wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział 44

**Parę miesięcy później**

Drzwi kościoła otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a przez nie weszła śliczna, blondwłosa panna młoda wraz ze swoim ojcem, Organista zaczął odgrywać marsz weselny mendelsona. Wszyscy zgromadzeni westchnęli na jej widok - wyglądała przecudnie, Jej blond pukle ładnie spływały na jej plecy. Oczy idealnie podkreślone ciemnym tuszem i eyeliner'em, lecz również rozjaśnione jasnymi cieniami. Na jej kości policzkowej znajdował się malutkie, srebrne serduszko połyskujące pod wpływem oświetlenia, tak samo jak jej jasno różowe usta wykrzywione w wielkim uśmiechu. Przechodziła wraz z Markiem koło ostatnich ławek w kościele widząc kątem oka koleżanki ze szkoły i dalszą rodzinę. Ubrana w prostą, lejącą sukienkę lekko pokarbowaną u góry, przytrzymującą troszkę w pasie i prosto spływającą aż do ziemi oraz jeszcze dłuższy welon czuła się niczym księżniczka. Z iskierkami szczęścia szła powoli i majestatycznie ciągle patrząc się na pana młodego, który patrzył się na nią z nie małym podziwem. Oboje nie mogli uwierzyć, że już za chwilę złączą się już na zawsze. Znajdowała się w połowie, gdy wypuściła samotną łzę wzruszenia. Spojrzała za Ellingtona, gdzie stali jej bracia, ubrani w garnitury z pięciopłatkowymi kwiatami, każdy płatek miał inny kolor - zielony, różowy, żółty, fioletowy i niebieski. Po drugiej stronie stały jej trzy przyjaciółki, a zarazem może przyszłe bratowe ubrane w różowe, rozkloszowane, tiulowe sukienki sięgające kolan. Była już przy pierwszych ławkach, spojrzała na płaczące matki. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek będziemy razem? Przeszło jej przez głowę ...Oprócz większości naszych fanów? Dodała sobie po chwili. 
Mark uścisnął rękę bruneta i zajął miejsce koło Stormie. Państwo młodzi popatrzyli na siebie szczęśliwi.
 - Jeszcze chwila - szepnęła Delly.
  - I już zawsze będziemy razem - dokończył Ell z wielkim uśmiechem.
Przy mównicy stanął pastor.
Czas zaczynać.
  - Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć tę dwójkę młodych ludzi wiecznym węzłem małżeńskim.  Małżeństwo to bardzo poważna obietnica. Musicie o tym pamiętać, bowiem to co składacie przed Bogiem nigdy nie może zostać przerwane. Jeśli jest ktoś kto uważa, iż te osoby nie mogą przystąpić do sakramentu ślubu niech wystąpi teraz lub zamilknie na wieki. 
Totalna cisza. Nikt nawet nie wydał jednego dźwięku i tylko nieliczni po prostu wycierali łzy.
  - Jak dobrze widzieć piękne młode twarze chcące zaoferować pod opiekę swoją miłość Bogu. - westchnął ksiądz  - Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? - zwrócił się w stronę Rydel i Ellingtona.
  - Chcemy - odpowiedzieli jednogłośnie. 
- Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia?
 -Chcemy - powtórzyli patrząc sobie głęboko w oczy. 
- Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?
- Chcemy.
  - Czy ty, Rydel Mary Lynch obiecujesz temu tu oto Ellingtonowi Lee Ratliff'owi miłość, wierność i uczciwość małżeńską?
  - Obiecuję.
  - Czy ty,  Ellingtonie Lee Ratliffie obiecujesz tej tu oto Rydel Mary Lynch miłość, wierność i uczciwość małżeńską?
 -  I że jej nie opuszczę, aż do śmierci. - odpowiedział z błyskiem szczęścia.
  - Możecie założyć obrączki. 
Podeszła do nich Caro trzymająca różową poduszeczkę z dwoma złotymi pierścionkami. 
Ell chwycił obrączkę Rydel i mówiąc swoją obietnice założył jej na palec swój znak miłości. 
Nastała kolej na Delly, chwyciła obrączkę już prawie swojego męża i zaczęła swoją przemowę, co chwile buchając śmiechem lub płaczem, następnie założyła na niego pierścionek. 
    - Tak więc, od tego momentu z mocą nakazanemu mi prawu ogłaszam Was mężem i żoną. Pan młody może pocałować panią młodą. 
Dwa razy nie trzeba było mu powtarzać, wpił się w usta swojej żony, a wszyscy zaczęli bić brawo. 

Wesele było piękne, wszyscy tańczyli, pili, śmiali się w niebo głosy wspominając stare czasy.
Młoda para udała się do swojego nowego mieszkania, gdzie chcieli spędzić razem resztę życia.
-Jesteś gotowa, o pani?- Elligton zapytał otwierając drzwi i biorąc swoją żonę na ręce.
-Oczywiście, że jestem- Rydel uśmiechnęła się do niego machając stópkami. Brunetowi nie trzeba było niczego więcej aby mieć pewność, że powinien przekroczyć próg.
-Jestem tu pierwszy raz- Ellington się zaśmiał, a Rydel zawtórowała mu tym samym.
-Ja również, rodzice się postarali- blondynka stanęła o własnych siłach i rozejrzała się po mieszkaniu. Ellington pobiegł szybko na górę, zostawiając zdezorientowaną żonę.
-Znalazłem- przestraszona blondynka pobiegła na górę skąd dobiegł krzyk bruneta.
-Sypialnia? Serio?- Rydel uniosła na niego brew, gdy tylko zdała sobie sprawę z czego Ellington się tak ucieszył.
-Noc poślubna - wzruszył ramionami.
-O pffff serio? Teraz zniszczyłeś całą atmosferę- walnęła go w ramię. Chciała już wyjść z pomieszczenia, ale brunet w ostatnim momencie chwycił ją za rękę i obrócił w swoją stronę. Wybuchł szatańskim śmiechem i wziął ją na ręce po czym rzucił na łóżko i zawisł nad nią.
-Czeka nas razem całe życie- pocałował ją, a ona ze śmiechem odwzajemniła pocałunek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz