niedziela, 16 października 2016

Pare słówek od nas...

Heja dziubasy!

 Owszem nasza historia z tym opowiadaniem się skończyła, jednak nie kończy się nasza wspólna historia z pisaniem. Otóż to mamy w planach rozkręcić naszą drugą historię, tym razem o Rossie i Rikerze :3
Historia będzie raczej pisana na Wattpadzie, jednak co jakiś czas będziemy aktualizować ją na bloggerze..

Oto nasze konto --------------------> Klik^^

Nie zaczniemy tego tak szybko, ponieważ każda z nas ma swoje opowiadania, które za wszelką cenę chcemy skończyć, jak wiecie nasze głowy są pełne pomysłów, a również drugie klasy wcale nie są takie łatwe jakby się chciało :/

  Lecz chyba jak już wpadnie nam w rytm to rozdziały będą pojawiać się regularnie, chcemy oddać całe siebie w nowym opowiadaniu.


~ Kaśka Zwana Gryzoniem i Dark Destiny 

wtorek, 2 sierpnia 2016

Epilog

Obudziłam się ,ale  nie chciałam otwierać oczu , nie wiedzieć czemu czułam się inaczej niż dotychczas. Z westchnieniem postanowiłam jednak je otworzyć. Rozejrzałam się po moim pokoju.
-Co do cholery ?- zerwałam się z łóżka i zaczęłam wszystko oglądać. Było różowo , mój pokój był taki jak dawniej. Spojrzałam na łóżko, było puste. Nagle z impetem do pomieszczenia wpadł Ellington.
Od razu mu się rzuciłam z płaczem na szyję.
-Jak dobrze ,że jesteś. Tak się bałam, że wszystko będzie jak dawniej.
-Hej Delly, też się cieszę, że Cię widzę. Wszystko w porządku ? Zaraz jestem umówiony z Kelly, ale jak chcesz to mogę odwołać.- odsunęłam się od niego .
-Z kim ?- szepnęłam
-Z Kelly- uśmiechnął się- Nie pamiętasz? To moja dziewczyna.
-No tak, wszystko w porządku, idź do niej.- zaczęłam iść w kierunku okna.
-Oki, no to papa- pomachał mi. Usiadłam na parapecie podciągając nogi pod brodę. - Kocham Cię po przyjacielsku- wysłał mi buziaka w powietrzu.
-Kocham Cię też- powiedziałam cicho szlochając, kiedy brunet był już za drzwiami. Wtuliłam twarz w kolana i zaczęłam płakać jeszcze bardziej. To wszystko było, tylko snem. Długim, pięknym i bardzo realistycznym snem. Każdy dotyk, spojrzenie w oczy, miękkość jego ust, piękny melodyjny głos...to wszystko było, tylko złudzeniem. Spojrzałam przez okno i zobaczyłam tam biegnącego bruneta. Mój potok łez wzmocnił się jeszcze bardziej. Serce mnie bolało. Przez jeden głupi sen, bezgranicznie pokochałam swojego przyjaciela, który o tym nie wie...i nie jestem pewna czy powinnam mu o tym mówić. Siedziałam tak długo, zastanawiając się co mam z tym wszystkim zrobić. Nie chciałam się załamywać, nie wiedzieć czemu chciałam go od niej odciągnąć, nie chciałam go przy tym ranić, ale nie widziałam jakiegoś rozsądnego wyjścia. Poszłam do łazienki i obmyłam twarz. Spojrzałam na swoje odbicie, już nie płakałam teraz byłam zdeterminowana. Zeszłam szybkim krokiem na dół.
-Chłopcy na dół!- wrzasnęłam tak głośno, że aż rozbolało mnie gardło. Bracia zbiegli do salonu niemal natychmiast, przy tym prawie wywracając się o własne nogi. Uśmiechnęłam się do nich milutko i czekałam aż usiądą. Wymienili się spojrzeniami ,podejrzliwie na mnie zerkając.
-Co zrobiliśmy ? - zapytał Rocky poprawiając sobie koszulkę i niepewnie siadając na kanapie.
-Nic nie zrobiliście- zaśmiałam się- Chyba ,że o czymś nie wiem- zmieniłam ton głosu na groźniejszy, a oni tylko zgodnie zaprzeczyli ruchem głowy- Okej, dajmy na to, że Wam wierzę bo mamy ważniejszą sprawę do obgadania.A mianowicie....R5- klasnęłam w dłonie.
-Ołłłłłłłłl- zawyli chłopcy.
-No to co tam siostruś ? Wymyśliłaś coś ?
-Nie koniecznie, ale przydałoby się, żebyśmy wyjechali w trasę, macie masę piosenek, niedługo ma być wydana nowa płyta więc trzeba ją wypromować tak ?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-No tak- Riker się zamyślił- to od jutra możemy zacząć próby, a Ryland w tym czasie załatwi nam trasę co młody ? -brunet mu przytaknął i złapał za telefon- Świetnie to jutro o 17 w pokoju prób.
-Po co czekać do jutra ? Zacznijmy dzisiaj o 17, zawsze to ta jedna próba więcej nie ?- uśmiechnęłam się do nich słodko i poszłam do swojego pokoju, w duchu krzycząc ze szczęścia.
Wyciągnęłam telefon i z satysfakcją wybrałam numer do przyjaciela.
  -Halo? Rydel, wszystko w porządku?- szepnął przez telefon, prawdopodobnie nie chciał, żeby Kelly go usłyszała.
  -Nie no czemu miało być coś źle?-zaśmiałam się- Chciałam Cię tylko poinformować skarbie, że o 17 dzisiaj jest próba- wywaliłam z siebie szybko po czym ugryzłam się w język, że nazwałam go skarbem.
  -Jasne, będę. Pa kochanie- rozłączył się. Spojrzałam zdziwiona na telefon, po czym zaczęłam piszczeć i opadłam na łóżko. Może to dziwne, ale cieszyłam się, że tak mnie nazwał, a jeszcze lepiej by było....gdyby Kelly to usłyszała i przez przypadek zrobiła mu "maleńką" awanturę.
Nie mogłam uwierzyć jaką egoistką potrafiłam być, jeśli chodziło o faceta. Pomijając fakt, że przez bardzo długi czas był tylko mój, nawet jeśli to był sen. Popatrzyłam po pokoju i prawdą było, że nie stęskniłam się za nim ani trochę, ale wolałam nic z tym nie robić, na razie miałam ważniejsze rzeczy do obmyślenia, poleżałam tak jeszcze chwilę, po czym postanowiłam pójść się ubrać.
Wcisnęłam na siebie szare w miarę przylegające dresy i biały rozciągnięty T-shirt.
-RYDEL !- usłyszałam z sąsiedniego pokoju. Udałam sie szybko do pomieszczenia, w którym mieszkał Riker.
-Słucham Cię bracie- objęłam go od tyłu w pasie i położyłam brodę na jego ramieniu.
-Lightning Strikes - powiedział z dumnym uśmiechem kiwając głową. Popatrzyłam na niego zdezorientowana i na kartkę, którą dzierżył w rękach.
-To piosenka ?- lustrowałam po kolei każdą linijkę tekstu, śmiejąc się w duchu jak bardzo dopasowana jest do sytuacji, w której się znajdowałam.
-Yep, Twój numer- wręczył mi kartkę- Wykuj skarbie, z chłopakami już mamy mniej więcej melodię, tylko musisz nam jeszcze z Ellem dograć.
-Jasne- patrzyłam w tekst jak zaczarowana i próbowałam opuścić pokój bez wpadania w ścianę co wyszło mi nawet nieźle.
Usiadłam na łóżku w swoim pokoju i zaczęłam się zastanawiać po raz kolejny nad tym dziwnym snem. Rozważam również opcję spotkania z Kelly i dobitnego powiedzenia jej, żeby odwaliła się od mojego męża, ale tego zrobić nie mogłam, no teoretycznie mogłam, ale raczej nie wiele by z tego zrozumiała,
Z westchnieniem zaczęłam wkuwać tekst, co jakiś czas zerkając na zegar.
Kiedy w końcu wybija upragniona godzina 17, zeszłam do sali prób.
Wchodząc do pomieszczenia omal nie wywróciłam się przez kabel od wzmacniacza widząc uśmiech Ellingtona posłany w moją stronę.
"Słodki Jezu, zlituj się nade mną człowieku, nie mógłbyś  choć raz udawać, że mnie nie znasz?!"
Moja podświadomość wywróciła oczami, a sama ja odwzajemniłam zakłopotana uśmiech.


Próba potrwała z 4 godziny, w tym czasie chłopcy pokazali mi melodię do mojej piosenki, z Ell'em dograliśmy nasze instrumenty, wymieniliśmy się pomysłami na teksty innych piosenek oraz melodie. Przećwiczyliśmy nawet te, które Rocky w tajemnicy skończył długi czas temu.
Uśmialiśmy się przy tym i to bardzo, ale to nic nowego u nas. Brakowało mi tej atmosfery, to jedyne czego zabrakło w tym śnie....rodzinnej więzi...

Przez następny miesiąc mięliśmy próby każdego wieczora, a kiedy nikt nie miał planów odbywały się nawet calutki dzień, z przerwami na jedzenie. W tym czasie zbliżyłam się trochę do mojego przyjaciela, co niebywale mnie ucieszyło, ponieważ przez tą jedną noc, w którą ja sama przeżyłam cały rok, miałam go na własność, a w tej sprawie byłam cholerną egoistką, nie chciałam się nim dzielić...z NIKIM.
Po prostu byłam od niego uzależniona. W tym akurat momencie siedzieliśmy wspólnie na kanapie, śpiewając nowo napisane piosenki, za to Ross przy okazji opracowywał wygląd nowej okładki. Rysował cały dzień w skupieniu i nie odezwał się nawet słowem, był zupełnie w innym świecie.
-Kiedy mamy trasę ? - zapytałam opierając głowę na ramieniu Rikera.
-Mamy już wszystkie piosenki, kilka nawet opublikowanych w internecie, nasz artysta opracowuje okładkę, za jakieś dwa tygodnie może. Krążek już wytopiony, to tylko kwestia opakowania.
-Super, już się nie mogę doczekać- szepnęłam, patrząc na mojego przyjaciela, który próbował osiągnąć idealny dźwięk uderzając w uda Rockyego pałeczkami od perkusji.
-Patrzcie- Ross rzucił nam na stolik rysunek, z fascynacją przyglądając się nam, trząsł nogą i przygryzał lekko wargę. Wszyscy popatrzyliśmy na jego dzieło z wielkim uśmiechem.
-Mamy to bracie- Riker poczochrał mu włosy, wziął kartkę i łapiąc w pośpiechu kurtkę wyszedł z domu. Wszyscy popatrzyliśmy po sobie po czym zrobiliśmy to samo.


Właśnie stałam na środku pokoju gdzie wyrzucałam wszystkie rzeczy, które będą mi potrzebne w czasie trasy. Czyli wszystkie ubrania, ozdoby, kosmetyki.
Byłam strasznie podekscytowana faktem, że jedziemy w trasę. Przez cały tydzień nie mogłam usiedzieć na miejscu. Chociaż bardziej była to kwestia chęci posiadania Ellingtona bez Kelly u boku.
-Hej księżniczko- odwróciłam się i zobaczyłam bruneta stojącego za mną.
-No hej mój księciu- poprawiłam mu grzywkę, która zasłaniała mu te piękne oczy.- Co Cię do mnie sprowadza ?
-Chciałem się zapytać czy nie chcesz pomóc mi się spakować, ale widzę, że sama też potrzebujesz pomocy- zaśmiał się podziwiając moją stertę ....wszystkiego.
-Jeśli chcesz to Ci pomogę - powiedziałam podekscytowana wizją spędzenia czasu z Ellingtonem.
-Oboje możemy sobie pomóc - położył mi rękę na ramieniu i spojrzał na mnie wzrokiem, jakby właśnie powiedział mi, że utopił mi telefon. Zaczęłam się zakłopotana śmiać w momencie, w którym miałam ochotę się na niego rzucić.
-Okej- klasnęłam w dłonie jak mała dziewczynka i wzięliśmy się za składanie moich rzeczy i pakowanie do walizek.
Śmialiśmy się przy tym, łaskotaliśmy, robiliśmy pokaz mody oraz nawet chciałam pomalować Ellingtonowi paznokcie, ale w ostatniej chwili się wyrwał.
Po dwóch godzinach byłam spakowana, a nasza dwójka opadła zmęczona na podłogę.
-Ell?- wyszeptałam patrząc na bruneta, ten odwrócił spojrzenie ku mnie i położył sobie rękę pod głowę.
-Co tam blondi?- pyknął mnie w nos.
-Jak Ci się układa z Kelly?- zapytałam niepewnie. Brunet westchnął i na powrót spojrzał w sufit.
-Nie jestem już z nią- westchnął. Podniosłam się na łokciach aby lepiej widzieć jego twarz.
Teoretycznie powinnam się cieszyć, bo czekałam na to tak długo, a nawet sama starałam się do tego doprowadzić.
-Jak to?
-Pop prostu Delly, teraz jest trasa, a ja nie widziałem się z nią przez ponad miesiąc przez ciągłe próby...To by nie wypaliło- posmutniał. W odruchu nie wiele myśląc zaczęłam głaskać go po policzku, chłopak uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki. Brunet popatrzył na mnie i nim się obejrzałam podniósł się gwałtownie łącząc nasze usta. Położyłam dłoń jego policzku i oddałam pocałunek. Brunet stawał się strasznie zachłanny i położył się na mnie.
Szczerze mówiąc podobało mi się to, ale nie byłam pewna co do powodu, dla którego to robi.
Niechętnie położyłam rękę na jego mostku i delikatnie od siebie odepchnęłam.
-Ell?- wyszeptałam nie chcąc go urazić.
-Przepraszam!- Wstał szybko. - Boże Delly, przepraszam- podał mi rękę i pomógł wstać- Jjj-aa nie chciałem, to tak, znaczy chciałem, ale to nie - zaczął patrzeć wszędzie po pokoju szukając jakiegoś sensownego wyjaśnienia w swojej głowie- No bo ja, jakby tego potrzebowałem no i Ty tu była....no i ja te tu byłem i po prostu, jak przypomniałaś mi o Kelly to taki gniew się we mnie wzbudził, że musiałem się na czymś wyżyć. - westchnął i usiadł na skraju łóżka, szarpiąc włosy z głowy. Patrzyłam na niego i zaczęłam się  śmiać. Podeszłam do niego powoli i przytuliłam do siebie. Jako, że siedział jego głowa była na wysokości mojego brzuch, przez co musiałam się schylić, żeby delikatnie go pocałować w czoło. Wyprostowałam się i zaczęłam palcami rozczesywać jego włosy.
-Jestem Twoją przyjaciółką, jak chcesz się wyżyć to wiesz gdzie mnie szukać- uśmiechnęłam się delikatnie. Chłopak odsunął się ode mnie zostawiając ręce na moich biodrach.
-Nawet w taki sposób?- zapytał niepewnie.
-W każdy jaki będziesz potrzebował- położyłam dłonie na jego.
-Jesteś nienormalna- pokręcił głową- To zbyt dziwne- westchnął.
-Dla Ciebie tak, bo nie przeżyłeś tego co ja - mruknęłam pod nosem siadając obok niego.
-Co masz na myśli ?
-Zbierałam się jakieś dwa miesiące, żeby Ci to powiedzieć....
-Powiedzieć co ?
-Coś co w tej chwili nie ma żadnego sensu ...- pokiwałam głową spuszczając spojrzenie na kolana. Nie chciałam mu o tym mówić, przecież żaden normalny człowiek nie rozpamiętuje głupiego snu przez dwa miesiące.... Mogłabym mu powiedzieć, żeby  być z nim szczera, ale w sumie to w żaden sposób go nie okłamałam- Zapomnij o tym, nie potrzebnie wspominałam- speszyłam się lekko, a chłopak przybliżył się do mnie i odgarnął włosy za ucho.
-Jakbyś zmieniła zdanie to możesz mi zawsze powiedzieć - popatrzył mi w oczy i kolejny raz dzisiaj złożył na moich ustach pocałunek, lecz tym razem bardziej delikatny.


-Dziękujemy VEGAS - krzyknął Riker do mikrofonu.
Właśnie kończyliśmy, któryś z kolei koncert tej trasy. Minęły kolejne dwa miesiące.
Z Ellingtonem nie rozdrapywaliśmy tematu, no bo poco. Chłopak zachowywał się jakby nigdy nic się nie stało...chociaż nie. Mógłby się tak zachowywać, ale zamiast tego wybrał opcję ignorowania mnie.
Chodziłam przez niego jak struta, jedynym momentem oderwania od rzeczywistości były koncerty.
Czasami przyłapywałam chłopaka na kierowaniu spojrzeń w moją stronę, ale odwracał je tak szybko, że nie byłam pewna czy mi sie po prostu nie zdaje....

Przez następny miesiąc było dokładnie tak samo, już nawet przestałam zwracać na niego uwagę.
Czułam się oczywiście jakby czegoś brakowało, w końcu go kocham, ale nie mogłam tego okazać, on tego nie wiedział, więc miał prawo postępować jak chciał.
W końcu mięliśmy koncert w San Antonio. Niestety tym razem przypadł mi pokój hotelowy razem z Ellem, ale wydaje mi się, że chłopcy zrobili to specjalnie, zauważając, że się do siebie nie odzywamy. Z westchnieniem weszliśmy do pokoju. Widząc jedno łóżko na środku, mlasnęłam ustami i wywróciłam oczami.
"Kto by się domyślił, że tak będzie?" ...Aaaa chwilka.. JAAA!.
-Biorę lewą stronę- krzyknął chłopak i rzucił się na łóżko. Otworzyłam szeroko oczy i patrzyłam na niego  z niedowierzaniem. On się odezwał.....kiedy w pomieszczeniu byłam tylko ja. To jakaś nowość, nie słyszałam jego głosu praktycznie przez trzy miesiące, tylko dlatego, że wpychałam sobie słuchawki do uszu w jego towarzystwie, czyli praktycznie, zawsze.
-Mhmm- mruknęłam, wzięłam kilka rzeczy z walizki i poszłam do łazienki się wykąpać, nie chciało mi się dosłownie nic. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w Za dużą bluzkę Rikera, którą kiedyś chciał wyrzucić bo z niej wyrósł, za to dla mi nadal sięgała do kolan...
Wyszłam z łazienki czesząc włosy, po czym weszłam  na łóżko i kontynuowałam tę czynność.
Nagle poczułam jak ręka bruneta delikatnie przejeżdża wzdłuż mojego kręgosłupa. Przymknęłam oczy i delikatnie się uśmiechnęłam.
-Zebrało Ci się na czułości?- zapytałam ironicznie.
-Delly?- zbył mnie.- Czy...czułaś coś wtedy ? - znieruchomiałam, wiedziałam o co mu chodzi, ale chciałam, żeby sam  mi to powiedział.
-Kiedy? - westchnęłam. Brunet usiadł naprzeciw mnie i spojrzał mi w oczy.
-Wiesz kiedy..-stwierdził....no tak, podpuszczanie go nie miało racji bytu zważając na to jak dobrze mnie znał,
-Możliwe...- spojrzałam na swoje kolana- A Ty ?
-Możliwe, że ja też...
-Co z tym zrobimy ?- zapytałam niepewnie, podkurczając kolana pod brodę.
-A powinniśmy coś z tym robić ?
-A chcesz się do mnie nie odzywać całe życie? - wypowiedziałam przez zaciśnięte zęby. Brunet wzruszył ramionami. Siedzieliśmy tak przez trzy minuty, oboje patrząc w przeciwne strony.
Po chwili brunet po raz kolejny się na mnie rzucił, dosłownie, Przygwoździł mnie ciałem do łóżka i zaczął obsypywać pocałunkami, które starałam się oddać co do jednego. I mniej więcej tak nam minął tamten wieczór.


-Oooooo jak dobrze być w domuuuu- Rocky z westchnieniem rzucił się na kanapę.
Wszyscy zaczęliśmy się z niego śmiać próbując wepchnąć wszystkie bagaże do środka. Po paru miesiącach w trasie, w końcu wróciliśmy do domu. Jakby nie było, zapomniałam o śnie i próbie odbicia już MOJEGO chłopaka, no bo w sumie cel osiągnęłam. Trochę czasu nam zajęło przyzwyczajenie się do nowej sytuacji i zmianie stosunków między nami.
Nadal nie powiedziałam reszcie domowników o tym wszystkich co "widziałam".
Pewnego dnia i m o tym opowiem, kiedy już znajdą swoje drugie połówki i będą szczęśliwi. Chociaż kto wie ? Może wszystko się odwróci i odejmując mnie i Ella wszystko potoczy się tak jak w moim śnie.
-Aaaaa kochanie jak się za Tobą stęskniłam- do salonu wpadła Caro z piskiem, chciała mnie uściskać, ale zamiast tego wpadła w ramiona Rossa.
-Ja też się za Tobą stęskniłem- wtulił się w nią. Dziewczyna wywróciła oczami i odwzajemniła przytulasa. Wszyscy patrzyliśmy się na nich ze śmiechem, kiedy nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
-OTWORZĘ !- krzyknęłam i podbiegłam do drzwi, otworzyłam je i stanęłam jak wryta.
Lustrowałam spojrzeniem osobę stojącą przede mną i słowo daje, że chyba nawet nie oddychałam.
Dziewczyna uśmiechnęła się,
-Hej, jestem waszą nową sąsiadką.- wyciągnęła rękę w moją stronę- Jestem Samanta Rape.
Otworzyłam usta ze zdziwienia.

O
MÓJ
BOŻE
!!!!



Rozdział 44

**Parę miesięcy później**

Drzwi kościoła otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a przez nie weszła śliczna, blondwłosa panna młoda wraz ze swoim ojcem, Organista zaczął odgrywać marsz weselny mendelsona. Wszyscy zgromadzeni westchnęli na jej widok - wyglądała przecudnie, Jej blond pukle ładnie spływały na jej plecy. Oczy idealnie podkreślone ciemnym tuszem i eyeliner'em, lecz również rozjaśnione jasnymi cieniami. Na jej kości policzkowej znajdował się malutkie, srebrne serduszko połyskujące pod wpływem oświetlenia, tak samo jak jej jasno różowe usta wykrzywione w wielkim uśmiechu. Przechodziła wraz z Markiem koło ostatnich ławek w kościele widząc kątem oka koleżanki ze szkoły i dalszą rodzinę. Ubrana w prostą, lejącą sukienkę lekko pokarbowaną u góry, przytrzymującą troszkę w pasie i prosto spływającą aż do ziemi oraz jeszcze dłuższy welon czuła się niczym księżniczka. Z iskierkami szczęścia szła powoli i majestatycznie ciągle patrząc się na pana młodego, który patrzył się na nią z nie małym podziwem. Oboje nie mogli uwierzyć, że już za chwilę złączą się już na zawsze. Znajdowała się w połowie, gdy wypuściła samotną łzę wzruszenia. Spojrzała za Ellingtona, gdzie stali jej bracia, ubrani w garnitury z pięciopłatkowymi kwiatami, każdy płatek miał inny kolor - zielony, różowy, żółty, fioletowy i niebieski. Po drugiej stronie stały jej trzy przyjaciółki, a zarazem może przyszłe bratowe ubrane w różowe, rozkloszowane, tiulowe sukienki sięgające kolan. Była już przy pierwszych ławkach, spojrzała na płaczące matki. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek będziemy razem? Przeszło jej przez głowę ...Oprócz większości naszych fanów? Dodała sobie po chwili. 
Mark uścisnął rękę bruneta i zajął miejsce koło Stormie. Państwo młodzi popatrzyli na siebie szczęśliwi.
 - Jeszcze chwila - szepnęła Delly.
  - I już zawsze będziemy razem - dokończył Ell z wielkim uśmiechem.
Przy mównicy stanął pastor.
Czas zaczynać.
  - Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć tę dwójkę młodych ludzi wiecznym węzłem małżeńskim.  Małżeństwo to bardzo poważna obietnica. Musicie o tym pamiętać, bowiem to co składacie przed Bogiem nigdy nie może zostać przerwane. Jeśli jest ktoś kto uważa, iż te osoby nie mogą przystąpić do sakramentu ślubu niech wystąpi teraz lub zamilknie na wieki. 
Totalna cisza. Nikt nawet nie wydał jednego dźwięku i tylko nieliczni po prostu wycierali łzy.
  - Jak dobrze widzieć piękne młode twarze chcące zaoferować pod opiekę swoją miłość Bogu. - westchnął ksiądz  - Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? - zwrócił się w stronę Rydel i Ellingtona.
  - Chcemy - odpowiedzieli jednogłośnie. 
- Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia?
 -Chcemy - powtórzyli patrząc sobie głęboko w oczy. 
- Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?
- Chcemy.
  - Czy ty, Rydel Mary Lynch obiecujesz temu tu oto Ellingtonowi Lee Ratliff'owi miłość, wierność i uczciwość małżeńską?
  - Obiecuję.
  - Czy ty,  Ellingtonie Lee Ratliffie obiecujesz tej tu oto Rydel Mary Lynch miłość, wierność i uczciwość małżeńską?
 -  I że jej nie opuszczę, aż do śmierci. - odpowiedział z błyskiem szczęścia.
  - Możecie założyć obrączki. 
Podeszła do nich Caro trzymająca różową poduszeczkę z dwoma złotymi pierścionkami. 
Ell chwycił obrączkę Rydel i mówiąc swoją obietnice założył jej na palec swój znak miłości. 
Nastała kolej na Delly, chwyciła obrączkę już prawie swojego męża i zaczęła swoją przemowę, co chwile buchając śmiechem lub płaczem, następnie założyła na niego pierścionek. 
    - Tak więc, od tego momentu z mocą nakazanemu mi prawu ogłaszam Was mężem i żoną. Pan młody może pocałować panią młodą. 
Dwa razy nie trzeba było mu powtarzać, wpił się w usta swojej żony, a wszyscy zaczęli bić brawo. 

Wesele było piękne, wszyscy tańczyli, pili, śmiali się w niebo głosy wspominając stare czasy.
Młoda para udała się do swojego nowego mieszkania, gdzie chcieli spędzić razem resztę życia.
-Jesteś gotowa, o pani?- Elligton zapytał otwierając drzwi i biorąc swoją żonę na ręce.
-Oczywiście, że jestem- Rydel uśmiechnęła się do niego machając stópkami. Brunetowi nie trzeba było niczego więcej aby mieć pewność, że powinien przekroczyć próg.
-Jestem tu pierwszy raz- Ellington się zaśmiał, a Rydel zawtórowała mu tym samym.
-Ja również, rodzice się postarali- blondynka stanęła o własnych siłach i rozejrzała się po mieszkaniu. Ellington pobiegł szybko na górę, zostawiając zdezorientowaną żonę.
-Znalazłem- przestraszona blondynka pobiegła na górę skąd dobiegł krzyk bruneta.
-Sypialnia? Serio?- Rydel uniosła na niego brew, gdy tylko zdała sobie sprawę z czego Ellington się tak ucieszył.
-Noc poślubna - wzruszył ramionami.
-O pffff serio? Teraz zniszczyłeś całą atmosferę- walnęła go w ramię. Chciała już wyjść z pomieszczenia, ale brunet w ostatnim momencie chwycił ją za rękę i obrócił w swoją stronę. Wybuchł szatańskim śmiechem i wziął ją na ręce po czym rzucił na łóżko i zawisł nad nią.
-Czeka nas razem całe życie- pocałował ją, a ona ze śmiechem odwzajemniła pocałunek.

niedziela, 19 czerwca 2016

Rozdział 43

-Kochanie...-usłyszałam cichy szept koło swojego ucha.-Wstajemy...-poczułam jak chłopak całuje mnie po szyi.
-Ell...-jęknęłam i machnęłam na niego ręką.-Daj mi spać, ćmoku jeden.
Chłopak jedynie prychnął.
-Na pewno nie wstajesz?
-Nie...-obróciłam się na drugi bok.
-Nie to nie, ostatnia szansa przepadła.-oznajmił i wstał z łóżka.-No to chłopcy na trzy. Raz-nawet nie myślałam o co mu chodzi, na serio chciałam spać, a ten sobie wymyśla jakiś niewidzialnych przyjaciół i jeszcze z nimi rozmawia.-Dwa.-no chyba, że jego przyjaciele nie są niewidzialni i wcale ich sobie nie wymyślił...oł. Otworzyłam powoli oczy i o zgrozo zobaczyłam swoich braci i narzeczonego z wiadrami.-Trzy!-krzyknął Ell, a zawartość wielkich pojemników wylądowała na mnie. Całą ulice, miasto, a nawet Stan wypełnił mój przeraźliwy krzyk.
-WY CHORE..!-zaczęłam, ale Riker szybko do mnie podbiegł i zasłonił rękoma usta.
-Delly proszę...Sam śpi.-popatrzył na mnie z nutą prośby w swoich piwnych oczach.
Niestety, tym razem nie mógł liczyć na moją litość. Szybko wyswobodziłam się i wściekła  wrzasłam.
-WY NIEDOROZWOJE! ZIMNĄ WODĄ MNIE OBLEWAĆ?! ZIMNĄ?!
-Ale księżniczko..-zaczął mój przyszły mąż.
-NIE KSIĘŻNICZKUJ MI TU RATLIFF! OD DZISIAJ ŚPISZ NA KANAPIE! A WAM!!-popatrzyłam na moich braci.-JUŻ NIGDY NIC NIE UPIORĘ, NIE POSPRZĄTAM, ANI NIE KUPIE PRZY OKAZJI SŁODYCZY! BĘDĘ WAM ZATRUWAĆ ŻYCIE NICZYM ŻMIJA, MODLISZKA, PIJAWKA CZY COŚ JESZCZE GORSZEGO! ZEPSUJE WAM KONSOLE, KOMPUTERY I SAMOCHODY! ROZSTROJE GITARY! MAM CAŁĄ TRASĘ NA ZEMSTĘ! POFARBUJE WAM UBRANIA! TY RIKER SIĘ TAK NIE CIESZ, BO JAKO MATKA CHRZESTNA TWOJEGO DZIECKA POSTARAM SIĘ O TO, ŻEBY OKRES WYCHOWYWANIA BYŁ NAJGORSZY W TWOIM ŻYCIU!!- w tym momencie najstarszy z rodzeństwa Lynch przestał się uśmiechać.
Rydel westchnęła trochę się uspokajając.
-A TERAZ WON MI STĄD! CAŁA PIĄTKA!-Wskazała drzwi, a chłopcy jak najszybciej uciekli.
Tak właśnie zaczął się dzień Wigilijny w domu rodzinnym Lynch'ów.

***Ramanta****

Riker powoli i cichutko wszedł do swojej sypialni. Miał nadzieje, że jego dziewczyna nie obudziła się i ten w spokoju będzie mógł się obok niej położyć i udawać, że nic się nie stało. Niestety, przeliczył się. Gdy tylko odwrócił się w stronę łóżka ujrzał siedzącą z skrzyżowanymi rękoma Samantę.
-Co tym razem jej zrobiliście?-zapytała.
-Emm...niiic-Blondyn lekko się uśmiechnął.
-Riker nie udawaj. Doskonale słyszałam wrzaski twojej siostry.
-Nie dziwota. Ja się prędzej bym zastanawiał kto na tym kontynencie ich nie słyszał-prychnął.
-To nie jest śmieszne-powiedziała, lecz chłopak zauważył, że kącik jej ust lekko drgnął.
-No słonko..-mruknął idąc w jej stronę.-To chyba normalne wśród rodzeństwa, prawda?-uśmiechnął się.
- Jak nasze dzieci tak się będą zachowywać, to ja idę pracować, a Ty z nimi zostajesz. - prychnęła.
- Okej. - Powoli wszedł na łóżko i lekko ją pocałował. -Gniewasz się na mnie?-mruknął z miną smutnego szczeniaczka.
-Co jej zrobiliście?-zapytała w przerwie przed kolejnym pocałunkiem.
-Wylaliśmy na nią zimną wodę...
-Riker..-dziewczyna już mu chciała wyprawić kazanie na temat oblewania ludzi zimną wodą, ale w tym samym momencie hamulce chłopaka puściły i z lekkich pocałunków, przeszedł na trochę bardziej namiętniejsze, przez co dziewczyna nie miała jak wypowiedzieć chociażby słowa.
Jednak chłopak mylił się, jeśli myślał, że już ją ma, ponieważ dziewczyna miała w głowie  szatański plan. Szybko obróciła się, tak, że siedziała na jego kolanach. Zaraz potem wstała ciągnąc go ze sobą. Chłopak niewiele myśląc poddał jej się. To był jego błąd. Ale czemu tu się dziwić? Był zajęty o wiele ciekawszą czynnością. Dalej się całując zatoczyli się do łazienki, a stamtąd zaraz pod prysznic. Wtedy to dziewczyna oderwała się od niego i szybko włączając wodę wyleciała z kabiny. Ze śmiechem obserwowała  sparaliżowanego blondyna.
-Może to nauczy cię, że się nie oblewa ludzi na prawo i lewo-zaśmiała się, po czym ruszyła w stronę wyjścia.-Co tak stoisz? Już jedenasta, za cztery godziny będą tu moi rodzice!-to powiedziawszy podśmiewując się wyszła z łazienki, a zaraz potem z pokoju.

***Rydellington***

Siedziałam na brzegu wanny że skrzyżowanymi na piersi ramionami i wpatrywałam się bez celu w podłogę, tupiąc przy tym energicznie nogą. Moja szczęka była zaciśnięta tak mocno, że miałam wrażenie że wszystkie zęby mi się pokruszą, a oddech był gwałtowny i  ciężki. Żyłam sobie
spokojnie obmyślając plan zemsty aż w progu mojej łazienki pojawił się Ellington.
-Nie pokazuj mi się nie oczy bo rozszarpie!- warknęłam, co spotkało się z cichym westchnięciem bruneta.
-Delly...
-Nie...nazywaj...mnie...tak...
-Długo będziesz się jeszcze złościć? Minęło pół godziny
-Nadal za mało, poza tym po co mam się przestać złościć?
-Bo mnie kochasz?- podszedł do mnie bliżej
-Co nie zmienia faktu, że zachowałeś się jak dzieciak...- chłopak pochylił się i oparł dłońmi o brzeg wanny po obu moich stronach.
-Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?- zaczął się do mnie nachylać. Nic na to nie odpowiedziałam, tylko czekałam aż pojawi się w odpowiedniej odległości. Przyciągnęłam go delikatnie za  koszulkę, robiąc unik i wepchnęłam go do wanny, chwyciłam za słuchawkę od wody i włączyłam natrysk, zlałam go całego, patrząc z powagą na to jak próbuje się osłonić przed strumieniem. Kiedy nie pozostało na nim żadnego suchego miejsca wyłączyłam wodę i  rzuciłam w niego słuchawką.
-Mamy spędzić razem całe życie kochanie, a jedyne czego nauczyłam się od braci to być mściwa więc uważaj czasami co robisz. Żarty żartami, ale przegięcia nie zniosę a tym bardziej jak ktoś mnie budzi....- warknęłam w jego stronę po czym odwróciłam się na pięcie i wyszłam z pomieszczenia.


Leżałem w niewygodnej wannie cały przemoknięty, patrzyłem na odchodzącą blondynkę z przerażeniem i nawet podziwem, ciągle nie mogłem przyzwyczaić się do myśli, że taka kobieta będzie moja do końca życia. Uśmiechnąłem się pod nosem i z trudem wyszedłem ze śliskiej wanny, rzucając tam wcześniej mokre ubrania. Stałem na środku łazienki w samych bokserkach rozglądając
 się za suchym ręcznikiem, kiedy go ujrzałem, obwiązałem go wokół bioder i opuściłem łazienkę. Wchodząc do pokoju zastałem Rydel, stojącą odwróconą w stronę szafy i prawdopodobnie próbującą wybrać jakieś ubrania, a co najważniejsze....w samej bieliźnie. Uśmiechnąłem się zadziornie mierząc jej ciało spojrzeniem, za co pewnie dostałbym po głowie jeśli tylko by wiedziała, że to robię.
-Nie myśl, że nie wiem że za mną stoisz- powiedziała o dziwo spokojnie. Wciągnąłem gwałtownie powietrze i żwawym krokiem ruszyłem w jej stronę. Objąłem ją ramionami w pasie i przyciągnąłem do siebie najbliżej jak tylko to było możliwe, oparłem głowę na jej ramieniu i wsłuchiwałem w jej równy oddech.
-Jeden, jeden i od teraz jestem grzeczny?- zapytałem z nadzieją.
-Pomyślę nad tym- szepnęła dalej przeglądając ubrania, nie mogąc znieść jej obojętności odwróciłem ją gwałtownie w swoją stronę, a ta spojrzała na mnie zdziwiona. Oplatałem spojrzeniem jej piękną twarz i nie mogąc dłużej wytrzymać wpiłem się w jej miękkie, malinowe usta. Dziewczyna stała przez chwilę oszołomiona lecz chwilę później odwzajemniła pocałunek i położyła dłoń na moim policzku. Oderwałem na chwilę ręce od jej pleców aby zamknąć drzwi szafy i oparłem o nie blondynkę. Napierałem na jej ciało coraz mocniej aż w końcu usłyszeliśmy głośne skrzypnięcie i nim zdążyliśmy zareagować, znaleźliśmy się w wnętrzu szafy łącznie z jej drzwiami. Rozłączyliśmy usta i popatrzeliśmy po sobie oszołomieni, chwilę nam zajęło rozeznanie się z sytuacją, ale chwilę później już leżeliśmy na dnie szafy, dławiąc się śmiechem.
-Oooo tej bluzki szukałam- powiedziała Rydel, głosem 5-letniej dziewczynki z podekscytowaniem przyglądając się szaremu materiałowi, który dzierżyła dumnie w dłoni.



Po jakiś 15 minutach w pełni opanowani i co najważniejsze- ubrani, ruszyliśmy na dół, trzymając się za ręce. Poszliśmy w stronę kuchni gdzie znajdowała się reszta domowników. Mama od rana stała przy kuchence i pichciła przysmaki na wigilię, do roboty zagoniła również chłopców, oczywiście zaraz po tym jak dowiedziała się jaką pobudkę mi wymyślili. Myśleli, że to będzie ich kara? Naiwniaki....praca przy jedzeniu to sama przyjemność, sama wymyślę im odpowiedniejszą karę.
Chłopacy co jakiś czas patrzyli na mnie przerażeni, ja za to zbyłam ich spojrzenia i podeszłam do starszego brata i położyłam mu rękę na ramieniu. Blondy wyprostował się gwałtownie, napiął wszystkie mięśnie i wstrzymał oddech,a pierożek którego właśnie lepił wypadł mu z palców. Zgaduję, że wiedział że przyszła jego pora na karę, a znając jego pesymistyczne podejście do takich rzeczy- spodziewał się najgorszego.
-Braciszku?- zaczęłam spokojnie, co nie powstrzymało Rikera od piśnięcia- Mam dla Ciebie zadanie- chłopak pokiwał głową i ruszył za mną do mojego pokoju. Stanęliśmy przed szafą, której drzwi były wbite do środka, chłopak wytrzeszczył na to oczy i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Czy wolno mi zapytać jak to się do cholery stało?
-Lepiej się nie interesuj, jedyne co musisz wiedzieć to to, że Twoją działką jest to naprawić, a jak to zrobisz to już mnie nie obchodzi- uśmiechnęłam się do niego słodko po czym złożyłam buziaka na jego policzku i opuściłam pokój z szerokim uśmiechem na twarzy. Udałam się na powrót do kuchni, w której przygotowania wigilijne szły pełną parą, a ja jeszcze nie miałam okazji za nic się zabrać.
Podeszłam do mamy i dosłownie wyrwałam z ręki nóż, goniąc ją żeby odpoczęła chociaż chwilę.
Oczywiście mama jak to mama, kiedy zabierze jej się jedną fuchę to znajdzie sobie kolejną i od razu
chwyciła za ściereczkę i pognała zetrzeć kurze.
Zabrałam się za krojenie warzyw do sałatki, w międzyczasie doglądając ciasta w piekarniku.


  - Riker no pośpiesz się, moi rodzice za pięć minut będą! - krzyknęła Samanta.
  - Coo?! - krzyknął spanikowany.
Dziewczyna usłyszała huk i spojrzała przrerażona w stronę schodów.
Migiem zdjęła buty i pobiegła do pokoju Rydel gdzie znalazła Rikera leżącego pod pozostałościami szafy.
  - Boziu Rik, nic ci nie jest?! - podbiegła do niego i odkopała go z desek i ubrań.
  - Nie,  jest ok. - jęknął.
  - Skarbie coś ty zrobił? Wstań. - podała mu rękę, a ten ją przyjął, wstał powoli i lekko się zachwiał.
    - Twoi rodzice.. - mruknął lekko otumiony.
   - O nie, my nigdzie nie jedziemy. - zaprotestowała. - Chodź do salonu. - spojrzała na krew płynącą po jego skroni.
  - Ale Twoi rodzice...
  - Ross po nich pojedzie. - uspokoiła go.
  - Czemu akurat Ross? - mruknął niezadowolony.
  - Bo jego widzieli i go rozpoznają, do tego wszyscy inni w domu są zajęci.
Blondyn westchnął i wraz z swoją dziewczyną zszedł na dół. Wszyscy w kuchni popatrzyli na niego zdziwieni, ale nikt się nie odezwał.  Brunetka złapała apteczkę i poszli do salonu. Riker usiadł na kanapie, na której siedział też jego młodszy brat.
  - Ross? - odezwała się Samanta, a blondyn spojrzał na nią- Pojedziesz po moich rodziców, my nie damy rady.
  - Właśnie widzę - uśmiechnął się lekko i wstał z kanapy. - Jasne, już lecę.
   - Och chłopie, po coś ty wogóle właził do tej szafy, co? - westchnęła zielonooka.
 - Rydel kazała mi ją naprawić..ale coś nie wszyszło - mruknął.
Dziewczyna wyciągnęła wacik i wodę utlenioną.
  - Nie chciałabym być w Twojej skórze, wiesz?
  - Yhmm... - mruknął.
 Przetarła rane na czole i posypała dziwnie wyglądającym proszkiem. Zaczęła ją wcierać, a chłopak syknął.
  - Wytrzymaj - pocałowała go w czoło. - ROCKY! PRZYNIEŚ LÓD I ŚCIERKĘ! ALE CZYSTĄ! - zawołała do kuchni.
Przetarła raz jeszcze ranę wodą utlenioną i poczekała na lód.
  - Zamówisz szybko jakąś szafe, a ja jej szybko posprzątam i poskładam ciuchy.
  - Nie powinnaś...
  - Riker daj spokój. Ciąża to nie choroba.
 Rocky przyniósł jej o co prosiła, ta zawinęła kostki w ścierkę i przyłożyła do łuku brwiowego chłopaka.
  - Czyli mam sobie zapamiętać, żeby nie prosić Cię o naprawianie, albo przed tym zadzwonić po karetkę?- zaśmiała się, a chłopak prychnął.
   - Oj no nie złość się, przecież tylko żartuję. - uśmiechnęłam się i mocno do niego przytuliła.
Gdy już Riker wrócił do siebie i udało mu się zamówić szafę na  jeszcze dzisiaj, a Samanta skończyła ogarniać pokój Rydel ( po ptostu go wysprzątała, na znak przeprosin), przyjechali rodzice Samanty wraz z Rossem. Wtedy dopiero zaczął się gwar.



Hej, hej, hej.
Wiemy, że długo czekaliscie, ale w sumie ten rozdział jest skończony juz dawno, ups ;)
Mamy nadzieje, że będzie Wam sie miło czytało ;*
Jeszcze 7 rozdziałów i epilog <3!


piątek, 4 marca 2016

Rozdział 42

Dzieli nas już tylko 8 rozdziałów od WIELKIEGO KOŃCA. 
Spieszmy się kochać naszych bohaterów, to już ostatnie momenty, kiedy możecie dzielić z nimi historię...

Minął już tydzień od poważnej rozmowy między zespołem. Poirytowani chłopcy prowadzili zaciętą dyskusję wywlekając swoje żale i buntując się przeciwko siostrze. Przez te wszystkie dni unikali jej jak i Ellingtona, lub rzucali im pogardliwe, przepełnione wściekłością spojrzenia.
Sami ze sobą też się nie dogadywali, raz na jakiś czas rozpoczynali rozmowę, która i tak z niewiadomych powodów zakończyła się kłótnią. Nawet dziewczyny odcięły się na jakiś czas od swoich partnerów aby mogli spokojnie poukładać sobie wszystko w głowach, chociaż prawdę mówiąc same nie rozumiały dlaczego tak ich to zdenerwowało.

Rydel właśnie chciała po cichu przemknąć do kuchni, tak aby jej bracia jej nie zauważyli. Niestety udało jej się to tylko po części, ponieważ tam przy blacie siedział Rocky "nalewając" mleko do miski. Nie byłoby to dziwne gdyby nie fakt, że wgapiał się w ścianę, karton mleka nie był odkręcony, a miska stała na odwrót. Dziewczyna niepewnie podeszła do blatu i patrzyła na brata, który zdawał się jej nie zauważać, zdecydowała więc, że podejmie próbę "wybudzenia" go.
-Emmm Rocky?- zapytała niepewnie, a ten nieprzytomny przeniósł na nią spojrzenie.
-Hmmm ?
-Wszystko w porządku?- dziewczyna nie chciała spowodować kolejnej awantury więc nie była pewna czy o to pytać.
-Taaak, czemu pytasz? - brunet podniósł brew ku górze.
- Masz miskę na odwrót i wlewasz do niej nieodkręcone mleko.- skwitowała szybko. Chłopak popatrzył się na rzeczy, które stały koło niego po czym odstawił karton na blat i westchnął.
-Grunt, że nie rozlałem- powiedział dumny z siebie wypychając pierś do przodu w akcie dumy.
Uśmiechnęłam się lekko, patrząc czy brunet zaraz nie wybuchnie.
-Planowałam zrobić gofry, chcesz może?- brunet zawiesił spojrzenie na moich oczach przez tak długi czas, że zaczęłam martwić się o swoje życie.
-Jasne- odchrząknął - Pomogę Ci- wstał ze stołka i podszedł do mnie. Przytaknęłam ochoczo i zaczęliśmy wspólnie wyjmować potrzebne rzeczy i w ciszy zabraliśmy się za przygotowywanie posiłku.
-Słuchaj Delly, co do tej trasy....- zaczął, a ja przełknęłam ślinę i przymknęłam oczy- To nie jest tak, że jesteśmy źli na Was, no bo gdyby nie wy to pewnie nigdy byśmy się za to nie wzięli, ale po prostu....Teraz każdy ma swoją drugą połówkę, rozumiesz?- przytaknęłam mu - I tak odłączać się od nich w takim momencie to trochę tak słabo wyszło. No bo Ty z Ellem macie siebie cały czas, a my po prostu będziemy tęsknić- westchnął, a ja popatrzyłam na niego jak na.....Idiotę. Brunet to zauważył i też na mnie spojrzał.- Cooo?
-Kto Wam się każe rozstawać? Przecież dziewczyny jadą z nami, jeśli tylko będą chciały oczywiście.
-Naprawdę?!- wrzasnął podekscytowany ściągając przy tym pozostałą część do kuchni.
-Wydawało nam się, że to jest oczywiste... Chłopcy, czy wy czasem myślicie?- westchnęłam patrząc na nich z politowaniem.
-Dziewczyny mogą jechać z nami - sprostował Rocky wywracając oczami, kiedy spostrzegł minę pozostałych chłopaków.
-No Caro z nami jedzie- Ross wzruszył ramionami jakby to było oczywiste i usiadł spokojnie na stołku.
-No to za co Ty się tak właściwie prułeś?- Riker popatrzył na niego zdziwiony, zajmując miejsce obok brata,
-Że nie ustalili tego z nami? A wy niby o co?
-No o to, że musimy zostawić tutaj dziewczyny - zdziwił się Rocky.
-Przecież to było oczywiste, że mogą pojechać z nami..pfff idioci.- skwitował blondyn, zamaczając palec w masie do gofrów za co dostał po łapie- Ałł- spojrzał na mnie z wyrzutem i zaczął rozmasowywać sobie miejsce, w które oberwał.
-Cienias- prychnął Riker, przez co z Rossem zaczęli dźgać się w żebra co raz szybciej co zakończyło się wylądowaniem obojga na podłodze. Westchnęliśmy z brunetami patrząc się na tą scenę i nic nie mówiliśmy. Teoretycznie wyjaśniliśmy sobie wszystko, praktycznie nie wyjaśniliśmy nic, a żadne z nas nie chciało wszczynać awantury, więc ignorowaliśmy niektóre zachowania aby znowu nie zacząć się na siebie obrażać. No bo w końcu jesteśmy rodziną.


Parę godzin później siedzieliśmy wszyscy razem, oglądając film. Taki rodzinny wieczór na naprawienie relacji. Dziewczyn z nami nadal nie było, stwierdzili, że dadzą nam czas na powrót to dawnych spraw.
-Z każdym dniem jesteśmy coraz bliżej wyjazdu- Zagadną nagle Rocky, bawiąc się końcem koszulki.
-Nie pierwszy nie ostatni raz bracie- Riker oderwał wzrok od ekranu i przeniósł do na brata.
-Niby fakt, ale mam dziwne wrażenie, że to wszytko miałoby pęknąć jak bańka mydlana, wiecie?- każdy przeniósł uwagę na bruneta, który się wyprostował na kanapie- To tak jakby coś miało się zepsuć, albo jakby to wszystko nie było prawdziwe.
-W sensieee ?- przeciągnęłam.
-No w sensie, że to się nie dzieje.
-Zluzuj bracie, jak chcesz to mogę Cię uszczypnąć- Ross zaczął szczypać bruneta po ciele, a ten tylko zwinął się na ziemi, krzycząc i śmiejąc się jednocześnie.
-PRZESTAŃ- Rocky bił go po rękach aby mieć chociaż chwilę na zaczerpnięcie oddechu. Jako, że udawało mu się odepchnięcie blondyna, wszyscy pozostali chłopcy po wymienieniu złowieszczych uśmiechów rzucili się na bruneta wspólnie do łaskocząc. W całym salonie dało się usłyszeć jedynie nasz głośne śmiechy. Po czasie chłopcy spostrzegli, że jako jedyna siedzę na kanapie i jedynie się przyglądam, więc rzucili się tym razem na mnie zrzucając tym samym z kanapy.
Nie wiedziałam czy miało to być w ramach zemsty czy naprawdę mi wybaczyli, ale miałam nadzieję, ze w końcu będzie między nami normalna atmosfera.


Hej kochani <3 Niewiarygodne, że dotarliśmy już tak daleko i niedługo to wszystko się skończy! 
Jeszcze tylko 8 rozdziałów i Epilog, który nota be jest już napisany i dopięty na ostatni guzik. Rozdział trochę krótki, ale w sumie może robić za przejściówkę przed tym jak trzeba będzie rozkręcić historię aby doprowadzić ją do końca. Tak czy tak mam nadzieję, że się podobał.
Trzymajcie się ciepło <3!
~Dark 

piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 41


Było jeszcze ciemno, chociaż już powoli zaczęło świtać. Wszyscy w domu jeszcze spali, wszyscy, oprócz biednej Samanty, która siedziała wykończona przy toalecie i czekała aż w końcu te słynne poranne mdłości przejdą.
-Jeśli kiedykolwiek nazwiesz mnie "moją starą", to nie wiem co Ci zrobie, ale to nie będzie przyjemne.-mruknęła patrząc na swój brzuch. Zaraz potem szybko nachyliła się nad ubikacją, żeby znowu zwymiotować.
-To się robi uciążliwe, słonko. Dałbyś odpocząć mamusi.-jęknęła błagalnie.
-Właśnie, tatuś nie ma do kogo się przytulać.-usłyszała głos za sobą i uśmiechnęła się lekko.
-Czemu nie śpisz?
-Nie było cie długo, to się obudziłem.-mruknął podchodząc do niej.
-Jak już się urodzi, to ty wstajesz go uspokajać, przynajmniej przez miesiąc.
-Skąd wiesz, że to będzie on?
-Bo u nas w rodzinie zawsze najpierw rodził się chłopczyk, tylko mojemu tacie się nie udało, u was też, w końcu jesteś najstarszy. Będzie chłopczyk, na sto procent.
-A ja Ci mówię, że będzie dziewczynka. I co teraz?-usiadł obok niej.
-Następnym razem.-uśmiechnęła się lekko, a chłopak odwzajemnił uśmiech.
-Pardon na momencik.-mruknęła i znów pochyliła się nad ubikacją.
Blondyn podał jej ręcznik.
-Nie wiem czy podołam w byciu tatą, jeszcze nie dawno to ja byłem dzieckiem, a teraz  sam będę je miał...
-Dasz rade, spokojnie. Masz mnie, rodziców, nie będziesz sam.-oparła głowę na jego ramieniu.-Do tego, jak będziesz takim ojcem, jak chłopakiem, to nie masz się czym przejmować.
-W ogóle trzeba wybrać się na zakupy świąteczne, za tydzień święta, a my nic nie mamy.- zauważyła.
-Wybierzemy się dzisiaj...przeszło Ci już?
-Chyba tak.-odpowiedziała.
Chłopak wstał, podał jej rękę, ta ujęła ją i chłopak pomógł jej wstać. Dziewczyna  uścisnęła jego rękę mocniej i poszli do swojej sypialni.


***Pare godzin później***

9:30 rano. Cisza i spokój. Rydel i Samanta siedziały w pokoju  blondynki plotkując i malując sobie paznokcie, chłopcy siedzieli w salonie i oglądali telewizję, zaś Mark siedział w kuchni i przeglądał gazetę. Nikt nawet nie raczył się ruszyć. Nikt, dopóki Stormie nie ogłosiła radosnej nowiny.
- Śniadanie!!-krzyknęła, a wszyscy jak na gwizdek ruszyli zająć swoje miejsce przy stole. Stormie z dobrodusznym uśmiechem, zaczęła wszystkim rozkładać talerze i nakładać jedzenie.
-Dzisiaj mam wolne.-odezwał się Mark.
-Czyli zrobimy sobie wspólny dzień?-uśmiechnęła się Stormie.
-Tak.-pan Lynch odwzajemnił uśmiech swojej żony.
-Ja idę spotkać się z Lizzy.-poinformował Rocky uśmiechając się tajemniczo.
-Kto by się spodziewał...-zaśmiał się Ryland.
-Czemu nie jesz?-zapytał Rik swojej dziewczny.
-Zaraz mi paznokcie wyschną, nie chce iść sobie zepsuć.-odpowiedziała Samanta.
-Chcesz mi powiedzieć, że siedziałyście w pokoiku i malowałyście sobie paznokcie?
-Taak?-odpowiedziała niepewnie
-A Ty wiesz, że nie powinnaś wdychać takich oparów?
-A Ty wiesz, że nie jesteśmy głupie i otworzyłyśmy okno?-wtrąciła się Rydel.
-Wybieracie się gdzieś, Sam?-spytała pani Lynch zapobiegając kłótni rodzeństwa.
-Jedziemy na zakupy, w końcu święta tuż tuż...a potem, jak Rikuś nie będzie zbytnio zmęczony..-zaczęła.
-Proszę cię, nie kończ!-zawołał Ryland.
-To odwiedzimy Suz, zboczeńcu.-dokończyła zabierając się za jedzenie, a chłopcy zaśmiali się.
-Właśnie, może zaprosisz rodziców do nas na święta? Suzy oczywiście też.-zapytał Mark.
Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością.
-Z wielką chęcią ich zaprosze, mamo napisz nam liste produktów na potrawy, to kupimy od razu.
-Och dziękuje kochani, dużo mi pomożecie.-uśmiechnęła się.- A wy gdzieś idziecie czy dzisiaj leniuchujecie?-zwróciła się do Delly i Ratliff'a.
-A idziemy.-uśmiechnęła się Rydel.
-Gdzie?-zapytali wszyscy, włączając w to Ell'a.
-Załatwić pare spraw, nic takiego.-machnęła ręką.
-A ty RyRy?
-Jeszcze nie wiem, ale chyba przejdę się do George'a...
-Kogo?-zdziwił się Riker.
-Kumpel z klasy.-wytłumaczył brunet.
-Aaaaa teen...-mruknął-nie znam kolesia. Ma konsole?
-Yhmn.-pokiwał głową przeżuwając posiłek.
-To może zostać też moim kumplem.-wyszczerzył się.

***Rydellington***

-Okej! Mów gdzie idziemy!-zapytał Ell, gdy w końcu wyszli z domu.
-Coś ty taki ciekawski?-uśmiechnęła się brązowooka.
-Te spojrzenie przy śniadaniu, nie było zwyczajne, coś jest na rzeczy, gadaj.
-Po co mam Ci mówić?
-A skąd mam wiedzieć czy nie chcesz mnie uprowadzić i zamknąć w mieszkaniu, a potem maltretować?
-To akurat zrobie, jak będziemy małżeństwem.-zaśmiała się, a chłopak lekko się od niej odsunął.
-Boję się ciebie.-mruknął.
Dziewczyna zaśmiała się, po czym powiedziała:
-Załatwimy wydanie płyty i trasę koncertową.-uśmiechnęła się blondynka.
-Niezła myśl, a pytałaś innych o zdanie?
-Nie i nie mam zamiaru pytać, bo znowu będą zwlekać, aż w końcu fani o nas zapomną i wtedy dopiero będziemy kwiczeć. Nie możemy ich tak zaniedbywać, w końcu co to za problem łączyć nasze życie zawodowe z prywatnym?
-Dla nas żaden, bo obydwoje jesteśmy w zespole.-wyszczerzył się. -Ale fakt, troche brakuje mi koncertów.
-Nie tobie jednemu, ale wiesz co, trzeba jakoś przyciągnąć do nas Ross'a, bo się zabarykadował z Caro u niej w domu i ani z brata, ani z przyjaciółki nie ma pożytku.
-Mnie masz.-mruknął chłopak przyciągając do siebie i lekko całując.
-Tak, ale wole, żebyś był narzeczonym niż przyjaciółką.-uśmiechnęła się, po czym chwyciła go za rękę i pociągnęła tylko w swoim znanym kierunku.

***Rizzy***

-Dzisiaj gdzie się wybieramy?-zapytała blondynka.
-Dzisiaj, jedziemy w takie jedno fajne miejsce...
- A mógłbyś dokładniej?
-Nie, chodź.-odpowiedział z lekkim uśmiechem.
-I ja mam nie wiedzieć gdzie ty mnie zabierasz?-podniosła jedną brew.
-Emm...tak.-powiedział idąc w strone samochodu.
-Mówiłam, że masz się nie przyzwyczajać do samochodu...-mruknęła.
-Daj spokój, tam nawet nie da się inaczej dotrzeć, niż samochodem. -powiedział otwierając jej drzwi.
Dziewczyna prychnęła, ale wsiadła do auta.
-Na pewno znalazłaby się jakaś inna droga.-powiedziała, gdy brunet również wsiadł i odpalił silnik.
-No jasne, będziemy tam za cztery godziny, spoceni, no nie ma co.
-Czyli jednak się da!-zawołała.
-Lizz, trochę odpoczynku Ci nie zaszkodzi.
-A Tobie troche ruchu. -mruknęła.
-Uważasz, że jestem gruby?!
-Zachowujesz się jak baba, do tego nie, nie jesteś, tylko czym się więcej ruszasz, tym dłużej żyjesz.
-No jasne, a te mięśnie to się niby skąd wzieły?-powtórzył swoje słowa.
-Grasz na gitarze to masz wyćwiczone ręce.-wzruszyła ramionami.
-No jasne, jasne, może od razu się napompowałem?
-Nie byłabym zaskoczona.
-No ejj!!-jęknął, a ta zaśmiała się perliście.
-W sumie, znając ciebie, prędzej byś sobie żelków tam nawalił.-stwierdziła.
-Akurat żelki są po to, żeby je jeść, więc gdybym miał je sobie gdzieś nawalić, to tylko i wyłącznie tu.-poklepał się po brzuchu.
Zapadła chwilowa cisza, Lizzy spojrzała przez okno i zauważyła, że właśnie mijają plaże.
-Nie za szybko jedziesz?
-W dozwolonej prędkości.-odpowiedział tylko.
Skręcili, oddalając się od plaży.
-Długo jeszcze?-zapytała.
-Chwilka. Dwa zakręty, kilometr taką drużką i jesteśmy na miejscu.-uśmiechnął się lekko.
-Oki.-uśmiechnęła się lekko i znów spojrzała w okno.
Coś tu się szykowało, ale nie wiedziała co dokładnie. Westchnęła i zatopiła się w swoich własnych myślach.

***Ramanta***

-To co? Najpierw prezenty czy te rzeczy dla mamy?-zapytała Samanta wchodząc do galerii.
- Chyba lepiej prezenty, bo w końcu spożywka to spożywka, może tam być coś co trzeba szybko przewieść do domu.
-Okej, a od kogo zaczynamy?
-Może po prostu pochodźmy po sklepach i jak coś zobaczymy to kupimy, co?
-Dobry pomysł.-uśmiechnęła się chwytając go pod ramie.-Jak myślisz, ile więcej prezentów dostanie nasz dzidziuś niż my?
-Pewno większość, w końcu to będzie oczko rodziny, nowy maluch, wiesz jak to jest.
-A noo...-zaśmiała się.-Dużo osób będzie?
-Wiesz, policzmy nas i wszystkich wujków z rodzinami od mojej strony, później rodziców od Caroline, rodziców Ella, Twoja rodzina, rodzice Lizzy...
-Lizy ma tylko tate.-mruknęła.
-Skąd wiesz?-zdziwił się.
-Bo ją uczyłam, jej mama zginęła w wypadku samochodowym, a z  ojcem  nie za bardzo się dogaduje, ale Ty o tym nie wiesz, rozmawiałam z nią i powiedziała mi, że nie chcę by Rocky wiedział, wcisnęła mu kit o jakiś warsztatach plastycznych.
-Okej.-odpowiedział tylko.
Dziewczyna chyba chciała coś powiedzieć, bo otworzyła usta, ale usłyszeli głos jej dzwonka i brunetka musiała odebrać.
-Halo? Mamuś?
-No cześć, córeczko. Co tam u Ciebie? Wybierasz się do nas na święta?
-Eee...no boo..
-Czyli, że nie?-głos modelki stał się bardziej smutny.
-Dokładnie to rodzice Rika, Was zapraszają do nas i myślę, że to chyba lepszy pomysł.
-Och no to genialnie! W końcu ich poznamy! -ucieszyła się pani Rape.
-A co teraz robisz?-zapytała.
-A mamy z tatą chwile wolnego, później może wybierzemy się gdzieś. A Ty co robisz?
-Jesteśmy na świątecznych zakupach.
-Aaa...dobra, no to nie przeszkadzam słonko, bawcie się dobrze, do zobaczenia!
-Papa.-Samanta uśmiechnęła się lekko po czym rozłączyła się.
-Moja mama...-zaczęła zielonooka.
-Wiem, słyszałam. -uśmiechnął się Rik, po czym pocałował ją w policzek.

***Rydellington***

-Tu mamy piosenki, tutaj projekt płyty...na kiedy będzie prototyp?
-Spokojnie Rydel. Wszyscy są za takim wyglądem?-menadżer zwrócił się do Ell'a.
-No takie coś stworzyliśmy na ostatnim spotkaniu R5...-mruknął.
-No i takich zespołów nam brakuje! Nic nie trzeba robić! -uśmiechnął się.-Chodźcie, ustalimy wszystko.-zasiadł przy ogromnym stole i rozłożył wszystkie papiery od Rydel.
-Okej, dużo tych piosenek, postaraliście się.-uśmiechnął się do nich.-Mike! Weź muzyków i sprawdźcie to.-podał mu kartki.
-Płyta...tu są tylko rysunki, czyli trzeba by było zrobić sesję zdjęciową. Kiedy jesteście wolni?
-Jutro.-odpowiedziała szybko Delly.
-Tak szybko? Okej.-zapisał w swoim notatniku.
-Prototyp powinen być gotowy do tygodnia, w sprzedaży powinno się pojawić do dwóch tygodni plus jakiś tydzień na ochłonięcie płyty, ja za ten czas poinformuje wszystkich na portalach społecznościowych i zaplanuje Wam trasę, także mniej więcej w...połowie lutego możecie już wyjeżdżać.-uśmiechnął się, a para odwzajemniła uśmiech.
-Dziękujemy Ci, jesteś kochany!-dziewczyna przytuliła go z całej siły.
-Nie ma za co, powiedz mi tylko co Was tak nagle ruszyło?
-Za długa przerwa, więc musimy wszystko nadrobić.
-Haha rozumiem.-puścił im oczko.-Macie tu papiery, przeczytajcie sobie i każdy ma podpisać, przynieście mi jutro.
-Aleś Ty przygotowany.-zaśmiał się Ratliff.
-No cóż...wiedziałem, że prędzej czy później się pojawicie.
Zaśmiali się.
-Jakbyś czegoś chciał to dzwoń.-powiedziała Rydel.-My lecimy dalej,a wieczorem zrobimy pospolite ruszenie.-chwyciła Ellingtona za rękę.
-No to powodzenia życzę! Cześć! A no i gratuluje!-zawołał za nimi pokazując rękę Rydel. Młodzi posłali mu nieznaczne uśmiechy i wyszli ze studia.


***Rizzy***

-No i jesteśmy!-uśmiechnął się Rocky wychodząc z samochodu i otwierając drzwi blondynce.
Dziewczyna usiadła i rozejrzała się. Czuła się jakby była w bajce, wszędzie zielono, gdzie nie gdzie rosły kwiatki, na środku polanki było widać mały zbiorniczek wodny, a obok niego rosły dwa wysokie drzewa.
-Ale tu ślicznie.-westchnęła.
-No nie? Kiedyś to znalazłem jak się zgubiłem na plaży.-powiedział wyjmując jakieś rzeczy z bagażnika.
-Ale przecież plaża jest przynajmniej 5 kilometrów stąd...
-No właśnie! Niezłego stracha narobiłem rodzicom, ale moim zdaniem było warto, popatrz no tylko.-uśmiechnął się.
-Ale czemu tu rośnie trawa? I są kwiatki? I w ogóle? Grudzień jest...
-Nie wiem, może przez te źródełko?-powiedział tylko i ruszył w strone drzew.
Dziewczyna poszła za nim. Po czym przystała patrząc jak chłopak rozkłada koc i wyciąga rzeczy z koszyka.
-Czyli zaplanowałeś piknik! Ojooj jak słodko.-uśmiechnęła się i legła na kocu.

***Caross***

Para spacerowała sobie po łące, która jak na łąkę była dość spora.
Trzymali się za ręce i szli przed siebie z uśmiechami na ustach, ciesząc się miłą atmosferą.
-Jeśli pojedziemy w trasę, to pojedziesz z nami prawda- Ross przystanął i spojrzał w oczy swojej wybrance.
-Ja nie wiem, nie mogę zostawić tu wszystkiego Ross- spuściła wzrok na swoje tenisówki.
-Myślałem, że to ja jestem dla Ciebie wszystkim
-Jesteś Ross- brunetka położyła mu dłonie na policzkach- Co nie zmienia faktu, że tutaj mam dom, rodzinę, prace.
-Dom nie odczuje Twojej nieobecności, z rodziną nie mieszkasz, a w pracy możesz wziąć urlop.
-Tak, ale na jak długo? Czy wiesz ile to zajmie? Zwolnią mnie...
-Po co Ci praca, skoro masz miłość- westchnął.
-Chyba czegoś nie rozumiesz, muszę mieć za co żyć, opłacić dom.
- Możesz mieszkać ze mną, dam Ci wszystko czego potrzebujesz, .
-Nie chce żyć na Twoich utrzymaniu, sama dam sobie radę...- brunetka się zirytowała.
-Ale przynajmniej będziesz blisko- blondyn mocno opatulił ręce wokół talii dziewczyny.
-Na tyle na ile dam radę skarbie, na tyle pojadę. Potem wrócę do siebie- brunetka pstryknęła chłopaka w nos, po czym oboje się zaśmiali.
-Zapytaj szefa o najdłuższy możliwy urlop, oprócz zwolnienia- zaśmiał się, pocałował ją delikatnie w czoło i wtulił w siebie jeszcze bardziej.

***Rizzy***

-Jesteś naprawdę kochany, sam  to wszystko przygotowywałeś?
-Prawie, mama mi pomagała.
-Czyli to ja będę gotować w tym związku?-zażartowała.
-Tylko proszę,  nie ograniczaj mi mięsa!-zawołał łapiąc się za serce.
-Zobaczymy kochanie, zobaczymy.-pokiwała mu palcem uśmiechając się tajemniczo. -Są też knajpy na mieście jakby co, nie musisz jeść mojej kuchni.
-Wybacz,  jakoś nie gustuję w meblach.-mruknął, a dziewczyna zaśmiała się.
Minęło jecze trochę czasu, kiedy to Rocky postanowił uspokoić się i w końcu zacząć temat.
-Lizzy?
-Taak?-zapytała kończąc sałatkę.
-No bo...nie wiem, czy się zorientowałaś, ale nie wziąłem Cię tu bez powodu.-powiedział patrząc gdzieś za nią.
-Coś tak myślałam...-przyznała powoli.
Brunet westchnął.
-Chce się o coś zapytać.
-No to dajesz, nie wstydź się.-ponagliła.
-Czyy...będziesz taka wspaniała i zgodzisz się...zostać już tak oficjalnie moją dziewczyną?
-Oficjalnie?
-No wiesz, i tak się całujemy, wszyscy nas za pare uważają, więc no...
-Zmaściłeś ten romantyczny klimat, wiesz? -mruknęła.
-No to jeszcze raz, czekaj.-przybliżył się do niej, złapał ją za rękę i spojrzał głęboko w oczy.-Lizzy, zostaniesz moją dziewczyną?-powiedział melodyjnym głosem.
-Oczywiście, że tak.-powiedziała, a uśmiechnięty chłopak pocałował ją.


***Pare godzin później***

-Wszyscy jesteście? Super!-zawoła Rydel.-Mamy dla Was wspaniałą wiadomość!
-Kolejną?-mruknął Ryland.-za niedługo będę rzygać tęczą od tych przesłodzonych informacji.
-Tobie co?-zdziwił się Ross.
-Nic, nic.-mruknął.
-No nie jestem tego taki pewien.-stwierdził.
-No dobra mam gdzieś czy wam jest smutno, wesoło, niedobrze czy nie wiem jak jeszcze wam być może!-Delly podniosła głos.-Mogę w końcu coś powiedzieć?
-No na to czekamy.-odezwała się Caro.
-Byliśmy dzisiaj z Ell'em na mieście i tak sobie wpadliśmy do wytwórni i załatwiliśmy wydanie płyty.-uśmiechnęła się lekko.
-No to super.-uśmiechnął się Riker siedzący na fotelu z Sam na kolanach, a wszyscy mu wtórowali-Coś dokładnie wiadomo?
-Jutro idziemy na sesję zdjęciową, muzycy już poprawiają nasze piosenki, więc jakoś zaraz na początku roku wyjdzie nasza płyta.-odezwał się Ell.
-Ale to nie wszystko.-dodała jego 66narzeczona.-Zaplanowaliśmy też trasę i jak wszystko dobrze pójdzie, pod koniec lutego ruszamy.
-Coo?Jak to?-jęknął Rocky.- Musieliście właśnie teraz?
-Nawet znami tego nie uzgodniliście.-przyznał Ross.
W salonie Lynch'ów zapanowała dość ciężka atmosfera.

No cześć  :-)
Dzisiaj się trochę rozpiszę, więc jak chcesz to czytaj, jak nie, to nie czytaj, ja Cię czytelniku nie zmuszę, ale BYŁOBY MI NIEZMIERNIE MIŁO GDYBYŚ TO PRZECZYTAŁ ฅ'ω'ฅ
1) Niedawno stukło nam 10 tys. Wyświetleń co jest dla nas naprawdę dużym zaszczytem. Cieszyłyśmy się jak opętane, to było naprawdę coś, uczucie, że mamy fanów i jednak pewna garstka osób na nas liczy, na nas i nasze opowiadanie...no super genialne uczucie  :')
 2)No to tak...nie wiem czy wiecie, nie wiem jak dawno zaczęliście czytać, nie wiem czy jesteście nowi, czy starzy, czy sprawdzacie daty pod postem...no nie wiem. No ale, stukła mi 1 rocznica bycia autorką tutaj. Troche tu namieszałam, przyznam. W końcu z bloga Rydellington zrobiłam taki Rydellington/Ramanta. Możliwe, że jestem nie lubiana przez pewną część naszych czytelników, no ale nic na to przecież na to nie poradzę :-) To ma dla mnie duże znaczenie, ponieważ to mój pierwszy blog o R5, tutaj udoskonaliłam swoje zdolności oraz tutaj...
3) Nie licząc tego, że równy rok temu zostałam dodana jako współ autorka  owego bloga i równy rok temu dodałam swój pierwszy rozdział, to również równy rok temu poznałam moją najwspanialszą i najlepszą SIOSTRĘ na świecie! <3 Tak, dobrze myślisz, mówię o Dark Destiny. Temu blogu zawdzięczam naprawdę dużo, a szczególnie zawdzięczam mu Kamilę, nie wyobrażam sobie, że nagle miało nie być jej w moim życiu. Jest dla mnie bardzo bliska, chociaż dzieli nas cała Polska i spotkałyśmy się tylko raz (Mówimy oczywiście o koncercie naszych jedynych). Mówię jej o wszystkim, dażę ją wielkim zaufaniem oraz szacunkiem. Mam nadzieje, że jest to przyjaźń na całe życie, że nic się w niej nie zepsuje i będziemy już na zawsze tak blisko siebie. 
No to chyba tyle mojego kolorowego gadania. Do następnego kochani! 

~Kaśka Zwana Gryzoniem 















































sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 40

W domu rodziny Lynch jak zawsze panował spokój, dla nich był to spokój dla innych jednak to wciąż hałas.
-Oddaj to Rocky- Rydel ciągnęła za niebieski materiał.
-To moja bluza, jak chcesz męską to weź sobie od Ella.- wysapał już z lekka zmęczony.
-Ale Twoja ładnie pachnie, poza tym, uwielbiam ją- tłumaczyła się z przejęciem, próbując wyciągnąć materiał z silnych dłoni bruneta.
-Kupie Ci taką na święta, nawet moimi perfumami Ci ją popryszczę, tylko teraz mi tą oddaj, potrzebuje jej- przez chwilę nieuwagi blondynka wyrwała mu bluzę z rąk i zakluczyła się w łazience.- RYDEL- brunet zaczął krzyczeć i walić pięściami w białe drzwi pomieszczenia.
-Czego się drzesz ? - zapytał zaspany Riker przechodząc przez korytarz i przeczesując włosy ręką.
-Rydel zabrała mi bluzę i zamknęła się w łazience!- oburzony brunet tupnął nogą i spojrzał na brata prosząco.
-Kopnij w drzwi, zamek jest zepsuty, poluzuje się i będziesz mógł spokojnie otworzyć- machnął na niego ręką i zszedł na dół. Brunet wciągnął powietrze i kopnął w drzwi, po czym te delikatnie się otworzyły. Chłopak wszedł do środka i wyciągnął siostrę, która przytulała bluzę do piersi.
-Nie Rocky nieeeee- zaczęła skomleć- brunet już z lekka spokojniej, spojrzał na siostrę z pobłażaniem. Nagle z pokoju blondynki wyszedł jej chłopak i widząc dziewczynę uśmiechnął się i postanowił się z nią przywitać.
-Cześć kochanie- podszedł do dziewczyny i pocałował ją, ta oddając się chwili upuściła własność brata na podłogę i zarzuciła chłopakowi ręce na szyje. Ucieszony Rocky zgarnął bluzę z podłogi.
-Dzięki Ell, jesteś najlepszy - zaśmiał się.
-Mhhmmm- Ellington machnął na niego ręką i dalej całował blondynkę.
Tym czasem na dole Riker z Sam siedzieli na kanapie rzucając w siebie popcornem, który leżał porozwalany po maratonie filmowym, który miał miejsce wieczór wcześniej.
Ross był Bóg wie gdzie, a Rocky właśnie spanikowany biegł na spotkanie z Lizzy.
Rydel z Ellingtonem ,kiedy w końcu zaprzestali to co zaczęli jakieś 5 minut wcześniej również opuścili dom. Szli przez park trzymając się za ręce.

***Oczami Rydel***

-Musimy zacząć szukać sobie domu- westchnął brunet, ale nadal się uśmiechał.
-Przecież mamy dom- zaśmiałam się i położyłam mu głowę na ramieniu.
-Ale taki dla siebie- powiedział podekscytowany- I musimy zacząć planować wesele.
-Wieeeeeeszzz- przeciągnęłam odwracając wzrok.Chłopak przystanął i spojrzał na nią ciekawie.
-Wiesz co ?
-Ja to w zasadzie mam już sukienkę- zaśmiałam się nerwowo.
-Od kiedy ?
-Noooo jakoś od 3 tygodni- uśmiechnęłam się słodko.
-Jakoś 3 tygodnie temu Ci się oświadczyłem- zdziwił się.
-Nooooo to było jakoś dzień po tym jak mi się oświadczyłeś - zachichotałam nerwowo.
-Jesteś niemożliwa- chłopak zaśmiał się i pocałował mnie delikatnie w czoło.
-Za to mnie kochasz- szepnęłam wtulając się w niego.
-Za wiele więcej rzeczy Cie kocham.
-Za co ?- podniosłam na niego spojrzenie.
-Dowiesz się na ślubie- poprawił mi włosy,
-Zacząłeś pisać już przemowę ?- zdziwiłam się.
-Możeeeee - przeciągnął.
-Kiedy?
-Jakieś 5 tygodni temu- spojrzał mi w oczy.
-Wtedy jeszcze nie byliśmy zaręczeni- zauważyłam.
-Można powiedzieć, że podejrzewałem, że się zgodzisz - zaśmiał się i obejmując mnie pociągnął w stronę kawiarni.
-Co dzisiaj robimy ?- zapytałam, kiedy usiedliśmy już w kawiarni i zamówiliśmy- Jest 14,
-No nie wiem, może chodźmy wszyscy razem pograć w kręgle co ?
-Nie głupie - powiedziałam odbierając zamówienie od kelnera, który właśnie je przyniósł.
-Tylko musimy zwerbować chłopaków- brunet wyjął z kieszeni telefon i coś szybko wystukał na klawiaturze- Napisałem do nich, żebyśmy wszyscy razem spotkali się za 2 godziny w kręgielni.
-Świetnie- klasnęłam w dłonie z radości. - Więc za chwileczkę się zbieramy.- wypiłam szybko kawę i pociągnęłam bruneta za rękę i wyszliśmy z budynku.
-Spokojnie kochanie- chłopak przyciągnął mnie do siebie- Oddychaj- pogłaskał mnie po policzkach- Już lepiej?- potwierdziłam skinieniem głowy i pocałowałam chłopaka w policzek.

***Oczami Ramanty***


- Co dzisiaj robicie?-zapytała Stormie.
-No nie wiem, wybieramy się gdzieś kochanie? -zapytała Samanta całując swojego chłopaka w policzek. Chłopak objął ją jedną ręką w pasie. Do tej pory nie mógł uwierzyć, że za 8 miesięcy będzie ojcem.
-Emm...no nie wiem....Pośledźmy Rocky'ego!
-Riker, no bez przesady trochę opamiętania, przecież za niedługo...
-Dobra!-wyszczerzyła się już w połowie brunetka.
-Albo nie, to trzeba będzie dużo chodzić...-mruknął Rik.
-No ej! Jeszcze ciężarówką nie jestem, spokojnie!
-No ale..
-No ale nie ma żadnego  ale! Idziemy koniec kropka!-przerwała mu.
-No dobra, leć się ubierać.
-Jupi!-dziewczyna uśmiechnęła się i pobiegła szybko na górę.
- I wy chcecie zostać rodzicami tak?-zaśmiała się mama Lynch'a.
Riker uśmiechnął się lekko, po czym usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości.
-Ocho! Jednak nie pójdziemy podglądać Rizzy...idziemy na kręgle, Ell wzywa.-mruknął patrząc w telefon.
-No nie no...-usłyszeli jęk zza pleców Rika.-Damn you hit clair, Lington!*-warknęła.-Idę się przebrać.
Riker jak zwykle nie musiał czekać długo na swoją partnerkę, nie minęło piętnaście minut, a ona była gotowa, już mieli wychodzić, gdy Sam się odezwała:
-Mamo, może pojedziesz z nami?
-Nie, nie po co, przecież...
-Mamo, tata i tak wyszedł z kolegami szybko nie wróci, a ty przecież tu sama nie będziesz siedzieć.-Riker podłapał temat.
-Chyba, że mama ma jakieś plany, co?
-No nie mam...
-No to migusiem, raz raz się mamo zbieraj, my poczekamy w samochodzie.

***Oczami Rizzy***


-To co dzisiaj robimy? -zapytał zadowolony Rocky.
-Rower?
-Wiesz co Lizzy, może coś innego, od naszej ostatniej wyprawy na rower czuje się jakbym był pedałem..
-Dlaczego niby?-zdziwiła się.-Aaaa już rozumiem.-zaśmiała się.-To co? Łyżwy?
-Okej.-uśmiechnął się.-ale podjedziemy samochodem.
-No niech Ci będzie.-westchnęła.-Ale nie przyzwyczajaj się zbytnio.-pogroziła mu palcem po czym weszła do jego samochodu.
Zaraz potem wszedł Rocky i odpalił auto.
-Liz?-zaczął brązowooki.
-Hmm?-mruknęła.
-Ty mieszkasz sama?
-Z Tatą, a czemu pytasz?
-No bo tak jakoś jeszcze nigdy nie widziałem Twoich rodziców, no i wiesz, zastanawiałem się czy gdzieś się przeprowadzili, albo Ty się przeprowadziłaś.
-Spokojnie, jeszcze go poznasz. Nie ma czym się przejmować.- uśmiechnęła się lekko i chciała cmoknąć go w policzek, jednak ten odwrócił głowę w jej stronę i przypadkowo dziewczyna nie trafiła w zamierzane miejsce, tylko  w usta.
Gdy to zauważyła szybko oderwała się od swojego przyjaciela. Na jej policzkach powstały lekkie rumieńce, odwróciła głowę do okna zasłaniając twarz blond kosmykami.
-No wiesz co, teraz to ja nawet mogę miesiąc czekać.-wyszczerzył się. Próbował to obrócić jakoś w żart, zauważył, że Lizzy zrobiło się nieswojo, chociaż on bardzo się cieszył z takiego obrotu spraw. Dziewczyna spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko, a on stwierdził, że jego (jak na razie) przyjaciółka jest bardzo urocza.
-Ładna bluza.-powiedziała po chwili.
-Jedna z moich ulubionych, z resztą nie tylko moich,  dzisiaj musiałem o nią walczyć z samym diabłem! Szatan jeden w ciele aniołka...-mruknął.
-Kto taki na nią polował?
-Jak to "kto"? A kto sobie przygarnia ciuchy innych jak nie ta poczwara, zwana potocznie moją siostrą!
Liz zaśmiała się.
W tym momencie Rocky dostał sms'a, wziął do ręki telefon i szybko go przeczytał.
-Ocho, o wilku mowa!-uśmiechnął się, po czym ostro zakręcił kierownicą i zawrócił z piskiem opon.
-Co Ty robisz?!-krzyknęła blondynka.
-Zmiana planów, jedziemy na kręgle.-odpowiedział tylko.

***Oczami Caross***

Para leżała na trawie, w ogrodzie Caroline, wspominając sobie przeszłość i zacieśniając więzi.
Śmiali się głośno, przez co sąsiedzi wyglądali z okien z zaciekawionymi spojrzeniami.
-A pamiętasz jak raz byłaś na nocowaniu u Rydel i wszedłem Ci przez przypadek do łazienki? Myślałem, że to były ostatnie, najlepsze, sekundy mojego życia- Ross zaczął się śmiać, a brunetka zgromiła go spojrzeniem z lekkim uśmiechem.
-To akurat nie jest takie śmieszne, było mi okropnie wstyd, miałam ochotę Cię udusić- wywróciła oczami i cmoknęła blondyna w ramie. Ten tylko uśmiechnął się do niej i zaczął się zbliżać, byli blisko zetknięcia swoich ust, kiedy Ross dostał wiadomość. Jednak nie zaprzestał swoich poczynań i pocałował dziewczynę, tym samym próbując wyciągnąć telefon z tylnej kieszeni spodni.
Kiedy w końcu mu się to udało, zerknął na ekran nie puszczając swojej dziewczyny.
-Hmm?- wymruczała dziewczyna, chłopak lekko się od niej oderwał, ale tylko na kilka milimetrów.
-Kręgle z ekipą- wyszeptał i ponownie złączył ich usta.
-Dobra, idziemy?- spytała brunetka odsuwając blondyna na długość wyprostowanej ręki.
-Musziimyyy?- zaczął narzekać opadając na trawę.
-Dawno się z nimi nie widzieliśmy- wstała i zaczęła szarpać chłopaka za rękę.
Ross fuknął tylko coś pod nosem i zaczął podążać za wybranką swojego serca.

***Rydel***
Siedzieliśmy z Ellem w kręgielni czekając na resztę naszej ekipy, która pojawiła się już po pięciu minutach. Ten ich synchron był powalający. Wszyscy poszli wypożyczyć buty i podeszli do nas.
-Hej dzieciaki- powiedziała spokojnie mama i ucałowała nas w czoła.
-Hej mamo- odpowiedzieliśmy jej razem, spojrzałam na Ella zdziwiona, że nazwał ją mamą, ale w sumie on był dla nas jak brat już od dłuższego czasu. Jakkolwiek dziwnie zabrzmi to, że jestem narzeczoną brata.
Wszyscy popatrzeli na siebie po czym na ich twarzach zagościły łobuzerskie uśmiechy.
-Zaczynamy?- powiedział Ross podnosząc jedną brew do góry i złowieszczo pocierając ręce.
Nikt nie odpowiedział, ale po każdym było widać, że jest gotowy na rywalizacje.






*-Niech Cię szlag jasny trafi, Lington! Tylko po fancusku.

Hej, hej. Wybaczcie, że tak długo, ale jak zawsze wolny czas to u nas mało spotykane zjawisko, mamy nadzieję, że wam się spodoba i nie będziecie źli ;*
~ Dark


Mało tutaj mojej pracy, przyznam się bez bicia. Moim zdaniem wyszło bosko (w końcu ¾ to robota Dark). Mam nadzieje, że Wam też się podoba.

~Kaśka Zwana Gryzoniem