wtorek, 17 listopada 2015

Miniaturka "Zagubione marzenia"

Hejka, tu ja Kaśka Zwana Gryzoniem.  Macie tu taką sobie Miniaturkę Ramanta
Ta miniaturka  dedykowany jest osobom, którym bliskie osoby zginęły w tych zamachach na Francję
Miejmy nadzieję, że nasi najbliżsi dostali życie wieczne, 
A my módlmy się za nich, za Francję... kochamy Was i wspieramy, pamiętajcie o tym <3







-Dzień dobry dzieci.-uśmiechnęła się dwudziestosześcioletnia brunetka.
-Dzień dobry pani Samanto.-odpowiedziała klasa przedszkolaków.
-No to w co się bawimy?-zapytała a małe dzieci zalały ją falą propozycji.
Tak właśnie wyglądał jej dzień. Przychodziła do przedszkola, bawiła się z dziećmi, pilnowała je, uczyła, a potem o 16 kończyła pracę i szła do domu. Tym razem jednak było inaczej. Około piętnastej trzydzieści dziewczynę zawołał do siebie szef.
-Chciał mnie pan widzieć.-powiedziała wchodząc do gabinetu swojego przełożonego.
-Tak, tak... wejdź Sam.  Niestety mam da Ciebie złą wiadomość.
-Co się stało?-zaniepokoiła się.
-Niestety, muszę cię zwolnić. Nie robiłbym tego, bo w końcu jesteś świetną pracownicą i opiekunką. Dzieci cię bardzo lubią, ale przedszkole bankrutuje, muszę kogoś zwolnić, ty jesteś młoda, a reszta pań już prawie jest na emeryturze, tobie będzie łatwiej znaleźć pracę.
-Rozumiem, mam się teraz pakować, czy mam skończyć dyżur?-zapytała, chociaż było jej bardzo przykro.
-Jakbyś mogła...to tyko pół godziny.
-Jasne, pożegnam się z dzieciakami.-uśmiechnęła się smutno i wyszła.
-Co się stało pani Samanto?-zapytały dzieci widząc minę swojej ulubionej pani.
-Ach, nic kochane...tylko..jutro już mnie  tu nie będzie...
-Nie będzie?-zasmuciła się jedna z dziewczynek.-Czemu?
- Booo.-dziewczyna zamyśliła się chwilę. Co ma im powiedzieć, że została wyrzucona? Nie..- Bo muszę się zająć takim chłopczykiem, który bardzo potrzebuje mojej opieki.
-A ktoś inny nie może się nim zająć?-prychnął mały brunet.
-No niestety nie.-powiedziała.
-A wróci pani?
-Nie, chyba nie....ale będę was odwiedzać.
-Na sto procent?
-Sto procent.-uśmiechnęła się.
Resztę ostatniego dnia spędziła na rozmowie z przedszkolakami, później poszła do swojego szefa po zapłatę i poszła do domu. W drodze do domu postanowiła zacząć swoje życie od nowa, po raz drugi. Gdy wróciła do mieszkania postanowiła posprzątać. Posprzątała kuchnie, łazienkę i zabrała się za swój pokój. Sprzątając znalazła jeszcze karton z rzeczami do przeprowadzki. Otworzyła go. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to list. Chwyciła go i zaczęła czytać.

Kochana Samanto!
To ja, znaczy Ty, tylko, że trochę wcześniej. Tutaj mam 13 lat. Mieszkam jeszcze w Francji. Mam nadzieję, że czytasz to siedząc w pięknym mieszkaniu w Los Angeles i jesteś reżyserem, dziennikarzem lub managerem R5. Udało Ci się to? Jak tam Twoje blogi? Masz chłopaka, jest podobny do Riker'a tak jak chciałaś? A może masz już dzieci? Jak mają na imię? Mam nadzieję, że wreszcie żyjesz szczęśliwie, nie tak jak ja do nie dawna. Powodzenia!  
                                                                                                   Sam z przeszłości.

Przypomniała sobie jak to pisała, była w tedy taka mała i naiwna, miała marzenia. Jak to było dawno, siedem lat temu. Tak...teraz już  nie ma marzeń. Wszystko zostało zniszczone, przez tych, którzy to zaczęli. Grupa nastolatków, która była kierowana swoimi marzeniami, dostała się na szczyt, żyli tam chwilkę, zaczęli się ustatkowywać, potem jednemu z nich zdarzyła się tragedia i zespół się rozpadł, a jej serce pękło. Odcięła się od swoich marzeń, bo za bardzo kojarzyły jej się z nimi. Spełniła  tylko swoje jedno marzenie-w wieku 18 lat wyjechała do Los Angeles, tak jak chciała. Pisanie rzuciła, nie chciała więcej pisać, przerzuciła się na pilnowanie dzieci, ale to nie dawało jej tyle radości, to nie było jej przeznaczenie, ale jej przeznaczenie za bardzo ją bolało. W jej oczach pojawiły się łzy, miała o tym zapomnieć. Ubrała się szybko i wyszła z domu. Musiała się przejść. Pójść na spacer do parku.
Zastanawiała się co u nich, co u niego....
-Mamuusia!-usłyszała wesoły krzyk jakiegoś dziecka i poczuła jak ktoś przytula się do jej nogi.
Odwróciła się i zobaczyła małego blondynka.
-Ty nie jesteś moją mamusią.-powiedział zasmucony.
-No nie, nie jestem.-powiedziała.-A gdzie Twój opiekun?
- Że tatuś? Eeee no nie wiem.
-To chodź poszukamy go, co ty na to?-powiedziała uśmiechając się ciepło, chowając na chwilę swój smutek.
-Okej.-powiedział ochoczo malec i chwycił ją za rękę.
-Dobra, jak wygląda twój tata?
-Eee...jest wysoki, ma blond włosy i chodzi cały czas smutny.
-Czemu?
 -Bo jak byłem dzidziusiem to moja mamusia umarła, a mój tatuś bardzo ją kochał.
-A jak miała na imię?
-Clary..a ty jak masz na imię?
-Samanta.
-Bardzo ładne imię.-uśmiechnął się słodko.
- A jak Ty masz na imię?-zapytała.
-Jack, gdzieś ty uciekł, co?!-usłyszeli męski  krzyk.
-Taatuuś!-chłopczyk pobiegł do swojego ojca i mocno się do niego przytulił.-Właśnie z Samantą cię szukaliśmy!
-Samantą? Jaką Samantą?
-Tamtą.-chłopczyk pokazał na dziewczynę, która  właśnie odwracała się z zamiarem pójścia do domu i zamknięcia się w sobie. -Hej Sam! Gdzie idziesz?-zawołał mały blondynek, ale nie odzyskał odpowiedzi. -Tatuś zrób coś! Ja ją bardzo polubiłem!-poprosił.
-Hej, Samanto!-zawołał i z chłopczykiem na rękach podbiegł do niej.
Dziewczyna odwróciła się znów chowając swoje cierpienie.
-Taak?-zapytała uśmiechając się sztucznie.
-Dziękuję, że znalazłaś mojego synka, nie wiem co bym bez ciebie zrobił.-powiedział uśmiechając się lekko.
-Nie ma za co, przecież bym nie zostawiła takiego małego skarbusia samego.-odpowiedziała.
-Tato, a może Samanta zje z nami obiad?-zapytał Jack.
-Jack, nie wiem, czy Samanta ma czas...-powiedział wymijająco mężczyzna.
-Nie chcę wam przeszkadzać Jack.-powiedziała łagodnie.
-No proooszę.-jęknął.
Starszy chłopak spojrzał na dziewczynę i na swojego synka po czym stwierdził, że też chętnie zjadłby z nią obiad.
-No to jak?-zapytał.
-A nie będę przeszkadzać?-zapytała.
-Nie no skąd, chodź.-powiedział.
-Noo...w sumie to nie mam nic innego do roboty.-powiedziała.
Chłopak uśmiechnął się i zabrał swoich towarzyszy do swojej ulubionej restauracji.
-Powiesz, czym się zajmujesz?-zapytał po tym, gdy złożyli zamówienie.
-Do dzisiaj pracowałam w przedszkolu, ale mnie wywalili. A ty czym się zajmujesz?
-Prowadzę szkołę tańca.
-Jej, zawsze chciałam się nauczyć tańczyć.-powiedziała z westchnieniem.
-To czemu tego nie zrobiłaś?-zapytał Jack zaciekawiony.
- Nie miałam jak...moja rodzina nie jest dość bogata, a później zrezygnowałam z pasji i marzeń. Jedynym marzeniem, jakie spełniłam to przyjazd tutaj.
-Nie jesteś stąd?-zdziwił się chłopak.
-Nie, jestem z Francji.
-Serio? Mówisz tak fenomenalnie po angielsku, że nigdy bym się nie spodziewał.
-Mieszkam tu już 2 lata.
-A ile masz lat?-zapytał młodszy blondyn.
-Jack, nie pyta się kobietę o wiek.-zganiał go ojciec.
-Nie no spoko, nie ma sprawy.-powiedziała.- Mam dwadzieścia sześć lat. A ty, Jack?
-Sześć.-powiedział.
-Tak, jak mój bratanek.-powiedziała z uśmiechem.
-Wszystkich masz w Francji?
-Mój brat mieszka w Andorze, a tak to wszyscy. Masz rodzeństwo?
-Czwórkę, ale nie utrzymuję z nimi kontaktu. A ty?
-Trójkę, jestem najmłodsza.
-A tatuś najstarszy!-zawołał Jack.
-Kochanie, może zejdźmy z tematu, twój tatuś chyba nie chcę o tym rozmawiać.-powiedziała do sześciolatka, gdy zobaczyła, że blondyn trochę się spina.
Zapadła cisza, którą przerwał kelner z zamówieniem. Zaczęli jeść.
-Czemu zrezygnowałaś z swoich marzeń i pasji?-zapytał.
-Mogę nie odpowiadać na twoje pytanie?
-Oczywiście, że nie..-zmieszał się.
Gdy zjedli dziewczyna postanowiła już się zbierać, wyjęła portfel i chciała zapłacić, lecz mężczyzna ją ubiegł.
-Zapłacę.
-Nie trzeba, mam pieniądze.
-Ale ja cię zaprosiłem, więc ja płacę.
-Nie dziękuje.-powiedziała i zostawiła na stoliku pieniądze i wyszła.
-Poczekaj chwilkę.-powiedział do synka.-Ej, Sam!!-wybiegł za nią.
-Tak?-westchnęła odwracając się.
-Mam dla Ciebie propozycję.
-Jaką?
-Straciłaś pracę prawda? Co ty na to, żeby popilnować Jack'a? Dogadujecie się, przecież.
-Emm...musiałabym się zastanowić.-powiedziała.
-Daj komórkę, zapiszę ci mój numer. -powiedział, a ona podała mu swój telefon.
Chłopak  szybko go zapisał,pożegnał się z brunetką i wrócił do syna, a Samanta poszła do domu.
Przez całą noc dziewczyna nie zasnęła, myślała czy przyjąć ofertę blondyna. W końcu nie wytrzymała i ubrała się po czym wyszła na spacer.  Wybrała się do tego parku co w dzień, jednak wybrała inną drogę. Przeszła sobie na około i usiadła na mostku. Było ciemno, a jedynym źródłem światła był księżyc odbijający się o tafle wody.  Co miała zrobić? Jack był bardzo kochanym chłopakiem, jego ojciec również wydawał się miły. Może przyjąć jego propozycję?
-Hej...-usłyszała cichy, znajomy głos obok siebie, który wyrwał ją z zadumy.
-Hej.-powiedziała i spojrzała na blondyna.
-O czym myślisz?-zapytał.
-O twoim synku i.. o tobie.
-Naprawdę?-zdziwił się.
-Twoja propozycja nie daję mi spokoju.
-Opowiedz mi swoją historię.-powiedział nagle po chwili ciszy.
-Nie mam żadnej historii...-próbowała się wymigać.
-Każdy jakąś ma...widać, że nie jesteś osobą zupełnie szczęśliwą, a pewno nikomu nie powiedziałaś co ci leży na sercu, opowiedz, a zrobi ci się lepiej.
-A w tedy ty opowiesz?
Chłopak chwilę się zawahał.
-Tak.-powiedział w końcu.
Dziewczyna westchnęła, ale zaczęła opowiadać.
-Wiesz...jako mała dziewczynka byłam bardzo wesoła, kochałam wszystkich, wszystkim wierzyłam...jak każde dziecko byłam naiwna. W naszej rodzinie był jeden mały problem, jeden sekret...Co tydzień, na weekend jeździłam do dziadka, to była moja odskocznia od świata, kochałam go bardzo, zastępował mi mojego ojca, na którego nie mogłam liczyć. Gdy miałam osiem lat, mój dziadek umarł, a ja zamknęłam się w sobie. Pewnego dnia znalazłam mój promyczek życia, oni dali mi wszystko. Wiesz, kiedyś był taki zespół, stąd nawet. Uratowali mi życie i to dosłownie, gdyby nie oni nie byłoby mnie tutaj. Zaczęłam znowu wierzyć świat, ten okres był dla mnie najlepszy, dostałam szczęście, przyjaciół, a nawet miłość. Ale to nie było taka sobie miłostka, wiesz w tym zespole, był taki chłopak. Gdy w moim życiu już się ułożyło, a ja odnalazłam pasję, zaczęłam tak jakby jeszcze bardziej się nim interesować.  Po paru miesiącach, zorientowałam się, że to nie byle żarty, to prawdziwa miłość, za każdym razem, gdy go widziałam moje serce biło szybciej, cieszyłam się każdym jego szczęściem, aż pewnego dnia, okazało się, że oni już nie są zespołem, ten, któremu powierzyłam swoje serce odszedł, bez wyjaśnień, wiem tylko tyle, że stało mu się coś strasznego.
Minęły  trzy lata, ja stałam się pełnoletnia, wyjechałam tutaj i odcięłam się od starego życia, zaczęłam wszystko od nowa. I tyle. A jak było z tobą?
- Miałem super życie, wszystko układało się jak należy, później spotkałem swoją miłość, urodził mi się Jack, a moja dziewczyna umarła, ja popadłem w rozpacz, ale musiałem się pozbierać dla niego, oto moja historia.-powiedział zimnym tonem, próbując nie wypuścić łez.
-Ej.-powiedziała i przytuliła się do niego.-Nie wolno ci płakać, pomyśl sobie, że twoja dziewczyna nie chce żebyś płakał.
-Noo tak.-powiedział po chwili przecierając oczy. -Często tu przychodzisz?-zapytał po dosyć długiej chwili milczenia.
-Jak muszę naprawdę pomyśleć.-odpowiedziała.-A ty?
-Ja też.  A co, już pomyślałaś nad moją propozycją?
-Przyjmę ją.
-Świetnie.-chłopak uśmiechnął się lekko i wstał.-To chodź.-podał jej rękę.
-Gdzie?
-No, po twoje ciuchy. Nie wiesz, gdzie mieszkam, a my sobie jeszcze pogadamy przy okazji.-wytłumaczył.
-Mam iść do twojego domu w nocy? Nie dzięki.-odpowiedziała.-Masz fajkę?
-Czemu?
-Bo chcę zapalić?
-Nie o to mi chodzi. Dlaczego nie chcesz do mnie iść? Nie jestem żadnym zboczeńcem.
-Tego, nie wiem, znam cię dwie godziny.-powiedziała.
-Po prostu chcę pogadać, a jutro muszę jechać z samego rana.
-Nooo...dobra. Ale jak mi coś zrobisz, to obiecuję, nie będziesz mieć życia do końca swoich dni.-ostrzegła.
-Okej.-powiedział.
Dziewczyna przyjęła jego rękę, a chłopak pomógł jej wstać. Po chwili blondyn podał jej paczkę papierosów.
-Chciałaś.-wytłumaczył, widząc zdziwiony wzrok brunetki.
-Aaaa...no tak.-powiedziała i zabrała jednego.
-Od kiedy palisz?-zapytał.
-Nie palę, raz na jakiś czas może coś tam, ale nie nałogowo.
-Ahaaaa...-powiedział.
I tak Samanta zaczęła nową pracę. Bardzo jej się podobała, szczególnie, że Jack był grzecznym i bardzo mądrym chłopcem. Każdy jej dzień wyglądał podobnie, przychodziła (albo po prostu wstawała, gdy całą noc przegadała ze swoim pracodawcą), dawała jeść Jackowi, bawiła się z nim, uczyła go pisać, liczyć, znów się bawiła, czasem szła z nim do przedszkola, później wracał Rayan, jedli razem kolację i dziewczyna wracała do domu lub zostawała u chłopaków Dni mijały nieznośnie szybko, chłopczyk, jak jego tata zaczęli przyzwyczajać się do obecności dziewczyny w domu. Ostatnimi czasy spotykali się nawet w weekendy chodząc na spacery, do kina, na różne wycieczki, lub po prostu siedząc w domu. Samanta kilka razy przyłapała się na wyobrażaniu sobie, że są prawdziwą rodziną, lecz zawsze karciła się za to, że za dużo sobie wyobraża, jednak to co stało się pod koniec maja, przebiło jej najśmielsze oczekiwania.
-Sam?-usłyszała głos Rayan'a.
-Tak?
-Bo...ja chciałem cię o coś zapytać.-powiedział trochę spięty.
-No to dajesz, przecież możesz mi powiedzieć wszystko, jesteśmy w końcu przyjaciółmi.
-No bo wiesz...spędzasz w naszym domu dużo czasu, więc tak sobie pomyślałem, że..że może byś z nami zamieszkała?
-Emm..-zacięła się.=Teraz to mnie zatkało.-zaśmiała się nerwowo, nie wiedziała co powiedzieć.
-Zrozumiem jak nie będziesz chciała, pomyślałem tylko, że będzie ci wygodnie.
-No w sumie...czemu nie! To kiedy mogę się wprowadzić?-zapytała.
-Choćby dziś!-uśmiechnął się, po czym wbił się ustami w jej usta, Brunetka najpierw była zaskoczona, ale po chwili oddała pocałunek przy okazji zarzucając mu ręce na szyję. Blondyn wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni...
Gdy rano otworzyła oczy ujrzała Rik..znaczy Rayan'a wtulonego w nią, jak dziecko w mamę. Uśmiechnęła się szeroko i pocałowała w czoło. Teraz mogła tylko czekać aż się obudzi. Po tym zdarzeniu ich relację jak i życie trochę się zmieniło, żyli jak para, ale chłopak nic jej w końcu nie obiecywał. Pewnego dnia, chłopak postanowił to zmienić, zabrał swoją ukochaną na spacer do parku, tam gdzie to wszystko się zaczęło.
-Gdzie zostawiłeś Jacka?-zapytała.
-U sąsiadki.-odpowiedział chwytając ją za rękę.
Dziewczyna lekko wtuliła się w jego tors,, przez co poczuła, że chłopak jest lekko spięty.
-Co się dzieje?-zapytała.
-A ma się coś dziać?-uśmiechnął się nerwowo.
-Zawsze gdy jesteś spięty, to coś się dzieję.
-No bo...Sam, ja nie powiedziałem Ci całej prawdy.
-Nie? Jak to nie?-udała, że się zdziwiła tą informacją, w głębi duszy już wiedziała co blondyn chce jej powiedzieć.
-No bo ja w cale nie jestem żaden Rayan! Jestem Riker, Riker Anthony Lynch! Nie chciałem ci tego mówić, od raz wiedziałem, że chodzi ci o mnie, a w końcu to ja zniszczyłem ci życie, bałem się, że mnie znienawidzisz, a ja cię pokochałem....tak bardzo, chociaż myślałem, że już nigdy więcej nie będę w stanie nikogo pokochać! Sam proszę cię zrozum...
-W końcu!- uśmiechnęła się brunetka, a chłopak spojrzał na nią zdziwiony.- I ty myślałeś, że się nie zorientuje, tak? Wiedziałam od samego początku skarbie! Myślisz, że nie poznałabym tych pięknych, piwnych oczu lub tego genialnego uśmiechu? Do tego, któż by inny nazwał swojego syna Jack, jak nie największy fan Piratów z Karaibów? Czekałam aż odważysz się powiedzieć. Może i w tedy złamałeś mi serce, ale teraz znowu je ożywiłeś. Co tu dużo mówić! Kocham Cię Riker!-powiedziała się w jego usta, a chłopak oddał pocałunek.
-Wyjdziesz za mnie?-zapytał, gdy oderwali się od siebie.
-Choćby zaraz!-odpowiedziała z wielkim uśmiechem i znów połączyła swoje usta ze swoimi.


***Parę lat później***

-Riker, chodź!-warknęła Samanta.
-Ale co ja im powiem?-jęknął załamany.
-Że bardzo się za nimi stęskniłeś, że bardzo przepraszasz, że ich bardzo kochasz i poznasz nas z nimi.
-Nie możemy poczekać, kotku?
-Zwlekamy już z tym od dwóch lat!
-Ale..
-RIKER DO CHOLERY JASNEJ! JA WRÓCIŁAM DO PISANIA, TO TY WRÓCISZ DO RODZINY!-krzyknęła wkurzona i zadzwoniła do drzwi. Drzwi otworzyła im mama blondyna.
-Dzień Dobry.-powiedziała Samanta.
- Dzień Dobry...-odpowiedziała zdziwiona pani Lynch.
-Eeee bo my...znaczy noo...-brunetka zaczęła się plątać, nie widziała jak ma zacząć rozmowę.
-Cześć mamo-powiedział Riker ratując swoją żonę i niezręcznej sytuacji.
Pani Lynch spojrzała na blondyna z niedowierzaniem.
-Riker?-spytała cicho, a chłopak pokiwał głową.
-O Boże! Riker, syneczku!-wykrzyknęła ze łzami w oczach i przytuliła do siebie  chłopaka.
I od tego momentu już wszystko było dobrze. Ich życie, chociaż kiedyś zrujnowane, stanęło na nogi, bo oni byli razem. Dwie zbłąkane, smutne dusze, a oni już dawno byli szczęśliwi...





Miniaturka jest dla mnie taka sobie, w sumie..to bardziej podobała mi się moja pierwsza niż ta....ale to Wam zostawiam opinię.
Wybrałam sobie ten parring, ponieważ Samanta jest związana ze Francją....ech, aż szkoda gadać, co się dzieje z tym światem.
 CO DO ROZDZIAŁU... staramy się go z Dark napisać, ale rozumiecie...szkoła, brak czasu..no próbujemy, ale za bardzo nam nie wychodzi...
Aha! Ni i dziękujemy bardzo za ponad 9 000 wyświetleń!!
To dla nas takie..wspaniałe, wzruszające jest nam tak niezmiernie miło...Kochamy Was! Bardzo, bardzo, bardzo!
Ps.: Jak Wam się podoba nowy wystrój?
Proszę o opinię w komentarzach!
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

~Kaśka Zwana Gryzoniem







2 komentarze:

  1. Super miniaturka;)
    Czekam na kolejny rozdział który mam nadzieję będzie w najbliższym czasie;)
    Życzę wam obu dużo weny!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje bardzo <3 Fajnie wiedzieć, że ktoś tu jeszcze u nas jest :)
    Heh..no zbieramy się w sobie, żeby coś napisać, do tego wrobiłam Dark w taką jedną scenkę...ale to niespodzianka ^^
    Rozdziałem 39 zajmuję się Destiny, a ja już piszę 40... :)

    Dziękujemy bardzo <3

    ~Kaśka Zwana Gryzoniem

    OdpowiedzUsuń