poniedziałek, 30 listopada 2015

Zawalony semestr

No tak...jestem...ale niestety tylko żeby Wam powiedzieć, że na jakiś czas zawieszam swoją działalność. Nie wiedziałam, że kiedyś to nastąpi. I nie chce tego, ale muszę. Nie będzie mnie i nie będę nic dodawała. Szczerze? Zawieszam "mnie" z rozkazu mamy. Mam złe oceny z paru przedmiotów (czyt. Biologia, matma, chemia, niemiecki) i muszę je poprawić i tak jakby dostałam szlaban na blogi. -zero pisania. Tak więc do zobaczenia za niedługo!

Wasza
~Kaśka Zwana Gryzoniem

+ Ja też mam kijowy semerst, muszę poprawić 4 przedmioty i nie wyrabiam za bardzo .
Więc przez jeszcze 12 dni moja działalność jest wstrzymana.
Kocham Was <3 ~ Dark

sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 39

***Oczami Rydel***

Kiedy idziesz ulicą w nocy ze swoją ukochaną osobą u boku, nie potrzebujecie ze sobą rozmawiać. Wystarczy Wam chwila, którą dzielicie razem. Przecież wszystko się kiedyś kończy, więc trzeba utworzyć jak najtrwalsze wspomnienia. Z Ellingtonem długo główkowaliśmy jak powiemy reszcie rodziny o fakcie naszych zaręczyn. Może to dziwne, ale stresowałam się tym bardzo. Kiedy stał się moim chłopakiem nie było to aż tak bardzo emocjonalne jak teraz. To jest już coś o wiele poważniejszego. To ten moment, w którym zastanawiasz się czy dobrze postąpiłeś, ale nie zastanawiasz się nad tym ze względu na siebie, tylko na innych. Co powiedzą fani, rodzina, przyjaciele.... coś co na pierwszy rzut oka nie powinno mieć głębszego znaczenia, jednak je ma.
Noc spędziliśmy na zastanawianiu się jak im o tym powiemy. Przecież moglibyśmy stanąć przed nimi i prosto z mostu, bez stresu to z siebie wyrzucić. Czekaliśmy na nich jakby wieki. Stres mnie zżerał, a Ellington śmiał się ze mnie, że jeszcze chwilę, a ucieknę na drugi koniec kraju. I trzeba przyznać mu rację.....rozważałam to już.
-Hej luuudzie....jak Wam mija dzień ? Chcieliście pogadać ?- Riker z Sam wparowali do domu, a zaraz za nimi dwie pozostałe pary.
-Co jest tak ważnego, że budzicie nas tak wcześnie ?- Ross przetarł oczy i spojrzał na nas zirytowany.
-Jest 15 - spojrzałam na zegarek.- No nie ważne...w każdym razie mamy Wam coś do powiedzenia.
-Stresujesz się ? -Rocky zmarszczył brwi- Będę wujkiem ?- wrzasną podekscytowany.
-Nieeeee- przeciągnęłam - Jeszcze nie czas na to -machnęłam ręką, a Ellington spojrzał na mnie urażony.
-No wieeeesz ? Tak nasze maleństwo krzywdzić- zaczął mnie masować po brzuchu. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i nadal na niego patrząc rzuciłam szybko.
-Ellington mi się wczoraj oświadczył- brunet szybko przechwycił moje spojrzenie i uśmiechnął się lekko. Spojrzałam w stronę reszty gromady, która stała z rozdziabionymi buziami i wpatrywała się w nas,
-Długo tak jeszcze będziecie stać?- zero reakcji- Ej no ! A gdzie dźwięk otwieranego szampana?!- oburzył się brunet i tupnął dość głośno nogą przez co wszyscy wybudzili się z transu.
-Jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej !- stado rzuciło się na nas z uściskami i przekszykiwali się.
-Jezuuuu...chyba wolałem jak ich zaćmiło- szepnął do mnie Ell, kiedy byliśmy przymusowo wciśnięci w siebie przez wszystkich. Zachichotałam cicho i wtuliłam się w niego.
-Dobra !- wrzasnął brunet na co się trochę przestraszyłam- Udusicie nas.- wszyscy zaczęli nas przepraszać i się śmiać. Później poszliśmy na spacer całą gromadą, ciesząc się ciepłym dniem. Przez cały czas trzymałam mojego narzeczonego mocno za rękę i uśmiechałam się delikatnie. W końcu byłam szczęśliwa, posiedzieliśmy jeszcze trochę całą rodziną po czym się rozeszliśmy.

***Oczami Sam***

Wróciliśmy z Rikerem do domu wcześniej, chcieliśmy spędzić ze sobą trochę więcej czasu. Reszta dalej sobie spacerowała, chociaż byłam bardziej niż pewna, że niedługo się rozdzielą i każdy pójdzie w swoją stronę, Miałam przeczucie, że musimy cieszyć się każdą jedną chwilą spędzoną sam na sam.
Weszliśmy do jego pokoju, a atmosfera była dość ....dziwna.
Patrzeliśmy przez siebie przez jakiś czas, wyprostowani jak struny od gitary i zadziornymi uśmiechami zbliżyliśmy się do siebie.
Zaczęliśmy się całować, ale nie tak zwyczajnie jak zawsze,  chociaż to i tak było magią. Całowaliśmy się zachłannie, namiętnie i co najważniejsze, z całą miłością i pożądaniem jakie w sobie mięliśmy.
Riker zaczął mi delikatnie wkładać ręce pod bluzkę i powoli odstępował z zachłannością naszych pocałunków.
-Nie musisz być taki delikatny- spojrzałam się w jego oczy i objęłam dłońmi jego twarz.
-Nie chcę zrobić Ci krzywdy- skruszył się chociaż widziałam, że walczył sam z sobą.
-Nie musisz się hamować Riker, wiem, że tego chcesz i potrzebujesz, z resztą ja też tego chcę, jeśli coś będzie nie tak, to Ci powiem, przecież wiesz.
-Nie chcę robić czegoś wbrew Tobie- poprawił mi włosy
-Pragnę Cie mieć jak najbliżej siebie i wiem, że Ty też tego chcesz- zaczęłam go znowu całować, ale najpierw musiałam złamać barierę, którą się otoczył, zaczęłam rozpinać mu koszulę na co drgnął, ale czułam też, że się lekko uśmiechnął, popchnął mnie delikatnie w stronę łóżka i zawisł nade mną. Nadal był trochę zbyt delikatny, ale najcudowniejsze w tej całej sytuacji było to, że dużo patrzeliśmy sobie w oczy i się śmialiśmy. Głównie dlatego, że oboje mięliśmy łaskotki na całym ciele i gdziekolwiek byśmy się nie dotknęli, kończyło się to salwą śmiechu i to z obu stron. Wydaje mi się, że po prostu chcieliśmy rozładować w ten sposób napięcie, które między nami było, nie chciałam, żeby to coś między nami zepsuło. Każde spojrzenie było inne, każdy uśmiech więcej znaczył, każdy dotyk czuliśmy wyjątkowo mocno i o wiele wyraźniej niż wcześniej, a każdy pocałunek.... był jak oderwaniem od rzeczywistości, która była tak niesamowita, że gwałtownie chciało się do niej wrócić.
Zdecydowaliśmy się w końcu zrobić to, więc byliśmy ze sobą związani w każdy jeden sposób.
Fakt, że zrobiliśmy to z miłości, przybliżył nas jeszcze bardziej, a przede wszystkim...nasza miłość się umocniła.....i to nawet bardzo.

***3 tygodnie  później***

-Pani Stormie?-do kuchni weszła Samanta i usiadła przy stole.
-Tak, kochanie? Stało się coś?-zapytała pani Lynch uśmiechając się lekko.
-Jak to jest być mamą?-zapytała cicho.
Stormie zatrzymała się i odłożyła ścierkę i talerz, który właśnie wycierała, po czym usiała koło fioletowowłosej.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć, słonko?-zapytała z uśmiechem.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko podała jej test ciążowy.
-Dwie kreski.-szepnęła z niedowierzaniem pani Lynch.-Kochanie będziesz mamą!-zawołała i z promiennym uśmiechem przytuliła się do zielonookiej.
Dziewczynie kamień spadł z serca, bała się komukolwiek o tym powiedzieć, bo myślała, że każą jej usunąć ciążę czy coś...nie uważała Lynch'ów za zwyrodnialców...po prostu uraz został.
-Teraz tylko zostało pytanie, czy to ja jestem jedną z babć?
-Hahaha tak!-zaśmiała się brunetka. Dopiero teraz czuła się wspaniale szczęśliwa.
-Dobra, to teraz mi powiedz z którym z moich synów, bo mam ich trochę dużo.-pani Stormie puściła jej oczko.
-Chyba nie muszę odpowiadać, prawda?
-Przecież się tylko wygłupiam. Riker wie?
-Jest pani pierwszą osobą, nie mówiłam nawet swojej mamie.
-Och, no to czuję się zaszczycona. A kiedy masz zamiar im powiedzieć?
-No w sumie to nie wiem...nie chcę też tak od razu z tym wyjeżdżać...ostatnio Rydel i Ell, teraz ja i Rik...i dziecko...
-Och nawet nie wiesz jak to słodko brzmi! A zastanawiałaś się nad imieniem?
-Hmmnn...  w  sumie to jak dziewczynka...to chciałbym, by nazywała się Carmen, uwielbiam to imię od dziecka, na drugie miała by Rydel, po mamie chrzestnej.- uśmiechnęła się lekko.-A jakby urodził się chłopczyk to Riker, by wybierał imię.
-No dobrze, ale kiedy powiesz reszcie?
-Proszę pani..?
-Kochanie,  w takich okolicznościach lepiej by było, gdybyś mówiła do mnie mamo.
-No to...mamo?
-Tak?
-Boję się im to powiedzieć...w szczególności Riker'owi. On z pewnością chciałby jeszcze trochę poużywać życia...
-A co z dzieckiem to już nie wolno?-oburzyła się Stormie.-Spokojnie kochana. Powiemy im dzisiaj, na kolacji, co ty na to?
-Emnn...-dziewczyna chwile się zamyśliła.-Dobrze.-powiedziała i uśmiechnęła się lekko. - To co robimy?
-Pójdziemy na zakupy, później podzwonisz do wszystkich, a później zrobisz jakieś sałatki.-zarządziła pani Lynch.
      Zakupy trochę im zajęły. Mama oczywiście musiała opowiedzieć Samancie wszystkie porady dotyczącej dzieci, ale Samancie w cale to nie przeszkadzało. Z uśmiechem słuchała również wspaniałych opowieści o małych Lynch'ontkach. Około piętnastej wróciły do domu. Pani Lynch zaczęła przygotowywać już dania, a brunetka zajęła się dzwonieniem, a gdy skończyła dołączyła się do pani Stormie. Około dziewiętnastej trzydzieści, gdy skończyła nakrywać do stołu, Stormie wypędziła ją, by ta się przygotowała. O dwudziestej wszyscy zaczęli się schodzić, nie mieli nawet pojęcia, że kolacja jest z jakiegoś powodu, gdyż Samanta nawet nie pisnęła im słówka. Po chwili w salonie pojawił się także Riker, który od razu  podszedł do swojej ukochanej.
-Jak tam minął dzionek?-zapytał i pocałował ją lekko w usta.
-Świetnie się bawiłam z twoją mamą. A Tobie?
-Tęskniłem za Tobą...ale przy okazji, napisałem dwie piosenki.
-No to pięknie słonko.-uśmiechnęła się i przytuliła się do blondyna. Chciała się w jakiś sposób odstresować, nie myśleć o tym co zaraz miało się stać.
Niestety czas leciał nie ubłagalnie szybko, już po chwili każdy się z każdym przywitał i usiadł na swoich miejscach.
Brunetka spojrzała spięta na Stormie, a ta uśmiechnęła się na dodanie jej odwagi. Samanta wstała.
-Coś się stało kochanie?-zaniepokoił się Riker.
-Niee..a w sumie..chce wam coś ogłosić.
-Ale chyba nie przebijesz mnie i Delly co nie?-zaśmiał się Ellington.
-Muszę Cię przeprosić Lington, bo chyba Cię przebiję... ponieważ ja i Riker..-tu wzięła oddech.- zostaniemy rodzicami. -uśmiechnęła się niepewnie.
-Że co?-wychrypiał Rik, który właśnie zachłysnął się sokiem.
-Nie cieszysz się?-zapytała ze strachem.
W tym momencie Riker dostał mocnego kopniaka od Rydel, przez co odzyskał rezonans.
-Cooo? Nie! Jasne, że się cieszę głuptasie.-wstał.-Tylko mnie zaskoczyłaś trochę...-uśmiechnął się i przytulił do Samanty, a ta z ulgą odwzajemniła uścisk.
 -TAK!!!!! W KOŃCU BĘDĘ WUUUUJKIEM!!!-wydarł się Rocky i wstając od stołu podbiegł po czym podniósł dziewczynę swojego najstarszego brata i zaczął nią kręcić.
-EJEJEJEJEJ!-Riker szybko zareagował i odebrał Samantę z rąk swojego brata.-Ona nosi mojego dzidziusia pod sercem, z nią trzeba delikatnie.-powiedział robiąc minę małego dziecka, który właśnie dostał zabawkę, a ktoś na nią nie uważa.
-Wiesz, że ja tu jestem?-zapytała i stanęła na własnych nogach.
Spojrzała na stół i zauważyła, że nikt nawet się nie uśmiecha. Zapanowała grobowa cisza.
-Nie cieszycie się, prawda?-zapytała z żalem.
-To nie chodzi o to Sam...-zaczęła Rydel.
-To o co, bo nie rozumiem?
-O to, że jak ja będę mieć dziecko, to trzeba będzie zlikwidować zespół.-mruknął Riker powoli rozumiejąc o co chodzi rodzinie.
-R5 bez Rikera, to nie R5..-odezwał się Ellington.
-Ale po co masz odchodzić od zespołu? Po co go likwidować?-zdziwiła się.
-A kto się wami zajmie? Wiesz jaki zespół jest czasochłonny? Nie będę mieć dla Was czasu.
-Jeśli ty odejdziesz z zespołu...to..to ja odejdę od ciebie, Riker.-powiedziała twardo brunetka.- Nie chcę byś przeze mnie cierpiał, byś rezygnował z marzeń i kariery. Nie pozwolę na to.
-Ale Sam, zrozum...
-Nie-przerwała mu.-Bez urazy, ale to chyba nie był dobry pomysł.-zwróciła się do Stormie.- Ja pójdę się przejść.-mruknęła i ubierając się wyszła z domu Lynch'ów.
-Wy to jednak jesteście pojebani.-warknął Ross z pretensją.
-O co Ci chodzi,co?-zapytał Ellington również pretensjonalnie.
-Jak to co? Wy nawet nie wiecie jak ona się teraz czuje! Dobrze wiecie, jak skończyły jej się wszystkie ciąże, jak musiała walczyć o życie swoje jak i swoich dzieci. Ona nie chciała wtedy zachodzić w ciąże, a teraz gdy cieszyła się z tego dziecka, bo myślała, że przyjaciele i chłopak, którego kocha, będą się cieszyć, to oni ją dołują. Brawo, gratulację. Udało wam się ja skrzywdzić psychicznie, jakby jej mało nie było.-to mówiąc, wstał i również wyszedł z domu.
-Wiecie co...my się chyba też zbieramy.-stwierdziła Rydel i chwytając Ell'a za rękę wstała od stołu, a jej narzeczony za nią.
-Gdzie idziemy?-zapytał Ellington, gdy wyszli z domu.
-Idziemy poszukać Sam i Ross'a, by ich przeprosić i na spokojnie porozmawiać.-powiedziała blondynka i przyśpieszyła.-Wiesz gdzie mogą być?
-Park?-podsunął.
-Możemy sprawdzić.-stwierdziła i jeszcze bardziej przyśpieszyła.
Na szczęście Ell miał rację i nie musieli szukać dalej, znaleźli ich na jednej z ławek. Samanta płakała, a Ross ją przytulał i pocieszał. Dosiedli się do nich.
-Samuś, chcieliśmy przeprosić.-powiedziała Rydel.
-Jest nam strasznie głupio.-dodał Ratliff .
Dziewczyna pokiwała głową, na znak, że rozumie, ale nie przestała płakać, jedynie zamiast dalej przytulać się do Ross'a "przerzuciła się" na Rydel.
-No już przestań, wszystko będzie w porządku.-pocieszała ją blondynka, jednak to nic nie dało, dziewczyna nadal płakała i płakała.
-Ja nie chcę byście się rozpadli przeze mnie...-powiedziała cicho i znów buchnęła płaczem.
-Hej, Sam!-spróbowała jeszcze raz.-Jesteś wspaniałą dziewczyną, Riker kocha cię jak wariat, a ty wytoczyłaś grube działa, na pewno to przemyśli, spokojnie.
Dziewczyna przestała płakać i otarła łzy.
-Wiesz co, Delly? Masz rację! Chodźcie zaraz zrobimy z tym wszystkim porządek!-powiedziała i wstała z ławki, a reszta poszła za nią.
Nie minęło pięć minut, gdy weszli do domy Lynch'ów.
-Riker, Rocky! Za mną!-krzyknęła Samanta i ruszyła na piętro, a gdy się już tam znalazła weszła do pokoju Ross'a.
-Eeee....czemu się tu wszyscy zebraliśmy?-zapytał zdziwiony Rocky.
-Riker mówiłeś, że napisałeś piosenki... Leć po nie.-zakomenderowała, a najstarszy Lynch poleciał do swojego pokoju.
-Ross ty też coś miałeś, prawda? Wyjmuj szybko.
Chłopak spełnij jej polecenie.
-Eeee...w sumie to ja też coś napisałem...-powiedział Rocky.
-To leć po to!
-Ktoś jeszcze coś ma?
-No ja pisałam dla siebie piosenkę...-odezwała się Rydel.
-Zbieramy wszystko.-powiedziała tylko i usiadła na łóżku Ross'a.
Trochę musiała czekać, wszyscy zaczęli szukać swoich tekstów, a ona nie mając nic innego do roboty zaczęła gadać z Lingtonem.
-Już wszystko mamy!-zawołała Rydel.
-To co macie?
-Ja mam jedną, Riker trzy, Rocky sześć...a ty Ross masz?
-Siedem.
-No to macie 17 piosenek, jak dobrze pamiętam to na tamtej mieliście 12, tak?
-Yhmn...-mruknął Ell.-Ale z jakieś 2-3 by się przydało napisać...-stwierdził.
-No to piszcie, a ja lecę z Caro i Liz na jakieś zakupy.-powiedziała wstając.
-Sam...Sam...nie rób mi tego!-jęknęła Rydel.
-Papa skarbusie.-powiedziała mrugając do Ella i wyszła z pokoju Ross'a po czym zeszła na dół.
-Ja też chcę iść na zakupy.-jęknęła Rydel, która w głębi serca jednak wiedziała, że przydałoby się zacząć pracować nad nowym albumem, by nie zawieść fanów.
-Jak będziesz grzeczna i będziesz pracować, to zapewne Twój chłopak Cię weźmie na zakupy.-stwierdził Rocky.
-Naprawdę?-zapytała ucieszona Rydel patrząc oczkami pieska na biednego Ratliff''a.
-Eeee...oczywiście skarbie.-odpowiedział, po prostu nie umiał sprzeciwić się tym pięknym oczętom.
-Oj kochanie, dziękuje!!-zawołała i rzuciła się na chłopaka, skończyło się na tym, że leżała na nim i obcałowywała go po każdej części jego twarzy.
-Ejejej, stop!-krzyknął Riker ze śmiechem.
-Nie chcemy tu scenek 18+!-dodał  Rocky.
-Ej, ale nie w moim łóżku, cooooo? -jęknął Ross.
Rydel zaśmiała się perliście i zeszła ze swojego chłopaka.
-No to co? Bierzemy się do roboty!-postanowiła klaszcząc w ręce.


***Parę godzin później***


-Dzięki Elluś, że ze mną poszedłeś.-uśmiechnęła się słodko.
-Spoko, lepsze spędzanie czasu z tobą niż nudzenie się w domu.-zaśmiał się.
-Ejj!!-dziewczyna walnęła go lekko w ramie.
Chłopak już miał jej jakoś oddać, gdy tu nagle podeszła do nich jakaś wysoka kobieta w okularach z mikrofonem w ręku, a obok niej stał kamerzysta.
-Dzień Dobry, możemy państwu zająć chwilę? W związku z nadchodzącymi świętami robimy taką akcję pt. "Rozkochane Los Angeles w święta". Jesteście parą, prawda?
-Nie widać?-Ellington podniósł brew.
Dziennikarka zerknęła na ich splecione ręce.
-Ach no tak,  nie zauważyłam.-uśmiechnęła się lekko.-Już tyle razy zdarzyło nam się pomylić, że wolę zapytać.-wyjaśniła.-No to co, możemy was na chwilkę porwać?
Para spojrzała na siebie porozumiewawczo.
-No jasne.-odpowiedziała Rydel i uśmiechnęła się.
-Dobrze, w takim razie zapraszam do naszego studia.-redaktorka zaprowadziła ich do pasażu z stołem i trzema krzesłami. Rydel i Ellington usiedli koło siebie, a pani dziennikarz na przeciw nich.
-Niech pan założy słuchawki.-pokierowała brunetem.-Dobrze, w takim prazie pierwsze i zarazem ostatnie pytanie dla pani, co pani najbardziej lubi w swoim partnerze?
-Wszystko.-powiedziała Delly po chwili zastanowienia.-Jego poczucie humoru, ciepło jego ramion, te spojrzenie które aż kipi miłością, to, że chociaż stał się specjalnie dla mnie poważny to nie stracił swojego wewnętrznego dziecka i to, że jest i kocha mnie tak jak nikt inny....i te wspaniałe dołeczki w policzkach, gdy się uśmiecha.
-Co pani by w nim zmieniła?
-Nic, dla mnie jest idealny.-odpowiedziała z wspaniałym uśmiechem.
-W jakim statusie związku jesteście?
-Od trzech tygodni jesteśmy narzeczeństwem.
-Dobra, dokończ zdanie bez zastanowienia: Mój narzeczony jest....
-Najwspanialszy na świecie.
-Dobra, to tyle, proszę zamień się ze swoim narzeczonym słuchawkami.
Blondynka zdjęła słuchawki brunetowi.
-Hej, Delly wiesz, że tam lecą nasze kawałki?-uśmiechnął się.
Dziewczyna odpowiedziała całusem w policzek, po czym założyła słuchawki.
-Co mam robić?-zapytał Ell.
-Odpowiadać na pytania.
-Okeeej.-odpowiedział z uśmiechem.- Redy Set Rock, zaczynajmy.
-Co pan najbardziej lubi w swojej partnerce?
-Nie ma takiej jedynej rzeczy, wszystko u niej jest wspaniałe.-odpowiedział tonem mówiącym "A to nie oczywiste?"
-Ale jakby pan musiał wybrać?
-To nie udzieliłbym odpowiedzi, ona jest wspaniała sama w sobie i to w niej najbardziej lubię.
-Noo dobrze...Proszę dokończyć zdanie: Kocham moja narzeczona za to, że..
-Jest wspaniałą kobietą, sprawia, że moje życie nabiera sensu i przy niej po prostu promienieję radością.-odpowiedział.
-To wszystko dziękuje.-powiedziała redaktorka.
Ellington zdjął swojej ukochanej słuchawki.
-Dostaniecie zaraz wideo z tej rozmowy, obejrzycie sobie w domu. Do tego dostajecie kosz słodyczy. -poinformowała, po czym spojrzała na ekran komputera. -A na dodatek muszę państwu ogłosić, że dostajecie jako prezent świąteczny sesję zdjęciową i zestaw biżuterii jako prezent na święta!! Jesteście jedyną parą, która była ze sobą tak zgodna. Gratulację!-uśmiechnęła się redaktorka.-Ściskając ich mocno. Proszę bardzo o to nagrody.-podała im wielkie paczki z prezentami i wielki kosz słodyczy.-A tak poza programem mogę sobie zrobić z wami zdjęcie?-zapytała z iskierkami w oczach.
-No pewnie!-uśmiechnęła się blondynka.
Spełnili prośbę redaktorki po czym pożegnali się z nią i zanieśli prezenty do samochodu.
-A teraz chodź! Trzeba kupić prezenty rodzince!-zawołała Rydel.
-Zostały jeszcze 2 i pół tygodnia....-zauważył Ell uśmiechając się.
-No tak, ale później będzie dużo ludzi! Chodź!-powiedziała go i pociągnęła go z powrotem do galerii.



Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać na rozdział, ale jedna scena całkowicie mnie zablokowała i musiałam ją jakoś zgrabnie obejść.Dziękuję, że jesteście i macie tyle cierpliwości ;* Kocham Was najbardziej na świecie do następnego misiaczki <3 ! ;*

~ Dark
 Hejka! Jak widać powoli zaczynami wchodzić w świąteczne klimaty, ale nie potrwają one długo..A szkoda, bo ja już żyję świętami i uwielbiam tę atmosferę i to wszystko i w święta jest ogólnie tak superaśnie :)) Macie rozdział :P Kurczę Cieszę, się że już skończyliśmy bo możecie sobie troszkę poczytać, a coś jednak się tu dzieje :D Dobra nie przynudzam! 
~Kaśka Zwana Gryzoniem







wtorek, 17 listopada 2015

Miniaturka "Zagubione marzenia"

Hejka, tu ja Kaśka Zwana Gryzoniem.  Macie tu taką sobie Miniaturkę Ramanta
Ta miniaturka  dedykowany jest osobom, którym bliskie osoby zginęły w tych zamachach na Francję
Miejmy nadzieję, że nasi najbliżsi dostali życie wieczne, 
A my módlmy się za nich, za Francję... kochamy Was i wspieramy, pamiętajcie o tym <3







-Dzień dobry dzieci.-uśmiechnęła się dwudziestosześcioletnia brunetka.
-Dzień dobry pani Samanto.-odpowiedziała klasa przedszkolaków.
-No to w co się bawimy?-zapytała a małe dzieci zalały ją falą propozycji.
Tak właśnie wyglądał jej dzień. Przychodziła do przedszkola, bawiła się z dziećmi, pilnowała je, uczyła, a potem o 16 kończyła pracę i szła do domu. Tym razem jednak było inaczej. Około piętnastej trzydzieści dziewczynę zawołał do siebie szef.
-Chciał mnie pan widzieć.-powiedziała wchodząc do gabinetu swojego przełożonego.
-Tak, tak... wejdź Sam.  Niestety mam da Ciebie złą wiadomość.
-Co się stało?-zaniepokoiła się.
-Niestety, muszę cię zwolnić. Nie robiłbym tego, bo w końcu jesteś świetną pracownicą i opiekunką. Dzieci cię bardzo lubią, ale przedszkole bankrutuje, muszę kogoś zwolnić, ty jesteś młoda, a reszta pań już prawie jest na emeryturze, tobie będzie łatwiej znaleźć pracę.
-Rozumiem, mam się teraz pakować, czy mam skończyć dyżur?-zapytała, chociaż było jej bardzo przykro.
-Jakbyś mogła...to tyko pół godziny.
-Jasne, pożegnam się z dzieciakami.-uśmiechnęła się smutno i wyszła.
-Co się stało pani Samanto?-zapytały dzieci widząc minę swojej ulubionej pani.
-Ach, nic kochane...tylko..jutro już mnie  tu nie będzie...
-Nie będzie?-zasmuciła się jedna z dziewczynek.-Czemu?
- Booo.-dziewczyna zamyśliła się chwilę. Co ma im powiedzieć, że została wyrzucona? Nie..- Bo muszę się zająć takim chłopczykiem, który bardzo potrzebuje mojej opieki.
-A ktoś inny nie może się nim zająć?-prychnął mały brunet.
-No niestety nie.-powiedziała.
-A wróci pani?
-Nie, chyba nie....ale będę was odwiedzać.
-Na sto procent?
-Sto procent.-uśmiechnęła się.
Resztę ostatniego dnia spędziła na rozmowie z przedszkolakami, później poszła do swojego szefa po zapłatę i poszła do domu. W drodze do domu postanowiła zacząć swoje życie od nowa, po raz drugi. Gdy wróciła do mieszkania postanowiła posprzątać. Posprzątała kuchnie, łazienkę i zabrała się za swój pokój. Sprzątając znalazła jeszcze karton z rzeczami do przeprowadzki. Otworzyła go. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to list. Chwyciła go i zaczęła czytać.

Kochana Samanto!
To ja, znaczy Ty, tylko, że trochę wcześniej. Tutaj mam 13 lat. Mieszkam jeszcze w Francji. Mam nadzieję, że czytasz to siedząc w pięknym mieszkaniu w Los Angeles i jesteś reżyserem, dziennikarzem lub managerem R5. Udało Ci się to? Jak tam Twoje blogi? Masz chłopaka, jest podobny do Riker'a tak jak chciałaś? A może masz już dzieci? Jak mają na imię? Mam nadzieję, że wreszcie żyjesz szczęśliwie, nie tak jak ja do nie dawna. Powodzenia!  
                                                                                                   Sam z przeszłości.

Przypomniała sobie jak to pisała, była w tedy taka mała i naiwna, miała marzenia. Jak to było dawno, siedem lat temu. Tak...teraz już  nie ma marzeń. Wszystko zostało zniszczone, przez tych, którzy to zaczęli. Grupa nastolatków, która była kierowana swoimi marzeniami, dostała się na szczyt, żyli tam chwilkę, zaczęli się ustatkowywać, potem jednemu z nich zdarzyła się tragedia i zespół się rozpadł, a jej serce pękło. Odcięła się od swoich marzeń, bo za bardzo kojarzyły jej się z nimi. Spełniła  tylko swoje jedno marzenie-w wieku 18 lat wyjechała do Los Angeles, tak jak chciała. Pisanie rzuciła, nie chciała więcej pisać, przerzuciła się na pilnowanie dzieci, ale to nie dawało jej tyle radości, to nie było jej przeznaczenie, ale jej przeznaczenie za bardzo ją bolało. W jej oczach pojawiły się łzy, miała o tym zapomnieć. Ubrała się szybko i wyszła z domu. Musiała się przejść. Pójść na spacer do parku.
Zastanawiała się co u nich, co u niego....
-Mamuusia!-usłyszała wesoły krzyk jakiegoś dziecka i poczuła jak ktoś przytula się do jej nogi.
Odwróciła się i zobaczyła małego blondynka.
-Ty nie jesteś moją mamusią.-powiedział zasmucony.
-No nie, nie jestem.-powiedziała.-A gdzie Twój opiekun?
- Że tatuś? Eeee no nie wiem.
-To chodź poszukamy go, co ty na to?-powiedziała uśmiechając się ciepło, chowając na chwilę swój smutek.
-Okej.-powiedział ochoczo malec i chwycił ją za rękę.
-Dobra, jak wygląda twój tata?
-Eee...jest wysoki, ma blond włosy i chodzi cały czas smutny.
-Czemu?
 -Bo jak byłem dzidziusiem to moja mamusia umarła, a mój tatuś bardzo ją kochał.
-A jak miała na imię?
-Clary..a ty jak masz na imię?
-Samanta.
-Bardzo ładne imię.-uśmiechnął się słodko.
- A jak Ty masz na imię?-zapytała.
-Jack, gdzieś ty uciekł, co?!-usłyszeli męski  krzyk.
-Taatuuś!-chłopczyk pobiegł do swojego ojca i mocno się do niego przytulił.-Właśnie z Samantą cię szukaliśmy!
-Samantą? Jaką Samantą?
-Tamtą.-chłopczyk pokazał na dziewczynę, która  właśnie odwracała się z zamiarem pójścia do domu i zamknięcia się w sobie. -Hej Sam! Gdzie idziesz?-zawołał mały blondynek, ale nie odzyskał odpowiedzi. -Tatuś zrób coś! Ja ją bardzo polubiłem!-poprosił.
-Hej, Samanto!-zawołał i z chłopczykiem na rękach podbiegł do niej.
Dziewczyna odwróciła się znów chowając swoje cierpienie.
-Taak?-zapytała uśmiechając się sztucznie.
-Dziękuję, że znalazłaś mojego synka, nie wiem co bym bez ciebie zrobił.-powiedział uśmiechając się lekko.
-Nie ma za co, przecież bym nie zostawiła takiego małego skarbusia samego.-odpowiedziała.
-Tato, a może Samanta zje z nami obiad?-zapytał Jack.
-Jack, nie wiem, czy Samanta ma czas...-powiedział wymijająco mężczyzna.
-Nie chcę wam przeszkadzać Jack.-powiedziała łagodnie.
-No proooszę.-jęknął.
Starszy chłopak spojrzał na dziewczynę i na swojego synka po czym stwierdził, że też chętnie zjadłby z nią obiad.
-No to jak?-zapytał.
-A nie będę przeszkadzać?-zapytała.
-Nie no skąd, chodź.-powiedział.
-Noo...w sumie to nie mam nic innego do roboty.-powiedziała.
Chłopak uśmiechnął się i zabrał swoich towarzyszy do swojej ulubionej restauracji.
-Powiesz, czym się zajmujesz?-zapytał po tym, gdy złożyli zamówienie.
-Do dzisiaj pracowałam w przedszkolu, ale mnie wywalili. A ty czym się zajmujesz?
-Prowadzę szkołę tańca.
-Jej, zawsze chciałam się nauczyć tańczyć.-powiedziała z westchnieniem.
-To czemu tego nie zrobiłaś?-zapytał Jack zaciekawiony.
- Nie miałam jak...moja rodzina nie jest dość bogata, a później zrezygnowałam z pasji i marzeń. Jedynym marzeniem, jakie spełniłam to przyjazd tutaj.
-Nie jesteś stąd?-zdziwił się chłopak.
-Nie, jestem z Francji.
-Serio? Mówisz tak fenomenalnie po angielsku, że nigdy bym się nie spodziewał.
-Mieszkam tu już 2 lata.
-A ile masz lat?-zapytał młodszy blondyn.
-Jack, nie pyta się kobietę o wiek.-zganiał go ojciec.
-Nie no spoko, nie ma sprawy.-powiedziała.- Mam dwadzieścia sześć lat. A ty, Jack?
-Sześć.-powiedział.
-Tak, jak mój bratanek.-powiedziała z uśmiechem.
-Wszystkich masz w Francji?
-Mój brat mieszka w Andorze, a tak to wszyscy. Masz rodzeństwo?
-Czwórkę, ale nie utrzymuję z nimi kontaktu. A ty?
-Trójkę, jestem najmłodsza.
-A tatuś najstarszy!-zawołał Jack.
-Kochanie, może zejdźmy z tematu, twój tatuś chyba nie chcę o tym rozmawiać.-powiedziała do sześciolatka, gdy zobaczyła, że blondyn trochę się spina.
Zapadła cisza, którą przerwał kelner z zamówieniem. Zaczęli jeść.
-Czemu zrezygnowałaś z swoich marzeń i pasji?-zapytał.
-Mogę nie odpowiadać na twoje pytanie?
-Oczywiście, że nie..-zmieszał się.
Gdy zjedli dziewczyna postanowiła już się zbierać, wyjęła portfel i chciała zapłacić, lecz mężczyzna ją ubiegł.
-Zapłacę.
-Nie trzeba, mam pieniądze.
-Ale ja cię zaprosiłem, więc ja płacę.
-Nie dziękuje.-powiedziała i zostawiła na stoliku pieniądze i wyszła.
-Poczekaj chwilkę.-powiedział do synka.-Ej, Sam!!-wybiegł za nią.
-Tak?-westchnęła odwracając się.
-Mam dla Ciebie propozycję.
-Jaką?
-Straciłaś pracę prawda? Co ty na to, żeby popilnować Jack'a? Dogadujecie się, przecież.
-Emm...musiałabym się zastanowić.-powiedziała.
-Daj komórkę, zapiszę ci mój numer. -powiedział, a ona podała mu swój telefon.
Chłopak  szybko go zapisał,pożegnał się z brunetką i wrócił do syna, a Samanta poszła do domu.
Przez całą noc dziewczyna nie zasnęła, myślała czy przyjąć ofertę blondyna. W końcu nie wytrzymała i ubrała się po czym wyszła na spacer.  Wybrała się do tego parku co w dzień, jednak wybrała inną drogę. Przeszła sobie na około i usiadła na mostku. Było ciemno, a jedynym źródłem światła był księżyc odbijający się o tafle wody.  Co miała zrobić? Jack był bardzo kochanym chłopakiem, jego ojciec również wydawał się miły. Może przyjąć jego propozycję?
-Hej...-usłyszała cichy, znajomy głos obok siebie, który wyrwał ją z zadumy.
-Hej.-powiedziała i spojrzała na blondyna.
-O czym myślisz?-zapytał.
-O twoim synku i.. o tobie.
-Naprawdę?-zdziwił się.
-Twoja propozycja nie daję mi spokoju.
-Opowiedz mi swoją historię.-powiedział nagle po chwili ciszy.
-Nie mam żadnej historii...-próbowała się wymigać.
-Każdy jakąś ma...widać, że nie jesteś osobą zupełnie szczęśliwą, a pewno nikomu nie powiedziałaś co ci leży na sercu, opowiedz, a zrobi ci się lepiej.
-A w tedy ty opowiesz?
Chłopak chwilę się zawahał.
-Tak.-powiedział w końcu.
Dziewczyna westchnęła, ale zaczęła opowiadać.
-Wiesz...jako mała dziewczynka byłam bardzo wesoła, kochałam wszystkich, wszystkim wierzyłam...jak każde dziecko byłam naiwna. W naszej rodzinie był jeden mały problem, jeden sekret...Co tydzień, na weekend jeździłam do dziadka, to była moja odskocznia od świata, kochałam go bardzo, zastępował mi mojego ojca, na którego nie mogłam liczyć. Gdy miałam osiem lat, mój dziadek umarł, a ja zamknęłam się w sobie. Pewnego dnia znalazłam mój promyczek życia, oni dali mi wszystko. Wiesz, kiedyś był taki zespół, stąd nawet. Uratowali mi życie i to dosłownie, gdyby nie oni nie byłoby mnie tutaj. Zaczęłam znowu wierzyć świat, ten okres był dla mnie najlepszy, dostałam szczęście, przyjaciół, a nawet miłość. Ale to nie było taka sobie miłostka, wiesz w tym zespole, był taki chłopak. Gdy w moim życiu już się ułożyło, a ja odnalazłam pasję, zaczęłam tak jakby jeszcze bardziej się nim interesować.  Po paru miesiącach, zorientowałam się, że to nie byle żarty, to prawdziwa miłość, za każdym razem, gdy go widziałam moje serce biło szybciej, cieszyłam się każdym jego szczęściem, aż pewnego dnia, okazało się, że oni już nie są zespołem, ten, któremu powierzyłam swoje serce odszedł, bez wyjaśnień, wiem tylko tyle, że stało mu się coś strasznego.
Minęły  trzy lata, ja stałam się pełnoletnia, wyjechałam tutaj i odcięłam się od starego życia, zaczęłam wszystko od nowa. I tyle. A jak było z tobą?
- Miałem super życie, wszystko układało się jak należy, później spotkałem swoją miłość, urodził mi się Jack, a moja dziewczyna umarła, ja popadłem w rozpacz, ale musiałem się pozbierać dla niego, oto moja historia.-powiedział zimnym tonem, próbując nie wypuścić łez.
-Ej.-powiedziała i przytuliła się do niego.-Nie wolno ci płakać, pomyśl sobie, że twoja dziewczyna nie chce żebyś płakał.
-Noo tak.-powiedział po chwili przecierając oczy. -Często tu przychodzisz?-zapytał po dosyć długiej chwili milczenia.
-Jak muszę naprawdę pomyśleć.-odpowiedziała.-A ty?
-Ja też.  A co, już pomyślałaś nad moją propozycją?
-Przyjmę ją.
-Świetnie.-chłopak uśmiechnął się lekko i wstał.-To chodź.-podał jej rękę.
-Gdzie?
-No, po twoje ciuchy. Nie wiesz, gdzie mieszkam, a my sobie jeszcze pogadamy przy okazji.-wytłumaczył.
-Mam iść do twojego domu w nocy? Nie dzięki.-odpowiedziała.-Masz fajkę?
-Czemu?
-Bo chcę zapalić?
-Nie o to mi chodzi. Dlaczego nie chcesz do mnie iść? Nie jestem żadnym zboczeńcem.
-Tego, nie wiem, znam cię dwie godziny.-powiedziała.
-Po prostu chcę pogadać, a jutro muszę jechać z samego rana.
-Nooo...dobra. Ale jak mi coś zrobisz, to obiecuję, nie będziesz mieć życia do końca swoich dni.-ostrzegła.
-Okej.-powiedział.
Dziewczyna przyjęła jego rękę, a chłopak pomógł jej wstać. Po chwili blondyn podał jej paczkę papierosów.
-Chciałaś.-wytłumaczył, widząc zdziwiony wzrok brunetki.
-Aaaa...no tak.-powiedziała i zabrała jednego.
-Od kiedy palisz?-zapytał.
-Nie palę, raz na jakiś czas może coś tam, ale nie nałogowo.
-Ahaaaa...-powiedział.
I tak Samanta zaczęła nową pracę. Bardzo jej się podobała, szczególnie, że Jack był grzecznym i bardzo mądrym chłopcem. Każdy jej dzień wyglądał podobnie, przychodziła (albo po prostu wstawała, gdy całą noc przegadała ze swoim pracodawcą), dawała jeść Jackowi, bawiła się z nim, uczyła go pisać, liczyć, znów się bawiła, czasem szła z nim do przedszkola, później wracał Rayan, jedli razem kolację i dziewczyna wracała do domu lub zostawała u chłopaków Dni mijały nieznośnie szybko, chłopczyk, jak jego tata zaczęli przyzwyczajać się do obecności dziewczyny w domu. Ostatnimi czasy spotykali się nawet w weekendy chodząc na spacery, do kina, na różne wycieczki, lub po prostu siedząc w domu. Samanta kilka razy przyłapała się na wyobrażaniu sobie, że są prawdziwą rodziną, lecz zawsze karciła się za to, że za dużo sobie wyobraża, jednak to co stało się pod koniec maja, przebiło jej najśmielsze oczekiwania.
-Sam?-usłyszała głos Rayan'a.
-Tak?
-Bo...ja chciałem cię o coś zapytać.-powiedział trochę spięty.
-No to dajesz, przecież możesz mi powiedzieć wszystko, jesteśmy w końcu przyjaciółmi.
-No bo wiesz...spędzasz w naszym domu dużo czasu, więc tak sobie pomyślałem, że..że może byś z nami zamieszkała?
-Emm..-zacięła się.=Teraz to mnie zatkało.-zaśmiała się nerwowo, nie wiedziała co powiedzieć.
-Zrozumiem jak nie będziesz chciała, pomyślałem tylko, że będzie ci wygodnie.
-No w sumie...czemu nie! To kiedy mogę się wprowadzić?-zapytała.
-Choćby dziś!-uśmiechnął się, po czym wbił się ustami w jej usta, Brunetka najpierw była zaskoczona, ale po chwili oddała pocałunek przy okazji zarzucając mu ręce na szyję. Blondyn wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni...
Gdy rano otworzyła oczy ujrzała Rik..znaczy Rayan'a wtulonego w nią, jak dziecko w mamę. Uśmiechnęła się szeroko i pocałowała w czoło. Teraz mogła tylko czekać aż się obudzi. Po tym zdarzeniu ich relację jak i życie trochę się zmieniło, żyli jak para, ale chłopak nic jej w końcu nie obiecywał. Pewnego dnia, chłopak postanowił to zmienić, zabrał swoją ukochaną na spacer do parku, tam gdzie to wszystko się zaczęło.
-Gdzie zostawiłeś Jacka?-zapytała.
-U sąsiadki.-odpowiedział chwytając ją za rękę.
Dziewczyna lekko wtuliła się w jego tors,, przez co poczuła, że chłopak jest lekko spięty.
-Co się dzieje?-zapytała.
-A ma się coś dziać?-uśmiechnął się nerwowo.
-Zawsze gdy jesteś spięty, to coś się dzieję.
-No bo...Sam, ja nie powiedziałem Ci całej prawdy.
-Nie? Jak to nie?-udała, że się zdziwiła tą informacją, w głębi duszy już wiedziała co blondyn chce jej powiedzieć.
-No bo ja w cale nie jestem żaden Rayan! Jestem Riker, Riker Anthony Lynch! Nie chciałem ci tego mówić, od raz wiedziałem, że chodzi ci o mnie, a w końcu to ja zniszczyłem ci życie, bałem się, że mnie znienawidzisz, a ja cię pokochałem....tak bardzo, chociaż myślałem, że już nigdy więcej nie będę w stanie nikogo pokochać! Sam proszę cię zrozum...
-W końcu!- uśmiechnęła się brunetka, a chłopak spojrzał na nią zdziwiony.- I ty myślałeś, że się nie zorientuje, tak? Wiedziałam od samego początku skarbie! Myślisz, że nie poznałabym tych pięknych, piwnych oczu lub tego genialnego uśmiechu? Do tego, któż by inny nazwał swojego syna Jack, jak nie największy fan Piratów z Karaibów? Czekałam aż odważysz się powiedzieć. Może i w tedy złamałeś mi serce, ale teraz znowu je ożywiłeś. Co tu dużo mówić! Kocham Cię Riker!-powiedziała się w jego usta, a chłopak oddał pocałunek.
-Wyjdziesz za mnie?-zapytał, gdy oderwali się od siebie.
-Choćby zaraz!-odpowiedziała z wielkim uśmiechem i znów połączyła swoje usta ze swoimi.


***Parę lat później***

-Riker, chodź!-warknęła Samanta.
-Ale co ja im powiem?-jęknął załamany.
-Że bardzo się za nimi stęskniłeś, że bardzo przepraszasz, że ich bardzo kochasz i poznasz nas z nimi.
-Nie możemy poczekać, kotku?
-Zwlekamy już z tym od dwóch lat!
-Ale..
-RIKER DO CHOLERY JASNEJ! JA WRÓCIŁAM DO PISANIA, TO TY WRÓCISZ DO RODZINY!-krzyknęła wkurzona i zadzwoniła do drzwi. Drzwi otworzyła im mama blondyna.
-Dzień Dobry.-powiedziała Samanta.
- Dzień Dobry...-odpowiedziała zdziwiona pani Lynch.
-Eeee bo my...znaczy noo...-brunetka zaczęła się plątać, nie widziała jak ma zacząć rozmowę.
-Cześć mamo-powiedział Riker ratując swoją żonę i niezręcznej sytuacji.
Pani Lynch spojrzała na blondyna z niedowierzaniem.
-Riker?-spytała cicho, a chłopak pokiwał głową.
-O Boże! Riker, syneczku!-wykrzyknęła ze łzami w oczach i przytuliła do siebie  chłopaka.
I od tego momentu już wszystko było dobrze. Ich życie, chociaż kiedyś zrujnowane, stanęło na nogi, bo oni byli razem. Dwie zbłąkane, smutne dusze, a oni już dawno byli szczęśliwi...





Miniaturka jest dla mnie taka sobie, w sumie..to bardziej podobała mi się moja pierwsza niż ta....ale to Wam zostawiam opinię.
Wybrałam sobie ten parring, ponieważ Samanta jest związana ze Francją....ech, aż szkoda gadać, co się dzieje z tym światem.
 CO DO ROZDZIAŁU... staramy się go z Dark napisać, ale rozumiecie...szkoła, brak czasu..no próbujemy, ale za bardzo nam nie wychodzi...
Aha! Ni i dziękujemy bardzo za ponad 9 000 wyświetleń!!
To dla nas takie..wspaniałe, wzruszające jest nam tak niezmiernie miło...Kochamy Was! Bardzo, bardzo, bardzo!
Ps.: Jak Wam się podoba nowy wystrój?
Proszę o opinię w komentarzach!
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

~Kaśka Zwana Gryzoniem