No tak...jestem...ale niestety tylko żeby Wam powiedzieć, że na jakiś czas zawieszam swoją działalność. Nie wiedziałam, że kiedyś to nastąpi. I nie chce tego, ale muszę. Nie będzie mnie i nie będę nic dodawała. Szczerze? Zawieszam "mnie" z rozkazu mamy. Mam złe oceny z paru przedmiotów (czyt. Biologia, matma, chemia, niemiecki) i muszę je poprawić i tak jakby dostałam szlaban na blogi. -zero pisania. Tak więc do zobaczenia za niedługo!
Wasza
~Kaśka Zwana Gryzoniem
+ Ja też mam kijowy semerst, muszę poprawić 4 przedmioty i nie wyrabiam za bardzo .
Więc przez jeszcze 12 dni moja działalność jest wstrzymana.
Kocham Was <3 ~ Dark
poniedziałek, 30 listopada 2015
sobota, 28 listopada 2015
Rozdział 39
***Oczami Rydel***
Kiedy idziesz ulicą w nocy ze swoją ukochaną osobą u boku, nie potrzebujecie ze sobą rozmawiać. Wystarczy Wam chwila, którą dzielicie razem. Przecież wszystko się kiedyś kończy, więc trzeba utworzyć jak najtrwalsze wspomnienia. Z Ellingtonem długo główkowaliśmy jak powiemy reszcie rodziny o fakcie naszych zaręczyn. Może to dziwne, ale stresowałam się tym bardzo. Kiedy stał się moim chłopakiem nie było to aż tak bardzo emocjonalne jak teraz. To jest już coś o wiele poważniejszego. To ten moment, w którym zastanawiasz się czy dobrze postąpiłeś, ale nie zastanawiasz się nad tym ze względu na siebie, tylko na innych. Co powiedzą fani, rodzina, przyjaciele.... coś co na pierwszy rzut oka nie powinno mieć głębszego znaczenia, jednak je ma.
Noc spędziliśmy na zastanawianiu się jak im o tym powiemy. Przecież moglibyśmy stanąć przed nimi i prosto z mostu, bez stresu to z siebie wyrzucić. Czekaliśmy na nich jakby wieki. Stres mnie zżerał, a Ellington śmiał się ze mnie, że jeszcze chwilę, a ucieknę na drugi koniec kraju. I trzeba przyznać mu rację.....rozważałam to już.
-Hej luuudzie....jak Wam mija dzień ? Chcieliście pogadać ?- Riker z Sam wparowali do domu, a zaraz za nimi dwie pozostałe pary.
-Co jest tak ważnego, że budzicie nas tak wcześnie ?- Ross przetarł oczy i spojrzał na nas zirytowany.
-Jest 15 - spojrzałam na zegarek.- No nie ważne...w każdym razie mamy Wam coś do powiedzenia.
-Stresujesz się ? -Rocky zmarszczył brwi- Będę wujkiem ?- wrzasną podekscytowany.
-Nieeeee- przeciągnęłam - Jeszcze nie czas na to -machnęłam ręką, a Ellington spojrzał na mnie urażony.
-No wieeeesz ? Tak nasze maleństwo krzywdzić- zaczął mnie masować po brzuchu. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i nadal na niego patrząc rzuciłam szybko.
-Ellington mi się wczoraj oświadczył- brunet szybko przechwycił moje spojrzenie i uśmiechnął się lekko. Spojrzałam w stronę reszty gromady, która stała z rozdziabionymi buziami i wpatrywała się w nas,
-Długo tak jeszcze będziecie stać?- zero reakcji- Ej no ! A gdzie dźwięk otwieranego szampana?!- oburzył się brunet i tupnął dość głośno nogą przez co wszyscy wybudzili się z transu.
-Jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej !- stado rzuciło się na nas z uściskami i przekszykiwali się.
-Jezuuuu...chyba wolałem jak ich zaćmiło- szepnął do mnie Ell, kiedy byliśmy przymusowo wciśnięci w siebie przez wszystkich. Zachichotałam cicho i wtuliłam się w niego.
-Dobra !- wrzasnął brunet na co się trochę przestraszyłam- Udusicie nas.- wszyscy zaczęli nas przepraszać i się śmiać. Później poszliśmy na spacer całą gromadą, ciesząc się ciepłym dniem. Przez cały czas trzymałam mojego narzeczonego mocno za rękę i uśmiechałam się delikatnie. W końcu byłam szczęśliwa, posiedzieliśmy jeszcze trochę całą rodziną po czym się rozeszliśmy.
***Oczami Sam***
Wróciliśmy z Rikerem do domu wcześniej, chcieliśmy spędzić ze sobą trochę więcej czasu. Reszta dalej sobie spacerowała, chociaż byłam bardziej niż pewna, że niedługo się rozdzielą i każdy pójdzie w swoją stronę, Miałam przeczucie, że musimy cieszyć się każdą jedną chwilą spędzoną sam na sam.
Weszliśmy do jego pokoju, a atmosfera była dość ....dziwna.
Patrzeliśmy przez siebie przez jakiś czas, wyprostowani jak struny od gitary i zadziornymi uśmiechami zbliżyliśmy się do siebie.
Zaczęliśmy się całować, ale nie tak zwyczajnie jak zawsze, chociaż to i tak było magią. Całowaliśmy się zachłannie, namiętnie i co najważniejsze, z całą miłością i pożądaniem jakie w sobie mięliśmy.
Riker zaczął mi delikatnie wkładać ręce pod bluzkę i powoli odstępował z zachłannością naszych pocałunków.
-Nie musisz być taki delikatny- spojrzałam się w jego oczy i objęłam dłońmi jego twarz.
-Nie chcę zrobić Ci krzywdy- skruszył się chociaż widziałam, że walczył sam z sobą.
-Nie musisz się hamować Riker, wiem, że tego chcesz i potrzebujesz, z resztą ja też tego chcę, jeśli coś będzie nie tak, to Ci powiem, przecież wiesz.
-Nie chcę robić czegoś wbrew Tobie- poprawił mi włosy
-Pragnę Cie mieć jak najbliżej siebie i wiem, że Ty też tego chcesz- zaczęłam go znowu całować, ale najpierw musiałam złamać barierę, którą się otoczył, zaczęłam rozpinać mu koszulę na co drgnął, ale czułam też, że się lekko uśmiechnął, popchnął mnie delikatnie w stronę łóżka i zawisł nade mną. Nadal był trochę zbyt delikatny, ale najcudowniejsze w tej całej sytuacji było to, że dużo patrzeliśmy sobie w oczy i się śmialiśmy. Głównie dlatego, że oboje mięliśmy łaskotki na całym ciele i gdziekolwiek byśmy się nie dotknęli, kończyło się to salwą śmiechu i to z obu stron. Wydaje mi się, że po prostu chcieliśmy rozładować w ten sposób napięcie, które między nami było, nie chciałam, żeby to coś między nami zepsuło. Każde spojrzenie było inne, każdy uśmiech więcej znaczył, każdy dotyk czuliśmy wyjątkowo mocno i o wiele wyraźniej niż wcześniej, a każdy pocałunek.... był jak oderwaniem od rzeczywistości, która była tak niesamowita, że gwałtownie chciało się do niej wrócić.
Zdecydowaliśmy się w końcu zrobić to, więc byliśmy ze sobą związani w każdy jeden sposób.
Fakt, że zrobiliśmy to z miłości, przybliżył nas jeszcze bardziej, a przede wszystkim...nasza miłość się umocniła.....i to nawet bardzo.
***3 tygodnie później***
-Pani Stormie?-do kuchni weszła Samanta i usiadła przy stole.
-Tak, kochanie? Stało się coś?-zapytała pani Lynch uśmiechając się lekko.
-Jak to jest być mamą?-zapytała cicho.
Stormie zatrzymała się i odłożyła ścierkę i talerz, który właśnie wycierała, po czym usiała koło fioletowowłosej.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć, słonko?-zapytała z uśmiechem.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko podała jej test ciążowy.
-Dwie kreski.-szepnęła z niedowierzaniem pani Lynch.-Kochanie będziesz mamą!-zawołała i z promiennym uśmiechem przytuliła się do zielonookiej.
Dziewczynie kamień spadł z serca, bała się komukolwiek o tym powiedzieć, bo myślała, że każą jej usunąć ciążę czy coś...nie uważała Lynch'ów za zwyrodnialców...po prostu uraz został.
-Teraz tylko zostało pytanie, czy to ja jestem jedną z babć?
-Hahaha tak!-zaśmiała się brunetka. Dopiero teraz czuła się wspaniale szczęśliwa.
-Dobra, to teraz mi powiedz z którym z moich synów, bo mam ich trochę dużo.-pani Stormie puściła jej oczko.
-Chyba nie muszę odpowiadać, prawda?
-Przecież się tylko wygłupiam. Riker wie?
-Jest pani pierwszą osobą, nie mówiłam nawet swojej mamie.
-Och, no to czuję się zaszczycona. A kiedy masz zamiar im powiedzieć?
-No w sumie to nie wiem...nie chcę też tak od razu z tym wyjeżdżać...ostatnio Rydel i Ell, teraz ja i Rik...i dziecko...
-Och nawet nie wiesz jak to słodko brzmi! A zastanawiałaś się nad imieniem?
-Hmmnn... w sumie to jak dziewczynka...to chciałbym, by nazywała się Carmen, uwielbiam to imię od dziecka, na drugie miała by Rydel, po mamie chrzestnej.- uśmiechnęła się lekko.-A jakby urodził się chłopczyk to Riker, by wybierał imię.
-No dobrze, ale kiedy powiesz reszcie?
-Proszę pani..?
-Kochanie, w takich okolicznościach lepiej by było, gdybyś mówiła do mnie mamo.
-No to...mamo?
-Tak?
-Boję się im to powiedzieć...w szczególności Riker'owi. On z pewnością chciałby jeszcze trochę poużywać życia...
-A co z dzieckiem to już nie wolno?-oburzyła się Stormie.-Spokojnie kochana. Powiemy im dzisiaj, na kolacji, co ty na to?
-Emnn...-dziewczyna chwile się zamyśliła.-Dobrze.-powiedziała i uśmiechnęła się lekko. - To co robimy?
-Pójdziemy na zakupy, później podzwonisz do wszystkich, a później zrobisz jakieś sałatki.-zarządziła pani Lynch.
Zakupy trochę im zajęły. Mama oczywiście musiała opowiedzieć Samancie wszystkie porady dotyczącej dzieci, ale Samancie w cale to nie przeszkadzało. Z uśmiechem słuchała również wspaniałych opowieści o małych Lynch'ontkach. Około piętnastej wróciły do domu. Pani Lynch zaczęła przygotowywać już dania, a brunetka zajęła się dzwonieniem, a gdy skończyła dołączyła się do pani Stormie. Około dziewiętnastej trzydzieści, gdy skończyła nakrywać do stołu, Stormie wypędziła ją, by ta się przygotowała. O dwudziestej wszyscy zaczęli się schodzić, nie mieli nawet pojęcia, że kolacja jest z jakiegoś powodu, gdyż Samanta nawet nie pisnęła im słówka. Po chwili w salonie pojawił się także Riker, który od razu podszedł do swojej ukochanej.
-Jak tam minął dzionek?-zapytał i pocałował ją lekko w usta.
-Świetnie się bawiłam z twoją mamą. A Tobie?
-Tęskniłem za Tobą...ale przy okazji, napisałem dwie piosenki.
-No to pięknie słonko.-uśmiechnęła się i przytuliła się do blondyna. Chciała się w jakiś sposób odstresować, nie myśleć o tym co zaraz miało się stać.
Niestety czas leciał nie ubłagalnie szybko, już po chwili każdy się z każdym przywitał i usiadł na swoich miejscach.
Brunetka spojrzała spięta na Stormie, a ta uśmiechnęła się na dodanie jej odwagi. Samanta wstała.
-Coś się stało kochanie?-zaniepokoił się Riker.
-Niee..a w sumie..chce wam coś ogłosić.
-Ale chyba nie przebijesz mnie i Delly co nie?-zaśmiał się Ellington.
-Muszę Cię przeprosić Lington, bo chyba Cię przebiję... ponieważ ja i Riker..-tu wzięła oddech.- zostaniemy rodzicami. -uśmiechnęła się niepewnie.
-Że co?-wychrypiał Rik, który właśnie zachłysnął się sokiem.
-Nie cieszysz się?-zapytała ze strachem.
W tym momencie Riker dostał mocnego kopniaka od Rydel, przez co odzyskał rezonans.
-Cooo? Nie! Jasne, że się cieszę głuptasie.-wstał.-Tylko mnie zaskoczyłaś trochę...-uśmiechnął się i przytulił do Samanty, a ta z ulgą odwzajemniła uścisk.
-TAK!!!!! W KOŃCU BĘDĘ WUUUUJKIEM!!!-wydarł się Rocky i wstając od stołu podbiegł po czym podniósł dziewczynę swojego najstarszego brata i zaczął nią kręcić.
-EJEJEJEJEJ!-Riker szybko zareagował i odebrał Samantę z rąk swojego brata.-Ona nosi mojego dzidziusia pod sercem, z nią trzeba delikatnie.-powiedział robiąc minę małego dziecka, który właśnie dostał zabawkę, a ktoś na nią nie uważa.
-Wiesz, że ja tu jestem?-zapytała i stanęła na własnych nogach.
Spojrzała na stół i zauważyła, że nikt nawet się nie uśmiecha. Zapanowała grobowa cisza.
-Nie cieszycie się, prawda?-zapytała z żalem.
-To nie chodzi o to Sam...-zaczęła Rydel.
-To o co, bo nie rozumiem?
-O to, że jak ja będę mieć dziecko, to trzeba będzie zlikwidować zespół.-mruknął Riker powoli rozumiejąc o co chodzi rodzinie.
-R5 bez Rikera, to nie R5..-odezwał się Ellington.
-Ale po co masz odchodzić od zespołu? Po co go likwidować?-zdziwiła się.
-A kto się wami zajmie? Wiesz jaki zespół jest czasochłonny? Nie będę mieć dla Was czasu.
-Jeśli ty odejdziesz z zespołu...to..to ja odejdę od ciebie, Riker.-powiedziała twardo brunetka.- Nie chcę byś przeze mnie cierpiał, byś rezygnował z marzeń i kariery. Nie pozwolę na to.
-Ale Sam, zrozum...
-Nie-przerwała mu.-Bez urazy, ale to chyba nie był dobry pomysł.-zwróciła się do Stormie.- Ja pójdę się przejść.-mruknęła i ubierając się wyszła z domu Lynch'ów.
-Wy to jednak jesteście pojebani.-warknął Ross z pretensją.
-O co Ci chodzi,co?-zapytał Ellington również pretensjonalnie.
-Jak to co? Wy nawet nie wiecie jak ona się teraz czuje! Dobrze wiecie, jak skończyły jej się wszystkie ciąże, jak musiała walczyć o życie swoje jak i swoich dzieci. Ona nie chciała wtedy zachodzić w ciąże, a teraz gdy cieszyła się z tego dziecka, bo myślała, że przyjaciele i chłopak, którego kocha, będą się cieszyć, to oni ją dołują. Brawo, gratulację. Udało wam się ja skrzywdzić psychicznie, jakby jej mało nie było.-to mówiąc, wstał i również wyszedł z domu.
-Wiecie co...my się chyba też zbieramy.-stwierdziła Rydel i chwytając Ell'a za rękę wstała od stołu, a jej narzeczony za nią.
-Gdzie idziemy?-zapytał Ellington, gdy wyszli z domu.
-Idziemy poszukać Sam i Ross'a, by ich przeprosić i na spokojnie porozmawiać.-powiedziała blondynka i przyśpieszyła.-Wiesz gdzie mogą być?
-Park?-podsunął.
-Możemy sprawdzić.-stwierdziła i jeszcze bardziej przyśpieszyła.
Na szczęście Ell miał rację i nie musieli szukać dalej, znaleźli ich na jednej z ławek. Samanta płakała, a Ross ją przytulał i pocieszał. Dosiedli się do nich.
-Samuś, chcieliśmy przeprosić.-powiedziała Rydel.
-Jest nam strasznie głupio.-dodał Ratliff .
Dziewczyna pokiwała głową, na znak, że rozumie, ale nie przestała płakać, jedynie zamiast dalej przytulać się do Ross'a "przerzuciła się" na Rydel.
-No już przestań, wszystko będzie w porządku.-pocieszała ją blondynka, jednak to nic nie dało, dziewczyna nadal płakała i płakała.
-Ja nie chcę byście się rozpadli przeze mnie...-powiedziała cicho i znów buchnęła płaczem.
-Hej, Sam!-spróbowała jeszcze raz.-Jesteś wspaniałą dziewczyną, Riker kocha cię jak wariat, a ty wytoczyłaś grube działa, na pewno to przemyśli, spokojnie.
Dziewczyna przestała płakać i otarła łzy.
-Wiesz co, Delly? Masz rację! Chodźcie zaraz zrobimy z tym wszystkim porządek!-powiedziała i wstała z ławki, a reszta poszła za nią.
Nie minęło pięć minut, gdy weszli do domy Lynch'ów.
-Riker, Rocky! Za mną!-krzyknęła Samanta i ruszyła na piętro, a gdy się już tam znalazła weszła do pokoju Ross'a.
-Eeee....czemu się tu wszyscy zebraliśmy?-zapytał zdziwiony Rocky.
-Riker mówiłeś, że napisałeś piosenki... Leć po nie.-zakomenderowała, a najstarszy Lynch poleciał do swojego pokoju.
-Ross ty też coś miałeś, prawda? Wyjmuj szybko.
Chłopak spełnij jej polecenie.
-Eeee...w sumie to ja też coś napisałem...-powiedział Rocky.
-To leć po to!
-Ktoś jeszcze coś ma?
-No ja pisałam dla siebie piosenkę...-odezwała się Rydel.
-Zbieramy wszystko.-powiedziała tylko i usiadła na łóżku Ross'a.
Trochę musiała czekać, wszyscy zaczęli szukać swoich tekstów, a ona nie mając nic innego do roboty zaczęła gadać z Lingtonem.
-Już wszystko mamy!-zawołała Rydel.
-To co macie?
-Ja mam jedną, Riker trzy, Rocky sześć...a ty Ross masz?
-Siedem.
-No to macie 17 piosenek, jak dobrze pamiętam to na tamtej mieliście 12, tak?
-Yhmn...-mruknął Ell.-Ale z jakieś 2-3 by się przydało napisać...-stwierdził.
-No to piszcie, a ja lecę z Caro i Liz na jakieś zakupy.-powiedziała wstając.
-Sam...Sam...nie rób mi tego!-jęknęła Rydel.
-Papa skarbusie.-powiedziała mrugając do Ella i wyszła z pokoju Ross'a po czym zeszła na dół.
-Ja też chcę iść na zakupy.-jęknęła Rydel, która w głębi serca jednak wiedziała, że przydałoby się zacząć pracować nad nowym albumem, by nie zawieść fanów.
-Jak będziesz grzeczna i będziesz pracować, to zapewne Twój chłopak Cię weźmie na zakupy.-stwierdził Rocky.
-Naprawdę?-zapytała ucieszona Rydel patrząc oczkami pieska na biednego Ratliff''a.
-Eeee...oczywiście skarbie.-odpowiedział, po prostu nie umiał sprzeciwić się tym pięknym oczętom.
-Oj kochanie, dziękuje!!-zawołała i rzuciła się na chłopaka, skończyło się na tym, że leżała na nim i obcałowywała go po każdej części jego twarzy.
-Ejejej, stop!-krzyknął Riker ze śmiechem.
-Nie chcemy tu scenek 18+!-dodał Rocky.
-Ej, ale nie w moim łóżku, cooooo? -jęknął Ross.
Rydel zaśmiała się perliście i zeszła ze swojego chłopaka.
-No to co? Bierzemy się do roboty!-postanowiła klaszcząc w ręce.
***Parę godzin później***
-Dzięki Elluś, że ze mną poszedłeś.-uśmiechnęła się słodko.
-Spoko, lepsze spędzanie czasu z tobą niż nudzenie się w domu.-zaśmiał się.
-Ejj!!-dziewczyna walnęła go lekko w ramie.
Chłopak już miał jej jakoś oddać, gdy tu nagle podeszła do nich jakaś wysoka kobieta w okularach z mikrofonem w ręku, a obok niej stał kamerzysta.
-Dzień Dobry, możemy państwu zająć chwilę? W związku z nadchodzącymi świętami robimy taką akcję pt. "Rozkochane Los Angeles w święta". Jesteście parą, prawda?
-Nie widać?-Ellington podniósł brew.
Dziennikarka zerknęła na ich splecione ręce.
-Ach no tak, nie zauważyłam.-uśmiechnęła się lekko.-Już tyle razy zdarzyło nam się pomylić, że wolę zapytać.-wyjaśniła.-No to co, możemy was na chwilkę porwać?
Para spojrzała na siebie porozumiewawczo.
-No jasne.-odpowiedziała Rydel i uśmiechnęła się.
-Dobrze, w takim razie zapraszam do naszego studia.-redaktorka zaprowadziła ich do pasażu z stołem i trzema krzesłami. Rydel i Ellington usiedli koło siebie, a pani dziennikarz na przeciw nich.
-Niech pan założy słuchawki.-pokierowała brunetem.-Dobrze, w takim prazie pierwsze i zarazem ostatnie pytanie dla pani, co pani najbardziej lubi w swoim partnerze?
-Wszystko.-powiedziała Delly po chwili zastanowienia.-Jego poczucie humoru, ciepło jego ramion, te spojrzenie które aż kipi miłością, to, że chociaż stał się specjalnie dla mnie poważny to nie stracił swojego wewnętrznego dziecka i to, że jest i kocha mnie tak jak nikt inny....i te wspaniałe dołeczki w policzkach, gdy się uśmiecha.
-Co pani by w nim zmieniła?
-Nic, dla mnie jest idealny.-odpowiedziała z wspaniałym uśmiechem.
-W jakim statusie związku jesteście?
-Od trzech tygodni jesteśmy narzeczeństwem.
-Dobra, dokończ zdanie bez zastanowienia: Mój narzeczony jest....
-Najwspanialszy na świecie.
-Dobra, to tyle, proszę zamień się ze swoim narzeczonym słuchawkami.
Blondynka zdjęła słuchawki brunetowi.
-Hej, Delly wiesz, że tam lecą nasze kawałki?-uśmiechnął się.
Dziewczyna odpowiedziała całusem w policzek, po czym założyła słuchawki.
-Co mam robić?-zapytał Ell.
-Odpowiadać na pytania.
-Okeeej.-odpowiedział z uśmiechem.- Redy Set Rock, zaczynajmy.
-Co pan najbardziej lubi w swojej partnerce?
-Nie ma takiej jedynej rzeczy, wszystko u niej jest wspaniałe.-odpowiedział tonem mówiącym "A to nie oczywiste?"
-Ale jakby pan musiał wybrać?
-To nie udzieliłbym odpowiedzi, ona jest wspaniała sama w sobie i to w niej najbardziej lubię.
-Noo dobrze...Proszę dokończyć zdanie: Kocham moja narzeczona za to, że..
-Jest wspaniałą kobietą, sprawia, że moje życie nabiera sensu i przy niej po prostu promienieję radością.-odpowiedział.
-To wszystko dziękuje.-powiedziała redaktorka.
Ellington zdjął swojej ukochanej słuchawki.
-Dostaniecie zaraz wideo z tej rozmowy, obejrzycie sobie w domu. Do tego dostajecie kosz słodyczy. -poinformowała, po czym spojrzała na ekran komputera. -A na dodatek muszę państwu ogłosić, że dostajecie jako prezent świąteczny sesję zdjęciową i zestaw biżuterii jako prezent na święta!! Jesteście jedyną parą, która była ze sobą tak zgodna. Gratulację!-uśmiechnęła się redaktorka.-Ściskając ich mocno. Proszę bardzo o to nagrody.-podała im wielkie paczki z prezentami i wielki kosz słodyczy.-A tak poza programem mogę sobie zrobić z wami zdjęcie?-zapytała z iskierkami w oczach.
-No pewnie!-uśmiechnęła się blondynka.
Spełnili prośbę redaktorki po czym pożegnali się z nią i zanieśli prezenty do samochodu.
-A teraz chodź! Trzeba kupić prezenty rodzince!-zawołała Rydel.
-Zostały jeszcze 2 i pół tygodnia....-zauważył Ell uśmiechając się.
-No tak, ale później będzie dużo ludzi! Chodź!-powiedziała go i pociągnęła go z powrotem do galerii.
Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać na rozdział, ale jedna scena całkowicie mnie zablokowała i musiałam ją jakoś zgrabnie obejść.Dziękuję, że jesteście i macie tyle cierpliwości ;* Kocham Was najbardziej na świecie do następnego misiaczki <3 ! ;*
~ Dark
Hejka! Jak widać powoli zaczynami wchodzić w świąteczne klimaty, ale nie potrwają one długo..A szkoda, bo ja już żyję świętami i uwielbiam tę atmosferę i to wszystko i w święta jest ogólnie tak superaśnie :)) Macie rozdział :P Kurczę Cieszę, się że już skończyliśmy bo możecie sobie troszkę poczytać, a coś jednak się tu dzieje :D Dobra nie przynudzam!
~Kaśka Zwana Gryzoniem
Kiedy idziesz ulicą w nocy ze swoją ukochaną osobą u boku, nie potrzebujecie ze sobą rozmawiać. Wystarczy Wam chwila, którą dzielicie razem. Przecież wszystko się kiedyś kończy, więc trzeba utworzyć jak najtrwalsze wspomnienia. Z Ellingtonem długo główkowaliśmy jak powiemy reszcie rodziny o fakcie naszych zaręczyn. Może to dziwne, ale stresowałam się tym bardzo. Kiedy stał się moim chłopakiem nie było to aż tak bardzo emocjonalne jak teraz. To jest już coś o wiele poważniejszego. To ten moment, w którym zastanawiasz się czy dobrze postąpiłeś, ale nie zastanawiasz się nad tym ze względu na siebie, tylko na innych. Co powiedzą fani, rodzina, przyjaciele.... coś co na pierwszy rzut oka nie powinno mieć głębszego znaczenia, jednak je ma.
Noc spędziliśmy na zastanawianiu się jak im o tym powiemy. Przecież moglibyśmy stanąć przed nimi i prosto z mostu, bez stresu to z siebie wyrzucić. Czekaliśmy na nich jakby wieki. Stres mnie zżerał, a Ellington śmiał się ze mnie, że jeszcze chwilę, a ucieknę na drugi koniec kraju. I trzeba przyznać mu rację.....rozważałam to już.
-Hej luuudzie....jak Wam mija dzień ? Chcieliście pogadać ?- Riker z Sam wparowali do domu, a zaraz za nimi dwie pozostałe pary.
-Co jest tak ważnego, że budzicie nas tak wcześnie ?- Ross przetarł oczy i spojrzał na nas zirytowany.
-Jest 15 - spojrzałam na zegarek.- No nie ważne...w każdym razie mamy Wam coś do powiedzenia.
-Stresujesz się ? -Rocky zmarszczył brwi- Będę wujkiem ?- wrzasną podekscytowany.
-Nieeeee- przeciągnęłam - Jeszcze nie czas na to -machnęłam ręką, a Ellington spojrzał na mnie urażony.
-No wieeeesz ? Tak nasze maleństwo krzywdzić- zaczął mnie masować po brzuchu. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i nadal na niego patrząc rzuciłam szybko.
-Ellington mi się wczoraj oświadczył- brunet szybko przechwycił moje spojrzenie i uśmiechnął się lekko. Spojrzałam w stronę reszty gromady, która stała z rozdziabionymi buziami i wpatrywała się w nas,
-Długo tak jeszcze będziecie stać?- zero reakcji- Ej no ! A gdzie dźwięk otwieranego szampana?!- oburzył się brunet i tupnął dość głośno nogą przez co wszyscy wybudzili się z transu.
-Jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej !- stado rzuciło się na nas z uściskami i przekszykiwali się.
-Jezuuuu...chyba wolałem jak ich zaćmiło- szepnął do mnie Ell, kiedy byliśmy przymusowo wciśnięci w siebie przez wszystkich. Zachichotałam cicho i wtuliłam się w niego.
-Dobra !- wrzasnął brunet na co się trochę przestraszyłam- Udusicie nas.- wszyscy zaczęli nas przepraszać i się śmiać. Później poszliśmy na spacer całą gromadą, ciesząc się ciepłym dniem. Przez cały czas trzymałam mojego narzeczonego mocno za rękę i uśmiechałam się delikatnie. W końcu byłam szczęśliwa, posiedzieliśmy jeszcze trochę całą rodziną po czym się rozeszliśmy.
***Oczami Sam***
Wróciliśmy z Rikerem do domu wcześniej, chcieliśmy spędzić ze sobą trochę więcej czasu. Reszta dalej sobie spacerowała, chociaż byłam bardziej niż pewna, że niedługo się rozdzielą i każdy pójdzie w swoją stronę, Miałam przeczucie, że musimy cieszyć się każdą jedną chwilą spędzoną sam na sam.
Weszliśmy do jego pokoju, a atmosfera była dość ....dziwna.
Patrzeliśmy przez siebie przez jakiś czas, wyprostowani jak struny od gitary i zadziornymi uśmiechami zbliżyliśmy się do siebie.
Zaczęliśmy się całować, ale nie tak zwyczajnie jak zawsze, chociaż to i tak było magią. Całowaliśmy się zachłannie, namiętnie i co najważniejsze, z całą miłością i pożądaniem jakie w sobie mięliśmy.
Riker zaczął mi delikatnie wkładać ręce pod bluzkę i powoli odstępował z zachłannością naszych pocałunków.
-Nie musisz być taki delikatny- spojrzałam się w jego oczy i objęłam dłońmi jego twarz.
-Nie chcę zrobić Ci krzywdy- skruszył się chociaż widziałam, że walczył sam z sobą.
-Nie musisz się hamować Riker, wiem, że tego chcesz i potrzebujesz, z resztą ja też tego chcę, jeśli coś będzie nie tak, to Ci powiem, przecież wiesz.
-Nie chcę robić czegoś wbrew Tobie- poprawił mi włosy
-Pragnę Cie mieć jak najbliżej siebie i wiem, że Ty też tego chcesz- zaczęłam go znowu całować, ale najpierw musiałam złamać barierę, którą się otoczył, zaczęłam rozpinać mu koszulę na co drgnął, ale czułam też, że się lekko uśmiechnął, popchnął mnie delikatnie w stronę łóżka i zawisł nade mną. Nadal był trochę zbyt delikatny, ale najcudowniejsze w tej całej sytuacji było to, że dużo patrzeliśmy sobie w oczy i się śmialiśmy. Głównie dlatego, że oboje mięliśmy łaskotki na całym ciele i gdziekolwiek byśmy się nie dotknęli, kończyło się to salwą śmiechu i to z obu stron. Wydaje mi się, że po prostu chcieliśmy rozładować w ten sposób napięcie, które między nami było, nie chciałam, żeby to coś między nami zepsuło. Każde spojrzenie było inne, każdy uśmiech więcej znaczył, każdy dotyk czuliśmy wyjątkowo mocno i o wiele wyraźniej niż wcześniej, a każdy pocałunek.... był jak oderwaniem od rzeczywistości, która była tak niesamowita, że gwałtownie chciało się do niej wrócić.
Zdecydowaliśmy się w końcu zrobić to, więc byliśmy ze sobą związani w każdy jeden sposób.
Fakt, że zrobiliśmy to z miłości, przybliżył nas jeszcze bardziej, a przede wszystkim...nasza miłość się umocniła.....i to nawet bardzo.
***3 tygodnie później***
-Pani Stormie?-do kuchni weszła Samanta i usiadła przy stole.
-Tak, kochanie? Stało się coś?-zapytała pani Lynch uśmiechając się lekko.
-Jak to jest być mamą?-zapytała cicho.
Stormie zatrzymała się i odłożyła ścierkę i talerz, który właśnie wycierała, po czym usiała koło fioletowowłosej.
-Chcesz mi o czymś powiedzieć, słonko?-zapytała z uśmiechem.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko podała jej test ciążowy.
-Dwie kreski.-szepnęła z niedowierzaniem pani Lynch.-Kochanie będziesz mamą!-zawołała i z promiennym uśmiechem przytuliła się do zielonookiej.
Dziewczynie kamień spadł z serca, bała się komukolwiek o tym powiedzieć, bo myślała, że każą jej usunąć ciążę czy coś...nie uważała Lynch'ów za zwyrodnialców...po prostu uraz został.
-Teraz tylko zostało pytanie, czy to ja jestem jedną z babć?
-Hahaha tak!-zaśmiała się brunetka. Dopiero teraz czuła się wspaniale szczęśliwa.
-Dobra, to teraz mi powiedz z którym z moich synów, bo mam ich trochę dużo.-pani Stormie puściła jej oczko.
-Chyba nie muszę odpowiadać, prawda?
-Przecież się tylko wygłupiam. Riker wie?
-Jest pani pierwszą osobą, nie mówiłam nawet swojej mamie.
-Och, no to czuję się zaszczycona. A kiedy masz zamiar im powiedzieć?
-No w sumie to nie wiem...nie chcę też tak od razu z tym wyjeżdżać...ostatnio Rydel i Ell, teraz ja i Rik...i dziecko...
-Och nawet nie wiesz jak to słodko brzmi! A zastanawiałaś się nad imieniem?
-Hmmnn... w sumie to jak dziewczynka...to chciałbym, by nazywała się Carmen, uwielbiam to imię od dziecka, na drugie miała by Rydel, po mamie chrzestnej.- uśmiechnęła się lekko.-A jakby urodził się chłopczyk to Riker, by wybierał imię.
-No dobrze, ale kiedy powiesz reszcie?
-Proszę pani..?
-Kochanie, w takich okolicznościach lepiej by było, gdybyś mówiła do mnie mamo.
-No to...mamo?
-Tak?
-Boję się im to powiedzieć...w szczególności Riker'owi. On z pewnością chciałby jeszcze trochę poużywać życia...
-A co z dzieckiem to już nie wolno?-oburzyła się Stormie.-Spokojnie kochana. Powiemy im dzisiaj, na kolacji, co ty na to?
-Emnn...-dziewczyna chwile się zamyśliła.-Dobrze.-powiedziała i uśmiechnęła się lekko. - To co robimy?
-Pójdziemy na zakupy, później podzwonisz do wszystkich, a później zrobisz jakieś sałatki.-zarządziła pani Lynch.
Zakupy trochę im zajęły. Mama oczywiście musiała opowiedzieć Samancie wszystkie porady dotyczącej dzieci, ale Samancie w cale to nie przeszkadzało. Z uśmiechem słuchała również wspaniałych opowieści o małych Lynch'ontkach. Około piętnastej wróciły do domu. Pani Lynch zaczęła przygotowywać już dania, a brunetka zajęła się dzwonieniem, a gdy skończyła dołączyła się do pani Stormie. Około dziewiętnastej trzydzieści, gdy skończyła nakrywać do stołu, Stormie wypędziła ją, by ta się przygotowała. O dwudziestej wszyscy zaczęli się schodzić, nie mieli nawet pojęcia, że kolacja jest z jakiegoś powodu, gdyż Samanta nawet nie pisnęła im słówka. Po chwili w salonie pojawił się także Riker, który od razu podszedł do swojej ukochanej.
-Jak tam minął dzionek?-zapytał i pocałował ją lekko w usta.
-Świetnie się bawiłam z twoją mamą. A Tobie?
-Tęskniłem za Tobą...ale przy okazji, napisałem dwie piosenki.
-No to pięknie słonko.-uśmiechnęła się i przytuliła się do blondyna. Chciała się w jakiś sposób odstresować, nie myśleć o tym co zaraz miało się stać.
Niestety czas leciał nie ubłagalnie szybko, już po chwili każdy się z każdym przywitał i usiadł na swoich miejscach.
Brunetka spojrzała spięta na Stormie, a ta uśmiechnęła się na dodanie jej odwagi. Samanta wstała.
-Coś się stało kochanie?-zaniepokoił się Riker.
-Niee..a w sumie..chce wam coś ogłosić.
-Ale chyba nie przebijesz mnie i Delly co nie?-zaśmiał się Ellington.
-Muszę Cię przeprosić Lington, bo chyba Cię przebiję... ponieważ ja i Riker..-tu wzięła oddech.- zostaniemy rodzicami. -uśmiechnęła się niepewnie.
-Że co?-wychrypiał Rik, który właśnie zachłysnął się sokiem.
-Nie cieszysz się?-zapytała ze strachem.
W tym momencie Riker dostał mocnego kopniaka od Rydel, przez co odzyskał rezonans.
-Cooo? Nie! Jasne, że się cieszę głuptasie.-wstał.-Tylko mnie zaskoczyłaś trochę...-uśmiechnął się i przytulił do Samanty, a ta z ulgą odwzajemniła uścisk.
-TAK!!!!! W KOŃCU BĘDĘ WUUUUJKIEM!!!-wydarł się Rocky i wstając od stołu podbiegł po czym podniósł dziewczynę swojego najstarszego brata i zaczął nią kręcić.
-EJEJEJEJEJ!-Riker szybko zareagował i odebrał Samantę z rąk swojego brata.-Ona nosi mojego dzidziusia pod sercem, z nią trzeba delikatnie.-powiedział robiąc minę małego dziecka, który właśnie dostał zabawkę, a ktoś na nią nie uważa.
-Wiesz, że ja tu jestem?-zapytała i stanęła na własnych nogach.
Spojrzała na stół i zauważyła, że nikt nawet się nie uśmiecha. Zapanowała grobowa cisza.
-Nie cieszycie się, prawda?-zapytała z żalem.
-To nie chodzi o to Sam...-zaczęła Rydel.
-To o co, bo nie rozumiem?
-O to, że jak ja będę mieć dziecko, to trzeba będzie zlikwidować zespół.-mruknął Riker powoli rozumiejąc o co chodzi rodzinie.
-R5 bez Rikera, to nie R5..-odezwał się Ellington.
-Ale po co masz odchodzić od zespołu? Po co go likwidować?-zdziwiła się.
-A kto się wami zajmie? Wiesz jaki zespół jest czasochłonny? Nie będę mieć dla Was czasu.
-Jeśli ty odejdziesz z zespołu...to..to ja odejdę od ciebie, Riker.-powiedziała twardo brunetka.- Nie chcę byś przeze mnie cierpiał, byś rezygnował z marzeń i kariery. Nie pozwolę na to.
-Ale Sam, zrozum...
-Nie-przerwała mu.-Bez urazy, ale to chyba nie był dobry pomysł.-zwróciła się do Stormie.- Ja pójdę się przejść.-mruknęła i ubierając się wyszła z domu Lynch'ów.
-Wy to jednak jesteście pojebani.-warknął Ross z pretensją.
-O co Ci chodzi,co?-zapytał Ellington również pretensjonalnie.
-Jak to co? Wy nawet nie wiecie jak ona się teraz czuje! Dobrze wiecie, jak skończyły jej się wszystkie ciąże, jak musiała walczyć o życie swoje jak i swoich dzieci. Ona nie chciała wtedy zachodzić w ciąże, a teraz gdy cieszyła się z tego dziecka, bo myślała, że przyjaciele i chłopak, którego kocha, będą się cieszyć, to oni ją dołują. Brawo, gratulację. Udało wam się ja skrzywdzić psychicznie, jakby jej mało nie było.-to mówiąc, wstał i również wyszedł z domu.
-Wiecie co...my się chyba też zbieramy.-stwierdziła Rydel i chwytając Ell'a za rękę wstała od stołu, a jej narzeczony za nią.
-Gdzie idziemy?-zapytał Ellington, gdy wyszli z domu.
-Idziemy poszukać Sam i Ross'a, by ich przeprosić i na spokojnie porozmawiać.-powiedziała blondynka i przyśpieszyła.-Wiesz gdzie mogą być?
-Park?-podsunął.
-Możemy sprawdzić.-stwierdziła i jeszcze bardziej przyśpieszyła.
Na szczęście Ell miał rację i nie musieli szukać dalej, znaleźli ich na jednej z ławek. Samanta płakała, a Ross ją przytulał i pocieszał. Dosiedli się do nich.
-Samuś, chcieliśmy przeprosić.-powiedziała Rydel.
-Jest nam strasznie głupio.-dodał Ratliff .
Dziewczyna pokiwała głową, na znak, że rozumie, ale nie przestała płakać, jedynie zamiast dalej przytulać się do Ross'a "przerzuciła się" na Rydel.
-No już przestań, wszystko będzie w porządku.-pocieszała ją blondynka, jednak to nic nie dało, dziewczyna nadal płakała i płakała.
-Ja nie chcę byście się rozpadli przeze mnie...-powiedziała cicho i znów buchnęła płaczem.
-Hej, Sam!-spróbowała jeszcze raz.-Jesteś wspaniałą dziewczyną, Riker kocha cię jak wariat, a ty wytoczyłaś grube działa, na pewno to przemyśli, spokojnie.
Dziewczyna przestała płakać i otarła łzy.
-Wiesz co, Delly? Masz rację! Chodźcie zaraz zrobimy z tym wszystkim porządek!-powiedziała i wstała z ławki, a reszta poszła za nią.
Nie minęło pięć minut, gdy weszli do domy Lynch'ów.
-Riker, Rocky! Za mną!-krzyknęła Samanta i ruszyła na piętro, a gdy się już tam znalazła weszła do pokoju Ross'a.
-Eeee....czemu się tu wszyscy zebraliśmy?-zapytał zdziwiony Rocky.
-Riker mówiłeś, że napisałeś piosenki... Leć po nie.-zakomenderowała, a najstarszy Lynch poleciał do swojego pokoju.
-Ross ty też coś miałeś, prawda? Wyjmuj szybko.
Chłopak spełnij jej polecenie.
-Eeee...w sumie to ja też coś napisałem...-powiedział Rocky.
-To leć po to!
-Ktoś jeszcze coś ma?
-No ja pisałam dla siebie piosenkę...-odezwała się Rydel.
-Zbieramy wszystko.-powiedziała tylko i usiadła na łóżku Ross'a.
Trochę musiała czekać, wszyscy zaczęli szukać swoich tekstów, a ona nie mając nic innego do roboty zaczęła gadać z Lingtonem.
-Już wszystko mamy!-zawołała Rydel.
-To co macie?
-Ja mam jedną, Riker trzy, Rocky sześć...a ty Ross masz?
-Siedem.
-No to macie 17 piosenek, jak dobrze pamiętam to na tamtej mieliście 12, tak?
-Yhmn...-mruknął Ell.-Ale z jakieś 2-3 by się przydało napisać...-stwierdził.
-No to piszcie, a ja lecę z Caro i Liz na jakieś zakupy.-powiedziała wstając.
-Sam...Sam...nie rób mi tego!-jęknęła Rydel.
-Papa skarbusie.-powiedziała mrugając do Ella i wyszła z pokoju Ross'a po czym zeszła na dół.
-Ja też chcę iść na zakupy.-jęknęła Rydel, która w głębi serca jednak wiedziała, że przydałoby się zacząć pracować nad nowym albumem, by nie zawieść fanów.
-Jak będziesz grzeczna i będziesz pracować, to zapewne Twój chłopak Cię weźmie na zakupy.-stwierdził Rocky.
-Naprawdę?-zapytała ucieszona Rydel patrząc oczkami pieska na biednego Ratliff''a.
-Eeee...oczywiście skarbie.-odpowiedział, po prostu nie umiał sprzeciwić się tym pięknym oczętom.
-Oj kochanie, dziękuje!!-zawołała i rzuciła się na chłopaka, skończyło się na tym, że leżała na nim i obcałowywała go po każdej części jego twarzy.
-Ejejej, stop!-krzyknął Riker ze śmiechem.
-Nie chcemy tu scenek 18+!-dodał Rocky.
-Ej, ale nie w moim łóżku, cooooo? -jęknął Ross.
Rydel zaśmiała się perliście i zeszła ze swojego chłopaka.
-No to co? Bierzemy się do roboty!-postanowiła klaszcząc w ręce.
***Parę godzin później***
-Dzięki Elluś, że ze mną poszedłeś.-uśmiechnęła się słodko.
-Spoko, lepsze spędzanie czasu z tobą niż nudzenie się w domu.-zaśmiał się.
-Ejj!!-dziewczyna walnęła go lekko w ramie.
Chłopak już miał jej jakoś oddać, gdy tu nagle podeszła do nich jakaś wysoka kobieta w okularach z mikrofonem w ręku, a obok niej stał kamerzysta.
-Dzień Dobry, możemy państwu zająć chwilę? W związku z nadchodzącymi świętami robimy taką akcję pt. "Rozkochane Los Angeles w święta". Jesteście parą, prawda?
-Nie widać?-Ellington podniósł brew.
Dziennikarka zerknęła na ich splecione ręce.
-Ach no tak, nie zauważyłam.-uśmiechnęła się lekko.-Już tyle razy zdarzyło nam się pomylić, że wolę zapytać.-wyjaśniła.-No to co, możemy was na chwilkę porwać?
Para spojrzała na siebie porozumiewawczo.
-No jasne.-odpowiedziała Rydel i uśmiechnęła się.
-Dobrze, w takim razie zapraszam do naszego studia.-redaktorka zaprowadziła ich do pasażu z stołem i trzema krzesłami. Rydel i Ellington usiedli koło siebie, a pani dziennikarz na przeciw nich.
-Niech pan założy słuchawki.-pokierowała brunetem.-Dobrze, w takim prazie pierwsze i zarazem ostatnie pytanie dla pani, co pani najbardziej lubi w swoim partnerze?
-Wszystko.-powiedziała Delly po chwili zastanowienia.-Jego poczucie humoru, ciepło jego ramion, te spojrzenie które aż kipi miłością, to, że chociaż stał się specjalnie dla mnie poważny to nie stracił swojego wewnętrznego dziecka i to, że jest i kocha mnie tak jak nikt inny....i te wspaniałe dołeczki w policzkach, gdy się uśmiecha.
-Co pani by w nim zmieniła?
-Nic, dla mnie jest idealny.-odpowiedziała z wspaniałym uśmiechem.
-W jakim statusie związku jesteście?
-Od trzech tygodni jesteśmy narzeczeństwem.
-Dobra, dokończ zdanie bez zastanowienia: Mój narzeczony jest....
-Najwspanialszy na świecie.
-Dobra, to tyle, proszę zamień się ze swoim narzeczonym słuchawkami.
Blondynka zdjęła słuchawki brunetowi.
-Hej, Delly wiesz, że tam lecą nasze kawałki?-uśmiechnął się.
Dziewczyna odpowiedziała całusem w policzek, po czym założyła słuchawki.
-Co mam robić?-zapytał Ell.
-Odpowiadać na pytania.
-Okeeej.-odpowiedział z uśmiechem.- Redy Set Rock, zaczynajmy.
-Co pan najbardziej lubi w swojej partnerce?
-Nie ma takiej jedynej rzeczy, wszystko u niej jest wspaniałe.-odpowiedział tonem mówiącym "A to nie oczywiste?"
-Ale jakby pan musiał wybrać?
-To nie udzieliłbym odpowiedzi, ona jest wspaniała sama w sobie i to w niej najbardziej lubię.
-Noo dobrze...Proszę dokończyć zdanie: Kocham moja narzeczona za to, że..
-Jest wspaniałą kobietą, sprawia, że moje życie nabiera sensu i przy niej po prostu promienieję radością.-odpowiedział.
-To wszystko dziękuje.-powiedziała redaktorka.
Ellington zdjął swojej ukochanej słuchawki.
-Dostaniecie zaraz wideo z tej rozmowy, obejrzycie sobie w domu. Do tego dostajecie kosz słodyczy. -poinformowała, po czym spojrzała na ekran komputera. -A na dodatek muszę państwu ogłosić, że dostajecie jako prezent świąteczny sesję zdjęciową i zestaw biżuterii jako prezent na święta!! Jesteście jedyną parą, która była ze sobą tak zgodna. Gratulację!-uśmiechnęła się redaktorka.-Ściskając ich mocno. Proszę bardzo o to nagrody.-podała im wielkie paczki z prezentami i wielki kosz słodyczy.-A tak poza programem mogę sobie zrobić z wami zdjęcie?-zapytała z iskierkami w oczach.
-No pewnie!-uśmiechnęła się blondynka.
Spełnili prośbę redaktorki po czym pożegnali się z nią i zanieśli prezenty do samochodu.
-A teraz chodź! Trzeba kupić prezenty rodzince!-zawołała Rydel.
-Zostały jeszcze 2 i pół tygodnia....-zauważył Ell uśmiechając się.
-No tak, ale później będzie dużo ludzi! Chodź!-powiedziała go i pociągnęła go z powrotem do galerii.
Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać na rozdział, ale jedna scena całkowicie mnie zablokowała i musiałam ją jakoś zgrabnie obejść.Dziękuję, że jesteście i macie tyle cierpliwości ;* Kocham Was najbardziej na świecie do następnego misiaczki <3 ! ;*
~ Dark
Hejka! Jak widać powoli zaczynami wchodzić w świąteczne klimaty, ale nie potrwają one długo..A szkoda, bo ja już żyję świętami i uwielbiam tę atmosferę i to wszystko i w święta jest ogólnie tak superaśnie :)) Macie rozdział :P Kurczę Cieszę, się że już skończyliśmy bo możecie sobie troszkę poczytać, a coś jednak się tu dzieje :D Dobra nie przynudzam!
~Kaśka Zwana Gryzoniem
wtorek, 17 listopada 2015
Miniaturka "Zagubione marzenia"
Hejka, tu ja Kaśka Zwana Gryzoniem. Macie tu taką sobie Miniaturkę Ramanta
Ta miniaturka dedykowany jest osobom, którym bliskie osoby zginęły w tych zamachach na Francję
Miejmy nadzieję, że nasi najbliżsi dostali życie wieczne,
A my módlmy się za nich, za Francję... kochamy Was i wspieramy, pamiętajcie o tym <3
-Dzień dobry dzieci.-uśmiechnęła się dwudziestosześcioletnia brunetka.
-Dzień dobry pani Samanto.-odpowiedziała klasa przedszkolaków.
-No to w co się bawimy?-zapytała a małe dzieci zalały ją falą propozycji.
Tak właśnie wyglądał jej dzień. Przychodziła do przedszkola, bawiła się z dziećmi, pilnowała je, uczyła, a potem o 16 kończyła pracę i szła do domu. Tym razem jednak było inaczej. Około piętnastej trzydzieści dziewczynę zawołał do siebie szef.
-Chciał mnie pan widzieć.-powiedziała wchodząc do gabinetu swojego przełożonego.
-Tak, tak... wejdź Sam. Niestety mam da Ciebie złą wiadomość.
-Co się stało?-zaniepokoiła się.
-Niestety, muszę cię zwolnić. Nie robiłbym tego, bo w końcu jesteś świetną pracownicą i opiekunką. Dzieci cię bardzo lubią, ale przedszkole bankrutuje, muszę kogoś zwolnić, ty jesteś młoda, a reszta pań już prawie jest na emeryturze, tobie będzie łatwiej znaleźć pracę.
-Rozumiem, mam się teraz pakować, czy mam skończyć dyżur?-zapytała, chociaż było jej bardzo przykro.
-Jakbyś mogła...to tyko pół godziny.
-Jasne, pożegnam się z dzieciakami.-uśmiechnęła się smutno i wyszła.
-Co się stało pani Samanto?-zapytały dzieci widząc minę swojej ulubionej pani.
-Ach, nic kochane...tylko..jutro już mnie tu nie będzie...
-Nie będzie?-zasmuciła się jedna z dziewczynek.-Czemu?
- Booo.-dziewczyna zamyśliła się chwilę. Co ma im powiedzieć, że została wyrzucona? Nie..- Bo muszę się zająć takim chłopczykiem, który bardzo potrzebuje mojej opieki.
-A ktoś inny nie może się nim zająć?-prychnął mały brunet.
-No niestety nie.-powiedziała.
-A wróci pani?
-Nie, chyba nie....ale będę was odwiedzać.
-Na sto procent?
-Sto procent.-uśmiechnęła się.
Resztę ostatniego dnia spędziła na rozmowie z przedszkolakami, później poszła do swojego szefa po zapłatę i poszła do domu. W drodze do domu postanowiła zacząć swoje życie od nowa, po raz drugi. Gdy wróciła do mieszkania postanowiła posprzątać. Posprzątała kuchnie, łazienkę i zabrała się za swój pokój. Sprzątając znalazła jeszcze karton z rzeczami do przeprowadzki. Otworzyła go. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to list. Chwyciła go i zaczęła czytać.
Kochana Samanto!
To ja, znaczy Ty, tylko, że trochę wcześniej. Tutaj mam 13 lat. Mieszkam jeszcze w Francji. Mam nadzieję, że czytasz to siedząc w pięknym mieszkaniu w Los Angeles i jesteś reżyserem, dziennikarzem lub managerem R5. Udało Ci się to? Jak tam Twoje blogi? Masz chłopaka, jest podobny do Riker'a tak jak chciałaś? A może masz już dzieci? Jak mają na imię? Mam nadzieję, że wreszcie żyjesz szczęśliwie, nie tak jak ja do nie dawna. Powodzenia!
Sam z przeszłości.
Przypomniała sobie jak to pisała, była w tedy taka mała i naiwna, miała marzenia. Jak to było dawno, siedem lat temu. Tak...teraz już nie ma marzeń. Wszystko zostało zniszczone, przez tych, którzy to zaczęli. Grupa nastolatków, która była kierowana swoimi marzeniami, dostała się na szczyt, żyli tam chwilkę, zaczęli się ustatkowywać, potem jednemu z nich zdarzyła się tragedia i zespół się rozpadł, a jej serce pękło. Odcięła się od swoich marzeń, bo za bardzo kojarzyły jej się z nimi. Spełniła tylko swoje jedno marzenie-w wieku 18 lat wyjechała do Los Angeles, tak jak chciała. Pisanie rzuciła, nie chciała więcej pisać, przerzuciła się na pilnowanie dzieci, ale to nie dawało jej tyle radości, to nie było jej przeznaczenie, ale jej przeznaczenie za bardzo ją bolało. W jej oczach pojawiły się łzy, miała o tym zapomnieć. Ubrała się szybko i wyszła z domu. Musiała się przejść. Pójść na spacer do parku.
Zastanawiała się co u nich, co u niego....
-Mamuusia!-usłyszała wesoły krzyk jakiegoś dziecka i poczuła jak ktoś przytula się do jej nogi.
Odwróciła się i zobaczyła małego blondynka.
-Ty nie jesteś moją mamusią.-powiedział zasmucony.
-No nie, nie jestem.-powiedziała.-A gdzie Twój opiekun?
- Że tatuś? Eeee no nie wiem.
-To chodź poszukamy go, co ty na to?-powiedziała uśmiechając się ciepło, chowając na chwilę swój smutek.
-Okej.-powiedział ochoczo malec i chwycił ją za rękę.
-Dobra, jak wygląda twój tata?
-Eee...jest wysoki, ma blond włosy i chodzi cały czas smutny.
-Czemu?
-Bo jak byłem dzidziusiem to moja mamusia umarła, a mój tatuś bardzo ją kochał.
-A jak miała na imię?
-Clary..a ty jak masz na imię?
-Samanta.
-Bardzo ładne imię.-uśmiechnął się słodko.
- A jak Ty masz na imię?-zapytała.
-Jack, gdzieś ty uciekł, co?!-usłyszeli męski krzyk.
-Taatuuś!-chłopczyk pobiegł do swojego ojca i mocno się do niego przytulił.-Właśnie z Samantą cię szukaliśmy!
-Samantą? Jaką Samantą?
-Tamtą.-chłopczyk pokazał na dziewczynę, która właśnie odwracała się z zamiarem pójścia do domu i zamknięcia się w sobie. -Hej Sam! Gdzie idziesz?-zawołał mały blondynek, ale nie odzyskał odpowiedzi. -Tatuś zrób coś! Ja ją bardzo polubiłem!-poprosił.
-Hej, Samanto!-zawołał i z chłopczykiem na rękach podbiegł do niej.
Dziewczyna odwróciła się znów chowając swoje cierpienie.
-Taak?-zapytała uśmiechając się sztucznie.
-Dziękuję, że znalazłaś mojego synka, nie wiem co bym bez ciebie zrobił.-powiedział uśmiechając się lekko.
-Nie ma za co, przecież bym nie zostawiła takiego małego skarbusia samego.-odpowiedziała.
-Tato, a może Samanta zje z nami obiad?-zapytał Jack.
-Jack, nie wiem, czy Samanta ma czas...-powiedział wymijająco mężczyzna.
-Nie chcę wam przeszkadzać Jack.-powiedziała łagodnie.
-No proooszę.-jęknął.
Starszy chłopak spojrzał na dziewczynę i na swojego synka po czym stwierdził, że też chętnie zjadłby z nią obiad.
-No to jak?-zapytał.
-A nie będę przeszkadzać?-zapytała.
-Nie no skąd, chodź.-powiedział.
-Noo...w sumie to nie mam nic innego do roboty.-powiedziała.
Chłopak uśmiechnął się i zabrał swoich towarzyszy do swojej ulubionej restauracji.
-Powiesz, czym się zajmujesz?-zapytał po tym, gdy złożyli zamówienie.
-Do dzisiaj pracowałam w przedszkolu, ale mnie wywalili. A ty czym się zajmujesz?
-Prowadzę szkołę tańca.
-Jej, zawsze chciałam się nauczyć tańczyć.-powiedziała z westchnieniem.
-To czemu tego nie zrobiłaś?-zapytał Jack zaciekawiony.
- Nie miałam jak...moja rodzina nie jest dość bogata, a później zrezygnowałam z pasji i marzeń. Jedynym marzeniem, jakie spełniłam to przyjazd tutaj.
-Nie jesteś stąd?-zdziwił się chłopak.
-Nie, jestem z Francji.
-Serio? Mówisz tak fenomenalnie po angielsku, że nigdy bym się nie spodziewał.
-Mieszkam tu już 2 lata.
-A ile masz lat?-zapytał młodszy blondyn.
-Jack, nie pyta się kobietę o wiek.-zganiał go ojciec.
-Nie no spoko, nie ma sprawy.-powiedziała.- Mam dwadzieścia sześć lat. A ty, Jack?
-Sześć.-powiedział.
-Tak, jak mój bratanek.-powiedziała z uśmiechem.
-Wszystkich masz w Francji?
-Mój brat mieszka w Andorze, a tak to wszyscy. Masz rodzeństwo?
-Czwórkę, ale nie utrzymuję z nimi kontaktu. A ty?
-Trójkę, jestem najmłodsza.
-A tatuś najstarszy!-zawołał Jack.
-Kochanie, może zejdźmy z tematu, twój tatuś chyba nie chcę o tym rozmawiać.-powiedziała do sześciolatka, gdy zobaczyła, że blondyn trochę się spina.
Zapadła cisza, którą przerwał kelner z zamówieniem. Zaczęli jeść.
-Czemu zrezygnowałaś z swoich marzeń i pasji?-zapytał.
-Mogę nie odpowiadać na twoje pytanie?
-Oczywiście, że nie..-zmieszał się.
Gdy zjedli dziewczyna postanowiła już się zbierać, wyjęła portfel i chciała zapłacić, lecz mężczyzna ją ubiegł.
-Zapłacę.
-Nie trzeba, mam pieniądze.
-Ale ja cię zaprosiłem, więc ja płacę.
-Nie dziękuje.-powiedziała i zostawiła na stoliku pieniądze i wyszła.
-Poczekaj chwilkę.-powiedział do synka.-Ej, Sam!!-wybiegł za nią.
-Tak?-westchnęła odwracając się.
-Mam dla Ciebie propozycję.
-Jaką?
-Straciłaś pracę prawda? Co ty na to, żeby popilnować Jack'a? Dogadujecie się, przecież.
-Emm...musiałabym się zastanowić.-powiedziała.
-Daj komórkę, zapiszę ci mój numer. -powiedział, a ona podała mu swój telefon.
Chłopak szybko go zapisał,pożegnał się z brunetką i wrócił do syna, a Samanta poszła do domu.
Przez całą noc dziewczyna nie zasnęła, myślała czy przyjąć ofertę blondyna. W końcu nie wytrzymała i ubrała się po czym wyszła na spacer. Wybrała się do tego parku co w dzień, jednak wybrała inną drogę. Przeszła sobie na około i usiadła na mostku. Było ciemno, a jedynym źródłem światła był księżyc odbijający się o tafle wody. Co miała zrobić? Jack był bardzo kochanym chłopakiem, jego ojciec również wydawał się miły. Może przyjąć jego propozycję?
-Hej...-usłyszała cichy, znajomy głos obok siebie, który wyrwał ją z zadumy.
-Hej.-powiedziała i spojrzała na blondyna.
-O czym myślisz?-zapytał.
-O twoim synku i.. o tobie.
-Naprawdę?-zdziwił się.
-Twoja propozycja nie daję mi spokoju.
-Opowiedz mi swoją historię.-powiedział nagle po chwili ciszy.
-Nie mam żadnej historii...-próbowała się wymigać.
-Każdy jakąś ma...widać, że nie jesteś osobą zupełnie szczęśliwą, a pewno nikomu nie powiedziałaś co ci leży na sercu, opowiedz, a zrobi ci się lepiej.
-A w tedy ty opowiesz?
Chłopak chwilę się zawahał.
-Tak.-powiedział w końcu.
Dziewczyna westchnęła, ale zaczęła opowiadać.
-Wiesz...jako mała dziewczynka byłam bardzo wesoła, kochałam wszystkich, wszystkim wierzyłam...jak każde dziecko byłam naiwna. W naszej rodzinie był jeden mały problem, jeden sekret...Co tydzień, na weekend jeździłam do dziadka, to była moja odskocznia od świata, kochałam go bardzo, zastępował mi mojego ojca, na którego nie mogłam liczyć. Gdy miałam osiem lat, mój dziadek umarł, a ja zamknęłam się w sobie. Pewnego dnia znalazłam mój promyczek życia, oni dali mi wszystko. Wiesz, kiedyś był taki zespół, stąd nawet. Uratowali mi życie i to dosłownie, gdyby nie oni nie byłoby mnie tutaj. Zaczęłam znowu wierzyć świat, ten okres był dla mnie najlepszy, dostałam szczęście, przyjaciół, a nawet miłość. Ale to nie było taka sobie miłostka, wiesz w tym zespole, był taki chłopak. Gdy w moim życiu już się ułożyło, a ja odnalazłam pasję, zaczęłam tak jakby jeszcze bardziej się nim interesować. Po paru miesiącach, zorientowałam się, że to nie byle żarty, to prawdziwa miłość, za każdym razem, gdy go widziałam moje serce biło szybciej, cieszyłam się każdym jego szczęściem, aż pewnego dnia, okazało się, że oni już nie są zespołem, ten, któremu powierzyłam swoje serce odszedł, bez wyjaśnień, wiem tylko tyle, że stało mu się coś strasznego.
Minęły trzy lata, ja stałam się pełnoletnia, wyjechałam tutaj i odcięłam się od starego życia, zaczęłam wszystko od nowa. I tyle. A jak było z tobą?
- Miałem super życie, wszystko układało się jak należy, później spotkałem swoją miłość, urodził mi się Jack, a moja dziewczyna umarła, ja popadłem w rozpacz, ale musiałem się pozbierać dla niego, oto moja historia.-powiedział zimnym tonem, próbując nie wypuścić łez.
-Ej.-powiedziała i przytuliła się do niego.-Nie wolno ci płakać, pomyśl sobie, że twoja dziewczyna nie chce żebyś płakał.
-Noo tak.-powiedział po chwili przecierając oczy. -Często tu przychodzisz?-zapytał po dosyć długiej chwili milczenia.
-Jak muszę naprawdę pomyśleć.-odpowiedziała.-A ty?
-Ja też. A co, już pomyślałaś nad moją propozycją?
-Przyjmę ją.
-Świetnie.-chłopak uśmiechnął się lekko i wstał.-To chodź.-podał jej rękę.
-Gdzie?
-No, po twoje ciuchy. Nie wiesz, gdzie mieszkam, a my sobie jeszcze pogadamy przy okazji.-wytłumaczył.
-Mam iść do twojego domu w nocy? Nie dzięki.-odpowiedziała.-Masz fajkę?
-Czemu?
-Bo chcę zapalić?
-Nie o to mi chodzi. Dlaczego nie chcesz do mnie iść? Nie jestem żadnym zboczeńcem.
-Tego, nie wiem, znam cię dwie godziny.-powiedziała.
-Po prostu chcę pogadać, a jutro muszę jechać z samego rana.
-Nooo...dobra. Ale jak mi coś zrobisz, to obiecuję, nie będziesz mieć życia do końca swoich dni.-ostrzegła.
-Okej.-powiedział.
Dziewczyna przyjęła jego rękę, a chłopak pomógł jej wstać. Po chwili blondyn podał jej paczkę papierosów.
-Chciałaś.-wytłumaczył, widząc zdziwiony wzrok brunetki.
-Aaaa...no tak.-powiedziała i zabrała jednego.
-Od kiedy palisz?-zapytał.
-Nie palę, raz na jakiś czas może coś tam, ale nie nałogowo.
-Ahaaaa...-powiedział.
I tak Samanta zaczęła nową pracę. Bardzo jej się podobała, szczególnie, że Jack był grzecznym i bardzo mądrym chłopcem. Każdy jej dzień wyglądał podobnie, przychodziła (albo po prostu wstawała, gdy całą noc przegadała ze swoim pracodawcą), dawała jeść Jackowi, bawiła się z nim, uczyła go pisać, liczyć, znów się bawiła, czasem szła z nim do przedszkola, później wracał Rayan, jedli razem kolację i dziewczyna wracała do domu lub zostawała u chłopaków Dni mijały nieznośnie szybko, chłopczyk, jak jego tata zaczęli przyzwyczajać się do obecności dziewczyny w domu. Ostatnimi czasy spotykali się nawet w weekendy chodząc na spacery, do kina, na różne wycieczki, lub po prostu siedząc w domu. Samanta kilka razy przyłapała się na wyobrażaniu sobie, że są prawdziwą rodziną, lecz zawsze karciła się za to, że za dużo sobie wyobraża, jednak to co stało się pod koniec maja, przebiło jej najśmielsze oczekiwania.
-Sam?-usłyszała głos Rayan'a.
-Tak?
-Bo...ja chciałem cię o coś zapytać.-powiedział trochę spięty.
-No to dajesz, przecież możesz mi powiedzieć wszystko, jesteśmy w końcu przyjaciółmi.
-No bo wiesz...spędzasz w naszym domu dużo czasu, więc tak sobie pomyślałem, że..że może byś z nami zamieszkała?
-Emm..-zacięła się.=Teraz to mnie zatkało.-zaśmiała się nerwowo, nie wiedziała co powiedzieć.
-Zrozumiem jak nie będziesz chciała, pomyślałem tylko, że będzie ci wygodnie.
-No w sumie...czemu nie! To kiedy mogę się wprowadzić?-zapytała.
-Choćby dziś!-uśmiechnął się, po czym wbił się ustami w jej usta, Brunetka najpierw była zaskoczona, ale po chwili oddała pocałunek przy okazji zarzucając mu ręce na szyję. Blondyn wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni...
Gdy rano otworzyła oczy ujrzała Rik..znaczy Rayan'a wtulonego w nią, jak dziecko w mamę. Uśmiechnęła się szeroko i pocałowała w czoło. Teraz mogła tylko czekać aż się obudzi. Po tym zdarzeniu ich relację jak i życie trochę się zmieniło, żyli jak para, ale chłopak nic jej w końcu nie obiecywał. Pewnego dnia, chłopak postanowił to zmienić, zabrał swoją ukochaną na spacer do parku, tam gdzie to wszystko się zaczęło.
-Gdzie zostawiłeś Jacka?-zapytała.
-U sąsiadki.-odpowiedział chwytając ją za rękę.
Dziewczyna lekko wtuliła się w jego tors,, przez co poczuła, że chłopak jest lekko spięty.
-Co się dzieje?-zapytała.
-A ma się coś dziać?-uśmiechnął się nerwowo.
-Zawsze gdy jesteś spięty, to coś się dzieję.
-No bo...Sam, ja nie powiedziałem Ci całej prawdy.
-Nie? Jak to nie?-udała, że się zdziwiła tą informacją, w głębi duszy już wiedziała co blondyn chce jej powiedzieć.
-No bo ja w cale nie jestem żaden Rayan! Jestem Riker, Riker Anthony Lynch! Nie chciałem ci tego mówić, od raz wiedziałem, że chodzi ci o mnie, a w końcu to ja zniszczyłem ci życie, bałem się, że mnie znienawidzisz, a ja cię pokochałem....tak bardzo, chociaż myślałem, że już nigdy więcej nie będę w stanie nikogo pokochać! Sam proszę cię zrozum...
-W końcu!- uśmiechnęła się brunetka, a chłopak spojrzał na nią zdziwiony.- I ty myślałeś, że się nie zorientuje, tak? Wiedziałam od samego początku skarbie! Myślisz, że nie poznałabym tych pięknych, piwnych oczu lub tego genialnego uśmiechu? Do tego, któż by inny nazwał swojego syna Jack, jak nie największy fan Piratów z Karaibów? Czekałam aż odważysz się powiedzieć. Może i w tedy złamałeś mi serce, ale teraz znowu je ożywiłeś. Co tu dużo mówić! Kocham Cię Riker!-powiedziała się w jego usta, a chłopak oddał pocałunek.
-Wyjdziesz za mnie?-zapytał, gdy oderwali się od siebie.
-Choćby zaraz!-odpowiedziała z wielkim uśmiechem i znów połączyła swoje usta ze swoimi.
***Parę lat później***
-Riker, chodź!-warknęła Samanta.
-Ale co ja im powiem?-jęknął załamany.
-Że bardzo się za nimi stęskniłeś, że bardzo przepraszasz, że ich bardzo kochasz i poznasz nas z nimi.
-Nie możemy poczekać, kotku?
-Zwlekamy już z tym od dwóch lat!
-Ale..
-RIKER DO CHOLERY JASNEJ! JA WRÓCIŁAM DO PISANIA, TO TY WRÓCISZ DO RODZINY!-krzyknęła wkurzona i zadzwoniła do drzwi. Drzwi otworzyła im mama blondyna.
-Dzień Dobry.-powiedziała Samanta.
- Dzień Dobry...-odpowiedziała zdziwiona pani Lynch.
-Eeee bo my...znaczy noo...-brunetka zaczęła się plątać, nie widziała jak ma zacząć rozmowę.
-Cześć mamo-powiedział Riker ratując swoją żonę i niezręcznej sytuacji.
Pani Lynch spojrzała na blondyna z niedowierzaniem.
-Riker?-spytała cicho, a chłopak pokiwał głową.
-O Boże! Riker, syneczku!-wykrzyknęła ze łzami w oczach i przytuliła do siebie chłopaka.
I od tego momentu już wszystko było dobrze. Ich życie, chociaż kiedyś zrujnowane, stanęło na nogi, bo oni byli razem. Dwie zbłąkane, smutne dusze, a oni już dawno byli szczęśliwi...
Miniaturka jest dla mnie taka sobie, w sumie..to bardziej podobała mi się moja pierwsza niż ta....ale to Wam zostawiam opinię.
Wybrałam sobie ten parring, ponieważ Samanta jest związana ze Francją....ech, aż szkoda gadać, co się dzieje z tym światem.
CO DO ROZDZIAŁU... staramy się go z Dark napisać, ale rozumiecie...szkoła, brak czasu..no próbujemy, ale za bardzo nam nie wychodzi...
Aha! Ni i dziękujemy bardzo za ponad 9 000 wyświetleń!!
To dla nas takie..wspaniałe, wzruszające jest nam tak niezmiernie miło...Kochamy Was! Bardzo, bardzo, bardzo!
Ps.: Jak Wam się podoba nowy wystrój?
Proszę o opinię w komentarzach!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
~Kaśka Zwana Gryzoniem
Ta miniaturka dedykowany jest osobom, którym bliskie osoby zginęły w tych zamachach na Francję
Miejmy nadzieję, że nasi najbliżsi dostali życie wieczne,
A my módlmy się za nich, za Francję... kochamy Was i wspieramy, pamiętajcie o tym <3
-Dzień dobry dzieci.-uśmiechnęła się dwudziestosześcioletnia brunetka.
-Dzień dobry pani Samanto.-odpowiedziała klasa przedszkolaków.
-No to w co się bawimy?-zapytała a małe dzieci zalały ją falą propozycji.
Tak właśnie wyglądał jej dzień. Przychodziła do przedszkola, bawiła się z dziećmi, pilnowała je, uczyła, a potem o 16 kończyła pracę i szła do domu. Tym razem jednak było inaczej. Około piętnastej trzydzieści dziewczynę zawołał do siebie szef.
-Chciał mnie pan widzieć.-powiedziała wchodząc do gabinetu swojego przełożonego.
-Tak, tak... wejdź Sam. Niestety mam da Ciebie złą wiadomość.
-Co się stało?-zaniepokoiła się.
-Niestety, muszę cię zwolnić. Nie robiłbym tego, bo w końcu jesteś świetną pracownicą i opiekunką. Dzieci cię bardzo lubią, ale przedszkole bankrutuje, muszę kogoś zwolnić, ty jesteś młoda, a reszta pań już prawie jest na emeryturze, tobie będzie łatwiej znaleźć pracę.
-Rozumiem, mam się teraz pakować, czy mam skończyć dyżur?-zapytała, chociaż było jej bardzo przykro.
-Jakbyś mogła...to tyko pół godziny.
-Jasne, pożegnam się z dzieciakami.-uśmiechnęła się smutno i wyszła.
-Co się stało pani Samanto?-zapytały dzieci widząc minę swojej ulubionej pani.
-Ach, nic kochane...tylko..jutro już mnie tu nie będzie...
-Nie będzie?-zasmuciła się jedna z dziewczynek.-Czemu?
- Booo.-dziewczyna zamyśliła się chwilę. Co ma im powiedzieć, że została wyrzucona? Nie..- Bo muszę się zająć takim chłopczykiem, który bardzo potrzebuje mojej opieki.
-A ktoś inny nie może się nim zająć?-prychnął mały brunet.
-No niestety nie.-powiedziała.
-A wróci pani?
-Nie, chyba nie....ale będę was odwiedzać.
-Na sto procent?
-Sto procent.-uśmiechnęła się.
Resztę ostatniego dnia spędziła na rozmowie z przedszkolakami, później poszła do swojego szefa po zapłatę i poszła do domu. W drodze do domu postanowiła zacząć swoje życie od nowa, po raz drugi. Gdy wróciła do mieszkania postanowiła posprzątać. Posprzątała kuchnie, łazienkę i zabrała się za swój pokój. Sprzątając znalazła jeszcze karton z rzeczami do przeprowadzki. Otworzyła go. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to list. Chwyciła go i zaczęła czytać.
Kochana Samanto!
To ja, znaczy Ty, tylko, że trochę wcześniej. Tutaj mam 13 lat. Mieszkam jeszcze w Francji. Mam nadzieję, że czytasz to siedząc w pięknym mieszkaniu w Los Angeles i jesteś reżyserem, dziennikarzem lub managerem R5. Udało Ci się to? Jak tam Twoje blogi? Masz chłopaka, jest podobny do Riker'a tak jak chciałaś? A może masz już dzieci? Jak mają na imię? Mam nadzieję, że wreszcie żyjesz szczęśliwie, nie tak jak ja do nie dawna. Powodzenia!
Sam z przeszłości.
Przypomniała sobie jak to pisała, była w tedy taka mała i naiwna, miała marzenia. Jak to było dawno, siedem lat temu. Tak...teraz już nie ma marzeń. Wszystko zostało zniszczone, przez tych, którzy to zaczęli. Grupa nastolatków, która była kierowana swoimi marzeniami, dostała się na szczyt, żyli tam chwilkę, zaczęli się ustatkowywać, potem jednemu z nich zdarzyła się tragedia i zespół się rozpadł, a jej serce pękło. Odcięła się od swoich marzeń, bo za bardzo kojarzyły jej się z nimi. Spełniła tylko swoje jedno marzenie-w wieku 18 lat wyjechała do Los Angeles, tak jak chciała. Pisanie rzuciła, nie chciała więcej pisać, przerzuciła się na pilnowanie dzieci, ale to nie dawało jej tyle radości, to nie było jej przeznaczenie, ale jej przeznaczenie za bardzo ją bolało. W jej oczach pojawiły się łzy, miała o tym zapomnieć. Ubrała się szybko i wyszła z domu. Musiała się przejść. Pójść na spacer do parku.
Zastanawiała się co u nich, co u niego....
-Mamuusia!-usłyszała wesoły krzyk jakiegoś dziecka i poczuła jak ktoś przytula się do jej nogi.
Odwróciła się i zobaczyła małego blondynka.
-Ty nie jesteś moją mamusią.-powiedział zasmucony.
-No nie, nie jestem.-powiedziała.-A gdzie Twój opiekun?
- Że tatuś? Eeee no nie wiem.
-To chodź poszukamy go, co ty na to?-powiedziała uśmiechając się ciepło, chowając na chwilę swój smutek.
-Okej.-powiedział ochoczo malec i chwycił ją za rękę.
-Dobra, jak wygląda twój tata?
-Eee...jest wysoki, ma blond włosy i chodzi cały czas smutny.
-Czemu?
-Bo jak byłem dzidziusiem to moja mamusia umarła, a mój tatuś bardzo ją kochał.
-A jak miała na imię?
-Clary..a ty jak masz na imię?
-Samanta.
-Bardzo ładne imię.-uśmiechnął się słodko.
- A jak Ty masz na imię?-zapytała.
-Jack, gdzieś ty uciekł, co?!-usłyszeli męski krzyk.
-Taatuuś!-chłopczyk pobiegł do swojego ojca i mocno się do niego przytulił.-Właśnie z Samantą cię szukaliśmy!
-Samantą? Jaką Samantą?
-Tamtą.-chłopczyk pokazał na dziewczynę, która właśnie odwracała się z zamiarem pójścia do domu i zamknięcia się w sobie. -Hej Sam! Gdzie idziesz?-zawołał mały blondynek, ale nie odzyskał odpowiedzi. -Tatuś zrób coś! Ja ją bardzo polubiłem!-poprosił.
-Hej, Samanto!-zawołał i z chłopczykiem na rękach podbiegł do niej.
Dziewczyna odwróciła się znów chowając swoje cierpienie.
-Taak?-zapytała uśmiechając się sztucznie.
-Dziękuję, że znalazłaś mojego synka, nie wiem co bym bez ciebie zrobił.-powiedział uśmiechając się lekko.
-Nie ma za co, przecież bym nie zostawiła takiego małego skarbusia samego.-odpowiedziała.
-Tato, a może Samanta zje z nami obiad?-zapytał Jack.
-Jack, nie wiem, czy Samanta ma czas...-powiedział wymijająco mężczyzna.
-Nie chcę wam przeszkadzać Jack.-powiedziała łagodnie.
-No proooszę.-jęknął.
Starszy chłopak spojrzał na dziewczynę i na swojego synka po czym stwierdził, że też chętnie zjadłby z nią obiad.
-No to jak?-zapytał.
-A nie będę przeszkadzać?-zapytała.
-Nie no skąd, chodź.-powiedział.
-Noo...w sumie to nie mam nic innego do roboty.-powiedziała.
Chłopak uśmiechnął się i zabrał swoich towarzyszy do swojej ulubionej restauracji.
-Powiesz, czym się zajmujesz?-zapytał po tym, gdy złożyli zamówienie.
-Do dzisiaj pracowałam w przedszkolu, ale mnie wywalili. A ty czym się zajmujesz?
-Prowadzę szkołę tańca.
-Jej, zawsze chciałam się nauczyć tańczyć.-powiedziała z westchnieniem.
-To czemu tego nie zrobiłaś?-zapytał Jack zaciekawiony.
- Nie miałam jak...moja rodzina nie jest dość bogata, a później zrezygnowałam z pasji i marzeń. Jedynym marzeniem, jakie spełniłam to przyjazd tutaj.
-Nie jesteś stąd?-zdziwił się chłopak.
-Nie, jestem z Francji.
-Serio? Mówisz tak fenomenalnie po angielsku, że nigdy bym się nie spodziewał.
-Mieszkam tu już 2 lata.
-A ile masz lat?-zapytał młodszy blondyn.
-Jack, nie pyta się kobietę o wiek.-zganiał go ojciec.
-Nie no spoko, nie ma sprawy.-powiedziała.- Mam dwadzieścia sześć lat. A ty, Jack?
-Sześć.-powiedział.
-Tak, jak mój bratanek.-powiedziała z uśmiechem.
-Wszystkich masz w Francji?
-Mój brat mieszka w Andorze, a tak to wszyscy. Masz rodzeństwo?
-Czwórkę, ale nie utrzymuję z nimi kontaktu. A ty?
-Trójkę, jestem najmłodsza.
-A tatuś najstarszy!-zawołał Jack.
-Kochanie, może zejdźmy z tematu, twój tatuś chyba nie chcę o tym rozmawiać.-powiedziała do sześciolatka, gdy zobaczyła, że blondyn trochę się spina.
Zapadła cisza, którą przerwał kelner z zamówieniem. Zaczęli jeść.
-Czemu zrezygnowałaś z swoich marzeń i pasji?-zapytał.
-Mogę nie odpowiadać na twoje pytanie?
-Oczywiście, że nie..-zmieszał się.
Gdy zjedli dziewczyna postanowiła już się zbierać, wyjęła portfel i chciała zapłacić, lecz mężczyzna ją ubiegł.
-Zapłacę.
-Nie trzeba, mam pieniądze.
-Ale ja cię zaprosiłem, więc ja płacę.
-Nie dziękuje.-powiedziała i zostawiła na stoliku pieniądze i wyszła.
-Poczekaj chwilkę.-powiedział do synka.-Ej, Sam!!-wybiegł za nią.
-Tak?-westchnęła odwracając się.
-Mam dla Ciebie propozycję.
-Jaką?
-Straciłaś pracę prawda? Co ty na to, żeby popilnować Jack'a? Dogadujecie się, przecież.
-Emm...musiałabym się zastanowić.-powiedziała.
-Daj komórkę, zapiszę ci mój numer. -powiedział, a ona podała mu swój telefon.
Chłopak szybko go zapisał,pożegnał się z brunetką i wrócił do syna, a Samanta poszła do domu.
Przez całą noc dziewczyna nie zasnęła, myślała czy przyjąć ofertę blondyna. W końcu nie wytrzymała i ubrała się po czym wyszła na spacer. Wybrała się do tego parku co w dzień, jednak wybrała inną drogę. Przeszła sobie na około i usiadła na mostku. Było ciemno, a jedynym źródłem światła był księżyc odbijający się o tafle wody. Co miała zrobić? Jack był bardzo kochanym chłopakiem, jego ojciec również wydawał się miły. Może przyjąć jego propozycję?
-Hej...-usłyszała cichy, znajomy głos obok siebie, który wyrwał ją z zadumy.
-Hej.-powiedziała i spojrzała na blondyna.
-O czym myślisz?-zapytał.
-O twoim synku i.. o tobie.
-Naprawdę?-zdziwił się.
-Twoja propozycja nie daję mi spokoju.
-Opowiedz mi swoją historię.-powiedział nagle po chwili ciszy.
-Nie mam żadnej historii...-próbowała się wymigać.
-Każdy jakąś ma...widać, że nie jesteś osobą zupełnie szczęśliwą, a pewno nikomu nie powiedziałaś co ci leży na sercu, opowiedz, a zrobi ci się lepiej.
-A w tedy ty opowiesz?
Chłopak chwilę się zawahał.
-Tak.-powiedział w końcu.
Dziewczyna westchnęła, ale zaczęła opowiadać.
-Wiesz...jako mała dziewczynka byłam bardzo wesoła, kochałam wszystkich, wszystkim wierzyłam...jak każde dziecko byłam naiwna. W naszej rodzinie był jeden mały problem, jeden sekret...Co tydzień, na weekend jeździłam do dziadka, to była moja odskocznia od świata, kochałam go bardzo, zastępował mi mojego ojca, na którego nie mogłam liczyć. Gdy miałam osiem lat, mój dziadek umarł, a ja zamknęłam się w sobie. Pewnego dnia znalazłam mój promyczek życia, oni dali mi wszystko. Wiesz, kiedyś był taki zespół, stąd nawet. Uratowali mi życie i to dosłownie, gdyby nie oni nie byłoby mnie tutaj. Zaczęłam znowu wierzyć świat, ten okres był dla mnie najlepszy, dostałam szczęście, przyjaciół, a nawet miłość. Ale to nie było taka sobie miłostka, wiesz w tym zespole, był taki chłopak. Gdy w moim życiu już się ułożyło, a ja odnalazłam pasję, zaczęłam tak jakby jeszcze bardziej się nim interesować. Po paru miesiącach, zorientowałam się, że to nie byle żarty, to prawdziwa miłość, za każdym razem, gdy go widziałam moje serce biło szybciej, cieszyłam się każdym jego szczęściem, aż pewnego dnia, okazało się, że oni już nie są zespołem, ten, któremu powierzyłam swoje serce odszedł, bez wyjaśnień, wiem tylko tyle, że stało mu się coś strasznego.
Minęły trzy lata, ja stałam się pełnoletnia, wyjechałam tutaj i odcięłam się od starego życia, zaczęłam wszystko od nowa. I tyle. A jak było z tobą?
- Miałem super życie, wszystko układało się jak należy, później spotkałem swoją miłość, urodził mi się Jack, a moja dziewczyna umarła, ja popadłem w rozpacz, ale musiałem się pozbierać dla niego, oto moja historia.-powiedział zimnym tonem, próbując nie wypuścić łez.
-Ej.-powiedziała i przytuliła się do niego.-Nie wolno ci płakać, pomyśl sobie, że twoja dziewczyna nie chce żebyś płakał.
-Noo tak.-powiedział po chwili przecierając oczy. -Często tu przychodzisz?-zapytał po dosyć długiej chwili milczenia.
-Jak muszę naprawdę pomyśleć.-odpowiedziała.-A ty?
-Ja też. A co, już pomyślałaś nad moją propozycją?
-Przyjmę ją.
-Świetnie.-chłopak uśmiechnął się lekko i wstał.-To chodź.-podał jej rękę.
-Gdzie?
-No, po twoje ciuchy. Nie wiesz, gdzie mieszkam, a my sobie jeszcze pogadamy przy okazji.-wytłumaczył.
-Mam iść do twojego domu w nocy? Nie dzięki.-odpowiedziała.-Masz fajkę?
-Czemu?
-Bo chcę zapalić?
-Nie o to mi chodzi. Dlaczego nie chcesz do mnie iść? Nie jestem żadnym zboczeńcem.
-Tego, nie wiem, znam cię dwie godziny.-powiedziała.
-Po prostu chcę pogadać, a jutro muszę jechać z samego rana.
-Nooo...dobra. Ale jak mi coś zrobisz, to obiecuję, nie będziesz mieć życia do końca swoich dni.-ostrzegła.
-Okej.-powiedział.
Dziewczyna przyjęła jego rękę, a chłopak pomógł jej wstać. Po chwili blondyn podał jej paczkę papierosów.
-Chciałaś.-wytłumaczył, widząc zdziwiony wzrok brunetki.
-Aaaa...no tak.-powiedziała i zabrała jednego.
-Od kiedy palisz?-zapytał.
-Nie palę, raz na jakiś czas może coś tam, ale nie nałogowo.
-Ahaaaa...-powiedział.
I tak Samanta zaczęła nową pracę. Bardzo jej się podobała, szczególnie, że Jack był grzecznym i bardzo mądrym chłopcem. Każdy jej dzień wyglądał podobnie, przychodziła (albo po prostu wstawała, gdy całą noc przegadała ze swoim pracodawcą), dawała jeść Jackowi, bawiła się z nim, uczyła go pisać, liczyć, znów się bawiła, czasem szła z nim do przedszkola, później wracał Rayan, jedli razem kolację i dziewczyna wracała do domu lub zostawała u chłopaków Dni mijały nieznośnie szybko, chłopczyk, jak jego tata zaczęli przyzwyczajać się do obecności dziewczyny w domu. Ostatnimi czasy spotykali się nawet w weekendy chodząc na spacery, do kina, na różne wycieczki, lub po prostu siedząc w domu. Samanta kilka razy przyłapała się na wyobrażaniu sobie, że są prawdziwą rodziną, lecz zawsze karciła się za to, że za dużo sobie wyobraża, jednak to co stało się pod koniec maja, przebiło jej najśmielsze oczekiwania.
-Sam?-usłyszała głos Rayan'a.
-Tak?
-Bo...ja chciałem cię o coś zapytać.-powiedział trochę spięty.
-No to dajesz, przecież możesz mi powiedzieć wszystko, jesteśmy w końcu przyjaciółmi.
-No bo wiesz...spędzasz w naszym domu dużo czasu, więc tak sobie pomyślałem, że..że może byś z nami zamieszkała?
-Emm..-zacięła się.=Teraz to mnie zatkało.-zaśmiała się nerwowo, nie wiedziała co powiedzieć.
-Zrozumiem jak nie będziesz chciała, pomyślałem tylko, że będzie ci wygodnie.
-No w sumie...czemu nie! To kiedy mogę się wprowadzić?-zapytała.
-Choćby dziś!-uśmiechnął się, po czym wbił się ustami w jej usta, Brunetka najpierw była zaskoczona, ale po chwili oddała pocałunek przy okazji zarzucając mu ręce na szyję. Blondyn wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni...
Gdy rano otworzyła oczy ujrzała Rik..znaczy Rayan'a wtulonego w nią, jak dziecko w mamę. Uśmiechnęła się szeroko i pocałowała w czoło. Teraz mogła tylko czekać aż się obudzi. Po tym zdarzeniu ich relację jak i życie trochę się zmieniło, żyli jak para, ale chłopak nic jej w końcu nie obiecywał. Pewnego dnia, chłopak postanowił to zmienić, zabrał swoją ukochaną na spacer do parku, tam gdzie to wszystko się zaczęło.
-Gdzie zostawiłeś Jacka?-zapytała.
-U sąsiadki.-odpowiedział chwytając ją za rękę.
Dziewczyna lekko wtuliła się w jego tors,, przez co poczuła, że chłopak jest lekko spięty.
-Co się dzieje?-zapytała.
-A ma się coś dziać?-uśmiechnął się nerwowo.
-Zawsze gdy jesteś spięty, to coś się dzieję.
-No bo...Sam, ja nie powiedziałem Ci całej prawdy.
-Nie? Jak to nie?-udała, że się zdziwiła tą informacją, w głębi duszy już wiedziała co blondyn chce jej powiedzieć.
-No bo ja w cale nie jestem żaden Rayan! Jestem Riker, Riker Anthony Lynch! Nie chciałem ci tego mówić, od raz wiedziałem, że chodzi ci o mnie, a w końcu to ja zniszczyłem ci życie, bałem się, że mnie znienawidzisz, a ja cię pokochałem....tak bardzo, chociaż myślałem, że już nigdy więcej nie będę w stanie nikogo pokochać! Sam proszę cię zrozum...
-W końcu!- uśmiechnęła się brunetka, a chłopak spojrzał na nią zdziwiony.- I ty myślałeś, że się nie zorientuje, tak? Wiedziałam od samego początku skarbie! Myślisz, że nie poznałabym tych pięknych, piwnych oczu lub tego genialnego uśmiechu? Do tego, któż by inny nazwał swojego syna Jack, jak nie największy fan Piratów z Karaibów? Czekałam aż odważysz się powiedzieć. Może i w tedy złamałeś mi serce, ale teraz znowu je ożywiłeś. Co tu dużo mówić! Kocham Cię Riker!-powiedziała się w jego usta, a chłopak oddał pocałunek.
-Wyjdziesz za mnie?-zapytał, gdy oderwali się od siebie.
-Choćby zaraz!-odpowiedziała z wielkim uśmiechem i znów połączyła swoje usta ze swoimi.
***Parę lat później***
-Riker, chodź!-warknęła Samanta.
-Ale co ja im powiem?-jęknął załamany.
-Że bardzo się za nimi stęskniłeś, że bardzo przepraszasz, że ich bardzo kochasz i poznasz nas z nimi.
-Nie możemy poczekać, kotku?
-Zwlekamy już z tym od dwóch lat!
-Ale..
-RIKER DO CHOLERY JASNEJ! JA WRÓCIŁAM DO PISANIA, TO TY WRÓCISZ DO RODZINY!-krzyknęła wkurzona i zadzwoniła do drzwi. Drzwi otworzyła im mama blondyna.
-Dzień Dobry.-powiedziała Samanta.
- Dzień Dobry...-odpowiedziała zdziwiona pani Lynch.
-Eeee bo my...znaczy noo...-brunetka zaczęła się plątać, nie widziała jak ma zacząć rozmowę.
-Cześć mamo-powiedział Riker ratując swoją żonę i niezręcznej sytuacji.
Pani Lynch spojrzała na blondyna z niedowierzaniem.
-Riker?-spytała cicho, a chłopak pokiwał głową.
-O Boże! Riker, syneczku!-wykrzyknęła ze łzami w oczach i przytuliła do siebie chłopaka.
I od tego momentu już wszystko było dobrze. Ich życie, chociaż kiedyś zrujnowane, stanęło na nogi, bo oni byli razem. Dwie zbłąkane, smutne dusze, a oni już dawno byli szczęśliwi...
Miniaturka jest dla mnie taka sobie, w sumie..to bardziej podobała mi się moja pierwsza niż ta....ale to Wam zostawiam opinię.
Wybrałam sobie ten parring, ponieważ Samanta jest związana ze Francją....ech, aż szkoda gadać, co się dzieje z tym światem.
CO DO ROZDZIAŁU... staramy się go z Dark napisać, ale rozumiecie...szkoła, brak czasu..no próbujemy, ale za bardzo nam nie wychodzi...
Aha! Ni i dziękujemy bardzo za ponad 9 000 wyświetleń!!
To dla nas takie..wspaniałe, wzruszające jest nam tak niezmiernie miło...Kochamy Was! Bardzo, bardzo, bardzo!
Ps.: Jak Wam się podoba nowy wystrój?
Proszę o opinię w komentarzach!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
~Kaśka Zwana Gryzoniem
poniedziałek, 12 października 2015
Rozdział 38 cz. 4
***Oczami Rocky'ego***
Obudziłem się i spojrzałem na zegarek, 12;30. Pora wstawać. Zwlokłem się z łóżka i spojrzałem do lustra.
-RYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYLAAAAAAAAAAAAAAAND!!!!!!!-wydarłem się tak, że na sto procent słyszała mnie cała ulica.
-Słucham?-usłyszałem chichot mojego młodszego, ale jakże wkurzającego brata.
-Powiedz. Mi. Proszę.Kto. Pozwolił. Ruszać. Ci. Moje. WŁOSY!!-wysyczałem.
-Eee...no nikt...-drzwi do mojego pokoju otworzyły się i stanął w nich RyRy.
-ZABIJE!!!-wrzasnąłem odwracając się i pobiegłem w jego stronę.
Ten tylko zamknął, a raczej zatrzasnął drzwi i zbiegł na dół.
-GDZIE TY MI W TYCH BUTACH, BARANIE JEDEN?!-usłyszałem wrzask Riker'a.
zaśmiałem się pod nosem. Och tak..on już mu pokarze, ale ja się zemszczę..jeszcze nie wiem do końca jak ale to zrobię...musi ponieść kare za umycie moich włosów w Nutelli.
Zacząłem zbierać ubrania, w których chciałem dzisiaj chodzić. Nagle usłyszałem sygnał sms'a. Spojrzałem na swoją komórkę. Dostałem sms'a od Lizzy! Na mojej twarzy wykwitł uśmiech. Kochany Rocky, mam nadzieje, że Cię nie obudziłam. Mówiłeś, że lubisz spać do trzynastej, więc piszę tylko sms'a. Na dodatek jestem teraz na warsztatach plastycznych, kończę o 16:00. Może wybralibyśmy się gdzieś?
Mój uśmiech przemienił się w prawdziwego banana. Przez te trzy dni dużo ze sobą pisaliśmy, ale jakoś nie odczuwała potrzeby spotkania się ze mną. Byłem mile zaskoczony. Z przyjemnością, a gdzie byś chciała się wybrać? Odpisałem i zacząłem niecierpliwie czekać na odpowiedź.Nie musiałem czekać długo, już po chwili otrzymałem odpowiedź. Co ty na wycieczkę rowerową do parku? Park, rower, Lizzy....czy to nie piękne połączenie? Z wielką chęcią. Odpowiedziałem i zabrałem się z telefonem do łazienki. No to czekam o 17:00 przed moim domem, przerwa się kończy nie odpowiadaj. Całuski ;* Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej. No to mam cztery godziny by się przygotować. Gdy się umyłem i zjadłem śniadanie postanowiłem sprawdzić, czy z moim rowerem wszystko w porządku, szczerze to z cieszę się, że to zrobiłam. Poszedłem do garażu i wyciągnąłem mojego górala. Było na nim pełno kurzu, nie było pedałów, farba odchodziła od ramy, łańcuch był zardzewiały, hamulce zerwane...wyglądał jakby nie używało się go od 50 lat...istna masakra. Postanowiłem wybrać się do sklepu rowerowego pa parę nowych części i sprey. Pożyczyłam rower od Rik'a i ruszyłem do miasta.
Zapowiadają się długie przygotowania, ale czego się nie robi dla mojej anielicy.....
***Oczami Lizzy***
Weszłam do mojego domu i ze smutkiem spojrzałam na swój plan zajęć. Pierwszy raz polubiłam swoją nauczycielkę, a pani Moon musiała ją wyrzucić. To straszne. Westchnęłam i usiadłam na fotelu. No cóż...nic nie poradzę, za dwie godziny idę na spotkanie z Rocky'm. Przeczesałam włosy ręką. Postanowiłam zjeść sobie sushi, później zabiorę się za jogę i pod koniec zajmę się sobą. Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Nawet nie zauważyłam, kiedy wybiła 16:30, podskoczyłam jak oparzona, gdy zauważyłam, że za pół godziny mam być gotowa. Pobiegłam do łazienki i szybko wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, lekko się pomalowałam i ubrałam w to:
Wyciągnęłam swój rower i z uśmiechem się. Uwielbiam jeździć na rowerze, nic dziwnego, że robię to prawie codziennie! Spakowałam wodę do koszyczka z przodu i przygotowałam się do wyjazdu. O równej siedemnastej przyjechał Rocky na swoim zielonym rowerze.
-Hejka.-uśmiechnęłam się.
-Cześć.-odpowiedział.-Ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję.-zarumieniłam się lekko.
-Słodka jesteś, wiesz?-zapytał z błyskiem w oku.
-Jedźmy już.-powiedziałam i nie odpowiadając na jego pytanie, co w cale nie oznacza, że zrobiło mi się miło.
Ruszyliśmy drogą prowadzącą do parku.
-Skoczymy na burgera?-zapytał Rocky.
-Jestem wegetarianką...
-No to może watę cukrową?
-Okej.-powiedziałam i przyśpieszyłam.-Gonisz!-krzyknęłam i puściłam się jak najszybciej potrafię.
Zjechałam z górki, nabierając jeszcze większej prędkości, później znowu pod górkę i znowu na dół, pedałowałam z całych sił, do góry, na dół, do góry...skręt, przejazd przez mały lasek i na sam koniec zatrzymanie się przy budce z watą cukrową i popcornem. Rozejrzałam się dokoła, ale Rocky'ego nigdzie nie było. Uśmiechnęłam się pod nosem i "zaparkowałam" swój rower na wyznaczonym do tego miejscu. Czekałam na Rocky'ego jakieś dziesięć minut, dopiero po tym czasie zauważyłam go na horyzoncie.
-Jes-teś niemo-żliwa.-wysapał robiąc przerwy by złapać oddech.
-Ja jestem nie możliwa? To ty w ogóle nie masz kondycji!
-Ja nie mam kondycji? A te mięśnie to skąd się wzięły?
-Ty to nazywasz mięśniami?-zapytałam z udawanym powątpieniem patrząc na jego naprawdę umięśnione ręce.
Brunet prychnął i również "zaparkował" rower.
-Ej, Rocky...żartowałam tylko....-powiedziałam widząc jego minę, nie odpowiedział.-Rocky?-znowu nic. Westchnęłam i cichutko włożyłam dłoń do kieszeni bluzy brązowookiego, w której trzymał swoją rękę. Splotłam swoje palce z jego, chłopak popatrzył na mnie zdziwiony a ja uśmiechnęłam się do niego, odwzajemnił uśmiech.
Po wacie jeszcze trochę pojeździliśmy jeszcze na rowerze, tak do o dziewiętnastej, zjedliśmy obiad w parkowej restauracji, popłynęliśmy sobie rowerkami wodnymi, pochodziliśmy sobie, braliśmy udział w festiwalowych konkursach. Rocky wygrał dla mnie misia, grając w ruletkę a zaraz potem zrobił mi z nim zdjęcie:
-Ciekawe, kto mi go zabierze do domu.-zapytałam ze śmiechem.
-No jasne, że twój jakże wspaniały i męski towarzysz!
Zaczęłam się rozglądać na prawo i lewo udając, że czegoś szukam.
-Eee...co robisz?
-No wspomniałeś o jakimś wspaniałym i męskim towarzyszu, więc go szukam.-uśmiechnęłam się zadziornie.
-Aleś Ty śmieszna, bo zaraz sama będziesz sobie nosić tego misia.
- No przecież żartuje nooo....
-Jak go nazwiesz?
-Mam nazywać swojego misia? Żartujesz?
-Nie, ja przecież nazywam..znaczy nazywałem swoje misie...kiedyś, nie teraz.
-Ta jasne. No ale nazwę go...-zamyśliłam się na chwilkę przyglądając się misiowi.- Rocheux.
-Czemu tak?
-To po francusku.
-A co to oznacza?
-A nie powiem.-uśmiechnęłam się słodko.-Dobra teraz ja muszę Ci coś wygrać.
-Co? Nie, nie, nie...to ja tu jestem chłopakiem i...
-Och cicho bądź.-mruknęłam i zanim cokolwiek zdążył mi odpyskować wpiłam się w jego wspaniałe usta. Chłopak z uśmiechem przyciągnął mnie jeszcze bliżej pogłębiając pocałunek. Nie powiem, coraz bardziej mi się to podobało....
Heeeejka <3
Jestem po baaaardzo długiej przerwie. Baaardzo Was za to przepraszam! Ale po prostu jakoś nie mam weny na tą parkę...Na wszystkich innych mam a na nich nie mam noo...to się nazywa wena Kaśki -,- Czasami jej nie lubię....Do tego jeszcze szkoła! Też jej czasami nie lubię...dokładnie to w miejscach między przerwami :/ Boooożeeee!!!!!!!!!!! Jakie to jest krótkie! Aż mi wstyd, że takie coś dodaje! Aaaaaa!!!!! No nie ma mnie tu, znikłam....pufff....nie ma mnie O.O
Proszę o komentarze.. Jeszcze raz przepraszam Was za to...wszystko.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
~Kaśka Zwana Gryzoniem
Obudziłem się i spojrzałem na zegarek, 12;30. Pora wstawać. Zwlokłem się z łóżka i spojrzałem do lustra.
-RYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYLAAAAAAAAAAAAAAAND!!!!!!!-wydarłem się tak, że na sto procent słyszała mnie cała ulica.
-Słucham?-usłyszałem chichot mojego młodszego, ale jakże wkurzającego brata.
-Powiedz. Mi. Proszę.Kto. Pozwolił. Ruszać. Ci. Moje. WŁOSY!!-wysyczałem.
-Eee...no nikt...-drzwi do mojego pokoju otworzyły się i stanął w nich RyRy.
-ZABIJE!!!-wrzasnąłem odwracając się i pobiegłem w jego stronę.
Ten tylko zamknął, a raczej zatrzasnął drzwi i zbiegł na dół.
-GDZIE TY MI W TYCH BUTACH, BARANIE JEDEN?!-usłyszałem wrzask Riker'a.
zaśmiałem się pod nosem. Och tak..on już mu pokarze, ale ja się zemszczę..jeszcze nie wiem do końca jak ale to zrobię...musi ponieść kare za umycie moich włosów w Nutelli.
Zacząłem zbierać ubrania, w których chciałem dzisiaj chodzić. Nagle usłyszałem sygnał sms'a. Spojrzałem na swoją komórkę. Dostałem sms'a od Lizzy! Na mojej twarzy wykwitł uśmiech. Kochany Rocky, mam nadzieje, że Cię nie obudziłam. Mówiłeś, że lubisz spać do trzynastej, więc piszę tylko sms'a. Na dodatek jestem teraz na warsztatach plastycznych, kończę o 16:00. Może wybralibyśmy się gdzieś?
Mój uśmiech przemienił się w prawdziwego banana. Przez te trzy dni dużo ze sobą pisaliśmy, ale jakoś nie odczuwała potrzeby spotkania się ze mną. Byłem mile zaskoczony. Z przyjemnością, a gdzie byś chciała się wybrać? Odpisałem i zacząłem niecierpliwie czekać na odpowiedź.Nie musiałem czekać długo, już po chwili otrzymałem odpowiedź. Co ty na wycieczkę rowerową do parku? Park, rower, Lizzy....czy to nie piękne połączenie? Z wielką chęcią. Odpowiedziałem i zabrałem się z telefonem do łazienki. No to czekam o 17:00 przed moim domem, przerwa się kończy nie odpowiadaj. Całuski ;* Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej. No to mam cztery godziny by się przygotować. Gdy się umyłem i zjadłem śniadanie postanowiłem sprawdzić, czy z moim rowerem wszystko w porządku, szczerze to z cieszę się, że to zrobiłam. Poszedłem do garażu i wyciągnąłem mojego górala. Było na nim pełno kurzu, nie było pedałów, farba odchodziła od ramy, łańcuch był zardzewiały, hamulce zerwane...wyglądał jakby nie używało się go od 50 lat...istna masakra. Postanowiłem wybrać się do sklepu rowerowego pa parę nowych części i sprey. Pożyczyłam rower od Rik'a i ruszyłem do miasta.
Zapowiadają się długie przygotowania, ale czego się nie robi dla mojej anielicy.....
***Oczami Lizzy***
Weszłam do mojego domu i ze smutkiem spojrzałam na swój plan zajęć. Pierwszy raz polubiłam swoją nauczycielkę, a pani Moon musiała ją wyrzucić. To straszne. Westchnęłam i usiadłam na fotelu. No cóż...nic nie poradzę, za dwie godziny idę na spotkanie z Rocky'm. Przeczesałam włosy ręką. Postanowiłam zjeść sobie sushi, później zabiorę się za jogę i pod koniec zajmę się sobą. Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Nawet nie zauważyłam, kiedy wybiła 16:30, podskoczyłam jak oparzona, gdy zauważyłam, że za pół godziny mam być gotowa. Pobiegłam do łazienki i szybko wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, lekko się pomalowałam i ubrałam w to:
Wyciągnęłam swój rower i z uśmiechem się. Uwielbiam jeździć na rowerze, nic dziwnego, że robię to prawie codziennie! Spakowałam wodę do koszyczka z przodu i przygotowałam się do wyjazdu. O równej siedemnastej przyjechał Rocky na swoim zielonym rowerze.
-Hejka.-uśmiechnęłam się.
-Cześć.-odpowiedział.-Ślicznie wyglądasz.
-Dziękuję.-zarumieniłam się lekko.
-Słodka jesteś, wiesz?-zapytał z błyskiem w oku.
-Jedźmy już.-powiedziałam i nie odpowiadając na jego pytanie, co w cale nie oznacza, że zrobiło mi się miło.
Ruszyliśmy drogą prowadzącą do parku.
-Skoczymy na burgera?-zapytał Rocky.
-Jestem wegetarianką...
-No to może watę cukrową?
-Okej.-powiedziałam i przyśpieszyłam.-Gonisz!-krzyknęłam i puściłam się jak najszybciej potrafię.
Zjechałam z górki, nabierając jeszcze większej prędkości, później znowu pod górkę i znowu na dół, pedałowałam z całych sił, do góry, na dół, do góry...skręt, przejazd przez mały lasek i na sam koniec zatrzymanie się przy budce z watą cukrową i popcornem. Rozejrzałam się dokoła, ale Rocky'ego nigdzie nie było. Uśmiechnęłam się pod nosem i "zaparkowałam" swój rower na wyznaczonym do tego miejscu. Czekałam na Rocky'ego jakieś dziesięć minut, dopiero po tym czasie zauważyłam go na horyzoncie.
-Jes-teś niemo-żliwa.-wysapał robiąc przerwy by złapać oddech.
-Ja jestem nie możliwa? To ty w ogóle nie masz kondycji!
-Ja nie mam kondycji? A te mięśnie to skąd się wzięły?
-Ty to nazywasz mięśniami?-zapytałam z udawanym powątpieniem patrząc na jego naprawdę umięśnione ręce.
Brunet prychnął i również "zaparkował" rower.
-Ej, Rocky...żartowałam tylko....-powiedziałam widząc jego minę, nie odpowiedział.-Rocky?-znowu nic. Westchnęłam i cichutko włożyłam dłoń do kieszeni bluzy brązowookiego, w której trzymał swoją rękę. Splotłam swoje palce z jego, chłopak popatrzył na mnie zdziwiony a ja uśmiechnęłam się do niego, odwzajemnił uśmiech.
Po wacie jeszcze trochę pojeździliśmy jeszcze na rowerze, tak do o dziewiętnastej, zjedliśmy obiad w parkowej restauracji, popłynęliśmy sobie rowerkami wodnymi, pochodziliśmy sobie, braliśmy udział w festiwalowych konkursach. Rocky wygrał dla mnie misia, grając w ruletkę a zaraz potem zrobił mi z nim zdjęcie:
-Ciekawe, kto mi go zabierze do domu.-zapytałam ze śmiechem.
-No jasne, że twój jakże wspaniały i męski towarzysz!
Zaczęłam się rozglądać na prawo i lewo udając, że czegoś szukam.
-Eee...co robisz?
-No wspomniałeś o jakimś wspaniałym i męskim towarzyszu, więc go szukam.-uśmiechnęłam się zadziornie.
-Aleś Ty śmieszna, bo zaraz sama będziesz sobie nosić tego misia.
- No przecież żartuje nooo....
-Jak go nazwiesz?
-Mam nazywać swojego misia? Żartujesz?
-Nie, ja przecież nazywam..znaczy nazywałem swoje misie...kiedyś, nie teraz.
-Ta jasne. No ale nazwę go...-zamyśliłam się na chwilkę przyglądając się misiowi.- Rocheux.
-Czemu tak?
-To po francusku.
-A co to oznacza?
-A nie powiem.-uśmiechnęłam się słodko.-Dobra teraz ja muszę Ci coś wygrać.
-Co? Nie, nie, nie...to ja tu jestem chłopakiem i...
-Och cicho bądź.-mruknęłam i zanim cokolwiek zdążył mi odpyskować wpiłam się w jego wspaniałe usta. Chłopak z uśmiechem przyciągnął mnie jeszcze bliżej pogłębiając pocałunek. Nie powiem, coraz bardziej mi się to podobało....
Heeeejka <3
Jestem po baaaardzo długiej przerwie. Baaardzo Was za to przepraszam! Ale po prostu jakoś nie mam weny na tą parkę...Na wszystkich innych mam a na nich nie mam noo...to się nazywa wena Kaśki -,- Czasami jej nie lubię....Do tego jeszcze szkoła! Też jej czasami nie lubię...dokładnie to w miejscach między przerwami :/ Boooożeeee!!!!!!!!!!! Jakie to jest krótkie! Aż mi wstyd, że takie coś dodaje! Aaaaaa!!!!! No nie ma mnie tu, znikłam....pufff....nie ma mnie O.O
Proszę o komentarze.. Jeszcze raz przepraszam Was za to...wszystko.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
~Kaśka Zwana Gryzoniem
środa, 12 sierpnia 2015
Rozdział 38 część 3
Rydel i Ellington <3 Rydellington
***Oczami Rydel***
Siedziałam na moim kochanym drzewie rozmyślając o życiu. Jak zwykle z resztą, kiedy tu przychodzę. Zaczęłam myśleć nad przyszłością, którą chciałabym tworzyć dalej w towarzystwie Ellingtona. Chciałbym mieć go już zawsze przy sobie, ale boję się. Boję się do końca zaangażować w ten związek bo przecież nic nie trwa wiecznie. Jeśli coś by się zepsuło to zespół mógłby ucierpieć.
I tak już ostatnio zaczęliśmy się kłócić, mówią, że związek bez kłótni nie ma szans przetrwać i może mają rację, ale to tak strasznie boli.
Zespół- to kolejna rzecz, o której myślałam. Coś się z nami dzieje. Od kiedy każdy zaczął się z kimś spotykać nie graliśmy niczego. Czasami myślę, że moje szczęście postawiło pieczęć na istnieniu zespołu. Niby ciągle coś chcemy z tym zrobić, ale spychamy to na bok przez "ważniejsze" sprawy.
Boję się ,że wszystko się rozsypię. Albo że nagle się obudzę i wrócę z powrotem do punktu wyjścia.
Myślenie czasami powstrzymuje od życia pełną parą. Od podejmowania słusznych, ale ryzykownych decyzji. Chciałabym pstryknąć palcami i naprawić wszystkie problemy, ale nie mogę....nikt nie może bo nikt nie posiada takiej władzy.
Musiałam z kimś o tym pogadać aby dostać jakąś radę. Zamiast tego od zawsze siadałam na drzewie i jak za przeproszeniem, chory umysłowo człowiek gadałam do drzewa o 6 rano.
Kombinowałam na setki sposobów i zawsze wracałam do punktu wyjścia....musiałam pogadać z braćmi.
-Hej, hej tam na górze- usłyszałam męski głos.- Przepraszam nie widziała pani może takiej ślicznej blondynki, o pięknych czekoladowych oczach i anielskim głosie ? Zgubiła mi się, albo raczej uciekła mi z łóżka jakoś w okolicach 5 rano i nie mogę jej znaleźć.
-Ha ha , bardzo śmieszne - uśmiechnęłam się- Co tu robisz ?
-Uciekłaś mi, myślałem, że Ci się znudziłem- zaczął się wspinać na drzewo- Posuń się- przesunęłam się kawałek, a chłopak usiadł koło mnie.
-Nigdy byś mi się nie znudził - oparłam głowę na jego ramieniu.
-Odpowiem Ci, ale złapie oddech- zaczął dyszeć na co zaczęłam się śmiać- Rany nie mam kondycji, muszę zacząć biegać - obioł mnie ramieniem.
-Skąd wiedziałeś, że tu będę ?
-Mówiłaś mi kiedyś o tym miejscu i o tym, że lubisz tutaj przychodzić jak masz problem
-Sądziłam, że byłeś tak zaspany i nie słuchałeś co do ciebie mówiłam
-Błąd kochanie, ja zawsze Cię słucham - pocałował mnie w czoło i przyciągnął bliżej siebie - To co Cię trapi księżniczko?
-O mój książę , gdybyś tylko wiedział ile myśli niespokojnie krąży po mej głowie- powiedziałam "bajkowym" głosem
-Powiedz mi - złapał mnie za dłoń i spojrzał w oczy- Postaram się pomóc ukoić twe myśli i znaleźć im spokój .
-Wiesz mój książę co masz robić abym myśleć zaprzestała - delikatnie się uśmiechnęłam ,a ten mnie pocałował .-Bardziej chodziło mi o "zjedźmy z drzewa myślenia", ale okej .- ten spojrzał na mnie jak na małe dziecko . Zszedł z drzewa powoli i ostrożnie bo z jego zdolnościami mógłby spaść.
-Skacz!- krzyknął i wystawił ręce przed siebie.
-Hahah nie dzięki ,dobrze mi tu -powiedziałam przerażona.
-Myślałem ,że chciałaś zejść.
-Dobrze mi tu, chciałam się tylko Ciebie pozbyć, robiłeś mi tu sztuczny tłum- skłamałam
-Zabawne ...złapie Cię- pokiwałam przecząco głową- Ufasz mi ?
-Tak, tak, zazwyczaj tam, ale teraz to jakoś nie- zaśmiałam się nerwowo.
-No dalej Delly , nie myśl o tym, tylko skocz.
-Jak zginę to połóż mi stokrotki na grobie - powiedziałam i skoczyłam prosto w silne ramiona mojego chłopaka.
-I co ?- uniósł do góry brwi do góry i uśmiechnął się zalotnie- Było aż tak strasznie ?
-Nawet gorzej - zeskoczyłam z jego rąk i stanęłam na przeciwko niego.
-Wydawało mi się, że zawsze chciałaś latać- uśmiechnął się, a ja go zmroziłam spojrzeniem.
-Latać ? Tak. Spadać? Nie koniecznie - pstryknęłam go w nos i pocałowałam .
-Oj skarbie , jestem pewien, że było niesamowicie - pocałował mnie w głowę i przytulił do siebie.
-Skacz!- krzyknął i wystawił ręce przed siebie.
-Hahah nie dzięki ,dobrze mi tu -powiedziałam przerażona.
-Myślałem ,że chciałaś zejść.
-Dobrze mi tu, chciałam się tylko Ciebie pozbyć, robiłeś mi tu sztuczny tłum- skłamałam
-Zabawne ...złapie Cię- pokiwałam przecząco głową- Ufasz mi ?
-Tak, tak, zazwyczaj tam, ale teraz to jakoś nie- zaśmiałam się nerwowo.
-No dalej Delly , nie myśl o tym, tylko skocz.
-Jak zginę to połóż mi stokrotki na grobie - powiedziałam i skoczyłam prosto w silne ramiona mojego chłopaka.
-I co ?- uniósł do góry brwi do góry i uśmiechnął się zalotnie- Było aż tak strasznie ?
-Nawet gorzej - zeskoczyłam z jego rąk i stanęłam na przeciwko niego.
-Wydawało mi się, że zawsze chciałaś latać- uśmiechnął się, a ja go zmroziłam spojrzeniem.
-Latać ? Tak. Spadać? Nie koniecznie - pstryknęłam go w nos i pocałowałam .
-Oj skarbie , jestem pewien, że było niesamowicie - pocałował mnie w głowę i przytulił do siebie.
-Rydel ? - zapytał niepewnie łapiąc mnie za dłonie .
-No co tam ?- uśmiechnęłam się zachęcająco.
-Pójdziesz ze mną na randkę ?
-No jasne głuptasie, że z Tobą pójdę .
-Świetnie -ucieszył się - To wpadnę po Ciebie o 20 . Ubierz się ładnie i zabierz ze sobą swój śliczny uśmiech -puścił mi oczko.
-Kurcze, planowałam go zostawić w domu- posmutniałam.
-Boże jak ja Cie kocham- powiedział patrząc mi w oczy.
-A wiesz, że ja też Ciebie kocham?- zarzuciłam mu ręce na szyję.
-Jak możesz ?- zaśmiał się i mnie pocałował . Szliśmy sobie spokojnie, rozkoszując się ciszą i lekkim wietrzykiem. Ellington odprowadził mnie pod sam dom i pocałował na pożegnanie.
-Będę o 8. - pogłaskał mnie po policzku i odszedł.
Z westchnieniem i wielkim uśmiechem na ustach weszłam do domu.
Poszłam do kuchni po paczkę ciastek zbożowych i szklankę mleka. Z przygotowanym śniadaniem ruszyłam na górę do swojego pokoju, aby obmyślić strój na dzisiejszą randkę.
Bo prawie 3 godzinach rozmyślań, w końcu zdecydowałam się wybrać to :
-Kurcze, planowałam go zostawić w domu- posmutniałam.
-Boże jak ja Cie kocham- powiedział patrząc mi w oczy.
-A wiesz, że ja też Ciebie kocham?- zarzuciłam mu ręce na szyję.
-Jak możesz ?- zaśmiał się i mnie pocałował . Szliśmy sobie spokojnie, rozkoszując się ciszą i lekkim wietrzykiem. Ellington odprowadził mnie pod sam dom i pocałował na pożegnanie.
-Będę o 8. - pogłaskał mnie po policzku i odszedł.
Z westchnieniem i wielkim uśmiechem na ustach weszłam do domu.
Poszłam do kuchni po paczkę ciastek zbożowych i szklankę mleka. Z przygotowanym śniadaniem ruszyłam na górę do swojego pokoju, aby obmyślić strój na dzisiejszą randkę.
Bo prawie 3 godzinach rozmyślań, w końcu zdecydowałam się wybrać to :
Pomalowałam paznokcie na biało i z niecierpliwością czekałam aż wyschną .
Po 20 minutach męki poszłam pod prysznic. Umyłam się dokładnie po czym założyłam bieliznę i szlafrok. Wytarłam jeszcze włosy i tak zeszłam na dół, żeby coś zjeść.
***W tym samym czasie u Ellingtona"
Gdzie to jest, gdzie to jest ! Krzyczałem sam do siebie przerzucają cały pokój to góry nogami .
Kiedy, w końcu zrezygnowany rzuciłem się na łóżko, skierowałem swoje spojrzenie w kierunku półki nad biurkiem. Westchnąłem ciężko i przewróciłem oczami , wlepiając spojrzenie w sufit.
"Tylko spokojnie, nie daj się zwariować", szeptałem sobie pod nosem głęboko oddychając.
Podszedłem do półki i sięgnąłem po pudełko stojące na niej. Masz szczęście, że tu jesteś , powiedziałem to małego przedmiotu, który pewnie teraz gdyby mógł , śmiałby się ze mnie.
Odłożyłem go na miejsce i uśmiechnąłem się pod nosem.
Poszedłem szybko wziąć prysznic, a później szybko coś zjadłem. Puściłem sobie muzykę na cały dom i zacząłem śpiewać tańcząc przy tym w samych bokserkach. Miałem mnóstwo energii i cieszyłem się jak głupi sam nie wiedząc z czego .
W czasie tego wszystkiego zacząłem sprzątać mieszkanie. Tak zeszło mi to parę godzin .
O 18:50 postanowiłem się jeszcze ubrać. Ubrałem ciemne dżinsy i białą koszulę.
Wziąłem jeszcze marynarkę, nie dlatego, że chciałem, było mi za gorąco. Po prostu gdyby później Rydel się zrobiło zimno nie miałbym jej czego dać. Zabrałem ze sobą to nieszczęsne pudełko i wyszedłem z domu. Po drodze wszedłem jeszcze do kwiaciarki po kwity dla mojej kobiety. Usatysfakcjonowany ruszyłem do domu po miłość mego życia.
***Oczami Rydel***
Czekałam gotowa z niecierpliwością. Siedziałam na kanapie i zastanawiałam się czy ubranie wysokich szpilek to był aby na pewno dobry pomysł. Rozmyślałam tak jeszcze chwilkę, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko do nich podeszłam i je otworzyłam. Uśmiechnęłam się do bruneta szeroko.
-Oto najpiękniejsze kwiaty, dla najpiękniejszej kobiety na świecie- podał mi duży bukiet róż.
-Dziękuję, jesteś kochany- wstawiłam kwiaty do wody i wyszliśmy.- Powiesz mi gdzie idziemy ?
-Po co mam Ci mówić, skoro zaraz tam będziemy?- pocałował mnie lekko.
-Tym razem Ci odpuszczę- powiedziałam cicho na co brunet się zaśmiał.
Po 15 minutach byliśmy w pięknej restauracji.
-To był aż taki sekret ,że nie mogłeś mi powiedzieć?- zaśmiałam się i uśmiechnęłam do niego słodko.
-Nie był ,ale chcę Cię nauczyć cierpliwości- nachylił się w moją stronę.
-Ja jestem cierpliwa- powtórzyłam jego czyn.
-No jasne,że tak kochanie- pocałował mnie w nos na co zachichotałam. Akurat wtedy podszedł do nas kelner.
-Co państwu podać ?- zapytał. Ellington spojrzał na mnie porozumiewawczo, prawda była taka,że nic nie zamówiliśmy. Brunet szybko zerknął w kartę tak, żeby kelner nie zwrócił na to uwagi.
-Największy talerz frytek jaki macie i dwa koktajle czekoladowe.- powiedział wymijająco. Kelner spojrzał na nas zdziwiony i odszedł. Jak, tylko straciliśmy go z oczu zaczęliśmy się śmiać.
-To raczej nie codzienny widok, żeby ktoś zamawiał frytki w takiej restauracji.
-Ej- oburzył się - Mają to w karcie - zaśmiał się. rzucając menu na stół.
-Boże jak ja Cię kocham - zaśmiałam się nie patrząc na niego.
-No wiem - szturchnął mnie nogą pod stołem przez co podniosłam na niego wzrok- Ja Ciebie też.
I znowu w najmniej odpowiednim momencie przyszedł kelner z dwoma koktajlami i WIELKIM talerzem frytek . Znowu buchnęliśmy śmiechem. Zaczęliśmy się zajadać frytkami, które swoją drogą były MEGA PYSZNE .
Kiedy wyszliśmy z restauracji śmialiśmy się całą drogę jakbyśmy byli pijani. Może to przez te koktajle, a może to ta niezręczna cisza, która czasami zapadała między nami.
Szliśmy przez ciemny park, trzymając się za ręce , śmiejąc wniebogłosy i śpiewając piosenki. Kiedy się już zmęczyliśmy usiedliśmy na jednej z pobliskich ławek.
***Oczami Ellingtona***
Siedzieliśmy na ławce przytuleni do siebie.
-Wiesz Rydel, kiedy dzisiaj pytałem się Ciebie czy pójdziesz ze mną na randkę, bałem się, że powiesz mi, że masz lepsze plany niż spotkanie ze mną. I ja nie chcę się tak więcej czuć, chce wiedzieć jakie masz plany i mieć pewność, że na sto procent są związane ze mną. Chciałem się Ciebie zapytać dzisiaj czy masz wolny wieczór, ale wolałbym się zapytać czy masz wolne całe życie. Jesteś tą, którą kocham nad życie. Kiedy rano obudziłem się bez Ciebie obok, wariowałem w środku, że mnie zostawiłaś. -zaśmiał się nerwowo.
-Nigdy bym Cie nie zostawiła, przecież wiesz,że Cie kocham.
-Wiem, wiem Rydel, tylko - zawahał się- Chce mieć pewność, że nikt inny nie pokocha Ciebie tak bardzo jak ja to robię. Może to strasznie samolubne, ale chce Cię mieć ,tylko dla siebie.
-Do czego Ty zmierzasz Ell- zaśmiała się i spojrzała na mnie.
-Mamy cudowny zespół i związek, który pozostanie przyjaźnią na zawsze i ja nie che, żebyś była, tylko moją dziewczyną - blondynka spojrzała na mnie zdziwiona, zaśmiałem się w duchu ,klęknąłem przed nią i wyjąłem pierścionek:
-Wyjdziesz za mnie ?- uśmiechnąłem się będąc pewny swego. Dziewczyna mocno mnie przytuliła.- Toooo odpowiesz ?- Rydel zaczęła się wachlować rękoma.
-Oczywiście, że tak - pocałowała mnie mocno. Założyłem jej pierścionek na palec i przytuliłem.
Macie Rydellington ^^ Rozdział może krótki, ale właśnie tak miał wyglądać i tak miał się skończyć więc jest dobrze :D To już 3 część więc została jeszcze, tylko jedna, ale to już robota dla Kasi :)
Także, powodzenia słońce ! <3
Po 20 minutach męki poszłam pod prysznic. Umyłam się dokładnie po czym założyłam bieliznę i szlafrok. Wytarłam jeszcze włosy i tak zeszłam na dół, żeby coś zjeść.
***W tym samym czasie u Ellingtona"
Gdzie to jest, gdzie to jest ! Krzyczałem sam do siebie przerzucają cały pokój to góry nogami .
Kiedy, w końcu zrezygnowany rzuciłem się na łóżko, skierowałem swoje spojrzenie w kierunku półki nad biurkiem. Westchnąłem ciężko i przewróciłem oczami , wlepiając spojrzenie w sufit.
"Tylko spokojnie, nie daj się zwariować", szeptałem sobie pod nosem głęboko oddychając.
Podszedłem do półki i sięgnąłem po pudełko stojące na niej. Masz szczęście, że tu jesteś , powiedziałem to małego przedmiotu, który pewnie teraz gdyby mógł , śmiałby się ze mnie.
Odłożyłem go na miejsce i uśmiechnąłem się pod nosem.
Poszedłem szybko wziąć prysznic, a później szybko coś zjadłem. Puściłem sobie muzykę na cały dom i zacząłem śpiewać tańcząc przy tym w samych bokserkach. Miałem mnóstwo energii i cieszyłem się jak głupi sam nie wiedząc z czego .
W czasie tego wszystkiego zacząłem sprzątać mieszkanie. Tak zeszło mi to parę godzin .
O 18:50 postanowiłem się jeszcze ubrać. Ubrałem ciemne dżinsy i białą koszulę.
Wziąłem jeszcze marynarkę, nie dlatego, że chciałem, było mi za gorąco. Po prostu gdyby później Rydel się zrobiło zimno nie miałbym jej czego dać. Zabrałem ze sobą to nieszczęsne pudełko i wyszedłem z domu. Po drodze wszedłem jeszcze do kwiaciarki po kwity dla mojej kobiety. Usatysfakcjonowany ruszyłem do domu po miłość mego życia.
***Oczami Rydel***
Czekałam gotowa z niecierpliwością. Siedziałam na kanapie i zastanawiałam się czy ubranie wysokich szpilek to był aby na pewno dobry pomysł. Rozmyślałam tak jeszcze chwilkę, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko do nich podeszłam i je otworzyłam. Uśmiechnęłam się do bruneta szeroko.
-Oto najpiękniejsze kwiaty, dla najpiękniejszej kobiety na świecie- podał mi duży bukiet róż.
-Dziękuję, jesteś kochany- wstawiłam kwiaty do wody i wyszliśmy.- Powiesz mi gdzie idziemy ?
-Po co mam Ci mówić, skoro zaraz tam będziemy?- pocałował mnie lekko.
-Tym razem Ci odpuszczę- powiedziałam cicho na co brunet się zaśmiał.
Po 15 minutach byliśmy w pięknej restauracji.
-To był aż taki sekret ,że nie mogłeś mi powiedzieć?- zaśmiałam się i uśmiechnęłam do niego słodko.
-Nie był ,ale chcę Cię nauczyć cierpliwości- nachylił się w moją stronę.
-Ja jestem cierpliwa- powtórzyłam jego czyn.
-No jasne,że tak kochanie- pocałował mnie w nos na co zachichotałam. Akurat wtedy podszedł do nas kelner.
-Co państwu podać ?- zapytał. Ellington spojrzał na mnie porozumiewawczo, prawda była taka,że nic nie zamówiliśmy. Brunet szybko zerknął w kartę tak, żeby kelner nie zwrócił na to uwagi.
-Największy talerz frytek jaki macie i dwa koktajle czekoladowe.- powiedział wymijająco. Kelner spojrzał na nas zdziwiony i odszedł. Jak, tylko straciliśmy go z oczu zaczęliśmy się śmiać.
-To raczej nie codzienny widok, żeby ktoś zamawiał frytki w takiej restauracji.
-Ej- oburzył się - Mają to w karcie - zaśmiał się. rzucając menu na stół.
-Boże jak ja Cię kocham - zaśmiałam się nie patrząc na niego.
-No wiem - szturchnął mnie nogą pod stołem przez co podniosłam na niego wzrok- Ja Ciebie też.
I znowu w najmniej odpowiednim momencie przyszedł kelner z dwoma koktajlami i WIELKIM talerzem frytek . Znowu buchnęliśmy śmiechem. Zaczęliśmy się zajadać frytkami, które swoją drogą były MEGA PYSZNE .
Kiedy wyszliśmy z restauracji śmialiśmy się całą drogę jakbyśmy byli pijani. Może to przez te koktajle, a może to ta niezręczna cisza, która czasami zapadała między nami.
Szliśmy przez ciemny park, trzymając się za ręce , śmiejąc wniebogłosy i śpiewając piosenki. Kiedy się już zmęczyliśmy usiedliśmy na jednej z pobliskich ławek.
***Oczami Ellingtona***
Siedzieliśmy na ławce przytuleni do siebie.
-Wiesz Rydel, kiedy dzisiaj pytałem się Ciebie czy pójdziesz ze mną na randkę, bałem się, że powiesz mi, że masz lepsze plany niż spotkanie ze mną. I ja nie chcę się tak więcej czuć, chce wiedzieć jakie masz plany i mieć pewność, że na sto procent są związane ze mną. Chciałem się Ciebie zapytać dzisiaj czy masz wolny wieczór, ale wolałbym się zapytać czy masz wolne całe życie. Jesteś tą, którą kocham nad życie. Kiedy rano obudziłem się bez Ciebie obok, wariowałem w środku, że mnie zostawiłaś. -zaśmiał się nerwowo.
-Nigdy bym Cie nie zostawiła, przecież wiesz,że Cie kocham.
-Wiem, wiem Rydel, tylko - zawahał się- Chce mieć pewność, że nikt inny nie pokocha Ciebie tak bardzo jak ja to robię. Może to strasznie samolubne, ale chce Cię mieć ,tylko dla siebie.
-Do czego Ty zmierzasz Ell- zaśmiała się i spojrzała na mnie.
-Wyjdziesz za mnie ?- uśmiechnąłem się będąc pewny swego. Dziewczyna mocno mnie przytuliła.- Toooo odpowiesz ?- Rydel zaczęła się wachlować rękoma.
-Oczywiście, że tak - pocałowała mnie mocno. Założyłem jej pierścionek na palec i przytuliłem.
Macie Rydellington ^^ Rozdział może krótki, ale właśnie tak miał wyglądać i tak miał się skończyć więc jest dobrze :D To już 3 część więc została jeszcze, tylko jedna, ale to już robota dla Kasi :)
Także, powodzenia słońce ! <3
piątek, 7 sierpnia 2015
Rozdział 38 cz. 2
Samanta I Riker/Ramanta
-Hej, Samy...kochanie..-usłyszałam głos Riker'a, który próbował mnie wybudzić z tego dziwnego stanu i przy okazji zachować spokój.Co przychodziło mu z trudem. Czułam jak ręce i głos mu drży, głaskał mnie po policzku i co chwile sprawdzał moje tętno.
-Żyje, żyje-wychrypiałam otwierając oczy.
-Nic ci nie jest? Zrobił Ci coś? Samy, ja cie przepraszam, ja to wszystko wytłumaczę!
Nie chciałam go słuchać, a dokładnie jego ględzenia, więc po prostu go pocałowałam, ku mojemu zadowoleniu chłopak odwzajemnił pieszczotę.
W mojej głowie zaś powstały pytania- Co mi się miało stać? Kto mi miał coś zrobić? Za co Riker mnie przeprasza i co ma mi wytłumaczyć?!
Nagle wszystko sobie przypomniałam, a mój świat zaczął wirować. Riker mnie uratował przed tym kolesiem, Riker chodzi z moją siostrą, a ja się z nim całuje. Lekko go odepchnęłam. I usiadłam na ławce, na której leżałam. Najwyraźniej Rik musiał mnie przenieść. Ale to nie było teraz ważne. Nie powinnam go całować, to tak jakbym wbijała Suz nóż w plecy. Chociaż go kocham, teraz już nie mam prawa.Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony.
-Nie pozwolę, byś zdradzał moją siostrę, do tego jeszcze ze mną.-wyjaśniłam mu.
-Ale...
-Ale ja na to nie pozwolę, rozumiesz? Ona dla mnie za dużo znaczy.
-I dla niej zrezygnujesz ze mnie?
-Ona dla mnie zrezygnowała z Adama, może nie był normalny, ale ona o tym nie wiedziała. Myślała, że jest wspaniałym chłopakiem. Zrezygnowała z miłości dla mnie, ja też to mogę zrobić.-westchnęłam i uśmiechnęłam się smutno.-Będę za tobą tęsknić, Rik.-przytuliłam się do niego. Ten odwzajemnił uścisk, ale wydawał się być lekko oszołomiony.-Mój Rikuś-mruknęłam zaciskając oczy i plącząc ręce w jego koszuli.-Lepiej będzie jak będziemy się unikać. Znikniemy sobie z życia. Ja...ja już pójdę, żegnaj Rik. -wstałam z ławki i ruszyłam w stronę mieszkania Lingtona.
-Sam zaczekaj!-usłyszałam jego głos za sobą, zatrzymałam się i powoli odwróciłam.
Podbiegł do mnie i złapał mnie za ręke.
-A co jak ci powiem, że nie chodzę z Suz?-zapytał z lekkim uśmiechem.
Popatrzyłam na niego zdziwiona.
-Oj nie, nie rzucisz jej dla mnie, mowy nie ma.-zaczęłam ale, on mi przerwał.
-Ale to ona mnie rzuciła, przed chwilą. Zakończyła nasz pożal się Boże związek, który istniał tylko po to, by wzbudzić w tobie zazdrość! Ja nie czuję nic do Suz, a ona do mnie. Znamy się zaledwie dzień!
-Na serio? -zapytałam lekko się uśmiechając.
-Myślisz, że zrezygnowałbym z kobiety mojego życia dla jej siostry?-zapytał przytulając mnie do siebie.-Kocham cię, Sammy.
Powiedział mi to. Miałam ochotę wykrzyczeć to całemu światu. RIKER LYNCH, POWIEDZIAŁ MI, ŻE MNIE KOCHA!
-Ja też cię kocham, Rikuś.-odpowiedziałam szczęśliwa.
Chłopak popatrzył na mnie z uśmiechem i pocałował mnie, a ja odwzajemniłam pocałunek.
***Trzy dni później***
Westchnęłam z uśmiechem. Czy na prawdę wszyscy Lynchowie są takimi śpiochami? Okej, Rydel może nie, ale reszta...aż szkoda gadać. Rocky'ego, Ross'a Ryland'a prawie, że nie da się obudzić, ja już coś o tym wiem. Myślałam, że przynajmniej najstarszy z nich będzie normalny, ale nieee....niby dlaczego miałby być? No cóż, Ryland'owi trzeba włączyć głośno piosenki Ariany Grande, Rocky'emu upiec naleśniki, a Ross'owi powiedzieć, że gdzieś się spóźnił (najbardziej działa, jak się powie, że Caro na niego czeka). Wszystkie pobudki odkryłam sama, więc tu też sobie poradzę.
-Riker, wstawaj śniadanie stygnie.-zaczęłam łagodnie.
-Mogę zjeść zimne.-mruknął w poduszkę.
-Ale ja się tak namęczyłam, do tego burgery nie są smaczne na zimno.-odpowiedziałam smutnym tonem uśmiechając się lekko.
-Burgery?-zapytał.
-Wiem, że je lubisz, więc postanowiłam je przygotować.
Wiedziałam, że w tym momencie prowadzi walkę z samym sobą.
-A Ratliff jest?
-Nie, jest u nas, a co?
-No to zostaw, później sobie podgrzeje.-wymamrotał.
-A jakby Lington był to byś tego nie zrobił?
-Jakby Ratliff był, to by burgerów nie było.
-Ach, no tak. Ale przecież jest Rocky.
-On wstanie najszybciej o 12.
Dobra, trik z jedzeniem odpada. Spóźnienie nic nie da, jest zbyt wielkim ignorantem, a nie wiem, jakiego wokalisty nie lubi. Co takiego może go zbudzić? Myślałam chwilkę patrząc na niego, aż wymyśliłam. Uśmiechnęłam się do siebie chytrze po czym usiadłam na nim okrakiem, pocałowałam go czule i delikatnie w usta, tak, żeby on nie mógł oddać pocałunku, po chwili się od niego oderwałam. Niebieskowłosy lekko się uśmiechnął i położył ręce na moich biodrach.
-Wstawaj.-powiedziałam z uśmiechem.
-Nie chce mi sieeeeeeee.-mruknął dalej mając zamknięte oczy.
-To co, nie chcesz pożegnać się ze swoją dziewczyną, za nim ta pójdzie do pracy?
-Chcę, ale to nie oznacza, że muszę wstawać.-odpowiedział otwierając oczy , po czym zrobił taki ruch, że teraz ja leżałam pod nim.
-No i co teraz zrobisz, skarbie?-wyszczerzył się.
Nie odpowiedziałam, po prostu wpiłam się w jego usta. Brązowooki oddał pocałunek, tak jakby uśmiechając się. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
-Mam świetny pomysł!-powiedział.
-Jaki?
-Pójdę z tobą do pracy.
-No chyba cię pogięło. Będziesz mnie rozpraszał.
-Nie będę, obiecuje.
-Za dobrze cie znam, kochanie. Nie ma takiej opcji. Najwyżej możesz po mnie przyjść, pójdziemy na spacerek.
-Ale co ja będę robić przez cały dzień?!
-No nie wiem, posprzątasz swój pokój, już nawet Rocky ma lepiej posprzątane.-zauważyła.
-Mama posprząta.
Dziewczyna aż poczerwieniała ze złości, wyplątała się z uścisku blondyna i stanęła nad nim zakładając ręce na biodra.
-Oj, nie Lynch! Tak być nie będzie! Co ty sobie myślisz, że twoja mama nie ma nic lepszego do roboty? Wstawaj ty gamoniu jeden i bierz się za sprzątanie! Jak wrócę z pracy to ma być tu wszystka posprzątane, ma tu błyszczeć! A jak nie będzie, lub jak się dowiem, że posprzątała to twoja mama, lub zapłaciłeś komuś by ci tu posprzątał, to będę spała u siebie, spotykała się tylko i wyłącznie z Suzy, a na dodatek zapiszę się na lekcję tańca do tego szatyna z "Capital Dancers"!
-Tego co prowadzi lekcję Tanga?!-chłopak wstał gwałtownie.
-Tak, właśnie do tego!-to powiedziawszy wyszłam z jego pokoju i skierowałam się w stronę wyjścia, by zaraz potem, żegnając się z panią Stormie wyjść z domu Lynch'ów z cwanym uśmiechem i skierować swoje kroki w stronę pracy.
***Oczami Riker'a***
Opadłem na łóżko z mocnym tąpnięciem. Oj nie, nie pozwolę by jakiś pacan uczył tańczyć moją Sam! Do tego jeszcze tango. Tam trzeba się dotykać, ale nie w sposób "Złapie cie za dłoń", a w sposób uwodzicielski. Tym bardziej nie pozwolę, by jakiś dureń uwodził Sammy! Wstałem szybko, ubrałem się i zleciałem na dół, do kuchni, gdzie spotkałem moją kochaną mamusie.
-Hej mamo.-przytuliłem się do niej.
-Hej skarbie.-odwzajemniła uścisk.
-Mam dla ciebie wiadomość!
-Będę babcią?-zapytała ze śmiechem.
-Mamoooo, my z Samantą nie mamy jeszcze takich planów, ale dzisiaj spotka Cię coś równie miłego.
-No nie wiem czy coś by przebiło taką wiadomość.
-Idziesz dzisiaj do spa, na zakupy..gdzie tam tylko chcesz, a ja posprzątam domek i zrobię obiad!
Pani Lynch popatrzyła na niego zdziwiona.
-Na pewno dobrze się czujesz?-zapytała przykładając mu dłoń do czoła.
-Tak mamo, a teraz idź się przyszykuj, a ja zacznę tu...ogarniać.
No cóż czeka mnie ciężka praca, ale mam nadzieje, że Samuś będzie się cieszyć, że zrobiłem coś dla mamy. Do tego sam nie najlepiej się czuje, przez to, że potraktowałem mamę jak sprzątaczkę .
***Narracja 3os.***
-Dobra, powiedźcie mi, co byście chciały dzisiaj porobić?-zapytała nerwowo Samanta.
-Eeee....Sam, od kiedy ty się pytasz o takie rzeczy?-zapytała Ann.
-No nigdy, tylko, że....
-Tylko, że?-dopytywała Lizzy.-Pamiętaj, że mówimy sobie prawdę.-dodała, gdy Sam nie odpowiedziała.
-No...dzisiaj w planie jest taka rzecz, na którą wy nie jesteście, moim zdaniem, gotowe...
-Co tam jest napisane?-zaciekawiła się Emma.
-Macie powiedzieć, dlaczego jesteście takie a nie inne. Co takiego traumatycznego wpłynęło na was. Nie chce byście o tym dzisiaj rozmawiały, nie powiem, byłoby mi łatwiej wam pomóc, ale wiem jak to jest mówić, o takich rzeczach....
-No nie powiem, nie jest to zbyt ciekawy temat.-mruknęła Emma.
-No ale, jeśli to jest w planie, to chyba powinniśmy to zrobić. Takie odkładanie tego na później niczego nie zmieni. Tak i tak to będzie boleć, a tak będziemy mieć to z głowy. Do tego, jak już mówiła Sam, będzie wiedziała jak nam pomóc-zauważyła Lizz.
-Niby tak, ale uważam, że lepiej by było jakbyście się wcześniej przygotowały na taką rozmowę, byłoby wam łatwiej.
-Głupoty gadasz.-stwierdziła Emma.
-Na pewno chcecie o tym gadać?
-Ufamy ci.-szepnęła Suzy, przez co oczy brunetki zaszkliły się ze wzruszenia.
Przytuliła wszystkie na raz, po czym postanowiła się ogarnąć.
-To która chcę zacząć?-zapytała, gdy się uspokoiła.
W sali zapadła cisza.
-No to może ja zacznę.-powiedziała Lizzy.
No i blondynka opowiedziała swoją historię, później zrobiła to Emma, dowiedziały się wtedy, że to jej starsi bracia ją tak załatwili. Katowali ją, aż ona postanowiła się uwolnić, no i wpadła we wszystkie możliwe nałogi. Następnie odezwała się Suzy, która okazała się sierotą. Jej rodzice zmarli jak miała piętnaście lat, musiała opiekować się młodszym rodzeństwem, aż wreszcie ono też zmarło. Od Ann dowiedziały się, że jej mąż ją katował i zmniejszał poczucie wartości krzycząc na nią i poniżając. Był bardzo bogatym biznesmenem, więc bała się go.
Na samym końcu odezwała się Samanta. Dziewczyny zdziwiły się widząc, że ich nauczycielka również zabiera głos. Zielonooka stwierdziła jednak, że jak one wyznają sobie całą prawdę o sobie, to ona też tak zrobi. Nie pominęła żadnych szczegółów. Nie przerwała gdy do oczu naleciały jej łzy. Opowiedziała wszystko od A do Z.
-Wiecie co? Ja nawet nie wiem co ja robię na tym stanowisku.-powiedziała szczerze.-Jestem przecież taka sama jak wy, niczym się nie różnie.-uśmiechnęła się słabo.
Usłyszała, że ktoś otwiera drzwi i wchodzi do środka. Spojrzała w tamtą stronę i pobladła.
-Sam?-zaniepokoiła się Lizzy.
-Co ty tu robisz? Powinieneś być w więzieniu!-pisnęła fioletowowłosa.
-Samanta?-zdziwiła się Ann.
-Strzeż się.-szepnął gość.
Zaczęło jej się kręcić w głowie, a przed oczami pojawiła się ciemność.
-Rape!-krzyknęła Emma.
Tylko tyle usłyszała, bo zaraz potem zemdlała.
***Oczami Riker'a***
No i skończyłem! Posprzątałem taras, salon, przedpokój, sypialnie rodziców, kuchnie łazienki (pominąłem tylko toaletę Rocky'ego, nigdy nie wiadomo co może tam czyhać), pomyłem podłogi, ogarnąłem z grubsza pokoje mojego rodzeństwa(a niech znają moją dobroć!), poprałem, ugotowałem dwudaniowy obiad, zrobiłem deser no i najważniejsze, odmieniłem swój pokój. Już nigdzie nie walały się śmieci, ani ubrania, poukładałem w szafie i szafkach, pościeliłem łóżko, starłem kurze, poodkurzałem, wyszorowałem podłogi, wymyłem lustro, podlałem kwiatki, jednym słowem zrobiłem w domu wszystko to, co trzeba było, a nawet więcej. Byłem na tyle wspaniałomyślny, że nawet zrobiłem zakupy. Nikt się nie może przyczepić, dom wygląda jak świeżo zakupiony. Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor. Teraz już żaden pacan nie będzie uczył tanga moją Sam, a może nawet pozwoli mi, żebym ja ją nauczył? Hmnn...brzmi kusząco. Spojrzałem na zegarek. 15:30. O Kurde! Za pół godziny Samanta kończy pracę! Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem do mojego pokoju. Wybrałem jakieś świeże ciuchy i poszedłem pod prysznic. Wykąpałem się i umyłem włosy, osuszyłem się, wysuszyłem włosy i ubrałem się. Spojrzałem na zegarek 15:50. Czas już wychodzić. Zabrałem klucze, po czym wyszedłem z domu zamykając go.
***Oczami Samanty***
Siedziałam na swoim biurku machając nogami, jak mała dziewczynka na huśtawce. Byłam smutna. Nie całe 20 minut temu zostałam wywalona z pracy za zatajanie prawdy, o tym, że mam problemy psychiczne. Tsa..."Dzień dobry, mam 23 lata, przez 4 lata byłam katowana przez mojego narzeczonego, przez co mam zaburzenia psychiczne, przyjmie mnie pani do pracy?" Już widzę, że się zgadza -_-.Ciekawie jak ja powiem reszcie, że mnie wywalili. Na 100 procent by się cieszyli, cały czas słyszałam tylko "Po co pracujesz?", im łatwo mówić, bo są piosenkarzami, aktorami, tancerzami, wokalistami itp. itd.ale ja sobie nie mogę pozwolić na to, by utrzymywali mnie moi przyjaciele i kuzyn. Tylko znowu będą przy mnie skakali jak się dowiedzą, że widziałam Adama...lub co gorsza zaczną się mnie bać. Dziewczyny stanęły za mną murem, ale to nic nie pomogło, później jeszcze przepraszały, że jakby nie zaczęły tego tematu to bym nie zemdlała. No właśnie, znowu zemdlałam, ostatnimi czasy coś za często mdleje. Spojrzałam na zegarek 16:15, Riker spóźniał się 10 minut, do tego nie odbierał telefonu. A może w ogóle po mnie nie przyjdzie? W końcu na niego nawrzeszczałam...robię z niego pantoflarza, ale nie może być też tak, że on będzie traktował swoją mamę jak służącą. Ja swoją mamę zawsze traktuje z należytym szacunkiem, chociaż nie spędzałyśmy wiele czasu razem. Później, gdy myślałam, że mama umarła, miałam straszne wyrzuty sumienia. Nie chcę by Rik takie miał, chce dla niego jak najlepiej... No cóż jak mam iść sama to trzeba się zbierać. Już miałam zeskoczyć z biurka, gdy nagle do gabinetu wleciał Rik.
-Prze-przepraszam za-za spóźnienie-wysapał, na pewno biegł.
-Nic się nie stało.-odpowiedziałam ucieszona, czyli jednak nie jest na mnie zły.
-Ja po prostu...eee..no coś załatwiałem i proszę.-podał mi bukiet tulipanów.
Przyjęłam je z uśmiechem rozczulenia i szybko odłożyłam je na biurko.
-Coś nie tak? Nie podobają Ci się?-zapytał szybko.
-Są...są śliczne Rik, tylko, że ja mam uczulenie na tulipany-uśmiechnęłam się przepraszająco.-Dziękuje.-wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-Ja nie wiedziałem, ja przepraszam.-odwzajemnił uścisk.
-Nic się nie stało-mruknęłam czując, że się rozpływam.
Jego dotyk działał na mnie tak kojąco. Był dla mnie niczym anioł. Kochałam go, a on kochał mnie. Było wspaniale, jednak do głowy wpadła mi jedna nie chciana myśl: Riker jest kochliwy, teraz może mnie kochać, a za dwa miesiące już kogoś innego. Przeraziło mnie to. Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej, tak z całych sił, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Kochanie co się dzieje?-zapytał zatroskany patrząc na moją twarz.
-Nic, po prostu cieszę się, że jesteśmy razem.-odpowiedziałam.
-Zawsze będziemy. Więc nie płacz, bo mi się jeszcze odwodnisz.-pocałował mnie czule w czoło. -A teraz już chodź, musisz się ładnie ubrać , wymalować i zrobić te swoje pierdółki...
-Ale po co?
-Zabieram cię na kolację słonko, więc ubierz najlepszą swoją wieczorową sukienkę, ja założę garnitur , zrobimy sobie poważny wieczorek...
-Ty chcesz zrobić poważny wieczorek? Pragnę Ci przypomnieć, że ty masz niebieskie włosy, a ja fioletowe. Nikt nas za poważnych nie weźmie.
-Och no daj pomarzyć...do tego ja chcę z Tobą poważnie porozmawiać, a nie poważnie powyglądać, na bycie poważnym będziemy mieć jeszcze czas...
-Wow, to brzmi groźnie...ty chcesz gadać na poważnie..mam się bać?
-Nie no coś ty...a teraz chodź, kupimy Ci nowy bukiet...
-Tego nie wyrzucisz prawda?
-A co mam z nim zrobić?-zapytał podnosząc jedną brew do góry.
-Daj jakiejś przypadkowej dziewczynie, będzie jej miło.
-Nie będziesz zazdrosna?
-A o co miałabym być? -uśmiechnęłam się.
Chłopak ucałował mnie w nos po czym przytulił mnie do swojego boku. Zabrał tulipany i wyszliśmy przytuleni do siebie.Postanowiłam, że później mu powiem o tym, że zostałam wyrzucona, najlepiej na tym wieczorku.
***Oczami Riker'a***
Siedziałem sobie na kanapie, ubrany w czarne jeansy, białą koszule, czarny krawat i marynarkę. Samanta stwierdziła, że nie ubierze się jak jakaś przemądrzała paniusia, czy jakaś operowa diva, tylko po prostu ubierze się po swojemu, dlatego też ja nie ubrałem się w garnitur, żeby nie wyglądać przy niej jak ostatni pacan. W przyszykowaniu się pomaga jej Suzy, pewno dlatego to tak długo trwa...nic tylko gadają i gadają. Trzeba sobie zapamiętać, jak się zaprasza dziewczynę na randkę, nie pozwala się, by w przyszykowaniu pomagały jej przyjaciółki lub co gorsza siostry. Nagle usłyszałem, że ktoś schodzi po schodach. Spojrzałem w tamtą stronę, to była Suzy. Podszedłem do schodów czekając na Samantę, blondynka Stanęła obok mnie.
-Wygląda nieziemsko, mówię ci, nie chciała odpuścić sobie tej kurtki, chociaż błagałam ją z tysiąc razy, przynajmniej na sukienkę dała się namówić, ale efekt jest bajeczny. Po chwili usłyszałem odgłos szpilek, zaraz potem zobaczyłem ją na schodach.
Zaparło mi dech. Wyglądała pięknie w tej sukience.
Stałem jak idiota przed nią pochłaniając ją wzrokiem. Nawet nie zauważyłem kiedy stanęła na przed ostatnim schodku patrząc mi prosto w oczy. Teraz byliśmy nawet równi.
-Wyglądasz....wow.-wykrztusiłem.
-A ty wyglądasz słodko, szczególnie w tych niebieskich włosach-oznajmiła całując mnie w policzek.
Pożegnaliśmy się z Suzy po czym ruszyliśmy w stronę restauracji.
Droga zajęła nam nie całe 15 minut, gdy weszliśmy do ekskluzywnego lokalu zajęliśmy zamówione przeze mnie miejsca.
-Jak tu ślicznie!-uśmiechnęła się do mnie oglądając wystrój.
Była to jedna z nowszych, modniejszych i droższych restauracji.
Nie było tam krzeseł, a kanapy w kształcie półkola, można była zamówić stolik na pięć osób, dziesięć lub dwie. Znajdował się tam też parkiet, na którym można było tańczyć. Kelnerzy byli bardzo mili, tylko jeden mi się nie podobał...cały czas gapił się na Sam maślanymi oczami i nawet odstraszanie go wzrokiem nic nie pomogło.
-Przestań tak go straszyć, bo jeszcze na zawał zejdzie!-zaśmiała się dziewczyna patrząc to na mnie to na kelnera ze śmiechem.
-Ale on się na ciebie gapi!-poskarżyłem się.
-A ja, nie widzę świata poza tobą, do tego większość kobiet tutaj, gapi się na ciebie i jakoś nie sztyletuje ich wzrokiem.
-Nie jesteś zazdrosna?-zapytałem z uśmiechem.
-Nie, bo wiem, ze jesteś tylko mój, ty mały pocieszycielu-mruknęła całując mnie, odwzajemniłem pieszczotę.
Dzisiaj nazwała mnie już dwa razy pocieszycielem. Jak wracaliśmy z pracy, zauważyłem na oko 16 letnią dziewczynę płaczącą na ławce. Podszedłem do niej i spytałem się co się stało. Okazało się, że chłopak ją rzucił. W tedy przytuliłem ją, dałem bukiet tulipanów i powiedziałem, żeby się nie przejmowała, bo na pewno znajdzie sobie chłopaka, który z pewnością będzie ją kochał, a ten chłopak co ja rzucił w ogóle na nią nie zasługuje. Po tych słowach dziewczyna uśmiechnęła się lekko i podziękowała, zrobiło mi się ciepło na sercu, cieszyłem się, że mogłem pomóc i, że poprawiłem jej humor.
Oderwaliśmy się dopiero, gdy do naszego stolika podszedł kelner.
-Co państwo zamawiają?-zapytał uprzejmym tonem.
-Co zamawiasz skarbie?-zapytałem z uśmiechem.
-Poproszę...hmnn..-spojrzała na menu.-japoński specjał i sałatkę grecką.
-A dla pana?-zapytał kończąc notować zamówienie.
-Poproszę pierogi z owocami morza.
Kelner odszedł.
-No to o czym chciałeś rozmawiać?-zapytała kładąc głowę na ręke.
-O nas, o naszej przyszłości.
-Właśnie propo...chcę Ci coś powiedzieć.-odpowiedziała.-Riker...zanim już na sto procent zaczniemy ze sobą chodzić, to chcę cię przed czymś ostrzec, ja jestem psychiczna...
-Kto Ci takich głupot naopowiadał Sam?-zapytałem zły.
-Riker...ja...ja go widziałam i go słyszałam, to nie jest normalne.-szepnęła.
-Co? Kiedy? Czemu dopiero teraz się o tym dowiaduje?-pytałem nic nie rozumiejąc.
-Dzisiaj w pracy.-spuściła głowę.
-Nie będziesz chodziła do tej pracy, zwolnisz się i to jeszcze dzisiaj, albo najlepiej dzwoń teraz.-powiedziałem stanowczo.
Ta praca źle na nią działa, Bardzo źle...
-To nie będzie konieczne, wyrzucili mnie, za zatajanie prawdy.
No i dobrze zrobili!
-Przykro mi.-powiedziałem.
-Och, nie kłam, wiem dobrze, że się cieszysz.-warknęła z uśmiechem.
Ja tylko się wyszczerzyłem, na co ona zachichotała.
-Ale to TY chciałeś rozmawiać, więc mów.
-Och...okej. Wiesz dobrze, że cię kocham, cały moim sercem, nikogo nie kochałem tak bardzo jak Ciebie...
-Tak, wiem.-przerwała mi.-Ja ciebie też.
-No więc..
-Nie zaczyna się zdania od..
-Dobra wiem! A teraz proszę cię nie przerywaj mi.
-Dobra, dobra.-skrzyżowała ręce na piersi.-to ty się pośpiesz.
-Chciałem się zapytać...co Ty na to, żeby razem zamieszkać? Nie mówię, że teraz!-dodałem szybko.- Najpierw musimy znaleźć takie mieszkanie, które będzie idealne dla nas i dla naszych dzieci, nie patrz tak na mnie, wiem, dzieci po ślubie, a ślub po zaręczynach, zaręczyny będą gdzieś w wakacje, ale zamieszkać razem możemy wcześniej, prawda?
-Stop. Stop. Stop. -przerwała mi.-Zaplanowałeś całe życie?
-Nie, najbliższą przyszłość. Najpierw razem zamieszkamy, potem się zaręczymy, parę miesięcy później weźmiemy ślub, następnie urodzisz synka, Louisa, później córeczkę Lily, wychowamy je i...
-Riker.-znów mi przerwała.- Czy tu naprawdę nie chcesz cieszyć się życiem, póki jeszcze możemy? Mów o co chodzi, bo to jeśli TY najbardziej spontaniczny chłopak coś planuje, a jeśli planuje już życie, to jest bardzo, ale to bardzo źle.
-No bo ja...no...ten...myślałem, ze tego właśnie chcesz. Ustabilizować się, mamy już po 23 lata i no..
Przybliżyła się do mnie.
-Jesteśmy młodymi ludźmi, Riker, Wyszalejmy się, póki mamy jak, cieszmy się tą młodością bo ona szybko mija. Nic na siłę, wszystko przyjdzie z czasem. Jak będziemy gotowi to razem zamieszkamy, poślubimy się, urodzę ci tyle dzieci ile będziesz chciał, oczywiście, jak będziesz dawał pieniądze-uśmiechnęła się lekko.-i wychowamy je, a potem razem się zestarzejemy. Ale to wszystko przyjdzie, jak los tego zapragnie. Takich rzeczy się nie planuje.-pogłaskała mnie policzku.-Poczekamy z tym, dobrze?
Patrzyliśmy na siebie chwilę, w zupełnej ciszy, aż w końcu się uśmiechnąłem.
-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Nie zrozum mnie źle, ale ja po prostu...nie chcę jeszcze dorastać.
-Ja też Riker, ja też.-odpowiedziała całując mnie w policzek.
Po chwili przyszedł kelner z naszym zamówieniem. Zjedliśmy, po czym poszliśmy na parkiet, leciała właśnie piosenka Ed'a Sheeran'a "Lego House"
And build a lego house
If things go wrong we can knock it down
But three words have two meanings
There's one thing on my mind
It's all for you
And it's dark and cold December
But I've got ya to keep me warm
If you're broken I will mend ya
And keep you sheltered from the storm that's raging on now
I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done
I think I love you better now
I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done
I think I love you better now, now
I'm gonna paint you by numbers
Then colour you in
If things go right we can frame it
And put you on a wall
And it's so hard to say it but I've been here before
Now I will surrender up my heart
And swap it for yours
I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
and out of all these things I've done
I think I love you better now
I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done
I think I love you better now
Don't hold me down
I think my braces are breaking
And it's more than I can take
And it's dark and cold December
But I've got ya to keep me warm
If you're broken then I will mend ya
And keep you sheltered from the storm that's raging on, now
I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done
I think I love you better now
I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done
I think I love you better now
I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done
I think love you better now
I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done
I think I love you better now
I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done
I will love you better now
-Hej, Samy...kochanie..-usłyszałam głos Riker'a, który próbował mnie wybudzić z tego dziwnego stanu i przy okazji zachować spokój.Co przychodziło mu z trudem. Czułam jak ręce i głos mu drży, głaskał mnie po policzku i co chwile sprawdzał moje tętno.
-Żyje, żyje-wychrypiałam otwierając oczy.
-Nic ci nie jest? Zrobił Ci coś? Samy, ja cie przepraszam, ja to wszystko wytłumaczę!
Nie chciałam go słuchać, a dokładnie jego ględzenia, więc po prostu go pocałowałam, ku mojemu zadowoleniu chłopak odwzajemnił pieszczotę.
W mojej głowie zaś powstały pytania- Co mi się miało stać? Kto mi miał coś zrobić? Za co Riker mnie przeprasza i co ma mi wytłumaczyć?!
Nagle wszystko sobie przypomniałam, a mój świat zaczął wirować. Riker mnie uratował przed tym kolesiem, Riker chodzi z moją siostrą, a ja się z nim całuje. Lekko go odepchnęłam. I usiadłam na ławce, na której leżałam. Najwyraźniej Rik musiał mnie przenieść. Ale to nie było teraz ważne. Nie powinnam go całować, to tak jakbym wbijała Suz nóż w plecy. Chociaż go kocham, teraz już nie mam prawa.Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony.
-Nie pozwolę, byś zdradzał moją siostrę, do tego jeszcze ze mną.-wyjaśniłam mu.
-Ale...
-Ale ja na to nie pozwolę, rozumiesz? Ona dla mnie za dużo znaczy.
-I dla niej zrezygnujesz ze mnie?
-Ona dla mnie zrezygnowała z Adama, może nie był normalny, ale ona o tym nie wiedziała. Myślała, że jest wspaniałym chłopakiem. Zrezygnowała z miłości dla mnie, ja też to mogę zrobić.-westchnęłam i uśmiechnęłam się smutno.-Będę za tobą tęsknić, Rik.-przytuliłam się do niego. Ten odwzajemnił uścisk, ale wydawał się być lekko oszołomiony.-Mój Rikuś-mruknęłam zaciskając oczy i plącząc ręce w jego koszuli.-Lepiej będzie jak będziemy się unikać. Znikniemy sobie z życia. Ja...ja już pójdę, żegnaj Rik. -wstałam z ławki i ruszyłam w stronę mieszkania Lingtona.
-Sam zaczekaj!-usłyszałam jego głos za sobą, zatrzymałam się i powoli odwróciłam.
Podbiegł do mnie i złapał mnie za ręke.
-A co jak ci powiem, że nie chodzę z Suz?-zapytał z lekkim uśmiechem.
Popatrzyłam na niego zdziwiona.
-Oj nie, nie rzucisz jej dla mnie, mowy nie ma.-zaczęłam ale, on mi przerwał.
-Ale to ona mnie rzuciła, przed chwilą. Zakończyła nasz pożal się Boże związek, który istniał tylko po to, by wzbudzić w tobie zazdrość! Ja nie czuję nic do Suz, a ona do mnie. Znamy się zaledwie dzień!
-Na serio? -zapytałam lekko się uśmiechając.
-Myślisz, że zrezygnowałbym z kobiety mojego życia dla jej siostry?-zapytał przytulając mnie do siebie.-Kocham cię, Sammy.
Powiedział mi to. Miałam ochotę wykrzyczeć to całemu światu. RIKER LYNCH, POWIEDZIAŁ MI, ŻE MNIE KOCHA!
-Ja też cię kocham, Rikuś.-odpowiedziałam szczęśliwa.
Chłopak popatrzył na mnie z uśmiechem i pocałował mnie, a ja odwzajemniłam pocałunek.
***Trzy dni później***
Westchnęłam z uśmiechem. Czy na prawdę wszyscy Lynchowie są takimi śpiochami? Okej, Rydel może nie, ale reszta...aż szkoda gadać. Rocky'ego, Ross'a Ryland'a prawie, że nie da się obudzić, ja już coś o tym wiem. Myślałam, że przynajmniej najstarszy z nich będzie normalny, ale nieee....niby dlaczego miałby być? No cóż, Ryland'owi trzeba włączyć głośno piosenki Ariany Grande, Rocky'emu upiec naleśniki, a Ross'owi powiedzieć, że gdzieś się spóźnił (najbardziej działa, jak się powie, że Caro na niego czeka). Wszystkie pobudki odkryłam sama, więc tu też sobie poradzę.
-Riker, wstawaj śniadanie stygnie.-zaczęłam łagodnie.
-Mogę zjeść zimne.-mruknął w poduszkę.
-Ale ja się tak namęczyłam, do tego burgery nie są smaczne na zimno.-odpowiedziałam smutnym tonem uśmiechając się lekko.
-Burgery?-zapytał.
-Wiem, że je lubisz, więc postanowiłam je przygotować.
Wiedziałam, że w tym momencie prowadzi walkę z samym sobą.
-A Ratliff jest?
-Nie, jest u nas, a co?
-No to zostaw, później sobie podgrzeje.-wymamrotał.
-A jakby Lington był to byś tego nie zrobił?
-Jakby Ratliff był, to by burgerów nie było.
-Ach, no tak. Ale przecież jest Rocky.
-On wstanie najszybciej o 12.
Dobra, trik z jedzeniem odpada. Spóźnienie nic nie da, jest zbyt wielkim ignorantem, a nie wiem, jakiego wokalisty nie lubi. Co takiego może go zbudzić? Myślałam chwilkę patrząc na niego, aż wymyśliłam. Uśmiechnęłam się do siebie chytrze po czym usiadłam na nim okrakiem, pocałowałam go czule i delikatnie w usta, tak, żeby on nie mógł oddać pocałunku, po chwili się od niego oderwałam. Niebieskowłosy lekko się uśmiechnął i położył ręce na moich biodrach.
-Wstawaj.-powiedziałam z uśmiechem.
-Nie chce mi sieeeeeeee.-mruknął dalej mając zamknięte oczy.
-To co, nie chcesz pożegnać się ze swoją dziewczyną, za nim ta pójdzie do pracy?
-Chcę, ale to nie oznacza, że muszę wstawać.-odpowiedział otwierając oczy , po czym zrobił taki ruch, że teraz ja leżałam pod nim.
-No i co teraz zrobisz, skarbie?-wyszczerzył się.
Nie odpowiedziałam, po prostu wpiłam się w jego usta. Brązowooki oddał pocałunek, tak jakby uśmiechając się. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
-Mam świetny pomysł!-powiedział.
-Jaki?
-Pójdę z tobą do pracy.
-No chyba cię pogięło. Będziesz mnie rozpraszał.
-Nie będę, obiecuje.
-Za dobrze cie znam, kochanie. Nie ma takiej opcji. Najwyżej możesz po mnie przyjść, pójdziemy na spacerek.
-Ale co ja będę robić przez cały dzień?!
-No nie wiem, posprzątasz swój pokój, już nawet Rocky ma lepiej posprzątane.-zauważyła.
-Mama posprząta.
Dziewczyna aż poczerwieniała ze złości, wyplątała się z uścisku blondyna i stanęła nad nim zakładając ręce na biodra.
-Oj, nie Lynch! Tak być nie będzie! Co ty sobie myślisz, że twoja mama nie ma nic lepszego do roboty? Wstawaj ty gamoniu jeden i bierz się za sprzątanie! Jak wrócę z pracy to ma być tu wszystka posprzątane, ma tu błyszczeć! A jak nie będzie, lub jak się dowiem, że posprzątała to twoja mama, lub zapłaciłeś komuś by ci tu posprzątał, to będę spała u siebie, spotykała się tylko i wyłącznie z Suzy, a na dodatek zapiszę się na lekcję tańca do tego szatyna z "Capital Dancers"!
-Tego co prowadzi lekcję Tanga?!-chłopak wstał gwałtownie.
-Tak, właśnie do tego!-to powiedziawszy wyszłam z jego pokoju i skierowałam się w stronę wyjścia, by zaraz potem, żegnając się z panią Stormie wyjść z domu Lynch'ów z cwanym uśmiechem i skierować swoje kroki w stronę pracy.
***Oczami Riker'a***
Opadłem na łóżko z mocnym tąpnięciem. Oj nie, nie pozwolę by jakiś pacan uczył tańczyć moją Sam! Do tego jeszcze tango. Tam trzeba się dotykać, ale nie w sposób "Złapie cie za dłoń", a w sposób uwodzicielski. Tym bardziej nie pozwolę, by jakiś dureń uwodził Sammy! Wstałem szybko, ubrałem się i zleciałem na dół, do kuchni, gdzie spotkałem moją kochaną mamusie.
-Hej mamo.-przytuliłem się do niej.
-Hej skarbie.-odwzajemniła uścisk.
-Mam dla ciebie wiadomość!
-Będę babcią?-zapytała ze śmiechem.
-Mamoooo, my z Samantą nie mamy jeszcze takich planów, ale dzisiaj spotka Cię coś równie miłego.
-No nie wiem czy coś by przebiło taką wiadomość.
-Idziesz dzisiaj do spa, na zakupy..gdzie tam tylko chcesz, a ja posprzątam domek i zrobię obiad!
Pani Lynch popatrzyła na niego zdziwiona.
-Na pewno dobrze się czujesz?-zapytała przykładając mu dłoń do czoła.
-Tak mamo, a teraz idź się przyszykuj, a ja zacznę tu...ogarniać.
No cóż czeka mnie ciężka praca, ale mam nadzieje, że Samuś będzie się cieszyć, że zrobiłem coś dla mamy. Do tego sam nie najlepiej się czuje, przez to, że potraktowałem mamę jak sprzątaczkę .
***Narracja 3os.***
-Dobra, powiedźcie mi, co byście chciały dzisiaj porobić?-zapytała nerwowo Samanta.
-Eeee....Sam, od kiedy ty się pytasz o takie rzeczy?-zapytała Ann.
-No nigdy, tylko, że....
-Tylko, że?-dopytywała Lizzy.-Pamiętaj, że mówimy sobie prawdę.-dodała, gdy Sam nie odpowiedziała.
-No...dzisiaj w planie jest taka rzecz, na którą wy nie jesteście, moim zdaniem, gotowe...
-Co tam jest napisane?-zaciekawiła się Emma.
-Macie powiedzieć, dlaczego jesteście takie a nie inne. Co takiego traumatycznego wpłynęło na was. Nie chce byście o tym dzisiaj rozmawiały, nie powiem, byłoby mi łatwiej wam pomóc, ale wiem jak to jest mówić, o takich rzeczach....
-No nie powiem, nie jest to zbyt ciekawy temat.-mruknęła Emma.
-No ale, jeśli to jest w planie, to chyba powinniśmy to zrobić. Takie odkładanie tego na później niczego nie zmieni. Tak i tak to będzie boleć, a tak będziemy mieć to z głowy. Do tego, jak już mówiła Sam, będzie wiedziała jak nam pomóc-zauważyła Lizz.
-Niby tak, ale uważam, że lepiej by było jakbyście się wcześniej przygotowały na taką rozmowę, byłoby wam łatwiej.
-Głupoty gadasz.-stwierdziła Emma.
-Na pewno chcecie o tym gadać?
-Ufamy ci.-szepnęła Suzy, przez co oczy brunetki zaszkliły się ze wzruszenia.
Przytuliła wszystkie na raz, po czym postanowiła się ogarnąć.
-To która chcę zacząć?-zapytała, gdy się uspokoiła.
W sali zapadła cisza.
-No to może ja zacznę.-powiedziała Lizzy.
No i blondynka opowiedziała swoją historię, później zrobiła to Emma, dowiedziały się wtedy, że to jej starsi bracia ją tak załatwili. Katowali ją, aż ona postanowiła się uwolnić, no i wpadła we wszystkie możliwe nałogi. Następnie odezwała się Suzy, która okazała się sierotą. Jej rodzice zmarli jak miała piętnaście lat, musiała opiekować się młodszym rodzeństwem, aż wreszcie ono też zmarło. Od Ann dowiedziały się, że jej mąż ją katował i zmniejszał poczucie wartości krzycząc na nią i poniżając. Był bardzo bogatym biznesmenem, więc bała się go.
Na samym końcu odezwała się Samanta. Dziewczyny zdziwiły się widząc, że ich nauczycielka również zabiera głos. Zielonooka stwierdziła jednak, że jak one wyznają sobie całą prawdę o sobie, to ona też tak zrobi. Nie pominęła żadnych szczegółów. Nie przerwała gdy do oczu naleciały jej łzy. Opowiedziała wszystko od A do Z.
-Wiecie co? Ja nawet nie wiem co ja robię na tym stanowisku.-powiedziała szczerze.-Jestem przecież taka sama jak wy, niczym się nie różnie.-uśmiechnęła się słabo.
Usłyszała, że ktoś otwiera drzwi i wchodzi do środka. Spojrzała w tamtą stronę i pobladła.
-Sam?-zaniepokoiła się Lizzy.
-Co ty tu robisz? Powinieneś być w więzieniu!-pisnęła fioletowowłosa.
-Samanta?-zdziwiła się Ann.
-Strzeż się.-szepnął gość.
Zaczęło jej się kręcić w głowie, a przed oczami pojawiła się ciemność.
-Rape!-krzyknęła Emma.
Tylko tyle usłyszała, bo zaraz potem zemdlała.
***Oczami Riker'a***
No i skończyłem! Posprzątałem taras, salon, przedpokój, sypialnie rodziców, kuchnie łazienki (pominąłem tylko toaletę Rocky'ego, nigdy nie wiadomo co może tam czyhać), pomyłem podłogi, ogarnąłem z grubsza pokoje mojego rodzeństwa(a niech znają moją dobroć!), poprałem, ugotowałem dwudaniowy obiad, zrobiłem deser no i najważniejsze, odmieniłem swój pokój. Już nigdzie nie walały się śmieci, ani ubrania, poukładałem w szafie i szafkach, pościeliłem łóżko, starłem kurze, poodkurzałem, wyszorowałem podłogi, wymyłem lustro, podlałem kwiatki, jednym słowem zrobiłem w domu wszystko to, co trzeba było, a nawet więcej. Byłem na tyle wspaniałomyślny, że nawet zrobiłem zakupy. Nikt się nie może przyczepić, dom wygląda jak świeżo zakupiony. Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor. Teraz już żaden pacan nie będzie uczył tanga moją Sam, a może nawet pozwoli mi, żebym ja ją nauczył? Hmnn...brzmi kusząco. Spojrzałem na zegarek. 15:30. O Kurde! Za pół godziny Samanta kończy pracę! Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem do mojego pokoju. Wybrałem jakieś świeże ciuchy i poszedłem pod prysznic. Wykąpałem się i umyłem włosy, osuszyłem się, wysuszyłem włosy i ubrałem się. Spojrzałem na zegarek 15:50. Czas już wychodzić. Zabrałem klucze, po czym wyszedłem z domu zamykając go.
***Oczami Samanty***
Siedziałam na swoim biurku machając nogami, jak mała dziewczynka na huśtawce. Byłam smutna. Nie całe 20 minut temu zostałam wywalona z pracy za zatajanie prawdy, o tym, że mam problemy psychiczne. Tsa..."Dzień dobry, mam 23 lata, przez 4 lata byłam katowana przez mojego narzeczonego, przez co mam zaburzenia psychiczne, przyjmie mnie pani do pracy?" Już widzę, że się zgadza -_-.Ciekawie jak ja powiem reszcie, że mnie wywalili. Na 100 procent by się cieszyli, cały czas słyszałam tylko "Po co pracujesz?", im łatwo mówić, bo są piosenkarzami, aktorami, tancerzami, wokalistami itp. itd.ale ja sobie nie mogę pozwolić na to, by utrzymywali mnie moi przyjaciele i kuzyn. Tylko znowu będą przy mnie skakali jak się dowiedzą, że widziałam Adama...lub co gorsza zaczną się mnie bać. Dziewczyny stanęły za mną murem, ale to nic nie pomogło, później jeszcze przepraszały, że jakby nie zaczęły tego tematu to bym nie zemdlała. No właśnie, znowu zemdlałam, ostatnimi czasy coś za często mdleje. Spojrzałam na zegarek 16:15, Riker spóźniał się 10 minut, do tego nie odbierał telefonu. A może w ogóle po mnie nie przyjdzie? W końcu na niego nawrzeszczałam...robię z niego pantoflarza, ale nie może być też tak, że on będzie traktował swoją mamę jak służącą. Ja swoją mamę zawsze traktuje z należytym szacunkiem, chociaż nie spędzałyśmy wiele czasu razem. Później, gdy myślałam, że mama umarła, miałam straszne wyrzuty sumienia. Nie chcę by Rik takie miał, chce dla niego jak najlepiej... No cóż jak mam iść sama to trzeba się zbierać. Już miałam zeskoczyć z biurka, gdy nagle do gabinetu wleciał Rik.
-Prze-przepraszam za-za spóźnienie-wysapał, na pewno biegł.
-Nic się nie stało.-odpowiedziałam ucieszona, czyli jednak nie jest na mnie zły.
-Ja po prostu...eee..no coś załatwiałem i proszę.-podał mi bukiet tulipanów.
Przyjęłam je z uśmiechem rozczulenia i szybko odłożyłam je na biurko.
-Coś nie tak? Nie podobają Ci się?-zapytał szybko.
-Są...są śliczne Rik, tylko, że ja mam uczulenie na tulipany-uśmiechnęłam się przepraszająco.-Dziękuje.-wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-Ja nie wiedziałem, ja przepraszam.-odwzajemnił uścisk.
-Nic się nie stało-mruknęłam czując, że się rozpływam.
Jego dotyk działał na mnie tak kojąco. Był dla mnie niczym anioł. Kochałam go, a on kochał mnie. Było wspaniale, jednak do głowy wpadła mi jedna nie chciana myśl: Riker jest kochliwy, teraz może mnie kochać, a za dwa miesiące już kogoś innego. Przeraziło mnie to. Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej, tak z całych sił, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Kochanie co się dzieje?-zapytał zatroskany patrząc na moją twarz.
-Nic, po prostu cieszę się, że jesteśmy razem.-odpowiedziałam.
-Zawsze będziemy. Więc nie płacz, bo mi się jeszcze odwodnisz.-pocałował mnie czule w czoło. -A teraz już chodź, musisz się ładnie ubrać , wymalować i zrobić te swoje pierdółki...
-Ale po co?
-Zabieram cię na kolację słonko, więc ubierz najlepszą swoją wieczorową sukienkę, ja założę garnitur , zrobimy sobie poważny wieczorek...
-Ty chcesz zrobić poważny wieczorek? Pragnę Ci przypomnieć, że ty masz niebieskie włosy, a ja fioletowe. Nikt nas za poważnych nie weźmie.
-Och no daj pomarzyć...do tego ja chcę z Tobą poważnie porozmawiać, a nie poważnie powyglądać, na bycie poważnym będziemy mieć jeszcze czas...
-Wow, to brzmi groźnie...ty chcesz gadać na poważnie..mam się bać?
-Nie no coś ty...a teraz chodź, kupimy Ci nowy bukiet...
-Tego nie wyrzucisz prawda?
-A co mam z nim zrobić?-zapytał podnosząc jedną brew do góry.
-Daj jakiejś przypadkowej dziewczynie, będzie jej miło.
-Nie będziesz zazdrosna?
-A o co miałabym być? -uśmiechnęłam się.
Chłopak ucałował mnie w nos po czym przytulił mnie do swojego boku. Zabrał tulipany i wyszliśmy przytuleni do siebie.Postanowiłam, że później mu powiem o tym, że zostałam wyrzucona, najlepiej na tym wieczorku.
***Oczami Riker'a***
Siedziałem sobie na kanapie, ubrany w czarne jeansy, białą koszule, czarny krawat i marynarkę. Samanta stwierdziła, że nie ubierze się jak jakaś przemądrzała paniusia, czy jakaś operowa diva, tylko po prostu ubierze się po swojemu, dlatego też ja nie ubrałem się w garnitur, żeby nie wyglądać przy niej jak ostatni pacan. W przyszykowaniu się pomaga jej Suzy, pewno dlatego to tak długo trwa...nic tylko gadają i gadają. Trzeba sobie zapamiętać, jak się zaprasza dziewczynę na randkę, nie pozwala się, by w przyszykowaniu pomagały jej przyjaciółki lub co gorsza siostry. Nagle usłyszałem, że ktoś schodzi po schodach. Spojrzałem w tamtą stronę, to była Suzy. Podszedłem do schodów czekając na Samantę, blondynka Stanęła obok mnie.
-Wygląda nieziemsko, mówię ci, nie chciała odpuścić sobie tej kurtki, chociaż błagałam ją z tysiąc razy, przynajmniej na sukienkę dała się namówić, ale efekt jest bajeczny. Po chwili usłyszałem odgłos szpilek, zaraz potem zobaczyłem ją na schodach.
Zaparło mi dech. Wyglądała pięknie w tej sukience.
Stałem jak idiota przed nią pochłaniając ją wzrokiem. Nawet nie zauważyłem kiedy stanęła na przed ostatnim schodku patrząc mi prosto w oczy. Teraz byliśmy nawet równi.
-Wyglądasz....wow.-wykrztusiłem.
-A ty wyglądasz słodko, szczególnie w tych niebieskich włosach-oznajmiła całując mnie w policzek.
Pożegnaliśmy się z Suzy po czym ruszyliśmy w stronę restauracji.
Droga zajęła nam nie całe 15 minut, gdy weszliśmy do ekskluzywnego lokalu zajęliśmy zamówione przeze mnie miejsca.
-Jak tu ślicznie!-uśmiechnęła się do mnie oglądając wystrój.
Była to jedna z nowszych, modniejszych i droższych restauracji.
Nie było tam krzeseł, a kanapy w kształcie półkola, można była zamówić stolik na pięć osób, dziesięć lub dwie. Znajdował się tam też parkiet, na którym można było tańczyć. Kelnerzy byli bardzo mili, tylko jeden mi się nie podobał...cały czas gapił się na Sam maślanymi oczami i nawet odstraszanie go wzrokiem nic nie pomogło.
-Przestań tak go straszyć, bo jeszcze na zawał zejdzie!-zaśmiała się dziewczyna patrząc to na mnie to na kelnera ze śmiechem.
-Ale on się na ciebie gapi!-poskarżyłem się.
-A ja, nie widzę świata poza tobą, do tego większość kobiet tutaj, gapi się na ciebie i jakoś nie sztyletuje ich wzrokiem.
-Nie jesteś zazdrosna?-zapytałem z uśmiechem.
-Nie, bo wiem, ze jesteś tylko mój, ty mały pocieszycielu-mruknęła całując mnie, odwzajemniłem pieszczotę.
Dzisiaj nazwała mnie już dwa razy pocieszycielem. Jak wracaliśmy z pracy, zauważyłem na oko 16 letnią dziewczynę płaczącą na ławce. Podszedłem do niej i spytałem się co się stało. Okazało się, że chłopak ją rzucił. W tedy przytuliłem ją, dałem bukiet tulipanów i powiedziałem, żeby się nie przejmowała, bo na pewno znajdzie sobie chłopaka, który z pewnością będzie ją kochał, a ten chłopak co ja rzucił w ogóle na nią nie zasługuje. Po tych słowach dziewczyna uśmiechnęła się lekko i podziękowała, zrobiło mi się ciepło na sercu, cieszyłem się, że mogłem pomóc i, że poprawiłem jej humor.
Oderwaliśmy się dopiero, gdy do naszego stolika podszedł kelner.
-Co państwo zamawiają?-zapytał uprzejmym tonem.
-Co zamawiasz skarbie?-zapytałem z uśmiechem.
-Poproszę...hmnn..-spojrzała na menu.-japoński specjał i sałatkę grecką.
-A dla pana?-zapytał kończąc notować zamówienie.
-Poproszę pierogi z owocami morza.
Kelner odszedł.
-No to o czym chciałeś rozmawiać?-zapytała kładąc głowę na ręke.
-O nas, o naszej przyszłości.
-Właśnie propo...chcę Ci coś powiedzieć.-odpowiedziała.-Riker...zanim już na sto procent zaczniemy ze sobą chodzić, to chcę cię przed czymś ostrzec, ja jestem psychiczna...
-Kto Ci takich głupot naopowiadał Sam?-zapytałem zły.
-Riker...ja...ja go widziałam i go słyszałam, to nie jest normalne.-szepnęła.
-Co? Kiedy? Czemu dopiero teraz się o tym dowiaduje?-pytałem nic nie rozumiejąc.
-Dzisiaj w pracy.-spuściła głowę.
-Nie będziesz chodziła do tej pracy, zwolnisz się i to jeszcze dzisiaj, albo najlepiej dzwoń teraz.-powiedziałem stanowczo.
Ta praca źle na nią działa, Bardzo źle...
-To nie będzie konieczne, wyrzucili mnie, za zatajanie prawdy.
No i dobrze zrobili!
-Przykro mi.-powiedziałem.
-Och, nie kłam, wiem dobrze, że się cieszysz.-warknęła z uśmiechem.
Ja tylko się wyszczerzyłem, na co ona zachichotała.
-Ale to TY chciałeś rozmawiać, więc mów.
-Och...okej. Wiesz dobrze, że cię kocham, cały moim sercem, nikogo nie kochałem tak bardzo jak Ciebie...
-Tak, wiem.-przerwała mi.-Ja ciebie też.
-No więc..
-Nie zaczyna się zdania od..
-Dobra wiem! A teraz proszę cię nie przerywaj mi.
-Dobra, dobra.-skrzyżowała ręce na piersi.-to ty się pośpiesz.
-Chciałem się zapytać...co Ty na to, żeby razem zamieszkać? Nie mówię, że teraz!-dodałem szybko.- Najpierw musimy znaleźć takie mieszkanie, które będzie idealne dla nas i dla naszych dzieci, nie patrz tak na mnie, wiem, dzieci po ślubie, a ślub po zaręczynach, zaręczyny będą gdzieś w wakacje, ale zamieszkać razem możemy wcześniej, prawda?
-Stop. Stop. Stop. -przerwała mi.-Zaplanowałeś całe życie?
-Nie, najbliższą przyszłość. Najpierw razem zamieszkamy, potem się zaręczymy, parę miesięcy później weźmiemy ślub, następnie urodzisz synka, Louisa, później córeczkę Lily, wychowamy je i...
-Riker.-znów mi przerwała.- Czy tu naprawdę nie chcesz cieszyć się życiem, póki jeszcze możemy? Mów o co chodzi, bo to jeśli TY najbardziej spontaniczny chłopak coś planuje, a jeśli planuje już życie, to jest bardzo, ale to bardzo źle.
-No bo ja...no...ten...myślałem, ze tego właśnie chcesz. Ustabilizować się, mamy już po 23 lata i no..
Przybliżyła się do mnie.
-Jesteśmy młodymi ludźmi, Riker, Wyszalejmy się, póki mamy jak, cieszmy się tą młodością bo ona szybko mija. Nic na siłę, wszystko przyjdzie z czasem. Jak będziemy gotowi to razem zamieszkamy, poślubimy się, urodzę ci tyle dzieci ile będziesz chciał, oczywiście, jak będziesz dawał pieniądze-uśmiechnęła się lekko.-i wychowamy je, a potem razem się zestarzejemy. Ale to wszystko przyjdzie, jak los tego zapragnie. Takich rzeczy się nie planuje.-pogłaskała mnie policzku.-Poczekamy z tym, dobrze?
Patrzyliśmy na siebie chwilę, w zupełnej ciszy, aż w końcu się uśmiechnąłem.
-Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Nie zrozum mnie źle, ale ja po prostu...nie chcę jeszcze dorastać.
-Ja też Riker, ja też.-odpowiedziała całując mnie w policzek.
Po chwili przyszedł kelner z naszym zamówieniem. Zjedliśmy, po czym poszliśmy na parkiet, leciała właśnie piosenka Ed'a Sheeran'a "Lego House"
I'm gonna pick up the pieces
And build a lego house
If things go wrong we can knock it down
But three words have two meanings
There's one thing on my mind
It's all for you
And it's dark and cold December
But I've got ya to keep me warm
If you're broken I will mend ya
And keep you sheltered from the storm that's raging on now
I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done
I think I love you better now
I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done
I think I love you better now, now
I'm gonna paint you by numbers
Then colour you in
If things go right we can frame it
And put you on a wall
And it's so hard to say it but I've been here before
Now I will surrender up my heart
And swap it for yours
I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
and out of all these things I've done
I think I love you better now
I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done
I think I love you better now
Don't hold me down
I think my braces are breaking
And it's more than I can take
And it's dark and cold December
But I've got ya to keep me warm
If you're broken then I will mend ya
And keep you sheltered from the storm that's raging on, now
I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done
I think I love you better now
I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done
I think I love you better now
I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done
I think love you better now
I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done
I think I love you better now
I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done
I will love you better now
-Wiesz co...możemy sobie zaplanować, że to będzie nasza piosenka. Bardzo mi się podoba.-mruknęła mi do ucha.-Tylko, przy naszej piosence musi stać się coś szczególnie ważnego..
-Jesteś moją jedyną.-szepnąłem wpijając się w jej usta, dzieczyna zarzuciła mi rece na szyje i oddała pocałunek z pasją.
-
Subskrybuj:
Posty (Atom)