikuś, ile się jeszcze będziesz gniewał?-spytała Sam robiąc minę słodkiego szczeniaczka.
-Długo.-odpowiedział ledwo panując nad uśmiechem.
-Powinieneś się cieszyć, że wrzuciłam cię do błota!! Rydel chciała cię wykompać w pokrzywach!-powiedziała ,,fochnięta'' idąc w stronę kuchni.
-No nie ubrażaj się Samy!-odpowiedział biegnąc za nią.
-Czy oni nie są słodcy?-spytała się mnie Rydel z gałązkami we włosach całując w policzek.-Pasują do siebie!
-Nie.-odpowiedziałem szybko.
-Czemu "nie"?
-No bo nie pasują.
-Mają prawie takie same charaktery.
-Rydel...proszę cię.
-Oh...no dobrze.
-Emm....Rydel?
-Tak?
-Kocham Cię.
-Oj Elliś ja ciebie też.-odpowiedziała z uśmiechem i skradła ode mnie całusa.-Całym moim sercem. A teraz idę umyć włosy... radzę nie wchodzić do kuchni.
Powiedziawszy to czmychneła do góry.
Wzruszyłem ramionami i weszłem do kuchni. Wstymałem oddech. Po całej kuchni była rozsypana mąka, a w nie których miejscach można było zobaczyć mleko i jajka. Skąd Rydel wiedziała?
---------------------
Znów taki krótki... :(
Ja nie jestem z niego zadowolona..ale myślę, że wam się podoba (szczególnoe Suzy) ;)
Proszę o opinię w kometarzach!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
UWAGA BARDZO WAŻNE!
Nasi kochani R5-er!
Głosujcie! Głosujcie nawet po kilka razy!
Pokażmy, że jest nas dużo!
http://music.disney.com/radio-disney-music-awards#50f6687411c0a103fb267629
~Kaśka Zwana Gryzoniem
Głosujcie! Głosujcie nawet po kilka razy!
Pokażmy, że jest nas dużo!
http://music.disney.com/radio-disney-music-awards#50f6687411c0a103fb267629
~Kaśka Zwana Gryzoniem
Rozdział 21
....
-Dzień dobry...-odpowiedziałam....skądś znałam ten głos...tylko skąd?
-Przepraszam, że przeszkadzam i zakłucam państwu spokój, ale....-spojrzał w głąb domu, musiał coś ważnego zauważyć bo przesunął mnie (nie zbyt łagodnie) i wszedł do salonu. Stanął przed Rikerem. Mój brat jak i dziewczyna siedząca obok niego zwrocili na niego wzrok. Brunetka widocznie zesztywniała.
-Adam?-spytała cicho, bała się i to bardzo.
W tym momencie do mnie dotarło...stąd znam jego głos...przecież on, on ją w tedy gonił, chciał zabić.
Riker słysząc słowa(a raczej słowo) zielonookiej, zaczął tak jakby osłoniać ją swoim ciałem.
-Dzień dobry, kochanie.-odpowiedział jej czarnowłosy.
-Można wiedzieć co pan tu robi?-wcieła sie Caro.
-Milcz!!-krzyknął i chciał ją uderzyć gdy nie wiadomo skąd pojawił sie Ross i cofnął jego rękę.
-Przeproś.-syknął blondyn przez zaciśnięte zęby.
-Bo co mi zrobisz szczeniaczku?-spytał Adam z kpiną w głosie.
-Nie mów tak na niego!-powiedziała chłodnym głosem Sam.
- Ty mi dz***o nie rozkazuj!-wrzasnął zdenerwowany.
Chciał ją uderzyć ( naprawdę nie rozumiem dlaczego ten koleś wszystkich bije), ale Ross szybko złapał jego drugą rękę. Cóż się dziwić, przecież nasz blondasek jest przeszkolony w capoeiry, ale i tak nic by się nie stało ani Caro ani Sam, gdyż wszyscy chłopcy,nawet Rocky, który nie wiadomo kiedy wstał staneli przed oby dwiema dziewczynami jak jeden mur.
A ja dalej stałam przy drzwiach i przyglądałam się tej dziwnej scence z daleka. Nikt mnie nie widział, w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Niebieskooki zaczął się wyrywać. Nagle mi coś przyszło do głowy....przecież wystarczy, że nie postrzeżenie wyjdę i zadzwonię na policję....
Jak pomyślałam tak zrobiłam. Wróciłam po pięciu minutach. Nikt nie spostrzegł, że mnie nie było. Znów zaczełam przyglądać się zdarzeniom, nie chciałam brać w tym udziału...jak na razie oczywiście.
-Wyjdę, jak ze mną pójdzie ta s**a.-powiedział Adam.
-No chyba cię coś boli.-stwierdził Riker, patrząc dziwnym, aż strasznym wzrokiem na mężczyzne.
-A co ty na to Samanto?-spytał czarnowłosy.-Pójdziesz, czy może chcesz aby powtórzyła się sytuacja z przed roku?
-Nie zrobisz im tego!!-wrzasnęła.
-A skąd wiesz? Ostatnio też tak mówiłaś.
Brunetka spuściła głowę. Zauważyłam, że Caro podaje coś Sam, a ona to chowa do kieszeni, jednak inni tego nie widzieli.
-Ja...ja chyba pójdę.-powiedziała cicho, jednak wszyscy ją słyszeli. To nie była już ta wesoła Sam, która była przez ten czas przy mnie, Ell'u, Rikerze czy innych. Była to ta sama Sam, którą poznałam na początku. Smutna, zmęczona, skurczona w sobie.
Mężczyzna przestał się wyrywać i uśmiechnął się zwycięsko a zarazem kpiąco.
-Nie!-krzyknął Riker.-Nie możesz z nim pójść! Przecież on, on ci coś zrobi!
-Przykro mi Rik, ale ja nie mogę pozwolić by coś się wam stało.
-Ja nie pozwalam!-odezwał się Ell.-Nigdzie nie pójdziesz!
-Proszę Lington, chociaż ty mi nie rozkazuj.-mrukneła wstając i wymijając Rockiego. Staneła obok Adama. -Będę za wami tęsknić.-stwierdziła. Riker już miał coś powiedzieć gdy zauważył błysk w jej oczach, ktory i ja zauważyłam. Spuścił głowę. Adam i Sam odwrócili się i ruszyli w stronę wyjścia. Jednak nawet nie zdążyli dojść do drzwi gdy Sam niepostrzeżenie wyciagneła to coś co podała jej Caro po czym dotkneła tym Adama. Okazało się, że to coś było po prostu paralizatorem. Czarnowłosy padł na ziemię. Zielonooka popatrzyła po wszystkich po czym zemdlała. W ten czas przyjechała policja. Wszystko działo się tak szybko, Riker próbował ocucić Sam, funkcjonariusze zabrali Adama, Caro nie wiadomo czemu była srasznie wstrząśnięta, przecież ona nie lubi Sam. Lecz jakoś to mnie nie interesowało, ważne, że był przy niej Ross, Ratliffa i Rockiego nie zauważyłam. Zaczeła mnie boleć głowa. Poszłam się położyć.
-----------------------------------------------------------------
Hejooo!
Wiem, rozdział krótki ale pisany na szybko by was chwilowo zaspokoić :)
Dzisiaj zostaje sama w domu i zapewne będę się nudzić, więc jeszcze coś napiszę :)
Chcę też przeprosić, że przez cały tydzień nie było rozdziału, ale musiałam się dużo uczyć, ponadrabiać do tego moja sytuacja rodzinna nie jest teraz najlepsza i przeżywam naprawdę zły okres psychiczny.
Spróbuje tak się spiąć by napisać i dodać rozdział jeszcze dziś =^.^=
Proszę o opinię w kometnarzach!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
~Kaśka Zwana Gryzoniem
niedziela, 22 lutego 2015
Rozdział 20
Ranek był piękny ....słońce wbijało do pokoju przez zasłonięte okna . Było słychać świergot ptaków oraz lekki oddech mojej przyjaciółki która spała obok i Sam, która co chwilę przewracała się na drugi bok mamrocząc coś o smerfiku z niebieskimi włosami i łysym klakierze. Było idealnie ....właśnie BYŁO . Do puki do pokoju nie wparowali chłopcy .
-WAKE UP słoneczka - krzyknął Rick
-Zamknij się !!!- wrzasnęła Caro , ona kiedy jest niewyspana potrafi być strasznie wredna ,
-Za 10 minut na dworze - powiedział nie zrażony blondyn ,
-Tylko ubierzcie stroje kąpielowe - powiedział Rocky na odchodne i zamknął drzwi uchraniając się tym samym od dostania poduszką którą celnie rzuciłam .
-Idziemy?-zapytałam brunetek przekręcając się na brzuch .
-Nie mamy wyjścia , bo na siłę nas zaciągnął .- wstałyśmy i przebrałyśmy się w stroje kąpielowe . Ja miałam zielony strój, Sam czerwony, a Caro czarny . Zeszłyśmy na dół obawiając się co moi kochani bracia mogli wymyślić . Kiedy otworzyłyśmy drzwi ujrzałyśmy chłopaków z wiadrami pełnymi balonów na wodę i pistoletami . (Oczywiście też na wodę ^.^ - od aut.)
-Fight - krzyknął Ross po czym wraz z resztą zaczęli w nas lać wodą . Po czasie przestali i patrzeli na nas przerażeni , że nie reagujemy . Popatrzyłyśmy się na siebie i buchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem . Podbiegłyśmy do chłopców i odbierając im sprzęt skierowałyśmy pistolety prosto na nich.
-Poddajcie się, a nikomu nic się nie stanie.- powiedziała Caro przyciągając do siebie Rocky'ego. Brunet spanikowany podniósł ręce lekko do góry i zaczął cicho łkać.
- Chłopcy , pamiętajcie, że zawsze was kochałem mimo moich głupich żartów, którymi starałem się Was zirytować. - chłopcy patrzyli się na niego z przerażeniem i żalem. - I to nie ja zjadłem ostatni kawałek ciasta, to tata. Dał mi dychę, żebym go krył bo gdyby mama się dowiedziała to miałby kłopoty.
- Trzymaj się stary - powiedział Ross podchodząc do niego.
-Stój! - rozkazała ciemnowłosa kierując ostrzał na niego.Ten niewzruszony kierował się dalej w ich kierunku - Rossy na prawdę, nie chce ci zrobić krzywdy.
-A co mi zrobisz? Zmoczysz moją nienagannie piękną fryzurę? - zaśmiał się i szedł dalej, ale nagle jakby go olśniło i przystał - Powiedziałaś do mnie"Rossy" ? - spojrzał na nią maślanymi oczami i skręcił w jej stronę .
-Stary, bądź mi bratem coo? -oburzył się brunet - Ja tu jestem torturowany i robię za zakładnika, a ty zarywasz do mojego porywacza.
- Ciii-machnął na niego ręką -Teraz jest najlepszy moment .
Caroline zaczęła się cofać aż wpadła na drzewo .Ross oparł rękę koło jej ramienia.
- Bolało jak spadłaś z nieba? - dziewczyna przerażona rozejrzała się po wszystkich. Nagle podniosła lewą rękę ku górze i rozbiła na "nienagannie pięknych " włosach blondyna balon z wodą. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nawet dwójka która była jego przyczyną .Śmiałam się aż do momentu ,kiedy poczułam na swojej talii ciepłe ręce .Nie bałam się bo wiedziałam kto to .No i oczywiście się nie myliłam .Mogłabym w jego ramionach spędzić resztę życia .Czułam , że to moje miejsce na ziemi , takie w którym powinnam być już od dawna ,które czekało na mnie aż w końcu otworzę swoje serce i wpuszczę szczęście, które mi daje, i którego nie zauważyłam wcześniej.
Niestety minuta zapomnienia i napływających myśli i po chwili poczułam jak moje ciało zalewa woda ...Zostałam brutalnie i bezdusznie wrzucona do jeziora .
-Dzięki - otarłam oczy - Też Cię Kocham Ell - powiedziałam ironicznie wychodząc z wody . Brunet podbiegł do mnie skruszony i przytulił ,
-Przepraszam skarbie , to oni mnie zmusili - tłumaczy wskazując na moich braci którzy się do nas szczerzyli .
-Jasne - powiedziałam i poszłam w stronę domu .
-No nie fochaj się skarbie .- czy on serio myśli, że ja jestem o to zła O.o ?
-Przecież się nie focham - powiedziałam poważnie idąc wciąż przed siebie .
-No widać waśnie - zatrzymałam się w miejscu , a on zaraz za mną . Spojrzałam się na niego zdziwiona ,
-O co Ci chodzi? - zapytałam.
Już miał odpowiedzieć, gdy usłyszeliśmy pisk Samy.
-Ty jedny smertfie ty!-krzyczała zielonooka, była już naprawdę daleko od brzegu.-Nie umiem pływać!-wrzasnęła po chwili.
-Orzesz.....-mruknął Riker i szybko wskoczył za nią do wody.
Ellington uśmiechnął się.
-Ona umię pływać, prawda?-spytałam.
-No oczywiście, że tak!-zaśmiał się.-Przecież ona zawsze była na pierwszym miejscu jeśli chodzi o nurkowanie i pływanie.
Znów zwróciłam wzrok w sronę jeziora.
Riker był już przy Sam, ale jej nie zauważył, no trudno by ją zauważył jak brunetka znajdowała się pod wodą. Zanurkował. W tej chwili Sam wyłoniła się z wody, wzieła parę wdechów i znów zanurkowała. W tym samym czasie wyłonił się Riker. Rozejrzał się najwidoczniej jej nie zauważył, gdyż spojrzał na nas ze strachem w oczach. Ja ledwo co powstrzymałam śmiech, cała reszta łącznie z Caro również. Zabawa dwójki trwała jeszcze z 3 minuty. Po tym czasie Samanta zlitowała się nad blondynem i już nie nurkowała. Po chwili wyłonił się Riker. Gdy zauważył śmiejącą się z niego Sam odetchnął z ulgą i uśmiechnął się promieniście. Podpłynął do niej, mocno przytulił i oparł swoje czoło o jej. Coś jej powiedział, z ruchu warg można było wyczytać, że było to coś w stylu "nigdy więcej tego nie rób". Brunetka uśmiechneła się i podpłyneła do brzegu po czym wyszła z wody. Riker uczynił to samo.
-Idę się umyć, a potem zrobię obiad.-stwierdziła zielonooka idąc w stronę domu.
Po obiedzie zrobionym przez Sam, który był plackami po węgiersku, wszyscy zasiedliśmy przed telewizorem. Wybór padł (ku wielkiej radości Ell'a i Rossa) na ''Ulicę Sezamkową". Już po paru minutach ''filmu'' Rockiego zmorzył sen, przy scenie z ciasteczkowym potworem Riker i Sam zniknęli w kuchni a po drugim odcinku zagłębiłam się w rozmowie z moją przyjaciółką. Jedynie Ratliff i Ross siedzieli po turecku na dywanie i z ekscytacją przyglądali się tym dziwnym stworkom. Pół godziny później do salonu przyszły ''nasze zguby'' czyli Sam i Riker z miską pełną ciasteczek. Wydawało by się, że ranek i południe było świetnie, no bo było.... Gorzej z po południem.
Około godziny 17:00 ktoś zapukał do naszego domu. Poszłam otworzyć.
Za drzwiami stał mężczyzna. Był wysoki, umięśniony i ubrany cały na czarno. Miał wodniste niebieskie oczy i czarne, długie włosy.
-Dzień dobry.-przywitał się.
-Dzień dobry.-odpowiedziałam. Skądś znałam ten głos....tylko skąd?
-----------------------------
Oto taki sobie krótki 20 rozdziałek :3
Już 20! Dla tego zrobiony wspólnid przeze mnie i przez Dark Destiny =^•^=
Mam nadzieje, że się podoba!
Opinię proszę zostawiać w komentarzach ;->
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
Niestety minuta zapomnienia i napływających myśli i po chwili poczułam jak moje ciało zalewa woda ...Zostałam brutalnie i bezdusznie wrzucona do jeziora .
-Dzięki - otarłam oczy - Też Cię Kocham Ell - powiedziałam ironicznie wychodząc z wody . Brunet podbiegł do mnie skruszony i przytulił ,
-Przepraszam skarbie , to oni mnie zmusili - tłumaczy wskazując na moich braci którzy się do nas szczerzyli .
-Jasne - powiedziałam i poszłam w stronę domu .
-No nie fochaj się skarbie .- czy on serio myśli, że ja jestem o to zła O.o ?
-Przecież się nie focham - powiedziałam poważnie idąc wciąż przed siebie .
-No widać waśnie - zatrzymałam się w miejscu , a on zaraz za mną . Spojrzałam się na niego zdziwiona ,
-O co Ci chodzi? - zapytałam.
Już miał odpowiedzieć, gdy usłyszeliśmy pisk Samy.
-Ty jedny smertfie ty!-krzyczała zielonooka, była już naprawdę daleko od brzegu.-Nie umiem pływać!-wrzasnęła po chwili.
-Orzesz.....-mruknął Riker i szybko wskoczył za nią do wody.
Ellington uśmiechnął się.
-Ona umię pływać, prawda?-spytałam.
-No oczywiście, że tak!-zaśmiał się.-Przecież ona zawsze była na pierwszym miejscu jeśli chodzi o nurkowanie i pływanie.
Znów zwróciłam wzrok w sronę jeziora.
Riker był już przy Sam, ale jej nie zauważył, no trudno by ją zauważył jak brunetka znajdowała się pod wodą. Zanurkował. W tej chwili Sam wyłoniła się z wody, wzieła parę wdechów i znów zanurkowała. W tym samym czasie wyłonił się Riker. Rozejrzał się najwidoczniej jej nie zauważył, gdyż spojrzał na nas ze strachem w oczach. Ja ledwo co powstrzymałam śmiech, cała reszta łącznie z Caro również. Zabawa dwójki trwała jeszcze z 3 minuty. Po tym czasie Samanta zlitowała się nad blondynem i już nie nurkowała. Po chwili wyłonił się Riker. Gdy zauważył śmiejącą się z niego Sam odetchnął z ulgą i uśmiechnął się promieniście. Podpłynął do niej, mocno przytulił i oparł swoje czoło o jej. Coś jej powiedział, z ruchu warg można było wyczytać, że było to coś w stylu "nigdy więcej tego nie rób". Brunetka uśmiechneła się i podpłyneła do brzegu po czym wyszła z wody. Riker uczynił to samo.
-Idę się umyć, a potem zrobię obiad.-stwierdziła zielonooka idąc w stronę domu.
Po obiedzie zrobionym przez Sam, który był plackami po węgiersku, wszyscy zasiedliśmy przed telewizorem. Wybór padł (ku wielkiej radości Ell'a i Rossa) na ''Ulicę Sezamkową". Już po paru minutach ''filmu'' Rockiego zmorzył sen, przy scenie z ciasteczkowym potworem Riker i Sam zniknęli w kuchni a po drugim odcinku zagłębiłam się w rozmowie z moją przyjaciółką. Jedynie Ratliff i Ross siedzieli po turecku na dywanie i z ekscytacją przyglądali się tym dziwnym stworkom. Pół godziny później do salonu przyszły ''nasze zguby'' czyli Sam i Riker z miską pełną ciasteczek. Wydawało by się, że ranek i południe było świetnie, no bo było.... Gorzej z po południem.
Około godziny 17:00 ktoś zapukał do naszego domu. Poszłam otworzyć.
Za drzwiami stał mężczyzna. Był wysoki, umięśniony i ubrany cały na czarno. Miał wodniste niebieskie oczy i czarne, długie włosy.
-Dzień dobry.-przywitał się.
-Dzień dobry.-odpowiedziałam. Skądś znałam ten głos....tylko skąd?
-----------------------------
Oto taki sobie krótki 20 rozdziałek :3
Już 20! Dla tego zrobiony wspólnid przeze mnie i przez Dark Destiny =^•^=
Mam nadzieje, że się podoba!
Opinię proszę zostawiać w komentarzach ;->
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
sobota, 21 lutego 2015
Rozdział 19
~Rydel~
-Możesz mi powiedzieć co do Bright Aniela, robi tu ta dziewczyna?-usłyszałam przy uchu szept przyjaciółki.
-Nie widzisz, Caro? Śpi.-odpowiedziałam otwierając oczy, spojrzałam na zegarek, 9:00.
Chcąc, nie chcąc już nie zasnę, usiadłam na łóżku i ubrałam kapcie.
-No, ale dlaczego tutaj? Nie ma swojego domu?
Popatrzyłam się na przyjaciółkę. Była już ubrana, uczesana i pomalowana.
-Wiesz co? Zwołaj wszystkich na naradę rodzinną, za....20 minut w kuchni.
Dziewczyna posłusznie kiwnęła głową. Wyszła rzucając jeszcze przelotne spojrzenie śpiącej Samancie.
Ja szybko poszłam pod prysznic,ubrałam się, wysuszyłam włosy i lekko pomalowałam.
Podbiegłam szybko do pokoju, wybrałam jakieś moje ubrania i położyłam na półeczce przy łóżku zielonookiej, zostawiając karteczkę z instrukcją co ma robić jak się obudzi. Po czym zleciałam szybko na dół.
-Spóźniłaś się 10 minut.-zauważył Rocky.
-E tam....twoje rekordy były dłuższe.-zaśmiałam się i podeszłam do Ell'a, który już kończył jeść swoją porcje gofrów. Cmoknęłam go w policzek na co ten się lekko uśmiechnął. Usiadłam koło niego i również zaczęłam jeść.
-Emm....Rydel, nie miałaś nam o czymś powiedzieć?-spytała Caro.
-Ach no tak...-mruknęłam i opowiedziałam im całą wczorajszą historię.
-O matko...-skomentował całe opowiadanie Ross.
-No właśnie więc myślę, że trzeba jej pomóc.-stwierdziłam.
-Ale jak?-spytał Riker.
-Na razie niech zamieszka u nas, kupimy jej ubrania i tak dalej, no a potem znajdziemy jej tego kuzyna, pojedzie z nami do LA, tam sobie znajdzie pracę czy coś tam i nam chociaż trochę odda.-powiedziałam, po czym znów zabrałam się za śniadanie.
W kuchni zapadła cisza. Każdy musiał to przemyśleć.
-Dobra ja się zgadzam.-powiedział po na prawdę długiej chwili Riker. Nie wiedział czemu, po prostu coś mu tak mówiło.
-Ja też.-dodali równo Ross i Rocky.
-I ja.-mruknął Ellington.
Wszyscy zwrócili wyczekujące spojrzenie na Caro.
-A co ja mam do gadania?-spytała zdziwiona.
-No....pomożesz?-spytał Rocky.
-Mogę pomóc.....ale zaprzyjaźniać się z nią nie będę.
-Nikt od ciebie tego nie oczekuję.-uśmiechnęłam się do czarnowłosej.-Pójdę ją obudzić.-stwierdziłam wstając.-A i Rocky, wiem ile mam jeszcze gofrów.-ostrzegłam go z uśmiechem i pobiegłam na górę.
Gdy weszłam do pokoju Samanta już nie spała. Siedziała na łóżku już wykąpana, ubrana i lekko pomalowana tak jak jej napisałam.
-Hej Sam.-powiedziałam na powitanie.
Ta ledwo widocznie zadrżała.
-Aaa cześć.-uśmiechnęła się lekko do mnie.
-Czemu do nas nie zeszłaś?-spytałam.
- Czekałam na ciebie....Rydel ja już się będę zbierać....naprawdę jeszcze raz dziękuje, za......
-Nigdzie nie pójdziesz! Ustaliłam zresztą, że ci pomożemy i koniec kropka.
Brunetka westchnęła.
-Rydel, ja naprawdę dziękuje, ale ja już pójdę...
-Do tego potwora?! Nigdy w życiu!!
-Ale on mnie znajdzie!
-Nawet jak znajdzie to nic ci nie zrobi, już ja o to zadbam. Daj sobię pomóc, Sam.
Brunetka znów westchnęła.
-No...dobrze. I jeszcze raz dziękuje.-uśmiechnęła się do mnie pokazując swoje dołeczki.
Klasnęłam w dłonie i mocno się do niej przytuliłam.
-Ładnie Ci w tej sukience.-szepnęłam jej na ucho.-Co idziemy? Musisz wszystkich poznać!
Ta tylko pokiwała głową.
Wyszłyśmy z pokoju i zeszliśmy na dół.
Weszliśmy do salonu, gdy znajdowała się cała reszta. Zapadła cisza.
Ross zakrztusił się wodą, a Ratliff przyglądał się jej uważnie.
-Wow.-wymsknęło się Rikerowi i Rockiemu.
Jednak zielonooka nie zwróciła na to uwagi. Przyglądała się mojemu chłopakowi z tą samą zaciekłością co on.
-Ligton?-spytała po chwili troszkę do niego podchodząc.
-Samy??
-Zaraz...to wy się znacie?-spytałam zdziwiona. No nie no ta sytułacja była coraz bardziej dziwna.
-No jak mam nie znać swojej własnej kuzynki (kabuum!~dop.aut).
-Lington!-prawie pisnęła Samanta rzucając mu się na szyje.
Ten mocno ją do siebie przytulił.
-Czemu się nie odzywałaś? Przecież jak bym wiedział...nie pozwoliłbym...pomógł.-mówił spokojnie, gładząc ją po plecach.
Dziewczyna zaczęła płakać.
-On...on nie pozwalał..nie wychodziłam z domu....zniszczył mi komórkę...byłam odcięta od świata..
-A Suzie?
Zielonooka jeszcze bardziej się rozpłakała.
-On...ją..ją upił....i po-poszedł z nią gdzieś....i-i wrócił be-bez niej.
-Kiedy to było?
-T-trzy lata temu...
-Ciiiiiiiiiii spokojnie. Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Zamieszkasz ze mną, już cię nikt nigdy nie uderzy.
Brunetka pokiwała głową, przestała płakać i jeszcze mocniej go przytuliła.
Dopiero po chwili się od siebie oderwali.
-Dobrze, to teraz może przedstawię ci resztę?-spytałam z ciepłym uśmiechem.
Ta ochoczo pokiwała głową.
-No to tak to jest Caro, moja przyjaciółka.
Dziewczyna podeszła do czarnowłosej przytuliła ją i wycałowała jej poliki. Caro dziwnie się na nią popatrzyła.
-Pardon, francuskie zwyczaje.-uśmiechnęła się Sam.
-To jest Riker, mój starszy brat.
Brunetka podbiegła do blondyna, mocno go przytuliła i pocałowała go w policzek.
-A w drugi?-spytał z miną smutnego szczeniaczka.
-Mężczyznę całuje się tylko w jeden polik, Riker.-zaśmiała się zielonooka.
-A to są moi młodsi bracia, Rocky i Ross.-pokazałam na młodych stojących przy ścianie.
Samanta podbiegła do nich na paluszkach, przytuliła i mocno cmoknęła w policzki.
-No to co robimy?-spytał Riker.
-Ja zabieram Rydel na spacer.-zawołał Ell łapiąc mnie za ręką i ciągnąc w stronę drzwi.
-A ja Caro! -zawołał Ross- Jeśli oczywiście pozwoli.-zwrócił się do ciemnowłosej.
Ta uśmiechnęła się i ruszyła w stronę wyjścia.
-Horror?-spytał Rocky.
-Horror.-odpowiedzieli równo Sam i Riker.
-Nadal nie umiem uwierzyć, że Sam to twoja kuzynka.-powiedziałam.
-Ja nie umiem uwierzyć co jej się działo a ja o tym nie wiedziałem.-odpowiedział Ell.
-Ale wszystko teraz się ułoży. Zamieszka z tobą, znajdzie pracę, prawda?
-Oczywiście, że tak kochanie.-mruknął przyciągając mnie i przytulając.
-Kocham Cię.-wymruczałam z rozmarzeniem.
-Ja ciebie bardziej.-pocałował mnie w czubek głowy.
Uśmiechnęłam się.
-Wiesz co? Trochę mi się nudzi.-stwierdziłam.
-Nudzi ci się?-spytał z lekkim uśmieszkiem patrząc wymownie na jezioro.
-O nie nie nie. Nawet o tym nie myśl.-ostrzegłam i zaczęłam uciekać piszcząc i śmiejąc się na zmianę.
Ratliff pobiegł za mną. Szybko złapał mnie i wrzucił do lodowatej wody.
-O ty szczurze jeden!-wrzasnęłam ze śmiechem i wyszłam z wody.
Brunet popatrzył na mnie z lękiem.
-Dobra! Sam do niej wejdę!- krzyknął i szybko wbiegł do wody.
No cóż i tak byłam mokra....z uśmiechem na ustach wbiegłam za nim.
~W tym czasie u Sam~
-Od tak zawsze?-spytałam się Rikera widząc śpiącego Rockiego.
-Zazwyczaj.-odpowiedział.-Straszny z niego śpioch!
-Zauważyłam.-mruknęłam.-Coś mało straszny ten horror.
-Też tak uważam.-powiedział wyłączając telewizor.
-Co robimy?-spytałam-Czuję się jak zombie!
-A co byś chciała?
-Zaszalejmy! -zawołałam.-Dawno tego nie robiłam! Zróbmy coś niespodziewanego! No nie wiem przemalujmy sobie włosy!
-Dobra Sam przystopuj trochę.-powiedział z cieniem uśmiechu na ustach.
-Wyglądałbyś ślicznie z niebieskimi włosami!-stwierdziłam.-Jak taki smerf.
-Nie chcę być smerfem!
-Smerfy to była moja ulubiona bajka!-prawie, że krzyknęłam.
-To jak ja będę smerfem to ty Gargamelem!
-Nie będę z siebie robić łysola! To tego mam za ładny nos i zęby. Mogę być Klakierem jak co!
-Dobra...ty gonisz!-blondyn wstał z kanapy i pobiegł w nieznanym kierunku.
Zaśmiałam się i pobiegłam za nim.
-----------------------
Tak, wiem rozdział taki sobie......no ale dajcie mi się rozkręcić!
I znowu prawie wcale Rydellington ale myślę, że jak będzie trochę przerwy z tym parringiem to będzie wam się lepiej czytało =^•^=
Proszę o opinię w komentarzach :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
~Kaśka Zwana Gryzoniem
piątek, 20 lutego 2015
Rozdział 18
~Rydel~
Grubo po godzinie 00:00 obudziły mnie przeraźliwe, kobiece wrzaski i głośne walenie w drzwi.
-Ratunku!!! Proszę!!! On mnie zabiję!! Błagam!!
Przez pierwsze parę sekund zastanawiałam się czy przypadkiem ktoś nie urządza sobie żartów, ale po chwili stwierdziłam, że trudno by było jakby jakiś dowcipniś miał tak płaczliwy i przepełniony strachem głos. A do tego lepiej by inny człowiek się z ciebie chwilę pośmiał niż mieć później kogoś całe życie na sumieniu. Błyskawicznie wstałam i nawet nie ubierając moich kapci z Hello Kitty zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi, wpuściłam dziewczynę do środka, zatrzasnęłam je i zamknęłam na cztery spusty.
- Dzię-dziękuje.-wychrypała po chwili.
Chwilę się jej przyglądałam, a raczej próbowałam, gdyż przez tą ciemność, która panowała na około, nic nie zauważyłam. Już miałam zaświecić światło, lecz tajemniczy gość szybko cofnął moją rękę.
- Proszę nie, jeszcze nie teraz....on za chwilę tu przyjdzie, będzie mnie szukał.
Chciałam spytać się, kto taki ma przyjść, gdy ta mnie uciszyła mówiąc ledwo słyszalnie "ciii".
Miała rację, już po chwili usłyszałam nie zbyt przyjazne nawoływanie, jeśli oczywiście tak to można nazwać.
( Przepraszam za wulgaryzmy, ale próbuje dodać tej scence dramaturgi~dop.aut.)
- I co dzi**o?! Boisz się mnie teraz?!! Nie uciekniesz przede mną podła s**o! Nie próbuj się kryć!! Znajdę cię, wredna sz***o!!!
Po chwili głos ucichł a dziewczyna odetchneła z ulgą.
- Naprawdę jeszcze raz dziękuje. Nie wiem co bym bez pani zrobiła...jednak mam proźbę mogłabym zostać u pani na jedną noc? Tylko jedną jedyną, mogę spać nawet na podłodze.
-Co? Ach...tak,tak. Mam jedno wolne łóżko u siebie w pokoju....może chcesz coś na uspokojenie?
- Byłabym pani wdzięczna.
-Jaka tam pani! Rydel jestem.-podałam jej rękę a ona lekko ją uścisnęła.
- Samanta.-odpowiedziała.
- Chodź do kuchni, zrobię Ci jakąś melisę czy coś.
Weszłyśmy do kuchni zapalając światło. Samanta usiadła przy blacie a ja wyjełam kubek z szawki.
-Taki może.....-zaczęłam odwracając się w jej stronę, jednak gdy ją ujrzałam ledwo kubek nie wypadł mi z ręki.
Dziewczyna była na oko niższa ode mnie. Miała brązowe, kręcone, tłuste włosy do pasa i hipnotyzujące, zielone oczy, które aż jarzyły zmęczeniem. Była wychudzona, blada i brudna, widać było, że aż marzyła o takiej kąpieli jaką dzisiaj(a raczej wczoraj) zafundował sobie Rocky. Miała poszarpane ubrania obklejone błotem i krwią, nie miała ani butów ani skarpetek. Na jej policzku, zaraz od szyi aż po jej malutki nosek widniało rozcięcie, z którego sączyła się krew a już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jej ręka jest skręcona.
-Nie no Samanta tak się nie będziemy bawić.-powiedziałam po chwili.-Dam ci piżamę, a ty się wykąpiesz i zejdziesz do mnie, ok?
Brunetka tylko pokiwała głową i lekko się uśmiechnęła pokazując wręcz słodkie dołeczki w policzkach.
~Zupełnie jak Ell~pomyślałam.
*~*~*~*~*~*~*~*
W ten czas co Samanta poszła pod prysznic jakoś się oporządzić, ja pościeliłam trzecie łóżko w moim pokoju, zrobiłam jej 4 naleśniki( no któż by się spodziewał! ~dop.aut.) z nutellą polewane jogurtem truskawkowym, bitą śmietaną i drażami z białej czekolady, przyrządziłam ciasto na gofry na śniadanie, przygotowałam opatrunek by zająć się jej obrażeniami i zaparzyłam melisę oraz zrobiłam sobie kakao. Po zrobieniu tego wszystkiego usiadłam przy blacie i nie czekałam nawet 5 minut gdy zielonooka zeszła na dół.
Teraz gdy była już odświeżona, trzeba było przyznać, że była bardzo ładna.
-Ślicznie Ci w tej piżamce.-uśmiechnęłam się do niej.
-Dzięki.-powiedziała siadając na przeciwko mnie.
Zeskoczyłam z krzesła i stanęłam obok niej.
-Podaj rękę.
Dziewczyna posłusznie podała. Usztywniłam jej malutką rączkę, zawijając ją staranie w bandaż, po czym zajęłam się jej policzkiem. Pierw przetarłam ranę wacikiem zamoczonym w wodzie utlenionej, na co ona lekko syknęła. Później złożyłam starannie gazę i posypałam ją jakimś żółtym proszkiem na zaklepienia. Na sam koniec przyłożyłam jej gazę do rany na policzku i przykleiłam plastrami.
-Dziękuje.-powiedziała po raz kolejny.
-Nie dziękuj, tylko jedz.-odpowiedziałam siadając na swoim miejscu i przesuwając w jej stronę talerz z naleśnikami.
-To dla mnie?-spytała.
-No chyba nie dla mnie.-zaśmiałam się biorąc łyk kakaa.
-Dzięki, nie jadłam od dwóch dni.-wyszczerzyła się do mnie i zajęła się pałaszowaniem.
Ja ledwo co nie wyplułam na nią mojego picia. Co? Nie jadła NICZEGO od dwóch dni?! Jak tak w ogóle można?!
-Jak to?-spytałam po chwili
Brunetka wzruszyła ramionami.
-Normalnie, Adam stwierdził, że nie zasługuje na jedzenie.
-Co?! A kim w ogóle jest Adam?
-Mój narzeczony...a z resztą..słyszałaś go.
-To był twój narzeczony?!
-No tak.
-A ty pochodzisz stąd?
-Je ne suis pas, pochodzę z Francji, gdy miałam 18 lat to się tutaj przeprowadziłam z rodzicami.
-A czemu od niego nie odejdziesz?-spytałam zdziwiona biorąc następny łyk kakaa i patrząc jak dziewczyna zabiera się za drugiego naleśnika.
-Nie mogę.
-Czemu?
- Nie mam dokąd.
-A rodzice, rodzeństwo..przyjaciele?
- Oj, miałam bogatych rodziców, niestety zginęli w wypadku samolotowym. Siostra zaginęła 3 lata temu a przyjaciele się ode mnie odwrócili. Został mi tylko kuzyn, miesza gdzieś w LA, podobno bardzo sławny.
-Dlaczego się od ciebie odwrócili?
-Przez Adama, każdy mi mówił, żebym go rzuciła. A ja młoda i głupia ich nie słuchałam, omamił mnie sobie i teraz masz babo placek! Żyje..a raczej próbuję żyć na jego rachunek.
-A ile ty masz lat? I w ogóle za co wy żyjecie?
-Lat mam 23, urodziłam się w marcu, szesnastego. Za co my żyjemy...Adam dostaje od swoich rodziców pieniądze, ma na bary, chlanie, ćpanie, a na mnie nie ma. Nie mam kiedy dorabiać bo cały czas mam sprzątać albo gotować dla niego. A jak zrobie coś źle czeka mnie kara.
-Na czym te kary polegają?
-Emm...różnie.-Samanta przełknęła ostatniego naleśnika i łyknęła melisy.-Albo, nie dostaje jeść, albo śpię na dworze, ostatnio spalił mi ubrania, które mianowicie dostałam pięć lata temu od rodziców...no a w najgorszym wypadku....no sama widziałaś, chociaż to było bardzo łagodne.
-Jejciu, Sam.....przecież to okropne! Dobrze, że przynajmniej dzieci nie macie.
- Gdybym nie poroniła mielibyśmy czwórkę.-mruknęła wypijając duszkiem resztę melisy.
-O matko! Jak to poroniłaś?! I do tego cztery razy?
-A ty byś nie poroniła w takich warunkach?
Zapadła cisza. Zdziwiło mnie to, że brunetka opowiada to tak jakby była to norma codzienna zwykłego społeczeństwa. Cóż.....dla niej to była norma.
-Możemy już iść spać, jestem zmęczona.-szepnęła po chwili zielonooka.
-Tak, tak chodź.
Wyszliśmy z kuchni i skierowaliśmy się do pokoju. Tam szybko weszliśmy do swoich łóżek i wtuliłyśmy się w kołdrę.
-Sam?
-Hmnnn?
-Obiecuję ci, że nie pozwolę byś wróciła do tego potwora. Nawet jeśli miałabym znaleźć tego twojego kuzyna.
-Dziękuje Rydel, ale nie potrzebuję łaski i tak już dużo dla mnie zrobiłaś, za co jestem ci naprawdę wdzięczna.-ziewnęła.
-I tak to zrobię.-obiecałam sobie w duchu i natychmiast zasnęłam.
-----------------------------------------------------
Hejooo wszystkim!
Mam nadzieję, że się podoba, szczególnie, że to mój pierwszy wpis na tym blogu. =^.^=
Wiem, że rozdział krótki, ale pisany był od godziny 1:00, do tego jestem chora i trochę mi to przeszkadza....a na dodatek, próbuje przyzwyczaić się do narracji 1 osobowej( i przyznaje że nie jest w cale taka zła jak sobie wyobrażałam), gdyż moje 2 inne blogi są pisane narracją 3 osobową i jakoś się do niej przyzwycziłam :3
I tak wiem, że Rydellington w tym rozdziale w ogóle nie ma, ale musiałam to dodać, gdyż postać Samanty jest mi bardzo potrzebna.
Taka akcja.....ale kim bym była jak bym nie dodała czegoś takiego? No na pewno nie sobą.
Wiem, że pewnie jest w tym pełno błędów, ale po pierwsze: napisałam ten rozdział na tablecie a on nie podkreśla XD i po drugie: Jak już wspominałam, rozdział pisany od godziny 1:00, gdyż wena nie pozwoliła mi zasnąć C=
Gdy tylko mój komputer wróci do żywych to od razu to zbetuje!
Proszę o opinie w komentarzach!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
~Kaśka Zwana Gryzoniem
Grubo po godzinie 00:00 obudziły mnie przeraźliwe, kobiece wrzaski i głośne walenie w drzwi.
-Ratunku!!! Proszę!!! On mnie zabiję!! Błagam!!
Przez pierwsze parę sekund zastanawiałam się czy przypadkiem ktoś nie urządza sobie żartów, ale po chwili stwierdziłam, że trudno by było jakby jakiś dowcipniś miał tak płaczliwy i przepełniony strachem głos. A do tego lepiej by inny człowiek się z ciebie chwilę pośmiał niż mieć później kogoś całe życie na sumieniu. Błyskawicznie wstałam i nawet nie ubierając moich kapci z Hello Kitty zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi, wpuściłam dziewczynę do środka, zatrzasnęłam je i zamknęłam na cztery spusty.
- Dzię-dziękuje.-wychrypała po chwili.
Chwilę się jej przyglądałam, a raczej próbowałam, gdyż przez tą ciemność, która panowała na około, nic nie zauważyłam. Już miałam zaświecić światło, lecz tajemniczy gość szybko cofnął moją rękę.
- Proszę nie, jeszcze nie teraz....on za chwilę tu przyjdzie, będzie mnie szukał.
Chciałam spytać się, kto taki ma przyjść, gdy ta mnie uciszyła mówiąc ledwo słyszalnie "ciii".
Miała rację, już po chwili usłyszałam nie zbyt przyjazne nawoływanie, jeśli oczywiście tak to można nazwać.
( Przepraszam za wulgaryzmy, ale próbuje dodać tej scence dramaturgi~dop.aut.)
- I co dzi**o?! Boisz się mnie teraz?!! Nie uciekniesz przede mną podła s**o! Nie próbuj się kryć!! Znajdę cię, wredna sz***o!!!
Po chwili głos ucichł a dziewczyna odetchneła z ulgą.
- Naprawdę jeszcze raz dziękuje. Nie wiem co bym bez pani zrobiła...jednak mam proźbę mogłabym zostać u pani na jedną noc? Tylko jedną jedyną, mogę spać nawet na podłodze.
-Co? Ach...tak,tak. Mam jedno wolne łóżko u siebie w pokoju....może chcesz coś na uspokojenie?
- Byłabym pani wdzięczna.
-Jaka tam pani! Rydel jestem.-podałam jej rękę a ona lekko ją uścisnęła.
- Samanta.-odpowiedziała.
- Chodź do kuchni, zrobię Ci jakąś melisę czy coś.
Weszłyśmy do kuchni zapalając światło. Samanta usiadła przy blacie a ja wyjełam kubek z szawki.
-Taki może.....-zaczęłam odwracając się w jej stronę, jednak gdy ją ujrzałam ledwo kubek nie wypadł mi z ręki.
Dziewczyna była na oko niższa ode mnie. Miała brązowe, kręcone, tłuste włosy do pasa i hipnotyzujące, zielone oczy, które aż jarzyły zmęczeniem. Była wychudzona, blada i brudna, widać było, że aż marzyła o takiej kąpieli jaką dzisiaj(a raczej wczoraj) zafundował sobie Rocky. Miała poszarpane ubrania obklejone błotem i krwią, nie miała ani butów ani skarpetek. Na jej policzku, zaraz od szyi aż po jej malutki nosek widniało rozcięcie, z którego sączyła się krew a już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jej ręka jest skręcona.
-Nie no Samanta tak się nie będziemy bawić.-powiedziałam po chwili.-Dam ci piżamę, a ty się wykąpiesz i zejdziesz do mnie, ok?
Brunetka tylko pokiwała głową i lekko się uśmiechnęła pokazując wręcz słodkie dołeczki w policzkach.
~Zupełnie jak Ell~pomyślałam.
*~*~*~*~*~*~*~*
W ten czas co Samanta poszła pod prysznic jakoś się oporządzić, ja pościeliłam trzecie łóżko w moim pokoju, zrobiłam jej 4 naleśniki( no któż by się spodziewał! ~dop.aut.) z nutellą polewane jogurtem truskawkowym, bitą śmietaną i drażami z białej czekolady, przyrządziłam ciasto na gofry na śniadanie, przygotowałam opatrunek by zająć się jej obrażeniami i zaparzyłam melisę oraz zrobiłam sobie kakao. Po zrobieniu tego wszystkiego usiadłam przy blacie i nie czekałam nawet 5 minut gdy zielonooka zeszła na dół.
Teraz gdy była już odświeżona, trzeba było przyznać, że była bardzo ładna.
-Ślicznie Ci w tej piżamce.-uśmiechnęłam się do niej.
-Dzięki.-powiedziała siadając na przeciwko mnie.
Zeskoczyłam z krzesła i stanęłam obok niej.
-Podaj rękę.
Dziewczyna posłusznie podała. Usztywniłam jej malutką rączkę, zawijając ją staranie w bandaż, po czym zajęłam się jej policzkiem. Pierw przetarłam ranę wacikiem zamoczonym w wodzie utlenionej, na co ona lekko syknęła. Później złożyłam starannie gazę i posypałam ją jakimś żółtym proszkiem na zaklepienia. Na sam koniec przyłożyłam jej gazę do rany na policzku i przykleiłam plastrami.
-Dziękuje.-powiedziała po raz kolejny.
-Nie dziękuj, tylko jedz.-odpowiedziałam siadając na swoim miejscu i przesuwając w jej stronę talerz z naleśnikami.
-To dla mnie?-spytała.
-No chyba nie dla mnie.-zaśmiałam się biorąc łyk kakaa.
-Dzięki, nie jadłam od dwóch dni.-wyszczerzyła się do mnie i zajęła się pałaszowaniem.
Ja ledwo co nie wyplułam na nią mojego picia. Co? Nie jadła NICZEGO od dwóch dni?! Jak tak w ogóle można?!
-Jak to?-spytałam po chwili
Brunetka wzruszyła ramionami.
-Normalnie, Adam stwierdził, że nie zasługuje na jedzenie.
-Co?! A kim w ogóle jest Adam?
-Mój narzeczony...a z resztą..słyszałaś go.
-To był twój narzeczony?!
-No tak.
-A ty pochodzisz stąd?
-Je ne suis pas, pochodzę z Francji, gdy miałam 18 lat to się tutaj przeprowadziłam z rodzicami.
-A czemu od niego nie odejdziesz?-spytałam zdziwiona biorąc następny łyk kakaa i patrząc jak dziewczyna zabiera się za drugiego naleśnika.
-Nie mogę.
-Czemu?
- Nie mam dokąd.
-A rodzice, rodzeństwo..przyjaciele?
- Oj, miałam bogatych rodziców, niestety zginęli w wypadku samolotowym. Siostra zaginęła 3 lata temu a przyjaciele się ode mnie odwrócili. Został mi tylko kuzyn, miesza gdzieś w LA, podobno bardzo sławny.
-Dlaczego się od ciebie odwrócili?
-Przez Adama, każdy mi mówił, żebym go rzuciła. A ja młoda i głupia ich nie słuchałam, omamił mnie sobie i teraz masz babo placek! Żyje..a raczej próbuję żyć na jego rachunek.
-A ile ty masz lat? I w ogóle za co wy żyjecie?
-Lat mam 23, urodziłam się w marcu, szesnastego. Za co my żyjemy...Adam dostaje od swoich rodziców pieniądze, ma na bary, chlanie, ćpanie, a na mnie nie ma. Nie mam kiedy dorabiać bo cały czas mam sprzątać albo gotować dla niego. A jak zrobie coś źle czeka mnie kara.
-Na czym te kary polegają?
-Emm...różnie.-Samanta przełknęła ostatniego naleśnika i łyknęła melisy.-Albo, nie dostaje jeść, albo śpię na dworze, ostatnio spalił mi ubrania, które mianowicie dostałam pięć lata temu od rodziców...no a w najgorszym wypadku....no sama widziałaś, chociaż to było bardzo łagodne.
-Jejciu, Sam.....przecież to okropne! Dobrze, że przynajmniej dzieci nie macie.
- Gdybym nie poroniła mielibyśmy czwórkę.-mruknęła wypijając duszkiem resztę melisy.
-O matko! Jak to poroniłaś?! I do tego cztery razy?
-A ty byś nie poroniła w takich warunkach?
Zapadła cisza. Zdziwiło mnie to, że brunetka opowiada to tak jakby była to norma codzienna zwykłego społeczeństwa. Cóż.....dla niej to była norma.
-Możemy już iść spać, jestem zmęczona.-szepnęła po chwili zielonooka.
-Tak, tak chodź.
Wyszliśmy z kuchni i skierowaliśmy się do pokoju. Tam szybko weszliśmy do swoich łóżek i wtuliłyśmy się w kołdrę.
-Sam?
-Hmnnn?
-Obiecuję ci, że nie pozwolę byś wróciła do tego potwora. Nawet jeśli miałabym znaleźć tego twojego kuzyna.
-Dziękuje Rydel, ale nie potrzebuję łaski i tak już dużo dla mnie zrobiłaś, za co jestem ci naprawdę wdzięczna.-ziewnęła.
-I tak to zrobię.-obiecałam sobie w duchu i natychmiast zasnęłam.
-----------------------------------------------------
Hejooo wszystkim!
Mam nadzieję, że się podoba, szczególnie, że to mój pierwszy wpis na tym blogu. =^.^=
Wiem, że rozdział krótki, ale pisany był od godziny 1:00, do tego jestem chora i trochę mi to przeszkadza....a na dodatek, próbuje przyzwyczaić się do narracji 1 osobowej( i przyznaje że nie jest w cale taka zła jak sobie wyobrażałam), gdyż moje 2 inne blogi są pisane narracją 3 osobową i jakoś się do niej przyzwycziłam :3
I tak wiem, że Rydellington w tym rozdziale w ogóle nie ma, ale musiałam to dodać, gdyż postać Samanty jest mi bardzo potrzebna.
Taka akcja.....ale kim bym była jak bym nie dodała czegoś takiego? No na pewno nie sobą.
Wiem, że pewnie jest w tym pełno błędów, ale po pierwsze: napisałam ten rozdział na tablecie a on nie podkreśla XD i po drugie: Jak już wspominałam, rozdział pisany od godziny 1:00, gdyż wena nie pozwoliła mi zasnąć C=
Gdy tylko mój komputer wróci do żywych to od razu to zbetuje!
Proszę o opinie w komentarzach!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
~Kaśka Zwana Gryzoniem
niedziela, 15 lutego 2015
Co z rozdziałem ?
To pytanie jest tak genialne , że aż odpowiem :
Nie mam pojęcia ...
Jakoś brak mi pomysłu i nawet nie wiem czy nie zacznę szukać kogoś z kim mogłabym dzielić bloga. Ech...ale się zobaczy na razie nie wiem jak mam Wam na to odpowiedzieć i wiem , że pewnie większość się niecierpliwi więc BARDZO przepraszam ;* <3
Nie mam pojęcia ...
Jakoś brak mi pomysłu i nawet nie wiem czy nie zacznę szukać kogoś z kim mogłabym dzielić bloga. Ech...ale się zobaczy na razie nie wiem jak mam Wam na to odpowiedzieć i wiem , że pewnie większość się niecierpliwi więc BARDZO przepraszam ;* <3
"Zapowiedź One Shot'a "
Moment , w którym uświadamiasz sobie , że kogoś kochasz powinien być piękny i radosny .U mnie to była chwila załamania i niedowierzania .Kiedy postanowiłam o tym komuś powiedzieć to poleciały łzy, a nie powinny...Jak sama to sobie uświadomiłam , zaczęłam się cieszyć .Świat stał się piękniejszy , a życie nabrało większego sensu niż do tej pory .Rano wstawałam i wychodziłam , żeby go zobaczyć ,a nocami chodziłam spać , tylko dlatego , żeby jak najszybciej zobaczyć go we śnie .Na każdą przerwę wychodziłam jak najszybciej , a po dzwonku na lekcje szłam jak najwolniej .Mógłby być dla mnie najgorszy dzień , ale ja i tak się cieszyłam bo miałam go gdzieś niedaleko . Uwielbiałam z nim rozmawiać zawsze znaleźliśmy jakiś temat . To było jak przeżyć przygodę , nigdy nie było wiadome o czym na prawdę będziemy dyskutować to szło spontanicznie , a mimo to nigdy nie żałowałam tego co przy nim powiedziałam lub co zrobiłam ...Nasza " miłość " przyszła niespodziewanie i to było jedyne co zepsuliśmy . Nie znaliśmy się do końca i nie byliśmy zżyci wystarczająco , a mimo to rzuciliśmy się na głęboką wodę . Zaczęliśmy coś na co oboje nie byliśmy gotowi i tym samym zepsuliśmy nasze relacje . Szybko przyszło , szybko poszło . I już nigdy nie będzie tak samo . Mijanie się na korytarzu , niezręczne uśmiechy , skryte spojrzenia . Rozmowa z przymusu ... Ale potem przyszło lato i wszystko się zmieniło , całkowity brak kontaktu .
Tysiące myśli i wspomnień , łzy które spokojnie mogłyby udawać deszcz . Tęsknota . Brak jego widoku nie sprawił , że dało się zapomnieć ....to tylko rozpętało burzę . Myśli pochłonięte przygotowaniami do nowej szkoły . Słońce , plaża , Wakacje ...Lecz nic nie trwa wiecznie . I tak było ....do teraz .
Liceum...chyba przez większość najbardziej znienawidzone miejsce . Nowa szkoła , nowi znajomi , nowe możliwości . A tak na prawdę ? Nowi nauczyciele którzy zadają masę prac domowych i robią Ci pod górę twierdząc , że to dla Twojego dobra . Nowi chłopacy - jeden dupek , drugi cham , patrzą na Ciebie jakby mieli Cię przypiąć do ściany i najpierw powiedzieć jak bardzo Cię kocha , omotać do koła palca , a potem wykorzystać i napieprzać swoim koleżką jaka z Ciebie łatwa szmata . Koleżanki ....wytapetowane laleczki które robią wszystko na pokaz i tak na prawdę nie wiesz czego możesz się spodziewać po nich , niektóre są szczere lecz udają inne ...niektóre po prostu są fałszywe i nie potrafią udawać , że tak nie jest . Ten rok miał być inny nie miałam trafić tu sama . Lecz los chciał inaczej i rozdzielił moje drogi z przyjaciółką , przez co niestety samotność doskwierała bardzo boleśnie .
Pojęcia nie mam czy ktoś normalny kiedykolwiek zrobił zapowiedź Ona Shot'a , ale ja nigdy nie byłam normalna ^.^ Więc oto zapowiedź i się nią cieszcie i mam nadzieję , że się spodoba ;*
Tysiące myśli i wspomnień , łzy które spokojnie mogłyby udawać deszcz . Tęsknota . Brak jego widoku nie sprawił , że dało się zapomnieć ....to tylko rozpętało burzę . Myśli pochłonięte przygotowaniami do nowej szkoły . Słońce , plaża , Wakacje ...Lecz nic nie trwa wiecznie . I tak było ....do teraz .
Liceum...chyba przez większość najbardziej znienawidzone miejsce . Nowa szkoła , nowi znajomi , nowe możliwości . A tak na prawdę ? Nowi nauczyciele którzy zadają masę prac domowych i robią Ci pod górę twierdząc , że to dla Twojego dobra . Nowi chłopacy - jeden dupek , drugi cham , patrzą na Ciebie jakby mieli Cię przypiąć do ściany i najpierw powiedzieć jak bardzo Cię kocha , omotać do koła palca , a potem wykorzystać i napieprzać swoim koleżką jaka z Ciebie łatwa szmata . Koleżanki ....wytapetowane laleczki które robią wszystko na pokaz i tak na prawdę nie wiesz czego możesz się spodziewać po nich , niektóre są szczere lecz udają inne ...niektóre po prostu są fałszywe i nie potrafią udawać , że tak nie jest . Ten rok miał być inny nie miałam trafić tu sama . Lecz los chciał inaczej i rozdzielił moje drogi z przyjaciółką , przez co niestety samotność doskwierała bardzo boleśnie .
Pojęcia nie mam czy ktoś normalny kiedykolwiek zrobił zapowiedź Ona Shot'a , ale ja nigdy nie byłam normalna ^.^ Więc oto zapowiedź i się nią cieszcie i mam nadzieję , że się spodoba ;*
sobota, 14 lutego 2015
Miłość jest wszędzie :)
Z okazji dzisiejszego święta czyli jeśli ktoś nie wie WALENTYNEK <3 Chciałabym Wam życzyć dużo szczęścia i miłości (nawet tej przyjacielskiej ) szczerej przyjaźni oraz związków na całe życie ;* KOCHAM WAS <3 !
poniedziałek, 2 lutego 2015
Smuteczek
Przepraszam Was bardzo , ale moj laptop jest w naprawie na czas blizej nieokrslony i nie wiem jak uda mi sie dodawac rozdzialy . 18-stke postaram sie dokonczyc jesli mi sie uda i opublikowac .Przepraszam <3 Buziaczki, Kocham Was. ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)