środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 38 część 3


                                                           Rydel i Ellington <3 Rydellington


***Oczami Rydel***

Siedziałam na moim kochanym drzewie rozmyślając o życiu. Jak zwykle z resztą, kiedy tu przychodzę. Zaczęłam myśleć nad przyszłością, którą chciałabym tworzyć dalej w towarzystwie Ellingtona. Chciałbym mieć go już zawsze przy sobie, ale boję się. Boję się do końca zaangażować w ten związek bo przecież nic nie trwa wiecznie. Jeśli coś by się zepsuło to zespół mógłby ucierpieć.
I tak już ostatnio zaczęliśmy się kłócić, mówią, że związek bez kłótni nie ma szans przetrwać i może mają rację, ale to tak strasznie boli.
Zespół- to kolejna rzecz, o której myślałam. Coś się z nami dzieje. Od kiedy każdy zaczął się z kimś spotykać nie graliśmy niczego. Czasami myślę, że moje szczęście postawiło pieczęć na istnieniu zespołu. Niby ciągle coś chcemy z tym zrobić, ale spychamy to na bok przez "ważniejsze" sprawy.
Boję się ,że wszystko się rozsypię. Albo że nagle się obudzę i wrócę z powrotem do punktu wyjścia.
Myślenie czasami powstrzymuje od życia pełną parą. Od podejmowania słusznych, ale ryzykownych decyzji. Chciałabym pstryknąć palcami i naprawić wszystkie problemy, ale nie mogę....nikt nie może bo nikt nie posiada takiej władzy.
Musiałam z kimś o tym pogadać aby dostać jakąś radę. Zamiast tego od zawsze siadałam na drzewie i jak za przeproszeniem, chory umysłowo człowiek gadałam do drzewa o 6 rano.
Kombinowałam na setki sposobów i zawsze wracałam do punktu wyjścia....musiałam pogadać z braćmi.
-Hej, hej tam na górze- usłyszałam męski głos.- Przepraszam nie widziała pani może takiej ślicznej blondynki, o pięknych czekoladowych oczach i anielskim głosie ? Zgubiła mi się, albo raczej uciekła mi z łóżka jakoś w okolicach 5 rano i nie mogę jej znaleźć.
-Ha ha , bardzo śmieszne - uśmiechnęłam się- Co tu robisz ?
-Uciekłaś mi, myślałem, że Ci się znudziłem- zaczął się wspinać na drzewo- Posuń się- przesunęłam się kawałek, a chłopak usiadł koło mnie.
-Nigdy byś mi się nie znudził - oparłam głowę na jego ramieniu.
-Odpowiem Ci, ale złapie oddech- zaczął dyszeć na co zaczęłam się śmiać- Rany nie mam kondycji, muszę zacząć biegać - obioł mnie ramieniem.
-Skąd wiedziałeś, że tu będę ?
-Mówiłaś mi kiedyś o tym miejscu i o tym, że lubisz tutaj przychodzić jak masz problem
-Sądziłam, że byłeś tak zaspany i nie słuchałeś co do ciebie mówiłam
-Błąd kochanie, ja zawsze Cię słucham - pocałował mnie w czoło i przyciągnął bliżej siebie - To co Cię trapi księżniczko?
-O mój książę , gdybyś tylko wiedział ile myśli niespokojnie krąży po mej głowie- powiedziałam "bajkowym" głosem 
-Powiedz mi - złapał mnie za dłoń i spojrzał w oczy- Postaram się pomóc ukoić twe myśli i znaleźć im spokój .
-Wiesz mój książę co masz robić abym myśleć zaprzestała - delikatnie się uśmiechnęłam ,a ten mnie pocałował .-Bardziej chodziło mi o "zjedźmy z drzewa myślenia", ale okej .- ten spojrzał na mnie  jak na małe dziecko . Zszedł z drzewa powoli i ostrożnie bo z jego zdolnościami mógłby spaść.
-Skacz!- krzyknął i wystawił ręce przed siebie.
-Hahah nie dzięki ,dobrze mi tu -powiedziałam przerażona.
-Myślałem ,że chciałaś zejść.
-Dobrze mi tu, chciałam się tylko Ciebie pozbyć, robiłeś mi tu sztuczny tłum- skłamałam
-Zabawne ...złapie Cię- pokiwałam przecząco głową- Ufasz mi ?
-Tak, tak, zazwyczaj tam, ale teraz to jakoś nie- zaśmiałam się nerwowo.
-No dalej Delly , nie myśl o tym, tylko skocz.
-Jak zginę to połóż mi stokrotki na grobie - powiedziałam i skoczyłam prosto w silne ramiona mojego chłopaka.
-I co ?- uniósł do góry brwi do góry i uśmiechnął się zalotnie- Było aż tak strasznie ?
-Nawet gorzej - zeskoczyłam z jego rąk i stanęłam na przeciwko niego.
-Wydawało mi się, że zawsze chciałaś latać- uśmiechnął się, a ja go zmroziłam spojrzeniem.
-Latać ? Tak. Spadać? Nie koniecznie - pstryknęłam go w nos i pocałowałam .
-Oj skarbie , jestem pewien, że było niesamowicie - pocałował mnie w głowę i przytulił do siebie.
-Rydel ? - zapytał niepewnie łapiąc mnie za dłonie .
-No co tam ?- uśmiechnęłam się zachęcająco.
-Pójdziesz ze mną na randkę ?
-No jasne głuptasie, że z Tobą pójdę .
-Świetnie -ucieszył się - To wpadnę po Ciebie o 20 . Ubierz się ładnie i zabierz ze sobą swój śliczny uśmiech -puścił mi oczko.
-Kurcze, planowałam go zostawić w domu- posmutniałam.
-Boże jak ja Cie kocham- powiedział patrząc mi w oczy.
-A wiesz, że ja też Ciebie kocham?- zarzuciłam mu ręce na szyję.
-Jak możesz ?- zaśmiał się i mnie pocałował . Szliśmy sobie spokojnie, rozkoszując się ciszą i lekkim wietrzykiem. Ellington odprowadził mnie pod sam dom i pocałował na pożegnanie.
-Będę o 8. - pogłaskał mnie po policzku i odszedł.
Z westchnieniem i wielkim uśmiechem na ustach weszłam do domu.
Poszłam do kuchni po paczkę ciastek zbożowych i szklankę mleka. Z przygotowanym śniadaniem ruszyłam na górę do swojego pokoju, aby obmyślić strój na dzisiejszą randkę.
Bo prawie 3 godzinach rozmyślań, w końcu zdecydowałam się wybrać to :

Pomalowałam paznokcie na biało i z niecierpliwością czekałam aż wyschną .
Po 20 minutach męki poszłam pod prysznic. Umyłam się dokładnie po czym założyłam bieliznę i szlafrok. Wytarłam jeszcze włosy i tak zeszłam na dół, żeby coś zjeść.

***W tym samym czasie u Ellingtona"

Gdzie to jest, gdzie to jest ! Krzyczałem sam do siebie przerzucają cały pokój to góry nogami .
Kiedy, w końcu zrezygnowany rzuciłem się na łóżko, skierowałem swoje spojrzenie w kierunku półki nad biurkiem. Westchnąłem ciężko i przewróciłem oczami , wlepiając spojrzenie w sufit.
"Tylko spokojnie, nie daj się zwariować", szeptałem sobie pod nosem głęboko oddychając.
Podszedłem do półki i sięgnąłem po pudełko stojące na niej. Masz szczęście, że tu jesteś , powiedziałem to małego przedmiotu, który pewnie teraz gdyby mógł , śmiałby się ze mnie.
Odłożyłem go na miejsce i uśmiechnąłem się pod nosem.
Poszedłem szybko wziąć prysznic, a później szybko coś zjadłem. Puściłem sobie muzykę na cały dom i zacząłem śpiewać tańcząc przy tym w samych bokserkach. Miałem mnóstwo energii i cieszyłem się jak głupi sam nie wiedząc z czego .
W czasie tego wszystkiego zacząłem sprzątać mieszkanie. Tak zeszło mi to parę godzin .
O 18:50 postanowiłem się jeszcze ubrać. Ubrałem ciemne dżinsy i białą koszulę.
Wziąłem jeszcze marynarkę, nie dlatego, że chciałem, było mi za gorąco. Po prostu gdyby później Rydel się zrobiło zimno nie miałbym jej czego dać. Zabrałem ze sobą to nieszczęsne pudełko i wyszedłem z domu. Po drodze wszedłem jeszcze do kwiaciarki po kwity dla  mojej kobiety. Usatysfakcjonowany ruszyłem do domu po miłość mego życia.

***Oczami Rydel***

Czekałam gotowa z niecierpliwością. Siedziałam na kanapie i zastanawiałam się czy ubranie wysokich szpilek to był aby na pewno dobry pomysł. Rozmyślałam tak jeszcze chwilkę, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko do nich podeszłam i je otworzyłam. Uśmiechnęłam się do bruneta szeroko.
-Oto najpiękniejsze kwiaty, dla najpiękniejszej kobiety na świecie- podał mi duży bukiet róż.
-Dziękuję, jesteś kochany- wstawiłam kwiaty do wody i wyszliśmy.- Powiesz mi gdzie idziemy ?
-Po co mam Ci mówić, skoro zaraz tam będziemy?- pocałował mnie lekko.
-Tym razem Ci odpuszczę- powiedziałam cicho na co brunet się zaśmiał.
Po 15 minutach byliśmy w pięknej restauracji.
-To był aż taki sekret ,że nie mogłeś mi powiedzieć?- zaśmiałam się i uśmiechnęłam do niego słodko.
-Nie był ,ale chcę Cię nauczyć cierpliwości- nachylił się w moją stronę.
-Ja jestem cierpliwa- powtórzyłam jego czyn.
-No jasne,że tak kochanie- pocałował mnie w nos na co zachichotałam. Akurat wtedy podszedł do nas kelner.
-Co państwu podać ?- zapytał. Ellington spojrzał na mnie porozumiewawczo, prawda była taka,że nic nie zamówiliśmy. Brunet szybko zerknął w kartę tak, żeby kelner nie zwrócił na to uwagi.
-Największy talerz frytek jaki macie i dwa koktajle czekoladowe.- powiedział wymijająco. Kelner spojrzał na nas zdziwiony i odszedł. Jak, tylko straciliśmy go z oczu zaczęliśmy się śmiać.
-To raczej nie codzienny widok, żeby ktoś zamawiał frytki w takiej restauracji.
-Ej- oburzył się - Mają to w karcie - zaśmiał się. rzucając menu na stół.
-Boże jak ja Cię kocham - zaśmiałam się nie patrząc na niego.
-No wiem - szturchnął mnie nogą pod stołem przez co podniosłam na niego wzrok- Ja Ciebie też.
I znowu w najmniej odpowiednim momencie przyszedł kelner z dwoma koktajlami i WIELKIM talerzem frytek . Znowu buchnęliśmy śmiechem. Zaczęliśmy się zajadać frytkami, które swoją drogą były MEGA PYSZNE .
Kiedy wyszliśmy z restauracji śmialiśmy się całą drogę jakbyśmy byli pijani. Może to przez te koktajle, a może to ta niezręczna cisza, która czasami zapadała między nami.
Szliśmy przez ciemny park, trzymając się za ręce , śmiejąc  wniebogłosy i śpiewając piosenki. Kiedy się już zmęczyliśmy usiedliśmy na jednej z pobliskich ławek.

***Oczami Ellingtona***

Siedzieliśmy na ławce przytuleni do siebie.
-Wiesz Rydel, kiedy dzisiaj pytałem się Ciebie czy pójdziesz ze mną na randkę, bałem się, że powiesz mi, że masz lepsze plany niż spotkanie ze mną. I ja nie chcę się tak więcej czuć, chce wiedzieć jakie masz plany i mieć pewność, że na sto procent są związane ze mną. Chciałem się Ciebie zapytać dzisiaj czy masz wolny wieczór, ale wolałbym się zapytać czy masz wolne całe życie. Jesteś tą, którą kocham nad życie. Kiedy rano obudziłem się bez Ciebie obok, wariowałem w środku, że mnie zostawiłaś. -zaśmiał się nerwowo.
-Nigdy bym Cie nie zostawiła, przecież wiesz,że Cie kocham.
-Wiem, wiem Rydel, tylko - zawahał się- Chce mieć pewność, że nikt inny nie pokocha Ciebie tak bardzo jak ja to robię. Może to strasznie samolubne, ale chce Cię mieć ,tylko dla siebie.
-Do czego Ty zmierzasz Ell- zaśmiała się i spojrzała na mnie.
-Mamy cudowny zespół i związek, który pozostanie przyjaźnią na zawsze i ja nie che, żebyś była, tylko moją dziewczyną - blondynka spojrzała na mnie zdziwiona, zaśmiałem się w duchu ,klęknąłem przed nią i wyjąłem pierścionek:

-Wyjdziesz za mnie ?- uśmiechnąłem się będąc pewny swego. Dziewczyna mocno mnie przytuliła.- Toooo odpowiesz ?- Rydel zaczęła się wachlować rękoma.
-Oczywiście, że tak - pocałowała mnie mocno. Założyłem jej pierścionek na palec i przytuliłem.


Macie Rydellington ^^ Rozdział może krótki, ale właśnie tak miał wyglądać i tak miał się skończyć więc jest dobrze :D To już 3 część więc została jeszcze, tylko jedna, ale to już robota dla Kasi :)
Także, powodzenia słońce ! <3 



piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział 38 cz. 2

                                                                           Samanta I Riker/Ramanta



-Hej, Samy...kochanie..-usłyszałam głos Riker'a, który próbował mnie wybudzić  z tego dziwnego stanu i przy okazji zachować spokój.Co przychodziło mu z trudem. Czułam jak ręce i głos mu drży, głaskał mnie po policzku i co chwile sprawdzał moje tętno.
-Żyje, żyje-wychrypiałam otwierając oczy.
-Nic ci nie jest? Zrobił Ci coś? Samy, ja cie przepraszam, ja to wszystko wytłumaczę!
Nie chciałam go słuchać, a dokładnie jego ględzenia, więc po prostu go pocałowałam, ku mojemu zadowoleniu chłopak odwzajemnił pieszczotę.
W mojej głowie zaś powstały pytania- Co mi się miało stać? Kto mi miał coś zrobić? Za co Riker mnie przeprasza i co ma mi wytłumaczyć?!
Nagle wszystko sobie przypomniałam, a mój świat zaczął wirować. Riker mnie uratował przed tym kolesiem, Riker chodzi z moją siostrą, a ja się z nim całuje. Lekko go odepchnęłam. I usiadłam na ławce, na której leżałam. Najwyraźniej Rik musiał mnie przenieść. Ale to nie było teraz ważne. Nie powinnam go całować, to tak jakbym wbijała Suz nóż w plecy. Chociaż go kocham, teraz już nie mam prawa.Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony.
-Nie pozwolę, byś zdradzał moją siostrę, do tego jeszcze ze mną.-wyjaśniłam mu.
-Ale...
-Ale ja na to nie pozwolę, rozumiesz? Ona dla mnie za dużo znaczy.
-I dla niej zrezygnujesz ze mnie?
-Ona dla mnie zrezygnowała z Adama, może nie był normalny, ale ona o tym nie wiedziała. Myślała, że jest wspaniałym chłopakiem. Zrezygnowała z miłości dla mnie, ja też to mogę zrobić.-westchnęłam i uśmiechnęłam się smutno.-Będę za tobą tęsknić, Rik.-przytuliłam się do niego. Ten odwzajemnił uścisk, ale wydawał się być lekko oszołomiony.-Mój Rikuś-mruknęłam zaciskając oczy i plącząc ręce w jego koszuli.-Lepiej będzie jak będziemy się unikać. Znikniemy sobie z życia. Ja...ja już pójdę, żegnaj Rik. -wstałam z ławki i ruszyłam w stronę mieszkania Lingtona.
-Sam zaczekaj!-usłyszałam jego głos za sobą, zatrzymałam się i powoli odwróciłam.
Podbiegł do mnie i złapał mnie za ręke.
-A co jak ci powiem, że nie chodzę z Suz?-zapytał z lekkim uśmiechem.
Popatrzyłam na niego zdziwiona.
-Oj nie, nie rzucisz jej dla mnie, mowy nie ma.-zaczęłam ale, on mi przerwał.
-Ale to ona mnie rzuciła, przed chwilą. Zakończyła nasz pożal się Boże związek, który istniał tylko po to, by wzbudzić w tobie zazdrość! Ja nie czuję nic do Suz, a ona do mnie. Znamy się zaledwie dzień!
-Na serio? -zapytałam lekko się uśmiechając.
-Myślisz, że zrezygnowałbym z kobiety mojego życia dla jej siostry?-zapytał przytulając mnie do siebie.-Kocham cię, Sammy.
 Powiedział mi to. Miałam ochotę wykrzyczeć to całemu światu. RIKER LYNCH, POWIEDZIAŁ MI, ŻE MNIE KOCHA!
-Ja też cię kocham, Rikuś.-odpowiedziałam szczęśliwa.
Chłopak popatrzył na mnie z uśmiechem i pocałował mnie, a ja odwzajemniłam pocałunek. 

***Trzy dni później***


Westchnęłam z uśmiechem. Czy na prawdę wszyscy Lynchowie są takimi śpiochami? Okej, Rydel może nie, ale reszta...aż szkoda gadać. Rocky'ego, Ross'a Ryland'a prawie, że nie da się obudzić, ja już coś o tym wiem. Myślałam, że przynajmniej najstarszy z nich będzie normalny, ale nieee....niby dlaczego miałby być? No cóż, Ryland'owi trzeba włączyć głośno piosenki Ariany Grande, Rocky'emu upiec naleśniki, a Ross'owi powiedzieć, że gdzieś się spóźnił (najbardziej działa, jak się powie, że Caro na niego czeka). Wszystkie pobudki odkryłam sama, więc tu też sobie poradzę.
-Riker, wstawaj śniadanie stygnie.-zaczęłam łagodnie.
-Mogę zjeść zimne.-mruknął w poduszkę.
-Ale ja się tak namęczyłam, do tego burgery nie są smaczne na zimno.-odpowiedziałam smutnym tonem uśmiechając się lekko.
-Burgery?-zapytał.
-Wiem, że je lubisz, więc postanowiłam je przygotować.
Wiedziałam, że w tym momencie prowadzi walkę z samym sobą.
-A Ratliff jest?
-Nie, jest u nas, a co?
-No to zostaw, później sobie podgrzeje.-wymamrotał.
-A jakby Lington był to byś tego nie zrobił?
-Jakby Ratliff był, to by burgerów nie było.
-Ach, no tak. Ale przecież jest Rocky.
-On wstanie najszybciej o 12.
Dobra, trik z jedzeniem odpada. Spóźnienie nic nie da, jest zbyt wielkim ignorantem, a nie wiem, jakiego wokalisty nie lubi. Co takiego może go zbudzić? Myślałam chwilkę patrząc na niego, aż wymyśliłam. Uśmiechnęłam się do siebie chytrze po czym usiadłam na nim okrakiem, pocałowałam go czule i delikatnie w usta, tak, żeby on nie mógł oddać pocałunku, po chwili się od niego oderwałam. Niebieskowłosy lekko się uśmiechnął i położył ręce na moich biodrach.
-Wstawaj.-powiedziałam z uśmiechem.
-Nie chce mi sieeeeeeee.-mruknął dalej mając zamknięte oczy. 
-To co, nie chcesz pożegnać się ze swoją dziewczyną, za nim ta pójdzie do pracy?
-Chcę, ale to nie oznacza, że muszę wstawać.-odpowiedział otwierając oczy , po czym zrobił taki ruch, że teraz ja leżałam pod nim.
-No i co teraz zrobisz, skarbie?-wyszczerzył się.
Nie odpowiedziałam, po prostu wpiłam się w jego usta. Brązowooki oddał pocałunek, tak jakby uśmiechając się. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
-Mam świetny pomysł!-powiedział.
-Jaki?
-Pójdę z tobą do pracy.
-No chyba cię pogięło. Będziesz mnie rozpraszał.
-Nie będę, obiecuje.
-Za dobrze cie znam, kochanie. Nie ma takiej opcji. Najwyżej możesz po mnie przyjść, pójdziemy na spacerek.
-Ale co ja będę robić przez cały dzień?!
-No nie wiem, posprzątasz swój pokój, już nawet Rocky ma lepiej posprzątane.-zauważyła.  
-Mama posprząta.
Dziewczyna aż poczerwieniała ze złości, wyplątała się z uścisku blondyna i stanęła nad nim zakładając ręce na biodra.
-Oj, nie Lynch! Tak być nie będzie! Co ty sobie myślisz, że twoja mama nie ma nic lepszego do roboty? Wstawaj ty gamoniu jeden i bierz się za sprzątanie! Jak wrócę z pracy to ma być tu wszystka posprzątane, ma tu błyszczeć! A jak nie będzie, lub jak się dowiem, że posprzątała to twoja mama, lub zapłaciłeś komuś by ci tu posprzątał, to będę spała u siebie, spotykała się tylko i wyłącznie z Suzy, a na dodatek zapiszę się na lekcję tańca do tego szatyna z "Capital Dancers"! 
-Tego co prowadzi lekcję Tanga?!-chłopak wstał gwałtownie.
-Tak, właśnie do tego!-to powiedziawszy wyszłam z jego pokoju i skierowałam się w stronę wyjścia, by zaraz potem, żegnając się z panią Stormie wyjść z domu Lynch'ów z cwanym uśmiechem i skierować swoje kroki  w stronę pracy. 


***Oczami Riker'a***

Opadłem na łóżko z mocnym tąpnięciem. Oj nie, nie pozwolę by jakiś pacan uczył tańczyć moją Sam! Do tego jeszcze tango. Tam trzeba się dotykać, ale nie w sposób "Złapie cie za dłoń", a w sposób uwodzicielski. Tym bardziej nie pozwolę, by jakiś dureń uwodził Sammy! Wstałem szybko, ubrałem się i zleciałem na dół, do kuchni, gdzie spotkałem moją kochaną mamusie. 
-Hej mamo.-przytuliłem się do niej.
-Hej skarbie.-odwzajemniła uścisk.
-Mam dla ciebie wiadomość!
-Będę babcią?-zapytała ze śmiechem.
-Mamoooo, my z Samantą nie mamy jeszcze takich planów, ale dzisiaj spotka Cię coś równie miłego.
-No nie wiem czy coś by przebiło taką wiadomość.
-Idziesz dzisiaj do spa, na zakupy..gdzie tam tylko chcesz, a ja posprzątam domek i zrobię obiad!
Pani Lynch popatrzyła na niego zdziwiona.
-Na pewno dobrze się czujesz?-zapytała przykładając mu dłoń do czoła.
-Tak mamo, a teraz idź się przyszykuj, a ja zacznę tu...ogarniać. 
No cóż czeka mnie ciężka praca, ale mam nadzieje, że Samuś będzie się cieszyć, że zrobiłem coś dla mamy. Do tego sam nie najlepiej się czuje, przez to, że potraktowałem mamę jak sprzątaczkę . 

***Narracja  3os.***

-Dobra, powiedźcie mi, co byście chciały dzisiaj porobić?-zapytała nerwowo Samanta.
-Eeee....Sam, od kiedy ty się pytasz o takie rzeczy?-zapytała Ann.
-No nigdy, tylko, że....
-Tylko, że?-dopytywała Lizzy.-Pamiętaj, że mówimy sobie prawdę.-dodała, gdy Sam nie odpowiedziała.
-No...dzisiaj w planie jest taka rzecz, na którą wy nie jesteście, moim zdaniem, gotowe...
-Co tam jest napisane?-zaciekawiła się Emma.
-Macie powiedzieć, dlaczego jesteście takie a nie inne. Co takiego traumatycznego wpłynęło na was. Nie chce byście o tym dzisiaj rozmawiały, nie powiem, byłoby mi łatwiej wam pomóc, ale wiem jak to jest mówić, o takich rzeczach....
-No nie powiem, nie jest to zbyt ciekawy temat.-mruknęła Emma.
-No ale, jeśli to jest w planie, to chyba powinniśmy to zrobić. Takie odkładanie tego na później niczego nie zmieni. Tak i tak to będzie boleć, a tak będziemy mieć to z głowy. Do tego, jak już mówiła Sam, będzie wiedziała jak nam pomóc-zauważyła Lizz.
-Niby tak, ale uważam, że lepiej by było jakbyście się wcześniej przygotowały na taką rozmowę, byłoby wam łatwiej.
-Głupoty gadasz.-stwierdziła Emma.
-Na pewno chcecie o tym gadać?
-Ufamy ci.-szepnęła Suzy, przez co oczy brunetki zaszkliły się ze wzruszenia.
Przytuliła wszystkie na raz, po czym postanowiła się ogarnąć.
-To która chcę zacząć?-zapytała, gdy się uspokoiła.
W sali zapadła cisza.
-No to może ja zacznę.-powiedziała Lizzy.
No i blondynka opowiedziała swoją historię, później zrobiła to Emma, dowiedziały się wtedy, że to jej starsi bracia ją tak załatwili. Katowali ją, aż ona postanowiła się uwolnić, no i wpadła we wszystkie możliwe nałogi. Następnie odezwała się Suzy, która okazała się sierotą. Jej rodzice zmarli jak miała piętnaście lat, musiała opiekować się młodszym rodzeństwem, aż wreszcie ono też zmarło. Od Ann dowiedziały się, że jej mąż ją katował i zmniejszał poczucie wartości krzycząc na nią i poniżając. Był bardzo bogatym biznesmenem, więc bała się go.
Na samym końcu odezwała się Samanta. Dziewczyny zdziwiły się widząc, że ich nauczycielka również zabiera głos. Zielonooka stwierdziła jednak, że jak one wyznają sobie całą prawdę o sobie, to ona też tak zrobi. Nie pominęła żadnych szczegółów. Nie przerwała gdy do oczu naleciały jej łzy. Opowiedziała wszystko od A do Z.
-Wiecie co? Ja nawet nie wiem co ja robię na tym stanowisku.-powiedziała szczerze.-Jestem przecież taka sama jak wy, niczym się nie różnie.-uśmiechnęła się słabo. 
Usłyszała, że ktoś otwiera drzwi i wchodzi do środka. Spojrzała w tamtą stronę i pobladła.
-Sam?-zaniepokoiła się Lizzy.
-Co ty tu robisz? Powinieneś być w więzieniu!-pisnęła fioletowowłosa.
-Samanta?-zdziwiła się Ann.
-Strzeż się.-szepnął gość.
Zaczęło jej się kręcić w głowie, a przed oczami pojawiła się ciemność.
-Rape!-krzyknęła Emma.
Tylko tyle usłyszała, bo zaraz potem zemdlała.


***Oczami Riker'a***

No i skończyłem! Posprzątałem taras, salon, przedpokój, sypialnie rodziców, kuchnie łazienki (pominąłem tylko toaletę Rocky'ego, nigdy nie wiadomo co może tam czyhać), pomyłem podłogi, ogarnąłem z grubsza pokoje mojego rodzeństwa(a niech znają moją dobroć!), poprałem,  ugotowałem dwudaniowy obiad, zrobiłem deser no i najważniejsze, odmieniłem swój pokój. Już nigdzie nie walały się śmieci, ani ubrania, poukładałem w szafie i szafkach, pościeliłem łóżko, starłem kurze, poodkurzałem, wyszorowałem podłogi, wymyłem lustro, podlałem kwiatki, jednym słowem zrobiłem w domu wszystko to, co trzeba było, a nawet więcej. Byłem na tyle wspaniałomyślny, że nawet zrobiłem zakupy. Nikt się nie może przyczepić, dom wygląda jak świeżo zakupiony. Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor. Teraz już żaden pacan nie będzie uczył tanga moją Sam, a może nawet pozwoli mi, żebym ja ją nauczył? Hmnn...brzmi kusząco. Spojrzałem na zegarek. 15:30. O Kurde! Za pół godziny Samanta kończy pracę! Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem do mojego pokoju. Wybrałem jakieś świeże ciuchy i poszedłem pod prysznic. Wykąpałem się i umyłem włosy, osuszyłem się, wysuszyłem włosy i ubrałem się. Spojrzałem na zegarek 15:50. Czas już wychodzić. Zabrałem klucze, po czym wyszedłem z domu zamykając go. 


***Oczami Samanty***

Siedziałam na swoim biurku machając nogami, jak mała dziewczynka na huśtawce. Byłam smutna. Nie całe 20 minut temu zostałam wywalona z pracy za zatajanie prawdy, o tym, że mam problemy psychiczne. Tsa..."Dzień dobry, mam 23 lata, przez 4 lata byłam katowana przez mojego narzeczonego, przez co mam zaburzenia psychiczne, przyjmie mnie pani do pracy?"  Już widzę, że się zgadza -_-.Ciekawie jak ja powiem reszcie, że mnie wywalili. Na 100 procent by się cieszyli, cały czas słyszałam tylko "Po co pracujesz?", im łatwo mówić, bo są piosenkarzami, aktorami, tancerzami, wokalistami itp. itd.ale ja sobie nie mogę pozwolić na to, by utrzymywali mnie moi przyjaciele i kuzyn.  Tylko znowu będą przy mnie skakali jak się dowiedzą, że widziałam Adama...lub co gorsza zaczną się mnie bać. Dziewczyny stanęły za mną murem, ale to nic nie pomogło, później jeszcze przepraszały, że jakby nie zaczęły tego tematu to bym nie zemdlała. No właśnie, znowu zemdlałam, ostatnimi czasy coś za często mdleje. Spojrzałam na zegarek 16:15, Riker spóźniał się 10 minut, do tego nie odbierał telefonu. A może w ogóle po mnie nie przyjdzie? W końcu na niego nawrzeszczałam...robię z niego pantoflarza, ale nie może być też tak, że on będzie traktował swoją mamę jak służącą. Ja swoją mamę zawsze traktuje z należytym szacunkiem, chociaż nie spędzałyśmy wiele czasu razem. Później, gdy myślałam, że mama umarła, miałam straszne wyrzuty sumienia. Nie chcę by Rik takie miał, chce dla niego jak najlepiej... No cóż jak mam iść sama to trzeba się zbierać. Już miałam zeskoczyć z biurka, gdy nagle do gabinetu wleciał Rik.
-Prze-przepraszam za-za spóźnienie-wysapał, na pewno biegł. 
-Nic się nie stało.-odpowiedziałam ucieszona, czyli jednak nie jest na mnie zły.
-Ja po prostu...eee..no coś załatwiałem i proszę.-podał mi bukiet tulipanów.
Przyjęłam je z uśmiechem rozczulenia  i szybko odłożyłam je na biurko.
-Coś nie tak? Nie podobają Ci się?-zapytał szybko.
-Są...są śliczne Rik, tylko, że ja mam uczulenie na tulipany-uśmiechnęłam się przepraszająco.-Dziękuje.-wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-Ja nie wiedziałem, ja przepraszam.-odwzajemnił uścisk.
-Nic się nie stało-mruknęłam czując, że się rozpływam.
Jego dotyk działał na mnie tak kojąco. Był dla mnie niczym anioł. Kochałam go, a on kochał mnie. Było wspaniale, jednak do głowy wpadła mi jedna nie chciana myśl: Riker jest kochliwy, teraz może mnie kochać, a za dwa miesiące już kogoś innego. Przeraziło mnie to. Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej, tak z całych sił, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Kochanie co się dzieje?-zapytał zatroskany patrząc na moją twarz. 
-Nic, po prostu cieszę się, że jesteśmy razem.-odpowiedziałam.
-Zawsze będziemy. Więc nie płacz, bo mi się jeszcze odwodnisz.-pocałował mnie czule w czoło. -A teraz już chodź, musisz się ładnie ubrać , wymalować i zrobić te swoje pierdółki... 
-Ale po co?
-Zabieram cię na kolację słonko, więc ubierz najlepszą swoją wieczorową sukienkę, ja założę garnitur , zrobimy sobie poważny wieczorek...
-Ty chcesz zrobić poważny wieczorek? Pragnę Ci przypomnieć, że ty masz niebieskie włosy, a ja fioletowe. Nikt nas za poważnych nie weźmie. 
-Och no daj pomarzyć...do tego ja chcę z Tobą poważnie porozmawiać, a nie poważnie powyglądać, na bycie poważnym będziemy mieć jeszcze czas...
-Wow, to brzmi groźnie...ty chcesz gadać na poważnie..mam się bać?
-Nie no coś ty...a teraz chodź, kupimy Ci nowy bukiet...
-Tego nie wyrzucisz prawda?
-A co mam z nim zrobić?-zapytał podnosząc jedną brew do góry.
-Daj jakiejś przypadkowej dziewczynie, będzie jej miło.
-Nie będziesz zazdrosna?
-A o co miałabym być? -uśmiechnęłam się.
Chłopak ucałował mnie w nos po czym przytulił mnie do swojego boku.  Zabrał tulipany i wyszliśmy przytuleni do siebie.Postanowiłam, że później mu powiem o tym, że zostałam wyrzucona, najlepiej na tym wieczorku.

***Oczami Riker'a***

Siedziałem sobie na kanapie, ubrany w czarne jeansy, białą koszule, czarny krawat i marynarkę. Samanta stwierdziła, że nie ubierze się jak jakaś przemądrzała paniusia, czy jakaś operowa diva, tylko po prostu ubierze się po swojemu, dlatego też ja nie ubrałem się w garnitur, żeby nie wyglądać przy niej jak ostatni pacan. W przyszykowaniu się pomaga jej Suzy, pewno dlatego to tak długo trwa...nic tylko gadają i gadają. Trzeba sobie zapamiętać, jak się zaprasza dziewczynę na randkę, nie pozwala się, by w przyszykowaniu pomagały jej przyjaciółki lub co gorsza siostry. Nagle usłyszałem, że ktoś schodzi po schodach. Spojrzałem w tamtą stronę, to była Suzy. Podszedłem do schodów czekając na Samantę, blondynka Stanęła obok mnie.
-Wygląda nieziemsko, mówię ci, nie chciała odpuścić sobie tej kurtki, chociaż błagałam ją z tysiąc razy, przynajmniej na sukienkę dała się namówić, ale efekt jest bajeczny. Po chwili usłyszałem odgłos szpilek, zaraz potem zobaczyłem ją na schodach. 
Zaparło mi dech. Wyglądała pięknie w tej sukience.
Stałem jak idiota przed nią pochłaniając ją wzrokiem. Nawet nie zauważyłem kiedy stanęła na przed ostatnim schodku patrząc mi prosto w oczy. Teraz byliśmy nawet równi.
-Wyglądasz....wow.-wykrztusiłem.
-A ty wyglądasz słodko, szczególnie w tych niebieskich włosach-oznajmiła całując mnie w policzek. 
Pożegnaliśmy się z Suzy po czym ruszyliśmy w stronę restauracji. 
Droga zajęła nam nie całe 15 minut, gdy weszliśmy do ekskluzywnego lokalu zajęliśmy zamówione przeze mnie miejsca.
-Jak tu ślicznie!-uśmiechnęła się do mnie oglądając wystrój.
Była to jedna z nowszych, modniejszych i droższych restauracji.
Nie było tam krzeseł, a kanapy w kształcie półkola, można była zamówić stolik na pięć osób, dziesięć lub dwie. Znajdował się tam też parkiet, na którym można było tańczyć. Kelnerzy byli bardzo mili, tylko jeden mi się nie podobał...cały czas gapił się na Sam maślanymi oczami i nawet odstraszanie go wzrokiem nic nie pomogło. 

-Przestań tak go straszyć, bo jeszcze na zawał zejdzie!-zaśmiała się dziewczyna patrząc to na mnie to na kelnera ze śmiechem. 
-Ale on się na ciebie gapi!-poskarżyłem się.
-A ja, nie widzę świata poza tobą, do tego większość kobiet tutaj, gapi się na ciebie i jakoś nie sztyletuje ich wzrokiem. 
-Nie jesteś zazdrosna?-zapytałem z uśmiechem. 
-Nie, bo wiem, ze jesteś tylko mój, ty mały pocieszycielu-mruknęła całując mnie, odwzajemniłem pieszczotę.
Dzisiaj nazwała mnie już dwa razy pocieszycielem. Jak wracaliśmy z pracy, zauważyłem na oko 16 letnią dziewczynę płaczącą na ławce. Podszedłem do niej i spytałem się co się stało. Okazało się, że chłopak ją rzucił. W tedy przytuliłem ją, dałem bukiet tulipanów i powiedziałem, żeby się nie przejmowała, bo na pewno znajdzie sobie chłopaka, który z pewnością będzie ją kochał, a ten chłopak co ja rzucił w ogóle na nią nie zasługuje. Po tych słowach dziewczyna uśmiechnęła się lekko i podziękowała, zrobiło mi się ciepło na sercu, cieszyłem się, że mogłem pomóc i, że poprawiłem jej humor.
Oderwaliśmy się dopiero, gdy do naszego stolika podszedł kelner.
-Co państwo zamawiają?-zapytał uprzejmym tonem. 
-Co zamawiasz skarbie?-zapytałem z uśmiechem. 
-Poproszę...hmnn..-spojrzała na menu.-japoński specjał i sałatkę grecką.
-A dla pana?-zapytał kończąc notować zamówienie.
-Poproszę pierogi z owocami morza. 
Kelner odszedł.
-No to o czym chciałeś rozmawiać?-zapytała kładąc głowę na ręke.
-O nas, o naszej przyszłości.
-Właśnie propo...chcę Ci coś powiedzieć.-odpowiedziała.-Riker...zanim już na sto procent zaczniemy ze sobą chodzić, to chcę cię przed czymś ostrzec, ja jestem psychiczna...
-Kto Ci takich głupot naopowiadał Sam?-zapytałem zły.
-Riker...ja...ja go widziałam i go słyszałam, to nie jest normalne.-szepnęła.
-Co? Kiedy? Czemu dopiero teraz się o tym dowiaduje?-pytałem nic nie rozumiejąc. 
-Dzisiaj w pracy.-spuściła głowę. 
-Nie będziesz chodziła do tej pracy, zwolnisz się i to jeszcze dzisiaj, albo najlepiej dzwoń teraz.-powiedziałem stanowczo.
Ta praca źle na nią działa, Bardzo źle...
-To nie będzie konieczne, wyrzucili mnie, za zatajanie prawdy.
No i dobrze zrobili!
-Przykro mi.-powiedziałem.
-Och, nie kłam, wiem dobrze, że się cieszysz.-warknęła z uśmiechem.
Ja tylko się wyszczerzyłem, na co ona zachichotała.
-Ale to TY chciałeś rozmawiać, więc mów.
-Och...okej. Wiesz dobrze, że cię kocham, cały moim sercem, nikogo nie kochałem tak bardzo jak Ciebie...
-Tak, wiem.-przerwała mi.-Ja ciebie też.
-No więc..
-Nie zaczyna się zdania od..
-Dobra wiem! A teraz proszę cię nie przerywaj mi.
-Dobra, dobra.-skrzyżowała ręce na piersi.-to ty się pośpiesz.
-Chciałem się zapytać...co Ty na to, żeby razem zamieszkać? Nie mówię, że teraz!-dodałem szybko.- Najpierw musimy znaleźć takie mieszkanie, które będzie idealne dla nas i dla naszych dzieci, nie patrz tak na mnie, wiem, dzieci po ślubie, a ślub po zaręczynach, zaręczyny będą gdzieś w wakacje, ale zamieszkać razem możemy wcześniej, prawda? 
-Stop. Stop. Stop. -przerwała mi.-Zaplanowałeś całe życie?
-Nie, najbliższą przyszłość. Najpierw razem zamieszkamy, potem się zaręczymy, parę miesięcy później weźmiemy ślub, następnie urodzisz synka, Louisa, później córeczkę Lily, wychowamy je i...
-Riker.-znów mi przerwała.- Czy tu naprawdę nie chcesz cieszyć się życiem, póki jeszcze możemy? Mów o co chodzi, bo to jeśli TY najbardziej spontaniczny chłopak coś planuje, a jeśli planuje już życie, to jest bardzo, ale to bardzo źle. 
-No bo ja...no...ten...myślałem, ze tego właśnie chcesz. Ustabilizować się, mamy już po 23 lata i no..
Przybliżyła się do mnie.
-Jesteśmy młodymi ludźmi, Riker, Wyszalejmy się, póki mamy jak, cieszmy się tą młodością bo ona szybko mija. Nic na siłę, wszystko przyjdzie z czasem. Jak będziemy gotowi to razem zamieszkamy, poślubimy się, urodzę ci tyle dzieci ile będziesz chciał, oczywiście, jak będziesz dawał pieniądze-uśmiechnęła się lekko.-i wychowamy je, a potem razem się zestarzejemy. Ale to wszystko przyjdzie, jak los tego zapragnie. Takich rzeczy się nie planuje.-pogłaskała mnie policzku.-Poczekamy z tym, dobrze?
 Patrzyliśmy na siebie chwilę, w zupełnej ciszy, aż w końcu się uśmiechnąłem.
-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Nie zrozum mnie źle, ale ja po prostu...nie chcę jeszcze dorastać.
-Ja też Riker, ja też.-odpowiedziała całując mnie w policzek. 
Po chwili przyszedł kelner z naszym zamówieniem.  Zjedliśmy, po czym poszliśmy na parkiet, leciała właśnie piosenka Ed'a Sheeran'a "Lego House"

I'm gonna pick up the pieces
And build a lego house
If things go wrong we can knock it down

But three words have two meanings
There's one thing on my mind
It's all for you

And it's dark and cold December
But I've got ya to keep me warm
If you're broken I will mend ya
And keep you sheltered from the storm that's raging on now

I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done 
I think I love you better now

I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done 
I think I love you better now, now

I'm gonna paint you by numbers
Then colour you in
If things go right we can frame it
And put you on a wall

And it's so hard to say it but I've been here before
Now I will surrender up my heart
And swap it for yours

I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
and out of all these things I've done 
I think I love you better now

I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done 
I think I love you better now

Don't hold me down
I think my braces are breaking 
And it's more than I can take

And it's dark and cold December
But I've got ya to keep me warm
If you're broken then I will mend ya
And keep you sheltered from the storm that's raging on, now

I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done 
I think I love you better now

I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done 
I think I love you better now

I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done 
I think love you better now

I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done 
I think I love you better now

I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done 
I will love you better now



-Wiesz co...możemy sobie zaplanować, że to będzie nasza piosenka. Bardzo mi się podoba.-mruknęła mi do ucha.-Tylko, przy naszej piosence musi stać się coś szczególnie ważnego..
-Jesteś moją jedyną.-szepnąłem wpijając się w jej usta, dzieczyna zarzuciła mi rece na szyje i oddała pocałunek z pasją.
-