poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 38 cz. 4

***Oczami Rocky'ego***


Obudziłem się i spojrzałem na zegarek, 12;30. Pora wstawać. Zwlokłem się z łóżka i spojrzałem do lustra.
-RYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYLAAAAAAAAAAAAAAAND!!!!!!!-wydarłem się tak, że na sto procent słyszała mnie cała ulica.
-Słucham?-usłyszałem chichot mojego młodszego, ale jakże wkurzającego brata.
-Powiedz. Mi. Proszę.Kto. Pozwolił. Ruszać. Ci. Moje. WŁOSY!!-wysyczałem.
-Eee...no nikt...-drzwi do mojego pokoju otworzyły się i stanął w nich RyRy.
-ZABIJE!!!-wrzasnąłem odwracając się  i pobiegłem w jego stronę.
Ten tylko zamknął, a raczej zatrzasnął drzwi i zbiegł na dół.
-GDZIE TY MI W TYCH BUTACH, BARANIE JEDEN?!-usłyszałem wrzask Riker'a.
zaśmiałem się pod nosem. Och tak..on już mu pokarze, ale ja się zemszczę..jeszcze nie wiem do końca jak ale to zrobię...musi ponieść kare za umycie moich włosów w Nutelli.
Zacząłem zbierać ubrania, w których chciałem dzisiaj chodzić. Nagle usłyszałem sygnał sms'a. Spojrzałem na swoją komórkę. Dostałem sms'a od Lizzy! Na mojej twarzy wykwitł uśmiech. Kochany Rocky, mam nadzieje, że Cię nie obudziłam. Mówiłeś, że lubisz spać do trzynastej, więc piszę tylko sms'a. Na dodatek jestem teraz na warsztatach plastycznych, kończę o 16:00. Może wybralibyśmy się gdzieś?
Mój uśmiech przemienił się w prawdziwego banana. Przez te trzy dni dużo ze sobą pisaliśmy, ale jakoś nie odczuwała potrzeby spotkania się ze mną. Byłem mile zaskoczony. Z przyjemnością, a gdzie byś chciała się wybrać? Odpisałem i zacząłem niecierpliwie czekać na odpowiedź.Nie musiałem czekać długo, już po chwili otrzymałem odpowiedź. Co ty na wycieczkę rowerową do parku? Park, rower, Lizzy....czy to nie piękne połączenie? Z wielką chęcią. Odpowiedziałem i zabrałem się z  telefonem do łazienki. No to czekam o 17:00 przed moim domem, przerwa się kończy nie odpowiadaj. Całuski ;* Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej. No to mam cztery godziny by się przygotować. Gdy się umyłem i zjadłem śniadanie postanowiłem sprawdzić, czy z moim rowerem wszystko w porządku, szczerze to z cieszę się, że to zrobiłam. Poszedłem  do garażu i wyciągnąłem mojego górala. Było na nim pełno kurzu, nie było pedałów, farba odchodziła od ramy, łańcuch był  zardzewiały, hamulce zerwane...wyglądał jakby nie używało się go od 50 lat...istna masakra. Postanowiłem wybrać się do sklepu rowerowego pa parę nowych części i sprey. Pożyczyłam rower od Rik'a i ruszyłem do miasta.
Zapowiadają się długie przygotowania, ale czego się nie robi dla mojej anielicy.....

***Oczami Lizzy***

Weszłam do mojego domu i ze smutkiem spojrzałam na swój plan zajęć. Pierwszy raz  polubiłam swoją nauczycielkę, a pani Moon musiała ją wyrzucić. To straszne. Westchnęłam i usiadłam na fotelu. No cóż...nic nie poradzę, za dwie godziny idę na spotkanie z Rocky'm. Przeczesałam włosy ręką. Postanowiłam zjeść sobie sushi, później zabiorę się za jogę i pod koniec zajmę się sobą. Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Nawet nie zauważyłam, kiedy wybiła 16:30, podskoczyłam jak oparzona, gdy zauważyłam, że za pół godziny mam być gotowa. Pobiegłam do łazienki i szybko wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, lekko się pomalowałam i ubrałam w to:
Wyciągnęłam swój rower i z uśmiechem się. Uwielbiam jeździć na rowerze, nic dziwnego,  że robię to prawie codziennie! Spakowałam wodę do koszyczka z przodu i przygotowałam się do wyjazdu. O równej siedemnastej przyjechał Rocky na swoim zielonym rowerze.
-Hejka.-uśmiechnęłam się.
-Cześć.-odpowiedział.-Ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję.-zarumieniłam się lekko.
-Słodka jesteś, wiesz?-zapytał z błyskiem w oku.
-Jedźmy już.-powiedziałam i nie odpowiadając na jego pytanie, co w cale nie oznacza, że zrobiło mi się  miło.
Ruszyliśmy drogą prowadzącą do parku.
-Skoczymy na burgera?-zapytał Rocky.
-Jestem wegetarianką...
-No to może watę cukrową?
-Okej.-powiedziałam i przyśpieszyłam.-Gonisz!-krzyknęłam i puściłam się jak najszybciej potrafię.
Zjechałam z górki, nabierając jeszcze większej  prędkości, później znowu pod górkę i znowu na dół, pedałowałam z całych sił, do góry, na dół, do góry...skręt, przejazd przez mały lasek i na sam koniec zatrzymanie się przy budce z watą cukrową i popcornem. Rozejrzałam się dokoła, ale Rocky'ego nigdzie nie było. Uśmiechnęłam się pod nosem i "zaparkowałam" swój rower na wyznaczonym do tego miejscu. Czekałam na Rocky'ego jakieś dziesięć minut, dopiero po tym czasie zauważyłam go na horyzoncie.
-Jes-teś niemo-żliwa.-wysapał robiąc przerwy by złapać oddech.
-Ja jestem nie możliwa? To ty w ogóle nie masz kondycji!
-Ja nie mam kondycji? A te mięśnie to skąd  się wzięły?
-Ty to nazywasz mięśniami?-zapytałam z udawanym powątpieniem patrząc na jego naprawdę umięśnione ręce.
Brunet  prychnął i również "zaparkował" rower.
-Ej, Rocky...żartowałam tylko....-powiedziałam widząc jego minę, nie odpowiedział.-Rocky?-znowu nic. Westchnęłam i cichutko włożyłam dłoń do kieszeni bluzy brązowookiego, w której trzymał swoją rękę. Splotłam swoje palce z jego, chłopak popatrzył na mnie zdziwiony a ja uśmiechnęłam się do niego, odwzajemnił uśmiech.
 Po wacie jeszcze trochę pojeździliśmy jeszcze na rowerze, tak do o dziewiętnastej, zjedliśmy obiad w parkowej restauracji, popłynęliśmy sobie rowerkami wodnymi, pochodziliśmy sobie, braliśmy udział w festiwalowych konkursach. Rocky wygrał dla mnie misia, grając w ruletkę a zaraz potem zrobił mi z nim zdjęcie:

-Ciekawe, kto mi go zabierze do domu.-zapytałam ze śmiechem.
-No jasne, że twój jakże wspaniały i męski towarzysz!
Zaczęłam się rozglądać  na prawo i lewo udając, że czegoś szukam.
-Eee...co robisz?
-No wspomniałeś o jakimś wspaniałym i męskim towarzyszu, więc go szukam.-uśmiechnęłam się zadziornie.
-Aleś Ty śmieszna, bo zaraz sama będziesz sobie nosić tego misia.
- No przecież żartuje nooo....
-Jak go nazwiesz?
-Mam nazywać swojego misia? Żartujesz?
-Nie, ja przecież nazywam..znaczy nazywałem swoje misie...kiedyś, nie teraz.
-Ta jasne. No ale nazwę go...-zamyśliłam się na chwilkę przyglądając się misiowi.- Rocheux.
-Czemu tak?
-To po francusku.
-A co to oznacza?
-A nie powiem.-uśmiechnęłam się słodko.-Dobra teraz ja muszę Ci coś wygrać.
-Co? Nie, nie, nie...to ja tu jestem chłopakiem i...
-Och cicho bądź.-mruknęłam i zanim cokolwiek zdążył mi odpyskować wpiłam się w jego wspaniałe usta. Chłopak z uśmiechem przyciągnął mnie jeszcze bliżej pogłębiając pocałunek. Nie powiem, coraz bardziej mi się to podobało....


Heeeejka <3
 Jestem po baaaardzo długiej przerwie. Baaardzo Was za to przepraszam! Ale po prostu jakoś nie mam weny na tą parkę...Na wszystkich innych mam a na nich nie mam noo...to się nazywa wena Kaśki -,- Czasami jej nie lubię....Do tego jeszcze szkoła! Też jej czasami nie lubię...dokładnie to w miejscach między przerwami :/  Boooożeeee!!!!!!!!!!! Jakie to jest krótkie! Aż mi wstyd, że takie coś dodaje! Aaaaaa!!!!! No nie ma mnie tu, znikłam....pufff....nie ma mnie O.O 
Proszę o komentarze.. Jeszcze raz przepraszam Was za to...wszystko.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ 

~Kaśka Zwana Gryzoniem